BIULETYN STOWARZYSZENIA RODZINA
19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
NR 73 SIERPIEŃ 2021
Spis treści
1. ŚWIĘTO 19 PUŁKU ULANÓW WOŁYŃSKICH
2. SZARŻA 203 PUŁKU UŁANÓW POD CIECHANOWEM Płk inż. Zygmunt Podhorski
3.GENERAŁ ZYGMUNT PODHORSKI
Włodzimierz Majdewicz
4. CMENTARZ W OLEKSOWIE Hanna Irena Rola Różycka
5. ARTYLERZYŚĆI KONNI MAJORA JAWORSKIEGO Włodzimierz Majdewicz
6. FRAGMENTY PROZY Andrzej Stróg
7. ANDRZEJ STRÓG Włodzimierz Majdewicz
8. POŻEGNANIE STEFANA SARNY Hanna Irena Rola Różycka

Wydaje Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich




      Przedstawiamy kolejną relację oficera kawalerii zamieszczoną w Przeglądzie kawaleryjskim w dziale „Z Przeżyć bojowych”. Tekst dotyczy jednego z epizodów wojny polsko – bolszewickiej 1920 -1921. Autorem relacji pisanej w 1936 r. jest ówczesny płk inż. Zygmunt Podhorski. Ta krótka relacja pisana lekkim piórem mimo dramatyzmu akcji nie jest pozbawiona pewnej dozy humoru. Podajemy tekst w oryginalnym brzmieniu, zamieszczone u dołu stron w przypisy oraz fotografie pochodzą od redakcji Ułana Wołyńskiego.
      Przegląd Kawaleryjski 1936 grudzień R.13 Nr12      Z PRZEŻYĆ BOJOWYCH...
      Płk inż.. Zygmunt Podhorski

      SZARŻA 203 PUŁKU UŁANÓW POD CIECHANOWEM DNIA 8 SIERPNIA 1920 R.

      Dnia 7 sierpnia 1920 roku transporty 203. pułku ułanów, skierowane początkowo do Mławy, zostały cofnięte do Ciechanowa, gdzie pułk zaczął się wyładowywać. Był to dopiero 10 dzień jego egzystencji. Stworzony głównie z ochotników, którzy gromadnie, n a wezwanie Naczelnego Wodza, stawiali s i ę wraz z własnymi końmi w Kaliszu, pułk został uzupełniony jednym marszowym szwadronem oraz kilkunastoma podoficerami 3. pułku ułanów .
      Oficerowie przybywali z różnych formacji, jedynie zwarta grupa kilku oficerów z rotmistrzem Adamem Zakrzewskim na czele, przybyła z 3. pułku ułanów.
      Rozkazem Ministra Spraw Wojskowych zostałem wyznaczony na dowódcę pułku. Objąłem dowództwo pułku w dniu l sierpnia. Już 3-go czy 4-go sierpnia otrzymałem rozkaz natychmiastowego załadowania się pułku i wymarszu na front.
      Ledwo zdążyłem podzielić pułk na szwadrony, wyznaczyć dowódców szwadronów. Odnosiło się wrażenie, że ma się 800 ułanów, 800 koni, tyleż siodeł, lecz wszystko to nie jest zgrane i luzem chodzi. Karabinów, c. k. m., lanc, szabel i kuchen polowych nie było wcale. W takim stanie pułk został załadowany i ruszył. W przejeździe przez Łódź otrzymałem: lance, szable, oraz znajdujące się jeszcze w pakach, nowe karabiny angielskie wraz z dużą ilością amunicji do nich, wreszcie 2 c. Obsadę dowódczą203 Ochotniczego Pułku Ułanów stanowili: mjr. Zygmunt Podhorski, rtm. Adam Bogoria Zakrzewski i rtm. Tadeusz Krupski. Dowódcami szwadronów byli: por. Włodzimierz Lizoń, por. Wincenty Koziełł – Poklewski, ppor. Zygmunt Falken – Płachecki oraz ppor. Stefan Leski - dowódca szwadronu karabinów maszynowych. k.m-y
Obsadę dowódczą 203 Ochotniczego Pułku Ułanów stanowili: mjr. Zygmunt Podhorski, rtm. Adam Bogoria Zakrzewski i rtm. Tadeusz Krupski. Dowódcami szwadronów byli: por. Włodzimierz Lizoń, por. Wincenty Koziełł – Poklewski, ppor. Zygmunt Falken – Płachecki oraz ppor. Stefan Leski - dowódca szwadronu karabinów maszynowych.
     
Poleciłem w wagonach rozdzielić tę broń, oficerom zaznajomić sięz nowymi karabinami i nauczyć ułanów jak sięz nimi obchodzić. W przejeździe przez Warszawę dostałem następujący rozkaz od ówczesnego Szefa Sztabu ś.p. gen. Rozwadowskiego:"Pomiędzy Ostrołęką a Chorzelami powstała luka, tę lukę trzeba zatkać, pułk musi osiągnąć Mławę, skąd marszem skieruje się w rejon Chorzele, nawiązując łączność z gen. Karnickim”.
      Do dziś dnia nie wiem dlaczego do Mławy nie dojechałem, choć się już tam znajdował pierwszy mój transport. W Ciechanowie zostałem zatrzymany. Przyszedł rozkaz wyładowania się. Transport z Mławy został tu również ściągnięty. Wgodzinach południowych zacząłem się wyładowywać. Z powodu małej rampy, dozwalającej do podstawienia zaledwie kilku wagonów, idzie to bardzo opieszale. W dodatku ułani czynią to niewprawnie, często nie wiedzą co mają robić. Dowiaduję się nadworcu, że w koszarach znajdują się szwadrony zapasowe 4. i 7. pułku ułanów. Jadę tam, by się dowiedzieć, czy są jakieświadomości z frontu, oraz czy nie wiedzą, gdzie może się obecnie znajdować dywizja gen Karnickiego. Na dworcu pozostawiam mego zastępcę rtm. Zakrzewskiego i polecam mu przyspieszyć wyładowanie.
      W koszarach zastaję dowódcę szwadronu zapasowego 4 - go pułku ułanów, który zarazem jest dowódcą całości. Oba szwadrony mają każdy po 2 plutony. Cały dobytek i piesi zostali już wyewakuowani. Dwa plutony 7. pułku ułanów, pod dowództwem por. Bukraby wysłano do Przasnysza. Przed chwilą nadszedł meldunek, że musiały się wycofać z Przasnysza, który zajęły większe oddziały kawalerii nieprzyjaciela.
      Obliczam odległość, dzielącą Ciechanów od Przasnysza i dochodzę do wniosku, że jeżeli bolszewicy będą się dalej posuwać, mogą już wieczorem, względnie w nocy osiągnąć Ciechanów. Do tego czasu w tym tempie, w którym się wyładowuje pułk, może się zdarzyć, że bolszewicy osiągną Ciechanów zanim zdołam wszystko mieć w ręku, nie mówiąc już o taborach.
      Decyduję się przeto wysłać natychmiast w kierunku na Przasnysz to co jest gotowe do marszu, aby przykryć dalsze wyładowanie pułku. Wracam nadworzec, objaśniam rtm. Zakrzewskiego o położeniu.
      Z miłym zdziwieniem dowiaduję się, że jeden szwadron już jest gotów, a drugi zaraz będzie. Mogłem więc dysponować całym dywizjonem. Rozkazuję mu objąć dowództwo nad obu tymi szwadronami: l. por. Lizonia i 3. por. Płacheckiego i ruszyć natychmiast, nawiązać styczność z nieprzyjacielem, meldowanym w Przasnyszu, a w razie posuwania się jego na Ciechanów, opóźniać go.
      Pragnę mieć dosyć czasu dla skoncentrowania reszty pułku i wyładowania taboru pułkowego. W miarę wyładowania szwadronów, będę je zbierał na wschódod Ciechanowa; moje miejsce postoju przewiduję w folwarku Przedwojewo. Koło godziny 19 dywizjon wyruszył. W międzyczasie zameldowano mi, że por. Bukraba, naciskany przez nieprzyjaciela, cofa się do koszar, wobec czego między nieprzyjacielem a Ciechanowem żadnego oddziału własnego nie ma. Tym bardziej byłem zadowolony, że w tym kierunku pomaszerował rtm. Zakrzewski.
      W ciągu godzin wieczorowych miałem już w Przedwojewie: 4. szwadron por. Taubego, jedyne posiadane w pułku 2 c. k. m. i pluton łączności, który coprawdanie był dostatecznie przygotowany do pełnienia swojej funkcji; traktowałem go jako duży pluton liniowy. 2. szwadron por. Koziełł-Poklewskiego, po wyładowaniu miał w nocy również przybyć do Przedwojewa. Tabor był jeszcze zawagonowany, i dobrze jeżeliby nad ranem mógł osiągnąć pogotowie marszowe. W nocy, będąc już w Przedwojewie, dostałem meldunek od rtm. Zakrzewskiego, że w połowie drogi, pomiędzy Ciechanowem a Przasnyszem, natknął się nanieprzyjaciela. Ocenia, że jest to jego ubezpieczenie. Pozostaje z nim w styczności i rozpoznaje.
      Wiadomość ta była dla mnie bardzo cenną, dowodziła bowiem, że skoro nieprzyjaciel się ubezpiecza, widocznie zatrzymał się na nocleg, a więc teraz, bezpośrednio mi nie zagraża. Dawało mi to trochę czasu do uporządkowania pułku. O świcie usłyszeliśmy strzały, niebawem przyszedł meldunek od rtm. Zakrzewskiego, że dywizjon jest spychany przez silniejszą kawalerię nieprzyjaciela. Ma zamiar obsadzić 3. szwadronem, w szyku pieszym, miejscowość Dzbonie. Przy sobie mam 4. szwadron, pluton łączności i 2 c. k.. m; 2 szwadron jeszcze nie przybył. Na wszelki wypadek alarmuję te oddziały. Obsadzam folwark Przedwojewo bronią maszynową. Pluton łączności ubezpiecza mi skrzydła. 4. szwadron ma byćw pełnym pogotowiu. Czekam na dalszy bieg wypadków i wiadomości od rtm. Zakrzewskiego. Posyłam gońca w celu odszukania 2. szwadronu i natychmiastowego skierowania go do Przedwojewa.
      Złości mnie to marudzenie tego szwadronu. Idę na wschodni skraj ogrodu, gdzie dowódca szwadronu ustawia swe karabiny maszynowe. Są one doskonale zamaskowane w krzakach. Mają dobre pole obstrzału. Z mego punktu obserwacyjnego, przy karabinach maszynowych, widzę m. Dzbonie i wzgórza, leżące po obu stronach tej miejscowości. Zakrywają mi one dalszy wgląd na wschód.
      Między 6 a 7 rano, słyszę ponownie strzały z rejonu Dzbonie. Na wzgórzach ukazują się jeźdźcy. Przyglądam się przez lornetkę i poznaję, że sąto nasi. Za ogrodem stoi już przy koniach w pełnej gotowości 4. szwadron. Po chwili nasi jeźdźcy dość szybko zjeżdżają ze wzgórzw naszym kierunku. Strzały w Dzboniach nie milkną. Spostrzegam koniowodów, którzy wchodzą domałej wioski, leżącej pomiędzy Przedwojewem a Dzboniami. Domyślam się, że tokoniowodni 3. szwadronu. Za odchodzącymi naszymi jeźdźcami, ukazuje się chmara innych jeźdźców. Poznaję, że sąto Kozacy, którzy otaczają Dzbonie, a częściowo, galopują za cofającymi się ułanami. Nie mam chwili do stracenia. Wściekam się na 2. szwadron , żego jeszcze niema. Siadam na koń i galopuję do 4. szwadronu: podaję komendę "na koń". Dość sprawnie szwadron dosiada koni. Objaśniam por. Taubemu, jaka jest sytuacja, uprzedzam, że zaraz ruszymy do szarży, w celu umożliwienia wycofania się l. i3. szwadronu. Zapominam w tej chwili, że mamdo czynienia z żołnierzem niewyćwiczonym. Por. Taube podaje komendy, większość ułanów nie rozumie czegochce od nich dowódca szwadronu. Zaczynamy tłumaczyć ułanom o cochodzi. Plutony się rozjeżdżają, ustawiamy ich mniej więcej w jednej linii i wreszcie ruszamy kłusem.
     
      W tej chwili ukazuje się l. szwadron, który galopem wycofuje się do Przedwojewa. Jest też przy nim rtm. Zakrzewski, który mi melduje, że 3. szwadron pozostał w Dzboniach i jest otoczony. Wołam o rtm. Zakrzewskiego, by zawrócił l. szwadroni szarżował w drugiej linii za 4. Trzeba koniecznie odbić 3. szwadron. Sam zaś z 4. szwadronem, rzucamy się do szarży na Kozaków, nasiadających już dość blisko na l. szwadron. Pędząc, oglądam się za siebie i spostrzegam, że moi ochotnicy dzielnie wyrywają naprzód, nastawiają lance, wymachując szablami i głośno krzyczą "hurra".
      Szyk, w jakim to wszystko cwałuje, najtrafniej byłoby chyba określić - "Kupą, Mości panowie". Jesteśmy coraz bliżej, wkrótce musi nastąpić spotkanie i walka wręcz.
      Z trwogą myślę co z tego wyniknie. Znów spoglądam za siebie, szwadron pędzi, za nimi spostrzegam l.szwadron, który również szarżuje. Niespodziewanie dla mnie, Kozacy gwałtownie zawracają i zmykają przed nami. Dodaje to nam animuszu, pędzimy dalej za nimi. Dobiegamy już do wzgórz, spostrzegam, że 3. szwadron, pieszo się wycofuje. Jestem uradowany, zdążyliśmy na czas, by gouratować. Mijam grupę ułanów, niosą ciężko rannego dowódcę szwadronu, por. Płacheckiego. którymimo rany coś wesoło i radośnie wykrzykuje, kiwado mnie czapką. Osiągnąwszy wzgórza Dzbonie, zatrzymuję szwadrony.
      Nie chcę się zbyt daleko angażować: grozić mi może przeciwnatarcie przeważających sił, jak również uderzenia ze skrzydła. Wyczuwam, że tego dywizjon nie byłby zdolny wytrzymać, a wtedy mogłaby być klęska. Powoli zbieram szwadrony i zaczynam stopniowo wycofywać się do Przedwojewa. Dywizjon jeszcze nie osiągnął pół drogi, gdy spostrzegam, że Kozacyznów spuszczają się ze wzgórz, i lada chwila mogą nas zaszarżować. Nie jestem pewien, czy 3. szwadron zdołał już dojść do Przedwojewa. Polecam rtm. Zakrzewskiemu dołączyć do 3. szwadronuobsadzić nim wschodni skraj Ciechanowa, odnaleźć 2. szwadron, zarządzić co do taboru pułkowego, by odszedł do tyłu. Wreszcie, by c. K. T., pozostawione w Przedwojewie, były gotowe do przykrycia odwrotu l.i4. szwadronu. W tej chwili spostrzegam, że kozactworusza do szarży. Postanawiam, krótkim nawrotem, przeciwuderzyć, odpędzić ich dalej, a potem wycofać się, pod przykryciem c. k ..m.. do Ciechanowa. Zawracam ponownie l. i4. szwadron i szarżujemy, oczywiście, "Kupą, Mości panowie". Kozacy znów nie wytrzymują, uciekają. Obawiam się zbyt daleko za nimi pędzić. Za wzgórzami Dzbonia mogą się dla nas kryć wielkie niespodzianki. Nie chcę ryzykować. Nie dojeżdżając do nichna kilkaset kroków, zwalniam bieg i zatrzymuję szwadrony. Kozacy, widząc to, robią to samo. Jest dłuższa chwila w którejobie linie stoją na przeciw siebie, w odległości nie większej od 100-150 kroków. Zaczyna mi się zimno robić. Co będziejak Kozacy ruszą? Niewyćwiczeni moi ułani nie wytrzymają w walce wręcz ze starymi kawalerzystami, jakimi są Kozacy. Zupełnie podświadomie wołam na głos: "Strzelać z koni" i sam z parabellum daję pierwsze strzały. To tu, to owdzie, zaczyna nasza linia strzelać, wkrótce coraz rzęsiściej. I co zaradość, grupy kozaków zaczynają odchodzić.
     
      Powoli zawracam moje szwadrony, pozostawiając oddziały styczności, które wciąż z koni ostrzeliwują nieprzyjaciela. Kozacy zobaczywszy nasz odwrót, szybko zawracają i szarżują. Za nimi ze wzgórz spuszczają się nowe oddziały, zaczyna grać jakiś c. k. m. nieprzyjacielski.
      Rozumiem, że z powrotem szarżować już nie mogę, chodzi mi tylko teraz o to, by ze szwadronami odskoczyć za Przedwojewo, a. c. k. m.-ami zatrzymać szarżujące kozactwo, aby mieć czas uporządkować się i następnie obsadzić Ciechanów. Szwadrony bezładnie zaczynają się cwałem wycofywać. Kozacy pędzą za nami, są niedalej, jak 200 do 300 kroków. Dopadam do parku c.k.m stoją na stanowiskach. Wołam, by otworzono ogień. Obsługa coś majstruje, oba karabiny milczą, zacięły się, czas leci - Kozacy też...
      Sytuacja staje się beznadziejna. Jeżeli kozaków nie zatrzyma się, muszą oni dopędzić nasze szwadrony, na przeprawie przy moście, zaraz za Przedwojewem. To może być klęską i w dodatku na karkach cofających się ułanów z łatwością mogą opanować Ciechanów. Podaję prawie beznadziejny rozkaz do obsługi c k.m.: "Strzelać z karabinów". Natychmiast niemal pada najpierw kilkanaście strzałów. Nie wierzę swym oczom: co strzał to kozak się wali. Ułani spokojnie i pewnie strzelają dalej. Nie zdążyli chyba wystrzelać po jednym magazynku, gdy ze 20 kozakówjuż leżało.Wśród szarżujących kozaków spostrzegam zamieszanie, czołowi cofają się, widocznie to udziela się i dalszym, gdyż niebawem cała ława kozacka ucieka. Dzielni ułani, w dalszym ciągu strzelają, wydatnie siejąc śmierć.
      Sytuacja uratowana. Rozkazuję zdjąć c. k. m. i galopem wycofać się za szwadronami do Ciechanowa. Zbieg okoliczności chciał, że przyc. k. m. znaleźli się jedni z najlepszych strzelców, znani myśliwi: Andrzej Potwarowski, bracia Wyganowscy i inni, którzy z całą zimną krwią i opanowaniem potrafili w kilku swymi celnymi strzałami odeprzeć szarżę kozaków, zadając im bardzo poważne straty. Naprawdę, pułk im zawdzięczać musi, że uniknął klęski i został uratowany. Pułk trzema szwadronami zdołał obsadzić Ciechanów i czekał nieprzyjaciela. 2. szwadronu jeszcze nie było, pomaszerował za taboremi obsadził wzgórza na zachód od Ciechanowa. Z początku byłem mocno niezadowolony z tego szwadronu, jednak wkrótce musiałem mu przyznać, że dzięki obsadzeniu tych wzgórz, umożliwił pułkowi wycofanie z Ciechanowa, przyjmując na siebie cały ciężar walki.
      W 203 Ochotniczym Pułku Ułanów służyło wielu ziemian min.: Jan i Stefan Wyganowscy, Tadeusz i Jarosław Maringe oraz Andrzej Potworowski, który jako kapral bitwie pod Równem"umiejętnie dowodząc taczanką zmusił do odwrotu atakujących bolszewików"za ten czyn został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Tadeusz Maringe25 października 1920, kiedy „wraz z dwoma ułanami w rejonie m. Kostopola wysłany został na patrol. Przedostał się na tyły nieprzyjaciela, wziął jeńca i zdołał wrócić do oddziału. Za ten czyn został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Lucjan Maringe został dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, Krzyżem Walecznych odznaczony został również Tadeusz Wyganowski.

      Z Ciechanowa zostałem zmuszony pułk wycofać, mimo że od czoła stawił nieprzyjacielowi skuteczny opór, jednak zagrożony obejściem i oskrzydleniem od północy, nie byłem w stanie dłużej bronić miasta, i musiałem się zdecydować, na odskoczenie na zachód, za rzekę Łydynię. Pierwsza bitwa 203 pułku ułanów została zakończona.
      Ten dziesięciodniowy noworodek otrzymał swój chrzest bojowy, bardzo rzetelny. Szarżował dwukrotnie na straż przednią korpusu konnego Gaja. Prawdopodobnie miał do czynienia z czołową brygadą. Jego szwadrony poza tym potrafiły się bronić ogniem, jak 3. szwadron w Dzboniach, a potem pułk w Ciechanowie. Pułk miał znaczne straty: 2 oficerów rannych, przeszło 40 ułanów rannych i zabitych. Od tego dnia przestał być "Towarzystwem i pospolitym ruszeniem „Dalsza jego sumienna praca bojowa, postawiła go w jednym szeregu z najbardziej zasłużonymi pułkami naszej kawalerii. A teraz pytanie czy było celowe szarżować? Bezwzględnie tak! Był to jedyny sposób uratowania związanego w walce 3. szwadronu, który bił się w szyku pieszym. I to się powiodło. Szarża druga umożliwiła odwrót tego szwadronu oraz obsadzenia Ciechanowa, jak również ochroniła od klęski l.i 4. szwadron. Jaki był powód, ż e szarże kozaków się nie udały? Przecież był to żołnierz stary, wytrawny, a przeciw niemu stawał niewyćwiczony ochotnik 203. pułku ułanów. Widocznie duch zaczepny u kozaków był słaby. Lance w ręku ochotników odebrały kozakom ducha, unikali oni walki wręcz. Następną szarżę załamało kilku dobrych strzelców swymi celnymi strzałami, i zmusiło ławę kozacką d o zupełnego odwrotu.
     Reasumując musimy dojść do przekonania, że przewagę odniósł: l) duch, żołnierza polskiego, który przewyższał ducha kozaków,
2) lanca w dłoni Polaków, której nie posiadali Kozacy,
3) celny i opanowany ogień, który załamał ducha i szarżę kozaków.
Te fakty same zasiebie mówią; przyszli dowódcy kawalerii, mogą i powinni z tego wyciągnąć odpowiednie wnioski.

Za walki w 1920 r. 24 żołnierzy 203 Ochotniczego Pułku Ulanów został odznaczonych Srebrnym KrzyżemVirtuti Militari . 13 oficerów i 84 podoficerów i ułanów otrzymało Krzyż Walecznych: 8 oficerów i 9 podoficerów Krzyże Zasługi a 3 podoficerów Medale „Za ratowanie ginących” (przy topieniu się ułanów).Około połowy 1921 r., na bazie utworzonego 28 lipca 1920 r. 203 Ochotniczego Pułku Ułanów powstał 27. Pułku Ułanów przejmując jego tradycje bojowe z okresu wojny polsko-sowieckiej
1 2
3 4
1. Kapral Andrzej Potworowski kawaler Virtuti Militari. Fot. Wikipedia
2. UłanTadeusz Maringe kawalerVirtutiMilitari.Fot. Ogrody Wspomnień
3. Podchorąży Jan Wyganowski kawaler Virtuti Militari. Fot. z archiwum rodzinnego Stefana Wyganowskiego
4. Ułan Leonard Meringe odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Fot.bioretti-saga.pl

      Przedruk kolejnego archiwalnego tekstu z Przeglądu Kawaleryjskiego stwarza okazję do przypomnienia sylwetki jego autora późniejszego generała, dowódcy wielkich jednostek kawalerii.

Gen. ZYGMUNT PODHORSKI
(1981-1960)

     



      Zygmunt Podhorski,pseud. „Zaza” oficer sł. st. kawalerii WP, gen. bryg. Ukończył studia rolnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim (inż. rolnik). W czasie I wojny światowej oficer armii rosyjskiej (ppor.).Od lipca 1917 r. w Pułku Ułanów uczestniczył w bitwie pod Krechowcami (por.). D-ca szwadronu. Następnie w oddziałach polskich na Kubaniu.
      Na Ukrainie wspólnie z Lisem –Kulą prowadził działania dywersyjne. W 1918 r. wWarszawie ( rtm.) uczestniczył w odtwarzaniu pułku ( późniejszy 1 Pułk Ułanów Krechowieckich). Brał udział w odsieczy Lwowa. Wraz z pułkiem brał w zajmowaniu Pomorza (mjr). Od 27 VII.1920 r. d-ca 203 Ochotniczego Pułku Ułanów walczył w rejonie Ciechanowa. Od 1.IX.1920 do 29.VII. 1927 r. d-ca 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Po zakończeniu działań wojennych (ppłk). W 1924 r. awansował (płk). W 1927 r. ukończył wyższy kurs oficerski we Francji. Komendant Obozu Szkolnego Kawalerii w Grudziądzu, który przekształcił w Centrum Wyszkolenia Kawalerii.
      W latach 1929-1930 ukończył kurs w Centrum Wyższych Studiów Wojskowych.W latach 1935-1936 d-ca XIII Brygady. Od 1937 r. d-ca IV Brygady Kawalerii (gen. bryg.) 20.IX.- 6.X.1939 r. d-ca Grypy Operacyjnej Kawalerii „Zaza” w ramach SGO „Polesie” walczył pod Kockiem, Serokomlą i Wolą Gułowską. Po wyzwoleniu z niewoli zastępca d-cy Bazy II Korpusu. Włochy, Wielka Brytania. W 1946 r. d-ca 5 grupy brygadowej w Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia w Wielkiej Brytanii.Po 1947 r. osiadł w Londynie.Pisał dla „Bellony” i „Przeglądu Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii”, był współautorem pracy „Jazda polska w II wojnie światowej” (Londyn 1956).Staraniem Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiejopublikowano wspomnienia gen. Podhorskiego pod tytułem „Tak zapamiętałem...Wspomnienia i dokumenty od 13 marca do 10 października 1939 r.”.( Grudziądz 2002).
     Odznaczony był Orderem Virtuti Militari klasy V i IV, Orderem Odrodzenia Polski, Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Walecznych x 5 , Złotym Krzyżem Zasługi, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami, francuską Legią Honorową, i innymi. Zmarł w Londynie 12 września 1960 r. i tam został pochowany. Na podstawie decyzji Nr 100/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 31 marca 2006 roku patronem 8 Grudziądzkiego batalionu Walki Radioelektronicznej został gen. bryg. Zygmunt Podhorski.
Włodzimierz Majdewicz
Źródła:Tadeusz Kryska-Karski, Stanisław Żurakowski „GENARAŁOWIE POLSKI NIEPODLEGŁEJ” Editions Spotkania Warszawa 1991.Piotr Stawecki „Słownik biograficzny generałów Wojska Polskiego 1918-1939.Wyd. Belona Warszawa 1994.

Hanna Irena Rola Różycka
CMENTARZ W OLEKSOWIE


      Wieś sołecka Oleksów położona jest w dawnym województwie sandomierskim, obecnie w mazowieckim w Gminie Gniewoszów. Pierwsze wzmianki o Oleksowie pochodzą z XIII i XIV wieku znajdujemy również opisy w kronikach Jana Długosza.
      Była to wieś szlachecka,ostatnimi jej właścicielami byli Gniewoszowie z pobliskiego, mającego prawa miejskie Gniewoszowa. Historia założenia cmentarza w Oleksowie wiąże się z pochówkiem poległych Żołnierzy Królestwa Polskiego w bitwie pod Gniewoszowem z Rosjanami, stoczonej 8 sierpnia 1831 roku. Dowódcą Oddziału Powstańczego był ppłk Teodor Kalinkowski z Korpusu gen. Samuela Różyckiego Polacy ponieśli ogromne straty, poległo 300 bohaterskich powstańców.
      W tym czasie inne oddziały Korpusu z Jazdą Wołyńską Karola Różyckiego toczyły ciężkie boje pod Lipskim, Chodczą i Wola Solecką. W 2005 roku z inicjatywy ks. proboszcza parafii pod wezwaniem św. Stanisława w Oleksowie i wójta Gminy Gniewoszów utworzono dwie kwatery powstańcze, jedną z nich poświęcono pamięci Żołnierzy Powstania Listopadowego, a druga poświęcona została Powstańcom Styczniowym.


Fot. Hanna Irena Rola Różycka
      Podstawą urządzenia kwatery powstańczej są trzy płyty nagrobne poległych z trzema brzozowymi krzyżami.Szymona i Bruna Mireckichz Checheł kapitana Gwardii Wojsk Polskich oraz Antoniego Słomczyńskiego byłego oficera wojsk polskich Powstania Listopadowego.


Fot. Hanna Irena Rola Różycka
     


      Nad powstańczą kwaterą góruje krzyż z napisem „Polegli za Ojczyznę" 1831-1863 / 1914-1939.Napis na tablicy głosi: „Pamięci poległym Powstańcom Listopadowym 300 Żołnierzom Królestwa Polskiego dowodzonym przez ppłk Teodora Kalinkowskiego, którzy zginęli w bitwie z Armią Rosyjską stoczoną pod Gniewoszowem dnia 8 sierpnia 1831 roku" Społeczeństwo Gminy Gniewoszów. W sierpniu 2020 roku byłam na miejscu krwawych bojów naszych bohaterskich Powstańców Listopadowych i Styczniowych. W zadumie nad przeszłością oddałam należy hołd walczącym o wolność zniewolonej Ojczyzny! Cześć i chwała bohaterom!

ARTYLERZYŚĆI KONNI MAJORA FELIKSA JAWORSKIEGO


      W latach międzywojennych artylerzyści koni uważali się za elitę armii. Ten związany ściśle z oddziałami kawalerii specyficzny rodzaj artylerii zaliczany był do broni jezdnych.Artyleria konna charakteryzowała siędużą ruchliwością i sprawnością manewrową.Pododdziały artylerii konnej musiały towarzyszyć w marszu i w boju za kawalerii, posiadając przy tym umiejętność perfekcyjnego opanowania sprzętuartyleryjskiego i jazdy konnej .Artyleria konna służyła do wsparcia w walce kawalerii. W określonych sytuacjach wykonywanebyły działania zwane szarżami artyleryjskimi, polegały one na podjeżdżaniu w galopie pod pozycje nieprzyjaciela, błyskawicznym odprzodkowaniu i rozpoczęciu ognia. Artyleria konna mogła z zaskoczenia pojawić w krytycznym momencie boju by wesprzeć ogniem armatnim działanie kawalerii.
      W latach 1918 -1919 wiele powstających plutonów, pojedynczych baterii konnych, łączonych w miarę rozwoju w dywizjony artylerii konnej formowano przy jednostkach kawalerii.Taki pododdział artylerii konnej powstał również w 1919 roku przy Partyzanckim Szwadronie Jazdy Kresowej rtm. Feliksa Jaworskiego.
      Rotmistrz Wiktor Dzierżykraj Stokalski ziemianin z Kresów, współtwórca pierwszych formacji Feliksa Jaworskiegow swej pracy pod tytułem „Dzieje jednej partyzantki z lat 1917-1920” pisał: „Rok 1919...Straszny i pamiętny to rok dla wszystkich mieszkańców Kresów. Od chwili opuszczenia tego terenu przez okupantów, Niemców i Austriaków i upadku Skoropadskiego, ludność przeżyła 12 przewrotów politycznych. Rządy ukraińskie zmieniały się z rządami bolszewickimi i tak bez końca. Każda zmiana władzy niosła znękanej ludności nowe nieobliczalne ofiary w życiu i resztkach mienia.”
      Właśnie wtedy z początkiem 1919 roku rozrastający się Partyzancki Szwadron Jazdy Kresowej wówczas jeszcze rtm. Feliksa Jaworskiego znacznie zwiększył swoją siłę rażenia ogniowego. Od drugiej polowy stycznia 1919 roku zaczynają się dzieje zorganizowanego w ramach Szwadronu pododdziału artylerii konnej. Historia ta zaczyna się od momentu, gdy pod komendę rtm. Feliksa Jaworskiego zgłosiła się 60 osobowa zorganizowana grupa ochotników dowodzona przez kpt. Jerzego Golikowai jego brata Andrzeja artylerzystów z armii rosyjskiej.
      Służyli oni dotąd w tak zwanej „Warcie Hetmańskiej” sformowanej z Ukraińców i Rosjan przez hetmana Pawła Skoropadskiego , był tam również pluton złożony z Polaków. Kilka zadań tej dziwnej formacji poświęciła Zofia Kossak Szczucka w swej słynnej powieści „Pożoga” . W przedmowie do pierwszego wydania książki prof. Stanisław Estreicher określił powieść jako zjawisko niezwykłe: dokument historyczny i jednocześnie utwór literacki,. Dalej napisał:”...Książka jest istotnie niepospolita. Bije z niej szczerość, prawda i uczuciea wszystko to są przymioty w twórczości literackiej bardzo rzadkie.”. Pisarka jako mieszkanka Kresów spotkała się z tą zbrojną grupą i miała okazję do przyjrzenia się ludziom i wnikliwej o ceny ich postaw.
      „Zewnętrzna strona oddziału nie przedstawiała się bynajmniej świetnie. Tylko nazwa „Warty Hetmańskiej” brzmiała pompatycznie, nie odpowiadając treści, bo warta była podobniejszą do zwyczajnej bandy, nieumundurowanej i źle uzbrojonej. Zbieranina koni rożnej wielkości i maści, resztki dawnych mundurówi zwykłe chłopskie płótniaki, czapki wojskowe, chłopskie, i stare potworne „papachy”, ludzie różnorodni, dawni żołnierze Rosjanie, Polacy z III Korpusu, z luźnych oddziałów partyzanckich, miejscowi Rusini. Pluton polski (w którym komendę zachowano polską) stanowił jedyne istotne oparcie dowódcy, cząstkę stałą i bojową, na której można było polegać. Reszta przedstawiała żywioł wysoce niepewny, tchórzliwy i pochopny do zdrady przy każdej okazji. Trzymali się oddziału dlatego tylko, że płacił i w danej chwili był największą siłą. Podobnie zaś jak w oddziale Golikowa rzecz się miała wszędzie. Brak ludzi pewnych miał być w przyszłości jedną z głównych przyczyn upadku Hetmana.”
      15 stycznia 1919 r. szwadron rtm. Jaworskiego walczył z Ukraińcami pod Wojnicą niedaleko Włodzimierza. O świcie 16 stycznia szarżując na stanowiska ukraińskiej baterii natknął się na manewrującą kompanię piechoty, nie przerywając szarży rozbija piechotę i zdobywa 2 armaty i ciężki karabin maszynowy. Zwycięstwo okupiono krwawo w szarży poległ ppor. Jerzy Swiderski i dwóch ułanów, trzech ułanów zostało rannych. Stracono 23 konie. Dwie armaty w świetnym stanie technicznym z kompletnym osprzętem,wyposażeniem i zapasem amunicji okazały się niezwykle cenną zdobyczą.Zorganizowanie plutonu artylerii konnej i przeszkolenie obsługi mjr Jaworski powierzył artylerzyście kpt. Jerzemu Golikowowi.
      Warto w tym momencie powrócić do „ Pożogi” Zofii Kossak Szczuckiej, znajdziemy tam literacki portret kpt. artylerii Golikowa i jego podkomendnych. „Dowódca tego oddziału, kapitan Jerzy Golikow, starszy, i zastępca jego,Andrzej Golikow, młodszy, Rosjanie, ale urodzeni w Królestwie, władający doskonale polskim językiem, byli z zawodu artylerzystami. Przywiązanie dotego rodzaju broni otrzymali w dziedzictwie i spadku. Dziad ich był artylerzystą,ojciec również. Kochali działa, jak się kocha konie albo dzieła sztuki, i w tym zawodziebyli niezrównani. Jerzy Golikow głośnym był z tego, że nastawiał działa nakażdą odległość gołym okiem, bez przyrządów, i nigdy prawie nie chybiał. Obajbyli urodziwi, wysokiego wzrostu, nieustraszonej odwagi i wielkiej prawości. Długoletnia wojna zbyt twardą skorupą opancerzyła ich serca, by mogli się roztkliwiać nad pobitym chłopem albo namyślać długo nad wyrokiem śmierci, lecz dbali zawsze o postępowanie sprawiedliwe i z działalności swej nie ciągnęli nigdy żadnych osobisty korzyści.”
      Posiadanie zdobycznego sprzętu artyleryjskiego pozwoliło na sformowanie przy szwadronie rtm. Jaworskiego plutonu artylerii konnej pod dowództwem kpt. Golikowa. Pod Wojnicą zdobyte zostałydwie rosyjskie armaty polowe kal. 76,2 mm. wz. 1902 wyprodukowane w słynnych zakładach Putiłowskich w Petersburgu . Pierwotnie określane były w Rosji, jako armaty 3-calowe. Te nowoczesne szybkostrzelne armaty w tamtych latach ustępowały jedynie francuskim armatom 75 mm wz.1897 na nich zresztą ich konstrukcja była częściowo wzorowana. Armaty tego typu cechowała niezawodność a ich konstrukcja i szczegóły techniczne sprawiały, że nadawały się one na wyposażenie artylerii konnej . Do armat tego typu używane były dwa podstawowerodzaje pocisków: szrapnel i granat.Armatę obsługiwało siedmiu żołnierzy, poruszających konno. Zaprzęg działa i jaszcza stanowiło sześć koni ustawionych w trzy pary . Armaty te znane były pod popularnymi w żargonie artylerzystów nazwami „armata prawosławna” lub „putiłówka”.
      Mimo z braku czasu potrzebnego do pełnego wyszkolenia obsługi dział już 24 stycznia pluton artylerii konnej uczestniczył w walkach z Ukraińcami, którzy uderzyli na Włodzimierz Wołyński. „W Zarysie Historii Wojennej 19-go Pułku Ułanów Wołyńskich” mjr. Dezyderiusz J. Zawistowski odnotował: „Dnia 24 stycznia dowódca grupy zarządza natarcie na Włodzimierz. Piechota naciera z zachodu i północy, szwadron obchodzi Włodzimierz odwschodu. Po godzinnej walce Włodzimierz zostaje zdobyty, szwadron bierze 30 jeńców, 3 jaszcze z amunicją artyleryjską, dużą ilość karabinów, granatów ręcznych i materiału wybuchowego.”. Zdobytą amunicję wkrótce z pożytkiem skutecznie wykorzystał kpt. Golikow. W kolejnych dniach do szwadronu rtm. Jaworskiego zgłaszają się liczni i ochotnicy są to oficerowie i szeregowi żołnierze. Przybyło również 87 zdobycznych koni. Wkrótce stan szwadronu osiąga: 11 oficerów, 24 podoficerów, 176 szeregowych i 171 koni.
      2 lutego 1919 roku rosnący w siłą szwadron rozkazem inspektora jazdy otrzymuje nazwę „Dywizjon Jazdy Kresowej”. Pluton artylerii konnej kpt. Golikowa zostaje rozwinięty w czterodziałową baterię artylerii konnej. Posiadała wówczas 4 działa, 23 kanonierów i 18 koni. Stało się to możliwe po tym, gdy 20 lutego w czasie walk pod Torczynem, przy skutecznym wsparciu dział plutonu kpt. Golikowa, zdobyto między innymi 7 dział. Dwie zdobyte armaty pozostawiono na uzupełnienie baterii, a pozostałe 5 przekazano do dyspozycji dowództwa Frontu Wołyńskiego. Niestety przejściowo brakowało koni dla zestawienia dwóch zaprzęgów armatnich. Brakujący materiał koński zostaje w miarę walk z Ukraińcami uzupełniany. W tej sytuacji początkowo bateria walczyła w składzie dwudziałowego plutonu, wspierając ogniem armatnim podczas wiosennych walk na Wołyniu „Dywizjon Jazdy Kresowej „ rtm./mjr. Jaworskiego (awansowanego w marcu do stopnia majora).
      Walki w obszarze Poryck -Torczyn - Różyszcze trwały. Jeden z epizodów tak przedstawił mjr. Dezyderiusz J. Zawistowski:„Dnia 7 marca w czasie dalszej akcji na Torczyn, grupa mjr. Lisa - Kuli ponownie przeprowadza poprzedni manewr. Piechota atakuje ze strony zachodniej, północnej i wschodniej ”Dywizjon Jazdy Kresowej ”obchodzi Torczyn od południa i odcina nieprzyjacielowi odwrót. W czasie walki ginie bohaterską śmiercią major Lis-Kula . Dowództwo grupy obejmuje major Jaworski. O godzinie 3 dnia 8 marca Torczyn zostaje zdobyty. Wzięto do niewoli 4 oficerów 124 żołnierzy, zdobyto 4 armaty z zaprzęgiem i amunicją, oraz bogate tabory. Po tej akcji grupa wycofuje się do Włodzimierza.
      W pełni lata1919 roku na skutek rozkazu ministra spraw wojskowych z 26 lipca 1919 r.nastąpiło rozstanie ułanów mjr. Jaworskiego z artylerzystami kpt. Jerzego Golikowa.W pracy mjr. Dezyderiusza J. Zawistowskiego odnajdujemy lakoniczną wzmiankę.„Ubywa kapitan Golikow, który wraz ze zdobytymi przez dywizjon 9 armatami i 23 szeregowymi obsługi odchodzi do dyspozycji dywizji piechoty.”
      Baterię Konną kpt. Golikowa włączono do 10 pułku artylerii polowej, jako 7 baterię. Następnie rozkazem Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego z 7 sierpnia 1919 r. przemianowano ją na 2 baterię 5 Dywizjonu Artylerii Konnej.
      W luksusowo wydanej „Księdze Jazdy Polskiej” część księgi zatytułowana „Artyleria Konna” rozpoczyna się znamiennym zdaniem: „Jest rzeczą bodaj nie do pomyślenia mówić o jeździe polskiej, zarówno czasów minionych, jak i doby ostatniej, nie wspominając o artylerii konnej. Artyleria konna zjawia się w Polsce stosunkowo dość późno, ale odtąd towarzyszy kawalerii wiernie i stale.(...) Broń, z której szeregów wyszli Sowiński i Bem, najsławniejsi artylerzyści polscy, bohaterowie eposu polskich walk o niepodległość, ukazuje się na naszych polach bitewnych w momencie odrodzenia polskich sił zbrojnych po upadku starej Rzeczypospolitej, w dobie Legionów Dąbrowskiego i wojsk Księstwa Warszawskiego.”
      Na kartach: „Księgi Jazdy Polskiej” odnajdziemy skrótowo przedstawione dalsze losy i kolejne etapy chlubnego szlaku bojowego baterii kpt. Golikowa.Występującej odtąd oficjalnie jako 2 bateria 5 Dywizjonu Artylerii Konnej: „Ojcem 2 baterii dywizjonu jest oddział partyzancki rotmistrza Jaworskiego, przy którym to oddziale kapitan Jerzy Golikow, zimą z r. 1918 na1919 w czasie walk z Ukraińcami ze zdobytych na nich dział utworzył swą ,,Konną Baterię“. W końcu sierpnia r. 1919 bateria ta dobrze już zaprawiona w nieustannych bojach, wycofana do Staszowa wcielona zostaje do dywizjonu jako 2 bateria, po czym kompletnie zreorganizowana dnia 22 czerwca r.1920 odchodzi na front do 3 dywizji piechoty Legionów, działając w grupie kapitana Wolfa, we wsi Daniczowa pod Korcem przeciw Budiennemu, dnia 30 czerwca wskutek zaskoczenia traci wszystkie działa. Bateria na nowo organizuje się w Górze Kalwarii. W krytycznych dniach bitwy pod Warszawą w Górze Kalwarii utworzona została tzw. "Bateria alarmowa“, która nie biorąc już udziału w walkach przemianowana została na 3 baterię 5 dywizjonu. Dywizjon ten po raz pierwszy zebrał się w końcu16/19 sierpnia r. 1920 w okolicach Góry Kalwarii, w październiku zaś przydzielony do 3 brygady jazdy wyruszył na Wilno, potem w okolice Horodziei i Miru. Po wojnie 1 bateria dywizjonu odznaczona została orderem "Virtuti Militari". W grudniu r. 1919 rozpoczęte zostaje w Górze Kalwarii tworzenie 6 dywizjonu artylerii konnej, pod dowództwem b. dowódcy 1 baterii 4 dywizjonu rotmistrza Prażmowskiego.”
      Góra Kalwaria wzmiankowana już w XIII wieku należy do najstarszych miast Mazowsza. Miasto ma ciekawą historię i wiele cennych zabytków. Znajduje się tamna uboczu pewien obiekt mało znany i rzadko odwiedzany przez turystów.Z pewnością zainteresuje on pasjonatów historii i miłośników militariów. Usytuowany jest z dala od miasta na rozległej malowniczej równinie nadwiślańskich błoni.
      Na lewym brzegu Wisły na południe od mostu. Baczny obserwator dostrzeże go z drogi wiodącej na most.Na niewielkim kopcu ogrodzonym metalowym płotkiem stoi dobrze zachowany kamienny obelisk. Pokonując dwanaście stopni schodów z ciosów granitowych prowadzącychdo platformy na szczycie kopca, stajemy przed obeliskiem z wykutym napisem – „NA TEM MIEJSCU DNIA 3 SIERPNIA 1921 R. WÓDZ NACZELNY MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI DEKOROWAŁ KRZYŻEM VIRTUTI MILITARI ARTYLERZYSTÓW KONNYCH WSZYSTKICH DYWIZJONÓW STWIERDZAJĄC PO WSZE CZASY BOHATERSKĄ PRACĘ TEJ BRONI W WOJNIE ZE WSCHODNIM NAJEŻDŻCĄ”
      Marszałek Józef Piłsudski dekorował wówczas najwyższym polskim odznaczenie bojowym 133 oficerów i żołnierzy artylerii konnej za udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. Krzyżami orderu Virtuti Militari. Odznaczone zostały ponadto 4 baterie z 1, 3, 4 i 5 Dywizjonów Artylerii Konnej. Odbyła się wówczas w tym miejscu msza polowa i defilada ośmiu Dywizjonów Artylerii Konnej, które brały udział w wojnie 1920 roku.
      Dzień 3 sierpnia na wniosek ppłk artylerii konnej Leona Dunin-Wolskiego od tego momentu został Świętem Artylerii Konnej.


Józef Piłsudski odznacza orderem Virtuti Militari artylerzystów konnych, 3 sierpnia 1921 r. (fot. zbiory Piotra Rytko)


      3 sierpnia 1931 roku z okazji 10 rocznicy dekoracji przez Marszałka Józefa Piłsudskiego Krzyżami Virtuti Militari artylerzystów konnych za bohaterskie czyny w wojnie polsko-bolszewickiej. w 1920 roku stanął na błoniach pomnik. Pomnik ufundowany został przez oficerów artylerii konnej Wojska Polskiego.Odsłonięcia obelisku w obecności delegacji dywizjonów artylerii konnej, miejscowych władz i licznych mieszkańców dokonał artylerzysta, inspektor armii gen. dywizji Juliusz Rummel. Odtąd każdego roku w dniu 3 sierpnia delegacje artylerzystów i innych rodzajów broni oraz przedstawiciele władz miasta, młodzież i mieszkańcy Góry Kalwarii aż do wybuchu II wojny światowej składali pod obeliskiem kwiaty.


Obelisk na błoniach w Górze Kalwarii. Fot. Włodzimierz Majdewicz



      Szczególnie podniosła uroczystość odbyła się w niedzielę 11 października 1936 r. Całe miasto przybrało odświętny wygląd, domy udekorowano biało-czerwonymi flagami i kwiatami. Na środku błonia, ze wzgórza miejskiego, widać było pomnik- obelisk gdzie Marszałek Józef Piłsudski 15 lat temu dekorował artylerzystów konnych. Dziennikarz relacjonujący uroczystość odnotował. „Na szaro zielonej równi widniały z dala żywymi barwami flagi, jak najpiękniejsze kwiaty. Przed godziną jedenastą wyległa ludność Góry Kalwarii: Przez pola i łąki ciągnęli chłopi z okolicznych wsi. Teraz na błonia maszerowało wojsko. Najpierw bateria honorowa artylerii najcięższej. Ustawiła się w szyku rozwiniętym przed ołtarzem, za nią organizacje i związki, oraz liczne szeregi dywizjonów artylerii konnej i w końcu młodzieży szkolnej”.
      Na końcu przybyli goście najważniejsi – ci, którym Józef Piłsudski osobiście 15 lat wcześniej przypinał krzyż Virtuti Militari. Wtedy było ich 133, niewielu ich zostało, zabrakło również Marszałka, który zmarł w maju 1935 roku. Dziennikarz pisze: „Ustawili się ramię przy ramieniu. Na piersiach każdego z nich krzyże Virtuti Militari, Jego rękami przypięte. Dalej delegacje wszystkich dywizjonów konnych z dowódcami na czele. Artyleria jedzie. Z łoskotem toczą się działa po cichych uliczkach Góry Kalwarii, potem wpadają na miękki kobierzec błonia i cichną nagle”.
     
      O godzinie 11.00 na błonia przybyli dostojni goście, inspektor armii gen. dyw. Juliusz Rómmel, dowódca 1 Brygady Kawalerii gen. bryg. Bolesław Wieniawa -Długoszowski, gen. bryg. Edmund Knoll-Kownacki dowódca DOK VII w Poznaniu, oraz grupa wyższych oficerów. Orkiestra wojskowa odegrała hymn. Mszę polową celebrował ks. kapelan Słonimski. Generał Rómmel oddał hołd pomnikowi artylerii konnej. Orkiestra zagrała hymn.
     Dziennikarz relacjonował; ”Płk Dunin-Wolski wygłosił piękne żołnierskie przemówienie, w którym wspomniał uroczysty dzień 3 sierpnia 1921 i jego wielkie znaczenie dla artylerii konnej. Przemówienie swoje płk Dunin-Wolski zakończył słowami: W dniu dzisiejszym zjechało się wielu uczestników podniosłej uroczystości sprzed 15 lat, z panem inspektorem armii, gen. dyw. Rómmlem i gen. bryg. Wieniawą-Długoszowskim na czele. Przybył również twórca artylerii konnej Legionów, obecny dowódca gen. Knoll-Kownacki. Zjechało się wielu starych artylerzystów konnych, dekorowanych w tamtym dniu krzyżem Virtuti Militari, a także wielu młodych artylerzystów konnych, którzy pójdą w ślady swych bohaterskich starszych kolegów, porwani ich przykładem”.Na zakończenie odbyła się defilada. Jako pierwsi maszerowali nieliczni weterani, którym przypadł zaszczyt otrzymania z rąk Marszałka najwyższej nagrody za żołnierskie męstwo Krzyży Virtuti Militari. Defilowały delegacje wszystkich Dywizjonów Artylerii Konnej dowódcami na czele. Po nich defilowała Bateriaartylerii najcięższej. Na koniec przemknął galopem Dywizjon Artylerii Konnej, postawą swoją wywołując podziw i oklaski zgromadzonej ludności.
      Obelisk w Górze Kalwarii nie przetrwał zawirowań dziejowym. Istnieją dwie sprzeczne wersje dotyczące jego historii. Według pierwszej obelisk zdemontowano i zakopano na początku okupacji niemieckiej, aby ten sposób udało się ocalić go przed nieuchronną likwidacją. Według drugiej wersji pomnik wojnę przetrwał na swoim miejscu, zniszczono go i zakopano jesienią 1951 r. na wniosek Komitetu Miejskiego PZPR i przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej.Dopiero przemiany ustrojowe i starania Społecznego Komitetu Budowy Pomnika pozwoliły na wykopanie, odbudowanie i ponowne odsłonięcie obelisku w dniu 11 czerwca 1989 roku. Obecnie jest to miejsce patriotycznych demonstracji. Będąc w Górze Kalwarii trzeba zobaczyć to miejsce. Obelisk, mimo że jest widoczny i dostępny z drogi krajowej nr. 50 jest rzadko odwiedzany przez turystów z powodu braku wyraźnego oznakowania obiektu.


Święto 3 maja 1938 Dywizjon Artylerii Konnej na Polu Mokotowskim w Warszawie. Fot.NAC.
Dywizjon Artylerii Konnej w marszu. Fot. NAC.


     
      Warto kilka zdań poświęcić armacie bohaterce tej opowieści. Po zakończeniu zmagań wojennych, na początku lat 20. XX wieku rozpoczęto unifikację różnorodnego sprzętu posiadanego będącego w posiadaniu Wojska Polskiego. Dotyczyło to również różnych typów dział, pochodzących od byłych zaborców. Trzeba tu nadmienić, że w latach 1919 -1920 mjr Feliks Jaworski na czele podległych oddziałów kawalerii zdobył 43 armaty rożnego typu .
      Wśród zdobytego przez Wojsko Polskie sprzętu artyleryjskiego dużą liczbę stanowiły zdobyczne rosyjskie armaty polowe wz. 1902 kalibru 76,2 mm.Armaty tego typu cechowała niezawodność a ich konstrukcja i szczegóły techniczne między innymi ważna rolę odgrywał tu nisko umieszczony środek ciężkości, gwarantujący stabilność armaty podczas szybkiej jazdy i przy gwałtownych skrętach w trakcie manewrowania.Armaty nadawały się na wyposażenie artylerii konnej.
      Do armat tego typu używane były dwa podstawowerodzaje pocisków: szrapnel i granat. Armatę obsługiwało siedmiu żołnierzy, poruszających konno. Zaprzęg działa i jaszcza stanowiło sześć koni ustawionych w trzy pary . Armaty te znane były w żargonie artylerzystów pod nazwami „prawosławna” lub „putiłówka”. Postanowiono, że liczne posiadane przez wojsko armaty wz. 1902 staną się podstawową bronią dywizjonów artylerii konnej. Zapadła decyzja przekalibrowania armat wz.1902 tak by miały wspólną amunicję z francuskimi armatami polowymi wz. 1897 (75 mm). Zadanie to wykonały Zakłady Starachowickie. Zmodernizowane działo pod oznaczeniem 75 mm armata wz. 1902/26 przekazano na użytek artylerii konnej,plutonów artylerii w pułkach piechoty oraz jako uzbrojenie pociągów pancernych.
      W czasie kampanii wrześniowej armaty polowe 75 mm wz. 1902/26 doskonale sprawdziły się w oddziałach konnej artylerii. Okazały się skuteczną bronią w starciach z niemieckimi czołgami. Największą bitwą, podczas której użyto armat wz. 1902/26 jako broni przeciwpancernej była bitwa pod Mokrą. Rankiem 1 września 1939 r. Wołyńska Brygada Kawalerii w ramach której walczył 2 Dywizjon Artylerii Konnej starła się z niemiecką 4. Dywizją Pancerną. Podczas bitwy 2. Dywizjon Artylerii Konnej zniszczył kilkadziesiąt niemieckich pojazdów.Podczas kampanii wrześniowej Wehrmacht wszedł w posiadanie pewnej liczby polskich armat wz. 1902/26 kal. 75 mm. Część z nich w używano w armii niemieckiej pod oznaczeniem 7,5 cm FK 02/26, uzbrojono w nie między innymi pociągi pancerne.


Rys. Księga Kawalerii Polskiej. Henryk Smaczny. Warszawa 1989.
Szkolenie działonu Artylerii Konnej. Fot. NAC

     

We wrześniu 1939 roku Dywizjony Artylerii Konnej przydzielone do Brygad Kawalerii w krwawych walkach przebyły ich szlaki bojowe zapisując kolejną chlubną kartę w dziejach tego rodzaju broni.
1 Dywizjon Artylerii Konnej im. gen. Józefa Bema z Warszawy walczył w ramach Mazowieckiej Brygady Kawalerii.
2 Dywizjon Artylerii Konnej im. gen. Józefa Sowińskiego z Dubna walczył w ramach Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Za walki w1939 roku odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
3 Lubelski Dywizjon Artylerii Konnej im. płk. Włodzimierza Potockiego z Wilna –Podbrodzia walczył w ramach Wileńskiej Brygady Kawalerii. 4 Dywizjon Artylerii Konnej Odsieczy Lwowa z Suwałk walczył w składzie Suwalskiej Brygady Kawalerii. Za walki w1939 roku 3 bateria 4 DAK odznaczona została Krzyżem Virtuti Militari.
5 Dywizjon Artylerii Konnej dyslokowany w Krakowie - Zakrzówku walczył w składzie Krakowskiej Brygady Kawalerii.
6 Dywizjon Artylerii Konnej im. gen. Romana Sołtykaze Stanisławowa walczył w składzie Podolskiej Brygady Kawalerii.
Jego 3 bateria za walki w 1939 udekorowana została orderem Virtuti Militari.
7 Wielkopolski Dywizjon Artylerii Konnej z Poznania walczył w ramach Wielkopolskiej Brygady Kawalerii. Za walki w1939 roku odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
9 Dywizjon Artylerii Konnej z Baranowicz walczył w składzie Nowogródzkiej Brygady Kawalerii. Za walki w1939 roku odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
11 Dywizjon Artylerii Konnej z Bydgoszczy walczył w składzie Pomorskiej Brygady Kawalerii.
13 Dywizjon Artylerii Konnej z Brodów walczył w składzie Kresowej Brygady Kawalerii.
14 Dywizjon Artylerii Konnej z Białegostoku walczył a ramach Podlaskiej Brygady Kawalerii



      Odznaka pamiątkowa Dywizjonów Artylerii Konnej Źródła:
Jan Ziółek Przegląd Historyczny 63/4,629-650 1972 Muzeum Historii Polski.
„Zarys Historii Wojennej 19-go Pułku Ułanów Wołyńskich”. Mjr Dezyderiusz J. Zawistowski. Warszawa 1930.
Czasy Nowożytne tom III /1997
Periodyk poświęcony dziejom polskim i powszechnym od XV do XX wieku Aleksander Smoliński(Toruń)
Ordre de Bataille jazdy i artylerii konnej Wojska Polskiego podczas polskiej ofensywy w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu (maj-czerwiec 1919 r.
Kurier Południowy. Wydanie piaseczyńsko-ursynowskie (nr 400), 2011-08-05

     

Prezentujemy trzy fragmenty prozy Andrzeja Struga, pisarza i legionisty,wachmistrza 1 PułkuUłanów Beliny-Prażmowskiego, za wybitną twórczość literacką nagrodzonego w 1927 r. nagrodą literacką im. Elizy Orzeszkowej i „Złotym Wawrzynem Akademickim” w1935 r. Pierwszy i drugi to fragmenty książki „Odznaka za wierną służbę”, autor nadal jej formę frontowego pamiętnika młodego ułana. Trzeci fragment opatrzony przez naszą redakcję tytułem „Wizyta” pochodzi z powieści „Pokolenie Marka Świdy”.

ANDRZEJ STRUG
fragmenty prozy     20 maja 1915.


      Niema już Lucyny.

      Skończyła tak cichutko i pięknie. I ona poległa za Polskę, choć nie mogła tego rozumieć. To był też żołnierz wierny, mężny, wytrzymały. Ach, jeszcze nie mogę się opamiętać i zrozumieć, że jej nie ma i już nie będzie nigdy. Jedna kula, śmierć i koniec. Fatalna wieś Mościce! Jak tylko wyszliśmy z lasu i zobaczyłem wolne, równe pole bezżadnej osłony, a na końcu daleko chałupy, od razu mi się to niespodobało. I puszczać ławą w takim terenie! Należało zostawić konie w lesie i puścić tyralierkę. Spieszony może się położyć, można przypaść w bruździe, czy pod miedzą i wstrzelać się spokojnie.
      Dostaliśmy trzy salwy od półszwadronu o pięćset kroków. Zawrócili nas, w cwał dopadliśmy lasu i z powrotem. Gdyśmy doszli, już nieprzyjaciel się ulotnił. Podprowadzili ku nam konie. Odczepiam moją. Łeb zwieszony. Cała zlana potem. Co takiego? Dostała gdzie? Ale gdzie? Obmacuję, szukam.
      Dopiero w derce dziura na wylot, na drugą stronę. Przywiązałem ją do płotu i rozpinam popręgi. Maleńkie otworki i prawie,że nie puściły farby. W nozdrzach różowa piana. Dyszy szybko, jak ten pies zziajany... Świszcze z niej przez te otwory uchodzące powietrze. Urwałem z koszuli szmatkę i zatkałem szczelnie oba otwory, co jej odrazu ulżyło. Dźwignąłem jej łeb, patrzę w oczy. Oczy mętne. Lucyna Lucyna! Nasz medyk Skulski powiada-krwotok wewnętrzny, zaraz zdechnie.- Toby już dawno zdechła. l taki szmat drogi przecie zrobiła... - Nic nieznaczy, tak zawsze bywa. Zostawili mnie z nią samego, porozłazili się wszyscy po wsi, jak to nasi.
      A ona stoi, tylko naciąga marszhauer coraz mocniej i mocniej. Ciągnie ją w tył i tylko na tym powodzie się jemu opiera. Podtrzymuję ją za łeb i pocieszam. A ona zarży tak cichutko przez zaciśnięte zęby. Na ten głos kochany, rozpłakałem się strasznie, a ona zaczęła podkulać kolana, chyli się, chyli i kładzie się na ziemi. Wtedy zdjąłem jej uździenicę niechże sobie swobodnie... Ukląkłem przy niej i wciąż mówię w kółko: Lucyna, Lucyna...
      Przechyliła się na bok, położyła łeb na ziemi, wyciągnęła nogi... Niema mojej Lucyny.
      Słów takich mi brak, żeby opowiedzieć dokładnie co to była za kobyła. Żeby mi dano araba, lub czystej krwi anglika, najszlachetniejszego irlandzkiego huntera, nigdy, przenigdy nie będę już miał do żadnego konia tego serca... Tak się zdarza tylko raz w życiu. Służyła mi wiernie i zdrowo od początku wojny.
      Zżyłem się z nią, jak z żadnym przyjacielem. Pół Polski na niej przemierzyłem. Do końca życia będę Cię wspominał, biedna dobra Lucyno! Jestem strasznie nieszczęśliwy, jestem opuszczony i samotny na świecie.


      Lubarka, sierpień 1915 r.


      Za co tego Belinę, żołnierze tak lubią? Klnie i krzyczy od rana do nocy, nikomu nie da dobrego słowa. Nie zaspokoi nigdy najsłuszniejszej potrzeby, gdy człowiek staje do raportu. Na wszystko nie i nie, a do tego z besztaniem, jakby chciał każdemu zrobić na złość i na przekór. Jeśli cośkolwiek da się u niego wrobić, to chyba przez jedynego Serwika, ordynansa, który z tego powodu jest w pułku wielką figurą. Zawsze ze wszystkiego był niezadowolony. Ani razu się jeszcze nie wydarzyło, żeby kogo pochwalił, a ileż dokonaliśmy morowych czynów bohaterstwa i poświęcenia? Zawsze wymaga do żołnierza ponad siły. Toć i nas czterech, gdyśmy na szpicy wpadli na rynku w Końskich na cały szwadron dragonów, zwymyślał jeszcze, żeśmy nie wzięli jeńców, jakby to nie było dosyć, żeśmy miedzy wytrzymali i zmusili ich do ucieczki. I tak zawsze. Każdy się stara jak dla samego siebie, a ten tylko choleruje. Do diabła z taką komendą. Czy on się kiedy zatroszczy o to, czy żołnierz ma co do gęby włożyć? A gania dniem i nocą. Niech no mu łącznik po nocy nie trafi na czas do jakiegoś cholernego Perekrestja czy to do jakowychś tak zwanych Lipek, które się przyśniły któremuś z Nałęczów w komendzie brygady. Nie mamy żadnych map, a zresztą na żadnej mapie nie może być miejsca, którego w ogóle nie ma. A do tego noc i nigdzie żywego ducha, żeby się spytać. No i cóż ? Lepiej mu się nie pokazywać na oczy z powrotem. Toć jeden nasz taki chłopczyna - nazywali go u nas Indorek – wyprawiony nocą z rozkazem do półkompanii w Podłuży (ani Podłuży nie ma, ani żadnej półkompanii tam nie było) bał się wrócić i nie wrócił zupełnie! Może w rozpaczy poszedł w stronę Moskali, żeby zginąć.
      Powiadali i tak, że się ze strachu przed Beliną powiesił, a konia sprzedał. Lubi on to powtarzać: „U mnie ułan wszystko musi potrafić, a jak nie marsz do piechoty”. Tak samo tez gadał „U mnie koń wszędzie przejdzie”. No i spróbował raz na Imaku wleźć na stromą ścianę glinianą w takim sandomierskim wąwozie. Długo popamięta, jak się oberwał na łeb. To znowu z tym siodłaniem na alarm. „W pięć minut szwadron ma stać gotowy!” Po nocy bez latarki - niech on sam sobie nadąży osidłać bodaj w cały kwadrans. Nie lubię ja takiej narwanej szkoły.
      Co dzień go przeklinamy i najmilsza u nas rozmowa to wymyślać na Belinę. A przy tym jednak wszyscy są do niego niezmiernie przywiązani i ja też. To bardzo dziwne, ale przecież tak jest. Pamięta mu się stare czasy, kiedy był z nami za pan brat, pamięta się wariackie podjazdy do Kielc. Ale głównie, to animusz i fantazja kawaleryjska. Wszyscy u nas dzielnie siedzą na koniu, bo od tego my, kawaleria. Niektórzy zaś jeżdżą przepięknie, na przykład porucznik Grzmot wygląda na koniu jak archanioł Michał, rotmistrz Zaruski jak towarzysz pancerny, Janusz Głuchowski jeździ jak sam Wołodyjowski. Nasz adiutant Mieszkowski jeździ uczenie i wyższą szkołą, a najlepiej ze wszystkich to kapral Srokacz, zawodowy berajter z Warszawy. Ale i nasz żaden nie znaczy nic przy Belinie. Bo ten nie zażywa konia ani pięknie, ani uczenie, ani po angielsku, ani po kozacku – siedzi sobie swobodnie, niby byle jak, tylko ten koń pod nim gra jak na skrzypcach. On jakoś po swojemu wsiada i zsiada.
     Każdy koń inaczej pod nim chodzi niż pod kimkolwiek innym, jak gdyby się od razu przemieniał, jak ten n a niego hipnie. To się nazywa jeździec! To jest ułan! I nie myślę nawet, żeby on miał w głowie za dużo nauki wojskowej, choć jest odznaczony „parasolem”. On robi wszystko po prostu. Gania za Moskalami jak myśliwy za zwierzyną. Czy po lasach, czy po manowcach, czy, po jakich wertepach, w dzień i w nocy, wszędzie trafi, wszędzie jest pewny jak u siebie w domu. Zawsze on wie kiedy się nawrócić, kiedy obejść i z której strony, chyba on czuje tym węchem, jak wilk. Z takim człowiek jest pewny, że wszędzie dojdzie i wszędzie przejdzie. Inna rzecz, że to prawdziwy cud i szczególna łaska boska, że nas już dawno nie wytracił wszystkich, co do nogi, przy swoim wariackim sposobie wojowania. Ale za to każdy z naszych wierzy w jego gwiazdę i jest gotowy na wszystko.


      Wizyta


      ...Mącił się i rytm serca, i oddechu, ogarniała duszność i omroczenie. Myśli kamieniały i długo potem stały w miejscu nieruchomo dręczące. I za trzecim nawrotem pogrążył się w znajomej mgle. Gruby doktor uznał stan za bardzo zły. Goście byli surowo zakazani. Ale zjawił się gość, nad którym sam pan major nie miał władzy. Niespodzianie jak grom z jasnego nieba, bez telefonu, bez żadnego uprzedzenia, bez możności specjalnego doszorowania podłóg, zmiany bielizny oraz innych upiększeń powszechnego oblicza szpitala zajechały szare samochody i korytarze zatętniły od popłochu szpitalników, od nie możliwych do wykonania rozkazów, od stłumionych wymyślań. Jak przez sen Marek ujrzał postać znajomą i jedyną. Stanęła w drzwiach patrząc bystro i surowo. Pokoik zapełnił się szczelnie. Sam komendant szpitala, nieznajomi oficerowie, ciżba lekarzy w białych roboczych fartuchach, wszystko wypłoszone, wytrzeszczone...Spojrzał ku górze w twarz, która się pochyliła ku niemu i utonął w niej cały. Posępna i skupiona zawisła nad nim, jak niespodziana zjawa dalekiego snu. I rozwarło się, zadrgało serce w żołnierskiej przestrzelonej piersi. Mgła spadła na oczy i przesłoniła wizję. Gdy się ocknął, siostra Rena siedziała przy nim ze spokojnym swoim, dobrym uśmiechem. Cos sobie przypominał,. Chwytał coś i gubił. Nie dowierzał, pytał oczami. Aż siostra wzięła jego wychudłą, bezwładną rękę i położyła mu ją na piersi. Poczuł coś pod palcami – spojrzał. Pobladł. Na błękitno-czarnej wstążeczce Krzyż Virtuti Militari. ...


      Weterani


      ...Tęgi koń stepowy poniósł go potężnym rytmem spokojnego kłusa, którego koń nabywa tylko na wojnie. Marek po dawnemu uczuł w sobie ruch i siłę konia, rozkoszne wzmożenie samego siebie, zrośnięcie się z żywiołem. Spojrzał bystro w szeroki świat, jak ongiś spod okutego daszka oficerskiej czapki, hen, przez pola, przez pola i oparł się na dalekim lesie. Co, jakie licho tam siedzi tym razem? Las nie był jeno piękną, ciemną smugą, ramą widnokręgu. Przez chwilę było to miejsce mocno podejrzane. Powstrzymał konia i rozglądał się bacznie w napięciu woli, w pogotowiu. Ale już prysł czar chwili. Znowu żal za tym, co było, i pustka w sercu. Czymże jest? Byłym żołnierzem, co teraz nie znaczy nic. Pognał przed siebie. Wzruszały go tęgie chody gniadego wałacha. A tu pole puste, nie dzieje się nigdzie nic. Dawniej żył każdy parów, każda kępa kryła tajemnicę, byle jaka chałupina, wiatraczysko na wzgórku, świecące na wskroś dziurami, daleki tuman pyłu – wszystko zastanawiało podniecało, trącało boków jak ostrogami – czuj duch! Pilnuj się, patrz! Zadudniło za nim, zatętniało cichym pochrzęstem, pobrzękiem, ozwało się w sercu. Tysiąc kopyt bije w ugór! Obejrzał się Marek– nic. Szkoda takiego konia i takiego kłusa na jakiś głupi spacer. I łzy stanęły mu w oczach, wzruszenie ścisnęło gardło – wypił był na dzisiaj też sporo. Zagadał do konia, klepał go po szyi; -My się znamy, my dwaj to wiemy- co, nie? Ej „Komisarzu” kochany niemałoś ty zmierzył świata tymi kopyciskami...Byłeś pod Krakowem? Byłeś. Wchodziłeś w tryumfie do Lwowa ...”

Andrzej Strug
Tadeusz Gałecki
(1871-1937)


      Urodził się w Lublinie. Studiował w Instytucie Rolnictwa i Leśnictwa w Puławach.
     Za działalność niepodległościową więziony w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Zesłany na trzy lata do guberni archangielskiej. Po powrocie w 1900 r. studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim i uczestniczył w rewolucji 1905 roku.W 1907 r. wyjechał do Paryża. W 1910 r.. był sygnatariuszem listu otwartego w sprawie pochowania ciała Juliusza Słowackiego na Wawelu. W 1914 r. wstąpił do „Strzelca”. Walczył w Legionach Józefa Piłsudskiego w 1 Pułku Ułanów Beliny-Prażmowskiego. Zaczynał jako ułan, doszedł do stopnia wachmistrza. Walczył na trenie Galicji i na Wołyniu.
      Ciężko rany w płuca przebywał na leczeniu i rekonwalescencji w Lublinie, Kamińsku i Zakopanem. Za męstwo w bitwach nad Styrem i Stochodem odznaczony został krzyżem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych.W 1927 r. otrzymał nagrodę literacką im. Elizy Orzeszkowej. Z listy PPS zasiadał w senacie. Był jednym z założycieli Związku Literatów Polskich i jego prezesem w latach 1924-1935.W twórczości wracał do tematyki wojennej i społecznej, np. Ludzie podziemni, Dzieje jednego pocisku, Mogiła nieznanego żołnierza. Odznaka za wierną służbę, Pokolenie Marka Świdy. Był współautorem scenariuszy do filmów Pan Tadeusz, Przedwiośnie, Grzeszna miłość, Mocny człowiek. Należał do masonerii. Był czynnym działaczem społecznym i politycznym. Żegnany manifestacyjnie przez tłumy, w asyście szwadronu kawalerii spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
     Bliski mu ideowo Władysław Broniewski pożegnał go wierszem.
„Na śmierć Andrzeja Struga”

Nas zrodzili ludzie podziemni
i nad naszą się działy kołyską,
pośród nocy tragicznej i ciemnej,
dzieje jednego pocisku.
Dziewięćset piąty rok
za pazuchę ten pocisk nam wcisnął.
Naszą szkołą była burza i mrok,
szubienice świecące nad Wisłą.
I ponieśliśmy ten pocisk przez życie
w czapce bojowca, w mundurze strzeleckim…
Nas poezja uczyła bić się;
myśmy Jego czytali dzieckiem.
To On nam przekazał pogardę
dla niepełnego zwycięstwa.
On nas słowem szlachetnym i twardym
nauczył męstwa.
On był z tych, co uczyli czynem
w człowieku poznać brata,
bojownikiem, republikaninem
wolnej ojczyzny świata.
Zapożyczymy od niego miary,
mierząc Polskę młota i pługa,
Towarzysze! Głęboko pochylmy sztandary
nad trumną Andrzeja Struga!…

Włodzimierz Majdewicz

Hanna Irena Rola Różycka

POŻEGNANIE STEFANA SARNY


      W dniu 16 kwietnia 2021 roku odszedł z naszego grona drogi Kolega i przyjaciel, nieodżałowanej pamięci Stefan Sarna prezes Stowarzyszenia Rodzina 19 pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie i wcześniej wieloletni vice prezes. Człowiek wielkiego formatu, szlachetny, patriota, wielce zasłużony w krzewieniu historii i tradycji kawaleryjskich, syn kawalera Krzyża Virtuti Militari, wachmistrza 19 Pułku Ułanów Wołyńskich Edwarda Sarny, bohatera walk Polskiego Września 1939 roku, żołnierza Armii Krajowej.



Stefan Sarna (1944-2021)Fot. W. Majdewicz


     Stefan Sarna utrwalał chwałę oraz dzieje polskiego oręża i tradycje kawaleryjskie w licznych prelekcjach i prezentacjach wygłaszanych w naszym środowisku oraz wśród młodzieży w Szkole im 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie Radości. Wygłaszał ilustrowane zdjęciami i szkicami sytuacyjnymi prelekcje na temat bitwy pod Mokrą w 1939 roku i walk Wołyńskiej Brygady Kawalerii.
      Na podkreślenie zasługują jego publikacje w pismach i drukowane w biuletynach kawaleryjskich między innymi na łamach wydawanego przez Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich czasopisma „Ułan Wołyński". Szczególnie była mu bliska tematyka związana z II wojną światową i udział Polaków w walce o Niepodległość Polski.
      Pełnił rolę konsultanta w naukowych wydawnictwach kawaleryjskich takich jak „Wielka Księga Kawalerii Polskiej, „ Odznaki kawalerii"wydane w 2020roku. Był wielkim humanistą znawcą literatury pięknej. Posługiwał się pięknym językiem polskim. Zawsze uczynny,gotów do aktywnej współpracy na niwie Stowarzyszenia. W ramach pełnionych funkcji gotów był zawsze do świadczenia najdalej idącej pomocy.
      Współorganizował wyjazdy do historycznych miejsc pamięci związanych z historią naszego 19 Pułku Ułanów Wołyńskich na pola bitewne pod Skrzeszewem, Mokrą i do Ostroga na Wołyniu miejsca gdzie stacjonował nasz Pułk. Stefan Sarna odznaczony medalem „Pro Patria” i Odznaką Oficerską 19 Pułku Ułanów Wołyńskich i innymi.Był aktywnym uczestnikiem Zjazdu Kawalerzystów II RP w Grudziądzu w 2019 roku.
      Działalność zawodowa i społeczna ś.p. mgr inż. Stefana Sarny: Członek Honorowy Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji RP ,Prezes Oddziału S I M K RP w Warszawie ,Przewodniczący Krajowej Sekcji SITK RP, Redaktor naczelny miesięcznika "Transport Miejski" w latach 1993-2004
      Cześć Jego Pamięci !
      Pogrążone w głębokim smutku Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
     



Adres i telefony kontaktowe:
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Prezes: Stefan Sarna
tel. kontaktowy: 692 165 008
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
kontakt e-mail: office19pulku@gmail.com
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
ul. Bajkowa 17/21
04-855 Warszawa
tel. 022-813 66 45, 022 615 73 43
Nr konta bankowego:
BZ WBK 34 1090 2590 0000 0001 2343 9257

powrót na stronę główną