Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
1. DWA ZAGONY | Ppłk dypl. Tadeusz Machalski | 2. „OSTATNIE STRZAŁY"(18.X.1920.) | Ludwik Dąbrowski |
3. ODZNAKA HONOROWA ZA RANY I KONTUZJE |
Włodzimierz Majdewicz |
4. SIEDEMDZIESIĄT LAT POLSKIEGO TOWARZYSTWA TURYSTYCZNO KRAJOZNAWCZEGO 1950-2020 |
Włodzimierz Majdewicz |
5. ODZNAKI KAWALERII TOM 32 19 PUŁK UŁANÓW
|
Hanna Irena Rola Różycka |
6. MŁODZIEŻ I WOJSKO | Adam Kowalski |
PRZEGLĄD KAWALERYJSKI MIESIĘCZNIK
Rok XVI / 1939. Nr 1 (159)
Ppłk DYPL. TADEUSZ MACHALSKI.
DWA ZAGONY
Zagony są najpiękniejszym przejawem akcji kawaleryjskiej. Wybrałem dwa przykłady naszych zagonów kawaleryjskich w czasie ostatniej wojny, by na tych przykładach uwypuklić prawdziwość tezy, że tylko zagon ściśe uzgodnionyz całokształtem akcji i wchodzący jako składowy element w plan bitwy daje dobre owoce, podczas gdy zagon przeprowadzony nawet z największym rozmachem, największą brawurą i największym poświęceniem, ale nieuzgodniony z całokształtem akcji nie daje żadnego efektu i stanowi tylko bezcelowe przemęczenie ludzi i koni.
ZAGON II i IV BRYGADY KAWALERII NA MOŁODECZNO.
WSTĘP.
W czasie ostatnich akordów wojny jeszcze przed zawarciem pokoju, Wódz Naczelny chciał za wszelką cenę odłączyć terytorium Litwy od terytorium Rosji sowieckiej. Koniecznym więc było stworzenie pewnego korytarza na wschód od Wilna oraz przecięcie połączeń kolejowych Wilno- Połock i Wilno- Mińsk.
Pierwsze zadanie miała spełnić 3. dyw. piech. Leg. przez obsadzenie rejonu Swięcian. Drugie zadanie miała wykonać 2. dyw. piech. Leg. przez zajęcie węzła kolejowego Mołodeczno. W tej akcji miała współdziałać kawaleria. Podczas gdy piechota miała zaatakować Mołodeczno od zachodu na wschód, kawaleria miała obejść puszczę Nalibocką od wschodu, wykonując równo-
cześnie zagon na tyły Mołodeczna, celem przecięcia wszystkich dróg odwrotu, prowadzących na południowy-wschód (Mińsk), na wschód (Ilia) i na północny-wschód (Krzywicze i Dołhinów).
1. dywizja piechoty Legionowej miała ubezpieczyć całą tę operację od strony Mińska i przeciąć połączenie Mołodeczno- Mińsk, utrzymując styczność z własną 4. armią, która wysuniętymi oddziałami znajdowała się w rejonie Kojdanowa.
W związku z tym Wódz Naczelny wydał rozkaz obsadzenia linii dawnych okopów niemieckich z czasów wojny światowej i wydzielenia silnych oddziałów dla nowej operacji. Ponieważ ze względu na zbliżający się termin zawieszenia broni chodziło o pośpiech, by jeszcze przed podpisaniem preliminarza zająć linię przyszłej granicy Państwa, nowa ta operacja wojenna musiała być prowadzona z wytężeniem wszystkich sił, bez względu na braki i przemęczenie oddziałów. Pościg miał się odbyć kosztem wszelkich ofiar, aż do osiągnięcia wytkniętego celu. W myśl powyższych wytycznych 2. dyw. piech. Leg. zajęła linię okopów niemieckich nad Berezyną, aż po Wiszniew-Bogdanów, frontem na wschód na Mołodeczno, mając na północy na swoim lewym skrzydle 3. dyw. piech. Leg. w rejonie Oszmiana-Soły, zaś na prawym swym skrzydle grupę" Mir", t. zn. 1. dyw. piech. Leg. i całą kawalerię w rejonie Korelicze- Turzec. Odwody armii były w rejonie Lidy.
Wspólne uderzenie 2. dyw. piech. Leg. naMołodeczno od czoła i kawalerii od tyłu zostało szczegółowo uregulowane oddzielnym rozkazem i miało nastąpić dnia 12 października w południe, tak by natarcie na miasto nastąpiło bezpośrednio po przecięciu toru kolejowego Mołodeczno-Mińsk. W dniu 9 października, a więc w przede dniu rozpoczęcia zagonu na Krzywicze-Dołhinów, kawaleria była ugrupowana następująco:
IV brygada jazdy:
sztab: Bojarska,
7. pułk ułanów: Werbice- Słoniewska- Niechniewicze- Nowa Wieś,
16. pułk ułanów: Roskosz-Chrościce-Kossowo,
3. pułk ułanów: Loski -Łobozy- Klińce- Podgórze- Komaro-WIcze.
211. pułk ułanów: rejon Korelicze.
II brygada jazdy:
Sztab: Rutisa:
4. pułk ułanów: Zabłocie - Górne Rutkiewicze,
10. pułk ułanów: Połusie,
13. pułk ułanów: rejon Nowogródek.
1. dyw. piech. Leg.: między ujściem rzek Usza i Serwecz.
Dowództwo grupy "M i r": Nowogródek.
W ostatniej chwili przed rozpoczęciem zagonu 211. pułk ułanów wyszedł ze składu IV brygady jazdy i przeszedł do III brygady jazdy, a 13. pułk ułanów ze składu II brygady jazdy przydzielony został jako jazda dywizyjna do 3. dyw. piech. Leg.
Przebieg zagonu.
Dzień 10 października.
Rozkazy operacyjne do wymarszu oddziały otrzymały dopiero późną nocą. Ponieważ wymarsz miał nastąpić już o godzinie 3, dowódca IV brygady jazdy natychmiast po otrzymaniu rozkazu o godz. 1 min. 30 opuszcza swoje miejsce postoju w m. Bojarsko i udaje się do m. Rozkosz celem osobistego dopilnowania formowania się kolumny marszowej. Punktualnie o 3 godz. IV brygada kawalerii wyrusza w drogę. O godz 6., 30. brygada kończy przeprawę przez Niemen i maszeruje na Naliboki, które osiąga na godzinę 11 m. 30. Droga poprzez puszczę Nalibocką była bardzo uciążliwa, prowadząc cały czas po okrąglakach a następnie po głębokich piaskach. Artyleria z powodu wyczerpania koni pozostała przy taborach. Po dwugodzinnym odpoczynku w m. Naliboki brygada ruszyła o godz. 14,30 w dalszą drogę, kierując się na Iwieniec.
Wjeżdżając o godzinie 18 do Iwieńca dowódca brygady został u wejścia do miasta uroczyście powitany przez miejscową straż pożarną i następnie wśród owacji ludności na rynku powitany chlebem i solą przez delegacje polskie i żydowskie. Sztab brygady i 16. pułk ułanów rozkwaterował się w m. Iwieniec, 7. pułk ułanów w chutorach na zachód i na południe od Iwieniec, jeden dywizjon 3. pułku ułanów w m. Pokucie (straż przednia brygady), drugi zaś dywizjon wGilikach. Tabory i artyleria w rejonie m. Naliboki- Kamień. W ten sposób brygada osiągnęła po przybyciu 57 km uciążliwej drogi swój pierwszy etap marszu. Już w nocy napłynęły pierwsze wiadomości, że bolszewicy pospiesznie ewakuują Mołodeczno drogą na Ilia i Wilejkę, na Sosenkę i dalej na Głębokie i Połock. Należało zatem za wszelką cenę jak najprędzej przeciąć im te drogi odwrotu. Dowództwo II brygady jazdy, 4. I 10. pułki ułanów nocowały w rejonie Kamień, na południowy-zachód od m. Iwieniec.
1. dyw. piech. Leg. znalazłszy most na Niemnie, pod m. Żukowy Borek zniszczony, skierowała się na Kruglicę, gdzie po naprawieniu mostu przeprawiła się przez Niemen, maszerując dalej przez Opieczki na Dudki. Wskutek zupełnego zniszczenia mostu na rz. Sule pod m. Suła, piechota przeprawiła się w bród z wielkimi trudnościami wskutek wysokich brzegów i bagnistego podłoża. Przeprawa trwała do późnej nocy. Z powodu powyższych przeszkód 1. dyw. osiągnęła zaledwie jednym batalionem rejon Rumienowszczyzny, pozostając głównymi siłami w rejonie Suła-Opieczki-Limieńczyce. Oddziały 4. armii osiągnęły linię Starzynki - Kojdanów- Uzda.
Dzień 11 października.
Jeszcze przed wymarszem wysunięty na oś marszu do Pokucia dywizjon 3. pułku ułanów meldował, że Raków, Krasne, Radoszkowicze i Wołma zajęte są przez nieprzyjaciela.
O godzinie 7.30 wyruszaIV brygada z Pokucia w kierunku na Raków- Radoszkowicze. W czasie marszu o godzinie 9. w m. Galimce, nadchodzi meldunek od straży przedniej, że nieprzyjaciel zajmuje Perezyny-Kijowiec Rudy-Lucyna, mając artylerię w m. Raków. Dowódca brygady decyduje się na natychmiastowe natarcie celem odrzucenia nieprzyjaciela ze swojej drogi marszu i zarządza w tym celu:
16. pułk ułanów naciera przez Korduny na Rudy-Lucyna, celem rozbicia prawego skrzydła nieprzyjaciela i odrzucenia go na Kijowiec i zaatakowania Kijowca od wschodu.
3. pułk ułanów, nie czekając na wynik akcji 16. pułkuułanów, posuwa się po osi marszu jednym dywizjonem na Perezyny-Raków, jeden szwadron dla nawiązania kontaktu z 16. pułkiem ułanów naciera przez Topolszczyznę na Kijowiec od południa.
7. pułk ułanów przesuwa się kłusem do rejonu Ratyńce i stąd przez Wyhonicze naciera na Raków od południa.
Odwód (dyon 3. pułku ułanów), na trakcie ze względu na niedociągnięcie jeszcze II brygady kawalerii.
Z tych zarządzeń wynikło względnie silne natarcie na obu skrajnych skrzydłach:
16. pułk ułanów na lewym skrzydle i 7. pułk ułanów na prawym skrzydle, oraz stosunkowo słabe natarcie w centrum (niecały dyon 3. pułku ułanów).
Do południa oddziały brygady, częściowo po ciężkich walkach, pozbawione prawie zupełnie poparcia artylerii, osiągają linię: Kijowiec (16. pułk ułanów) -. Perezyny (3. pułk ułanów) - Wyhonicze, Duszkowo (7. pułk ułanów).
Po spędzeniu nieprzyjaciela szwadrony 3. pułku ułanów ruszyły natychmiast w pościg za nieprzyjacielem, by nie dopuścić do zorganizowania ponownej obrony Rakowa. Pod samym Rakowem nad mostem zostały ponownie zatrzymane silnym ogniem. W dalszym konsekwentnym natarciu na Raków dywizjon 3. pułku ułanów wiąże przeciwnika czołowym natarciem wzdłuż traktu podczas, gdy 16. pułk ułanów, nacierając od północy, zdobywa Rorek-Połoczanka
i Michałowa, a 7. pułk ułanów nacierając od południa jednym dywizjonem (w łączności z 3. pułkiem ułanów) przez Wyhonicze i jednym dywizjonem przez Woronki zdobywa o godzinie 16. szturmem Raków, gdzie dochodzi do zacię-
tych walk ulicznych.
Były to oddziały 13., 14. i 15. pułków z sowieckiej brygady piechoty, która wraz z 8 działami w nocy z 10. na 11. przybyła do tego rejonu. Odrzucony nieprzyjaciel zebrał się pod osłoną lasów i wkrótce ruszył do przeciwnatarcia. Na przedpolu Rakowa natarcie to załamało się w ogniu spieszonego 7. pułku ułanów; jedynie na północy przeciwnik nacierając przy silnym poparciu artylerii, zdołał przejściowo wyprzeć 16 pułk ułanów z ostatnio zdobytych miejscowości, ale szybkie przeciwuderzenie 16. pułku ułanów przywróciło i tu porządek. Zacięte walki odbywały się pod koniec już w ciemnościach. Były to oddziały 17. i 18. sowieckich pułków piechoty. Z nastaniem nocy słychać było we wszystkich kierunkach gęstą strzelaninę.
Pobity nieprzyjaciel, (2. dywizja piechoty), widząc bezowocność swoich wysiłków, począł ostatecznie wycofywać się na wschód w kierunku na Zastaw, podczas gdy IV brygada kawalerii po skończonej zwycięskiej akcji rozlokowała się w rejonie Rakowa.
Dowódca II brygady jazdy, który jako starszy stopniem pełnił równocześnie funkcje dowódcy grupy operacyjnej jazdy, będąc świadkiem ciężkich walk pod Rakowem, i nie chcąc, wobec zapadających ciemności i nieukończenia walk na lewym skrzydle, zapuszczać się pojedynczymi brygadami w niepewne, zarządził rozlokowanie na noc IV brygady na północ a II brygady na północny-zachód od Rakowa wzdłuż traktu na Gródek, zezwalając jedynie na wysunięcie oddziału wydzielonego do toru kolejowego Mołodeczno- Mińsk. Jeden szwadron 3.pułku ułanów wysadził tor kolejowy Mołodeczno- Mińsk pod m. Ranusin i przesunął się na noc do m. Lipuny; inny szwadron tegoż pułku ułanów wysadził tor kolejowy podWazcięły i na noc powrócił do pułku w Giniewiczach. W wykonaniu rozkazu IV brygada kawalerii rozlokowuje się następująco:
Sztab i artyleria - Raków. 3. pułk ułanów - w rejonie Giniewicze-Macewicze z wysuniętym szwadronem w Lipunach. 7. pułk ułanów - w rejonie Kuczkuny I Borzdyń. 16. pułk ułanów - w rejonie Busyny. Radiostacja nie doszła do brygady z powodu uszkodzenia wozu.
Patrol 7. pułku ułanów, wysłany do Wołmy, został ściągnięty po nawiązaniu łączności z 2. dyw. piech. Leg. Noc była bardzo ciemna i mglista. Oddziały, dochodząc do wyznaczonych kwater prawie po omacku, natknęły się na kwaterujące tam oddziały nieprzyjacielskie.
7. i 16. pułk ułanów zastają swoje kwatery zajęte przez nieprzyjaciela są zmuszone zdobywać je szturmem. 16. pułk ułanów stanął mocno wyczerpany o godz. 3 (12.X) w m. Byczyny. Przez całą noc trwa strzelanina z nieprzyjacielem, konie nierozsiodłane , ludzie nie śpią.
II brygada jazdy stanęła w m. Raków, mając 10. pułkułanów w m. Perezyny z wysuniętymi oddziałami w kierunku północno-zachodnim od Rakowa na trakt na Docy i Gródek. 1. dywizja piechoty osiągnęła rejon Wołmy. 2. dywizja piechoty rozpoczęła atak na Mołodeczno po obu stronach Berezyny. Oddziały 4. armii ciężko walczyły przez cały dzień w rejonieKojdanowa, który kilkakrotnie przechodził z rąk do rąk. Bolszewicy walczą rozpaczliwie, by nas odrzucić z powrotem na zachód, nacierając na Smorgoń i na Kojdanówi Stołpce.
Dzień 12 października.
Noc była nadzwyczaj ciemna i mglista, w czasie całej nocy pułki nie doznały spokoju i straciły cały czas na ustawicznych walkach i potyczkach. Kwatery trzeba było zdobywać na nieprzyjacielu. Po jego wyrzuceniu następowały przeciwnatarcia i walki rozpoczynały się na nowo, tak, że często poszczególni dowódcy rezygnowali z kwater, chcąc dać ludziom i koniom chociaż trochę odpoczynku. Konie nie były rozsiodłane i nie mogły być normalnie pojone.
16. pułk ułanów został o godzinie 7 ponownie zaatakowany na swoich kwaterach wBuzynach. Odparłszy atak, natychmiast ruszył do przeciwuderzenia i, spychając przeciwnika w zaciętych walkach, odrzucił go ostatecznie w kierunku na Gizewicze. Po oczyszczeniu drogi pułk pomaszerował do Gizewicz, gdzie do godziny 8-ej skoncentrowała się IV brygada jazdy na drodze marszu na Radoszkowicze, czekając tu na podejście będącej w tyle II brygady. W tym czasie nadszedł meldunek od wysuniętego naprzód do Lipun szwadronu 3. pułku ułanów, że tor kolejowy Mołodeczno- Mińsk jest wolny od nieprzyjaciela. Skoro więctylko nadciągnęła II Brygada cała kolumna kawalerii ruszyła natychmiast w dalszą drogę na Radoszkowicze.
Szwadron lewej straży bocznej, oczyściwszy Dubrowo od nieprzyjaciela, maszerował przez Romany- Putniki- Migówka, szwadron prawej straży bocznej przez stację kolejową Radoszkowicze- Kryszki - Szczuki -Jermaki - Kisiele- Kuje.
W tym czasie na tyłach maszerującej na północ kawalerii słychać było odgłos bitwy z kierunku Rakowa. Były to walki maszerującej w tyle śladem kawalerii 1 dyw. piech. Leg., którą zaatakował nieprzyjaciel ze strony Zasławia.
O godzinie 13,20 maszerujący w straży przedniej szwadron 3. pułku ułanów wyrzucił kompanię nieprzyjacielską z Powiąż, a o godzinie 14. nieprzyjaciela, broniącego Radoszkowicze. Były to oddziały 2. sowieckiej dywizji piechoty, której sztab w ostatniej chwili przed naszym przybyciem opuścił Radoszkowicze, uciekając na samochodach.
Natychmiast zarządzony pościg nie mógł już ich dogonić. W Radoszkowiczach zebrał się cały 3. pułk ułanów a dalsze ubezpieczenie marszu objął 7. pułk ułanów. O godzinie 16. cała IV brygada kawalerii zatrzymała się na odpoczynek w rejonieMaksymówka- Klimonty.
II brygada kawalerii stanęła na południe od niej. Mrok zapadał. Chcąc odciąć nieprzyjacielowi drogi odwrotu z Mołodecznana wschód, grupa jazdy, pomimo niewyjaśnionej sytuacji i przemęczenia oddziałów, podjęła dalszy marsz nocny, by za wszelką cenę jak najprędzej osiągnąć rejon Iłża.
O godzinie 18, pomimo wyczerpania koni, braku furażu i katastrofalnego wprost braku zaprowiantowania, po dwugodzinnym odpoczynku kawaleria zdobywa się na jeszcze jeden wysiłek i rusza w dalszą drogę. Straż przednia 3. pułku ułanów rozprasza po drodze w Szypki i Kozły oddziały bolszewickie, po czym grupa jazdy rozkłada się o godzinie 24 na nocleg, zabezpieczając przeprawy przez rzekę Ilię i Rybczankę w m. Wiązyń, Chechy, Rybczanka, Studzienice: sztab IV brygady jazdy i 3. pułk ułanów - m. Kozły, 7. pułk ułanów 1 dyonem w liii, 1 dyonem - m. Zaborze 16. pułk ułanów - Zaborze i Kowszewicze (osiągnął rejon noclegowy między godziną 2 a 2.30 w nocy z 12 na 13.X), 3/7. d. a. k. - Kowszewicze. Sztab II brygady jazdy i 4. pułk ułanów - m. Kozły. 10. pułk ułanów - m. Szypki - Czechy.
W ten sposób kawaleria zdołała zawczasu zamknąć przeciwnikowi wszystkie drogi, prowadzące od Mołodeczna na wschód.
1. dywizja piechoty Legionów po ostatecznym opanowaniu Rakowa, który kilkakrotnie przechodził z rąk do rąk, wobec ustawicznie powtarzających się ataków i niepewnej sytuacji od wschodu zatrzymuje się w rejonie Radoszkowicze-Zasław, bijąc się przez całą noc z oddziałami bolszewickimi, cofającymi się z Mołodeczna na Mińsk.
W Kozłach zostaje w nocy schwytany posterunek nieprzyjacielskiej lotnej poczty, wystawionej po linii Wiązyn- Kozły -. Choromańce, przy czym przejęto bolszewickie rozkazy operacyjne; według tych rozkazów dowództwo 3. armi sowieckiej znajdowało się na stacji kolejowej Krółewszczyzna na południowy wschód od Głębokiego.
W skład jej wchodzą 2., 6.i 27. dywizja piechoty. Na południowy-wschód łączy 3. armia z 16. armią, operującą na linii Kojdanów i Mińsk.
6. sowiecka dywizja piechoty miała rozkaz zajęcia linii Markowo -. stacja kolejowa Potoczany - Gródek. 2. sowiecka dywizja piechoty znajdowała się do dnia 10.X w m. Radoszkowiczach i zajmowała VI brygadą Pożaryszcze- Michałowo a V brygadą -. Berezynę -. Łukasze - Kowszowo- Szakowicze wysuniętymi oddziałami sięgając do Średnie Sioło - Kijowce - Galiniec - Bobrownik - Wołma- Drozdy; łączyła na południowywschód od Sakowicz z 27. sowiecką dywizją piechoty. Rozkazem z dnia 12.X nakazuje dowódca 3. armii sowieckiej podległym dywizjom bezwzględne odebranie i utrzymanie dawnych stanowisk.
Dzień 13 października.
O świcie powstała nagle strzelanina. Oddziały stojące w Kozłach zostały zaalarmowane, zaczęto gorączkowo siodłać konie. Okazało się, że to sztab 51. sowieckiego pułku piechoty, ominąwszy nasze ubezpieczenie na Rybczance, nic
nie wiedząc o tym, że w Kozłach stoją nasze wojska, spokojnie podjechał do tej wsi, jako do wyznaczonego sobie miejsca postoju. Pułk ten cofał się od Mołodeczna i miał rozkaz stanąć nad rzeką Rybczanką i obsadzić jej wschodni brzeg frontem na Mołodeczno. Przywitany ogniem karabinowym uciekł z powrotem. Wzięty został do niewoli tylko szef łączności i jeden szeregowiec.
W pół godziny potem, wysuwając się z lasów, ukazała się gęsta tyraliera nieprzyjacielska; ułani pospiesznie obsadzili wschodni skraj wsi Kozły. Nieprzyjaciel wyszedłszy z lasów a znalazłszy swoją drogę odwrotu odciętą, z furią zaatakował Kozły, lecz natarcie jego załamało się w ogniu naszej na prędce zorganizowanej obrony. W międzyczasie część oddziałów 3. i 4. pułku ułanów (około 2 szwadronów), które zdołały już osiodłać konie, wpadły w szyku konnym od południa na nacierające fale piechoty. Nieprzyjaciel nie wytrzymał szarży, został rozbity i wycofał się, pozostawiając 300 jeńców, tj. prawie cały 53. pułk piechoty wraz z dowódcą pułku i trzema dowódcami baonów, 3 karabiny maszynowe i wiele trupów na pobojowisku. Między trupami znaleziono komisarzy bolszewickich; jeńcy byli z XVII sowieckiej brygady piechoty.
Dalej na południu oddziały II brygady jazdy rozwinęły się w kierunku na Studzieniec i Budrewicze, by odeprzeć wysuwającego się wszędzie z lasów nieprzyjaciela. Były to oddziały 6. sowo dyw. piech., która wyrzucona z Mołodeczna przez naszą 2. dyw. piech. Leg., cofała się na wschód, i miała obsadzić frontem na zachód rzekę Wilię i Rybczankę następująco: XVI brygada piechoty na odcinku Sosenki - Jermolicze, XVIII brygada piechoty na odcinku Wiązyń- Czechy, XVII brygada piechoty na odcinku po obu stronach miejscwościRybczanką.
Grupa jazdy zaszła więc na tyły tej dywizji i uniemożliwiła ponowne uchwycenie terenu i zorganizowanie obrony przeciw naszej 2. dyw. piech. Leg.
Całą bitwę pod Ilia należy uważać za piękny przykład współdziałania piechoty z kawalerią i szczęśliwe skoordynowanie akcji obu tych broni w czasie przestrzeni.
O godzinie 9. dowódca grupy jazdy wydał rozkaz, nakazujący chwilowe zatrzymanie grupy w obecnym rejonie, odrzucenie nieprzyjaciela za Rybczankę i utrzymanie przepraw. Nie tracąc z oczu głównego celu, a mianowicie: najszybszego przedostania się do rejonu Rzeczki - Krzywicze - Dołhinów celem odcięcia pozostałych jeszcze północnych dróg odwrotowych, dowódca IV brygady, nie czekając na wynik bitwy, wysyła przewidująco jeden dywizjon 7. pułku ułanów po przyszłej osi marszu brygady naprzód, z zadaniem jak najszybszego osiągnięcia toru kolejowego Mołodeczno- Połock i przerwania go w rejonie Wasiółki- Krzywicze.
W międzyczasie o godz. 9,30 rozwija się natarcie całej grupy jazdy na wschód celem odrzucenia nacierającej piechoty bolszewickiej. Oddziały IV brygady jazdy nacIerają na Wiązyn(7. pułk ułanów) i Czechy (16. pułk ułanów). Oddziały II brygady jazdy nacierają na Rybczanka (4. pułk ułanów) iStudzieniec (10. pułk ułanów). 3. pułk ułanów jako odwód zostaje podciągnięty na północ.
Do godziny 11 nieprzyjaciel został na całej linii odrzucony za rzekę Rybczankę. Były to oddziały 6. dyw. piech., która wyparta z Mołodeczna przez 2. dyw. piech. Leg. cofała się na wschód. Dywizja sowiecka zostaje rozbita doszczętnie, pozostawia w ręku naszej kawalerii ogromne tabory i około 1600 jeńców, w tej liczbie szef sztabu dywizji, dowódca 51. pułku piechoty, zastępca dowódcy 53. pułkupiechoty oraz kilku oficerów i komisarzy wraz ze sztandarem 6. dywizji piechoty. Rozbite pułki sowieckie nosiły numery 51., 52. , 53. , 54. , 49. i 48. z XVII i XVI I I brygady 6. dywizji.
Po odrzuceniu przeciwnika dowódca IV brygady jazdy podciąga odwodowy 3. pułk ułanów do Wiązyna, a stąd do Bojar, gdzie po skończonej akcji dołączają 7. i 16. pułkułanów. Miejsce IV brygady jazdy zajmuje 4. pułk ułanów z II brygady jazdy, rozciągając się jeszcze bardziej na północ, zamykając wszystkie przejścia przez rzekę Ilja, aż do jej ujścia. II brygada jazdy skutecznie zamykała wszystkie drogi prowadzące od Mołodeczna na wschód, zabezpieczając równocześnie lewy bok i tyły skierowanej już na północ IV brygady jazdy.
Tymczasem wysunięty naprzód dywizjon 7. pułku ułanów, nie oglądając się na to, co się dzieje pod Wiązynem, pomaszerował na północ i o godzinie 11 zaatakował na swej drodze marszu, w szyku konnym, nieprzyjacielską kolumnę piechoty i zdobył 1 sztandar pułkowy, 50 jeńców, 30 koni, 13 wozów i kuchnię polową. Prąc nieustannie naprzód, zaatakował tabory nieprzyjacielskie maszerujące pod osłoną 38. sowieckiego pułku piechoty na drodze Kowale - Sosenka, biorąc tam 3 karabiny maszynowe, 1 kuchnię polową, 24 wozów i 60 jeńców. Równocześnie lewe ubezpieczenie na północ od Bojar, zaatakowawszy drugą kolumnę, bierze 1 sztandar baonowy, 40 jeńców, 2 kuchnie polowe i 12 wozów. W pościgu za uciekającym nieprzyjacielem dyon osiąga rzekę Wilię.
M. Sosenka okazała się jednak silnie obsadzona przez nieprzyjaciela, który poparty silną artylerią zajął stanowiska na tamtym brzegu rzeki. Most, podpalony w ostatniej chwili, palił się częściowo. Dywizjon, zachęcony dotychczasowymi powodzeniami, niezwłocznie natarł poprzez bagnistą dolinę rzeki na Sosenkę. Nieprzyjaciel stawiał silny opór, artyleria ostrzeliwała nasze szturmujące oddziały kartaczami. Pomimo zaciętej obrony zdecydowanym ruchem, poprzez palący się jeszcze most, zdobywa Sosenkę o godzinie 15 szturmem.
Jako zdobycz wpadają w nasze ręce: 4 karabiny maszynowe, 200 jeńców i liczne tabory. Po zdobyciu Sosenki zostaje natychmiast zorganizowany przyczółek mostowy, na który rozbijają się wszelkie próby przebicia się nieprzyjacielskiej piechoty, która za wszelką cenę dążyła do utorowania sobie drogi odwrotu na Dołhinów. Mając w ten sposób drogę odwrotu z Wilejki przez Sosenkę na Dołhinów zamkniętą, nieprzyjaciel cofnął się na Krzywicze. Natychmiast zarządzony pościg spowodował zupełne rozbicie 46. i 47. pułku piechoty, 3 karabiny maszynowe i 32 wozy zostały w naszym ręku.
Bezpośrednio po zdobyciu Sosenki dowódca IV brygady jazdy przybył na most, a wkrótce potem również i dowódca grupy, za nimi nadciągały obie brygady jazdy.
Mrok zapadał. Trzeba było powziąć decyzję co do dalszej akcji, a decyzja ta nie była łatwą. Oddziały grupy jazdy ciągłymi forsownymi przemarszami, przy braku furażu i prowiantu, zostały zupełnie wyczerpane. Dnia 9-go października po raz ostatni oddziały otrzymały chleb, brak obuwia i płaszczy w zimne noce październikowe dawał się dotkliwie we znaki, ludzie i konie potrzebowały koniecznie odpoczynku. Tymczasem po drugiej stronie rzeki Wilii, działy się rzeczy niesamowite: silne oddziały bolszewickie, wykorzystując zapadający szybko zmrok, pod osłoną ciemności wycofywały się bez przerwy na Krzywice i Dołhinów Uderzenie w tych warunkach w nocy na główną linię odwrotową przeciwnika, słabą stosunkowo grupą operacyjną jazdy, obciążoną do tego przez przeszło 1000 jeńców i liczną zdobycz wojenną, przedstawiało wielkie ryzyko.
Pomimo to, nie bacząc na żadne trudności, a chcąc jak najprędzej wydostać się główną linią odwrotową przeciwnika - na trakt Napoleoński: Wilejka -Dołhinów, kawaleria nasza decyduje się na ten śmiały krok i rusza w dalszą drogę.
7. pułkułanów maszeruje na Leonowicze - Waszynowicze, skąd ma przerwać trakt Napoleoński, 16.pułk ułanów maszeruje na Ospa - Puciaty dla wsparcia 7. pułku ułanów.
3. pułk ułanów pozostaje w m. Sosenka.
Miejscowości te, szczególnie Leonowicze, były zajęte przez silne oddziały nieprzyjaciela. Zdecydowanie 7. pułk ułanów uderza na tę miejscowość. Zaskoczenie nieprzyjaciela było kompletne, niespodziewanie napadnięty początkowo ustępuje i wieś dostaje się w nasze ręce, lecz wkrótce pod osłoną ciemnej nocy zbiera swoje siły, przechodzi do przeciwnatarcia i zmusza nas przejściowo do opuszczenia wsi.
Ponownym brawurowym atakiem pod dowództwem majora Piaseckiego Leonowicze zostają definitywnie odbite, przy czym nieprzyjaciel ponosi duże straty: 2 działa, 17 karabinów maszynowych, 2 sztandary, sztab dywizji, 2 sztaby brygad, przeszło 100 jeńców, w tym dużo komisarzy i oficerów. Brawurowo przeprowadzona akcja 7. pułku ułanów na Leonowicze jest jednym znajpiękniejszych czynów naszej kawalerii.
Z II brygady jazdy 4. pułk ułanów został wysunięty do Rabuń, gdzie meldowano koncentrację nieprzyjaciela. Przeprawiwszy się o zmroku na północny brzeg Wilii 4. pułkułanów zdobył Raduń, biorąc cały sztab (16 wyższych oficerów) do niewoli. 10. pułk
ułanów z artylerią i jeńcami, których nazbierało się ogółem ponad 800, został skierowany w tył do wsi Bojary. Sztaby obu brygad nocowały w m. Sosenka.
W całodziennych walkach zostały zdobyte: 2 działa, 23 karabiny maszynowe, 7 kuchen polowych, 5 sztandarów, 4 jaszcze, przeszło 600 jeńców i 250 wozów, przeważnie z zaprzęgami.
Jeszcze w nocy wychodzi dyon 7. pułku ułanów na Krzywicze oraz dyon 10. pułku ułanów na Dołhinów.
1. dyw. piech. Leg. przesunęła się nieco na wschód nad linię rzek Ratomka i Wiacza, ubezpieczając się od strony Mińska.
Dzień 14. października.
Dyon 7. pułku ułanów wysłany jeszcze w nocy na Krzywicze nie mógł się przebić, ponieważ cały ten rejon był obsadzony przez silne oddziały nieprzyjacielskie. Na odgłos walki tego dyonu pod Maciasy, wyrusza o godzinie 10 jeden szwadron 7. pułku ułanów na pomoc, a wkrótce potem o godzinie 11. cały 7. pułk ułanów, nacierając w dalszym ciągu na Krzywicze.
Jeden szwadron 16. pułku ułanów został wysłany na stację kolejową Krzywicze (Wasiółki) - jeden szwadron 3. pułku ułanów przez Łosiewicze na Krzywicze i jeden szwadron tegoż pułku - na Dołhinów.
Od 6. godziny 4. pułk ułanów wymaszerował na Dołhinów. Dowódca grupy wydał o godzinie 6,35 nowy rozkaz operacyjny, w którym nakazał IV brygadzie jazdy nacierać w klinie pomiędzy rzeką Serwecz a torem kolejowym i opanować Krzywicze. Z II brygady jazdy 4. pułk ułanów otrzymał rozkaz patrolowania rzeki Serwecz od jej ujścia aż po Łoszewicze i osłony prawej flanki i tyłów IV brygady jazdy działającej na Krzywicze. 10. pułk ułanów z jeńcami, artylerią i taborami przeszedł do Leonowicz, gdzie miał nawiązać łączność z oddziałami 2. dywizji piechoty Legionów w Reczkach.
Rozkaz ten widocznie już nie doszedł do wiadomości 4. pułku ułanów, który ruszywszy już na Dołhinów, po złamaniu oporu nieprzyjaciela I sforsowaniu pozycji pod Uzlany, o godz. 22 z pieśnią na ustach wkroczył do miasta, wyłapując resztki cofających się bolszewików.
Równocześnie z marszem 4. pułku ułanów na Dołhinów, odbywał się marsz IV brygady jazdy przez Kościeniewicze- Dawidki na Krzywicze. W Dawidkach wyjaśnia się nieco położenie. Z otrzymanych meldunków wynika, że na stacji kolejowej Krzywicze (Wasiółki) bolszewicy ładują się pod osłoną pociągu pancernego. Szwadron wysłany na Dołhinów o godzinie 10. przeszedłSerwecz, ugasiwszy wprzód palący się most na rzece i dalej maszeruje w nakazanym kierunku.
Dowódca IV brygady kawalerii zarządził wobec tego natarcie:
16. pułku ułanów na stację kolejową Krzywicze (Wasiółki) celem przeszkodzenia ładowaniu się bolszewików i spędzenia ich na 7. pułk ułanów nacierający na Krzywicze;
7. pułk ułanów naciera nadal na Krzywicze,
3. pułk ułanów uderzy na Krzywicze, celem wsparcia 7. pułku ułanów, który walczy pod Suboczami.
W wykonaniu powyższych rozkazów: 16. pułk ułanów wyparł po dwugodzinnej walce nieprzyjaciela ze wsi Kusin. Pociąg pancerny stojący na stacji kolejowej został przez naszą artylerię zmuszony do wycofania się. Po zajęciu o godzinie 17. stacji kolejowej, wysłane na północ patrole stwierdziły, że Wasiółki i Kniahinin są wolne od nieprzyjaciela.
3. pułk ułanów, posuwając się przez Odkup, natrafia na silny opór nieprzyjaciela pod Suboczami, naciera i wypiera go ze wsi. Nieprzyjaciel wycofuje się na wzgórze pod wsiami Filipki i Rusaczki. Wobec silnie obsadzonych pozycyj i flankującego ognia pociągu pancernego, który ogniem swoim raził zarówno nasze tyraliery jak i koniowodów, 3. pułk ułanów wycofał się, zbierając wszystkie swoje oddziały w Cereszkach.
Dowódca IV brygady ściągnął wobec tego cały 16. pułkułanów do Cereszek, gdzie pozostał wraz z zluzowanym przez 4. pułk ułanów w Dołhinowie szwadronem 3. pułkuułanów, który zmęczony wrócił z Dołhinowa, jako odwód brygady; 3 pułkowi ułanów nakazał przeprowadzenie ponownego natarcia skoncentrowanymi siłami przez Serweczna Krzywicze, omijając pozycje pod Filipkami i Rusoczkami.
3. pułk ułanów naciera w szyku pieszym. Gdy tyraliera pułku podeszła pod miasto, bolszewicy otworzyli silny ogień z karabinów maszynowych i ręcznych, nie wytrzymują jednak naporu i miasteczko zostaje o północy zdobyte atakiem na bagnety.
Dołhinów i Krzywicze były w ręku naszej kawalerii - wytknięty przez dowództwo armii cel zagonu został osiągnięty. Zadanie swoje grupa operacyjna jazdy wykonała ostatnimi siłami ludzi i koni, dochodząc do najwyższego stanu zmęczenia i wycieńczenia.
Po osiągnięciu nakazanego rozkazem 2. armii rejonu Krzywicze - Dołhinów dowódca grupy operacyjnej wycofał swoje oddziały za rzekę Serwecz. IV brygada jazdy otrzymała rozkaz: pozostawić w Krzywiczach tylko jeden szwadron, rozlokować się w rejonie Łosiewicze- Dawidki - Osowiec i zamknąć odcinek rzeki od toru kolejowego na północ od m. Krzywicze aż do Czerwony Dwór włącznie.
II brygada jazdy otrzymała rozkaz: pozostawić jeden dyon w Dołhinowie, rozlokować się we wsiach flw. Serwecz- Glinienki- Suczki - Jerch Ospa - Ryszkowicze i zamknąć odcinek Serweczy od Czerwony Dwór włącznie aż do ujścia rzeki i dalej odcinek Wilii aż po m. Sosenka.
Dzień 15 października.
(W dniu tym w Rydze zostały podpisane preliminaria pokojowe. ) Sztab IV brygady jazdy przechodzi do Dawidki. 3. pułk ułanów przechodzi do Maniszki - Ozierodowicze, 3/7 d. a. k.
- do Łożewicz, 7. pułk ułanów - do Kowieniewo- Żukowicze- Gorodziłowicze, 16. pułk ułanów - do Kulesze - Górki.
Sztab II brygady jazdy przechodzi do Kościeniewicze, ( 4. pułk ułanów - do Żary - Zamosze- Ospa, 10. pułk ułanów i artyleria - do KościeniewiczeGinienki, Zawodźki- Juchy.
Rejon, w którym kwaterowała kawaleria, był zupełnie ogołocony z wszelkiej żywności i paszy. Oddziały, które od tygodnia nie otrzymywały żadnego zaopatrzenia, nadal były skazane na głód. Zimno było coraz dotkliwsze, a ludzie byli bez obuwia, płaszczy i kocy. Ze względu na zupełny brak furażu i prowiantu dalszy pobyt kawalerii w zajętych rejonach staje się niemożliwy. Ze względu na wyczerpanie materiału końskiego całomiesięcznym, bez wytchnienia prowadzonym zagonem, wycofanie kawalerii i przesunięcie do innego rejonu stało się nieodzowne.
Dzień 18 października.
Wysłane podjazdy nie napotkały nigdzie nieprzyjaciela. Grupa operacyjna jazdy wyszła ze składu grupy operacyjnej "Mir". W dwa dni potem 20 października została rozwiązana.
Ocena działań całości kawalerii w czasie zagonu na Krzywicze Dołhinów.
W bitwach stoczonych przez grupę operacyjną jazdy w dniach 11, 12, 13 i 14 października poniosła duże straty 2. sowiecka dywizja piechoty pod Rakowem i Radoszkowiczami. Dywizja ta, zajmując dogodne stanowiska, starała się powstrzymać marsz grupy operacyjnej kawalerii na północ. Grupa operacyjna utorowała sobie drogę i przedarła się na tyły przeciwnika dzięki bardzo energicznemu i szybkiemu natarciu, zadając zarazem nieprzyjacielowi bardzo poważne straty. Maszerując całą noc, o świcie dnia 12. grupa osiągnęła rejon Ilia, gdzie prawie przez cały dzień toczyła walki z 6. sowiecką dywizją piechoty, wycofującą się z Mołodeczna. 6. sowiecka dywizja piechoty została w tych bitwach zupełnie rozbita i przestała istnieć jako jednostka bojowa.
W nocy z 13-go na 14-go grupa operacyjna przemaszerowała w rejon Sosenka -Kościeniewicze. W rejonie tym toczyły się zażarte walki z 5. sowiecką dywizją piechoty, wycofującą się z Wilejki. Również i 12. dywizja została tu prawie zupełnie rozbita i rozproszona. Główny ciężar tych wszystkich walk spoczywał stale na IV brygadzie jazdy, co też dowódca grupy operacyjnej jazdy pułkownik Strzemieński z podziwu godną bezinteresownością podkreślił w swoim raporcie bojowym, pisząc:
"...podczas osiatniej akcji wszystkie pułki wchodzące w skład grupy jazdy działały doskonale, o czym zresztą najlepiej świadczą osiągnięte rezultaty. Na szczególne wyróżnienie zasługuje działalność ppłk. szt. gen. Nieniewskiego, pod dtwem którego idąca 4. br. j. nadzwyczajną energią i pospiechem utorowała sobie drogę, odrzucając w dniu 11 b. ni. oddziały 2. dyw sowo z bardzo dogodnych pozycji i odpierając podczas marszu ataki tejże dyw. na boczne ubezpieczenia maszerującej kolumny jazdy. Podczas tego wszystkiego pułki 4. br. j. kilkakrotnie chodziły do ataku na bagnety i szarżowały w konnym szyku, zmuszając do odwrotu 2-gą dyw. sowo w ostatnich czasach jeszcze żadną bitwą nie zdemoralizowaną i przygotowaną do ofensywy.
W nocy z 11 na 12 b. m. jednakową dzielnością odznaczyły się 3. 7. i 16. pułki ułanów.
W bitwach z 5., 6. dyw sowo i wartowniczą brygadą najbardziej odznaczył się 7. p. uł., który dnia 12 b. m. pod Widzynem rozbił 49. p. p. sow., dnia 13 b. m. opanował most na rz. Wilii koło w. Sosenka, zaciekle broniony przez wartowniczą brygadę, którą po ciężkiej walce rozbił, biorąc 2 armaty, 12 k. m. i około 500 jeńców.
Pułk podczas całej akcji był w ciągłych bitwach i świetna działalność tego pułku i jego d-cy majora Piaseckiego zasługuje na najgłębsze uznanie i śmiało może być porównaną do naj ładniejszych i najbardziej bohaterskich czynów polskiej kawalerii, które przekazała nam historia.
16. p. uł. liczący zaledwie około 100 szabel, dzięki nadzwyczajnym osobistym zaletom d-cy pułku, majora Skrzyńskiego, walczył prawdziwie po bohatersku, szarżując i rzucając się na bagnety. Szczególniej odznaczył się ten pułk w nocy z 11 na 12 b. m. odpierając ataki oddziałów 2. dyw. sow., usiłujących zaatakować kolumnę jazdy podczas marszu.
Dzielnie walczył 4. p. uł. pod w. Raduniiem, Słobodą i Dołhinowem. Zasługuje na odznaczenie szw. techn. 4. p. uł., który dnia 13 b. m. maszerując jako ariergarda Grupy został odciętym od kolumny przez 54 p. p. sow., liczący około 500 ludzi.Dca por. Morawski natychmiast poprowadził szw. do szarży i wpadł na bolszewików z taką furią, że rozproszył cały pułk nieprzyjacielski i wziął do niewoli około 150 jeńców, 5 k. m. i 11 wozów.”
W czasie całej akcji pościgowej żołnierz walczył w warunkach bardzo trudnych. Wskutek wielkiej odległości od linii kolejowych oraz wskutek szybkości marszów nie można było zorganizować i zapewnić regularnego zaopatrzenia oddziałów tak, że od początku akcji oddziały nie pobierały w ogóle prowiantu i zmuszone były żywić się z kraju, co skutkiem wielkiego zniszczenia tych obszarów długoletnią wojną było rzeczą bardzo trudną. To samo odnosi się do furażu, który częstokroć oddziały zmuszone były zdobywać prawie siłą.
Żołnierz i koń, przebywając codziennie wielkie przestrzenie, przy fatalnym stanie dróg i mostów, w ciągłych utarczkach z nieprzyjacielem, zmagał się znajwiększymi niedomaganiami i niedostatkiem, prawie bosy, bez płaszczy, wystawiony na coraz dotkliwszy chłód i mróz. Zadanie swoje kawaleria wykonała ostatnimi siłami ludzi i koni, dochodząc do najwyższego stanu zmęczenia i wyczerpania.
Patrząc na działalność naszej kawalerii w tym okresie, ze zdziwieniem przecieramy oczy i widząc olbrzymie jej sukcesy i sami sobie nie dowierzając, skłonni jesteśmy twierdzić, że to nie było przecież sztuką bić i gonić przeciwnika, który już sam dobrowolnie uchodził i szedł do domu. Nic podobnego. Nieprzyjaciel przewlekał rozpoczęte rokowania pokojowe w nadziei korzystnego dla niego zwrotu w działaniach wojennych i dopiero zwycięski marsz naszych wojsk skłonił go nareszcie do podpisania preliminarzy pokojowych. Ale nawet wtedy, tuż przed samym zawieszeniem broni, widząc już zbliżający się koniec wojny, podobnie jak i my sami, tak i przeciwnik chciał w ostatniej chwili, wywalczyć sobie najdogodniejsze warunki, zdobywając się na ostatni, rozpaczliwy wysiłek.
Że tak było w istocie rzeczy i że śmiały zagon naszej kawalerii naj zupełniej zaskoczył przeciwnika, świadczy fakt, że Tuchaczewski nie przewidując takiego obrotu rzeczy, po utracie Mołodeczna jeszcze organizuje przeciwnatarcie siłami 5., 6. i 2. dywizji piechoty oraz samodzielnej brygady. Natarcie to miało wyjść z rejonu Poniatycze- Wiązyń- Sieliszcze (między Mołodecznem a Ilia) na Mołodeczno z zadaniem odebrania i ponownego zajęcia tego tak ważnego węzła kolejowego. Rozkazy te jednak nie mogły być wykonane, gdyż kawaleria nasza, przedostawszy się już na tyły dywizyj sowieckich, ruszyła na Wiązyń i odrzuciła nieprzyjaciela na północ, uniemożliwiając mu zorganizowanie jakiejkolwiek obrony. W ciągu 4 dni przebywając 160 kilometrów i łamiąc opór pod Rakowem, Radoszkiewiczami, Koszczenicami, Ilia, Krzywiczami i Dołhinowem kawaleria nasza rozbija doszczętnie aż trzy sowieckie dywizje piechoty, biorąc tysiące jeńców, w tym 3 sztaby wyższych dowództw, 40 oficerów, liczne sztandary, armaty, karabiny maszynowe, tabory i kuchnie polowe. Tym pięknym wyczynem kawaleria nasza chlubnie przyczyniła się do wykreślenia naszych granic na wschodzie.
ZAGON WILEŃSKIEJ BRYGADY JAZDY NA KIEJDANY
Wstęp
Po zajęciu Wilna przez gen. Żeligowskiego wojska Litwy Środkowej rozłożyły się cienkim kordonem na linii Podbrzezie - Mejszagoła - Troki - Źerańce, opierając się na prawym skrzydle o wojska polskie, będące w rejonie Święciany, na lewym zaś skrzydle w rejonie Orany. Pozycje te, obejmując miasto szerokim półkolem od północy, północnego zachodu i zachodu, broniły wprawdzie wojskom Litwy Kowieńskiej dostępu do Wilna, nie zabezpieczały jednak wszystkich obszarów zamieszkałych przez Polaków.
Gen. Żeligowski, chcąc uprzedzić ewentualne decyzje Ligi Narodów i jeszcze przed rozstrzygnięciem sporu polsko-litewskiego oswobodzić wszystkie obszary etnograficznie polskie spod okupacji litewskiej, postanowił już w pierwszych dniach listopada wyjść z biernej obrony i zaatakować przeciwnika. Na podstawie tych wytycznych dowodzący na tym odcinku dowódca I korpusu generał Mokrzecki wydał dnia 16 listopada 1920 r. o godz. 13 rozkaz operacyjny Nr 139/op. w myśl którego piechota miała czołowo uderzyć w kierunku północnym na Wiłkomierz, podczas gdy kawaleria miała zagonem uderzyć od wschodu z rejonu Małaty. W szczegółach rozkaz brzmiał: Piechota ma zająć w ciągu dnia 17.XI 20. rejonMuśniki -- Giedrojcie - Szyrwinty, wysuwając swoje prawe skrzydło na linię Orliki -Sejruny - Wodory - Wysoki Dwór, by umożliwić II brygadzie jazdy przedostanie się pomiędzy Giedrojcie a Dubinki. Z chwilą otwarcia drogi II brygada jazdy skoncentrowana w rejonie Wesołowka (13. p. Wileńskich ułanów) - Okmiana (23. Grodzieński p. ułanów) miała ruszyć w kierunku Małaty - Wiłkomierz z zadaniem dostania się na tyły oddziałów litewskich, by zdemoralizować je, jak też przeszkodzić wprowadzeniu odwodów w kierunku na południe. Dowódcy brygady jazdy pozostawiono przy tym zupełną swobodę inicjatywy w sposobie wykonania tego zadania. Po skończonej operacji II brygada jazdy miała przejść z powrotem do rejonu Małaty.
Dnia 17.XI rozpoczęła się nasza ofensywa, Litwini jednak stawili zacięty opór w ciągu całego dnia, miejscami nawet przechodząc do zażartych kontrataków. Dopiero po przełamaniu oporu pod Giedrojciami Litwini wycofali się na tym odcinku w kierunku północo-zachodnim, w następstwie czego Grupa "Podbrzezie"osiągnęła linię Wielki- Dwór - Wodory - Sejruny-Dudańce - Torowciszki, ubezpieczając się od strony Mejszele - Maguny.
Grupa "Mejszagoła" osiągnęła linię Szyrwinty - Pory - Olinowo - Uzublindzie - Pospicze.
II brygada jazdy od godziny 11, utrzymując ścisły kontakt z piechotą, wyczekiwała na rozwój natarcia piechoty. Po posunięciu się piechoty naprzód o godz.14 brygada w sile około 700 szabel ruszyła w drogę przez Liczuny - Aleksandryszki - Piworunie - Lawryniszki - Kuzie - Abramowszczyzna w następującym porządku marszu: szwadron 13. p. uł. jako straż przednia, sztab brygady, reszta 13. p. uł., tabory 13. p. uł., 23. p. uł. bez jednego szwadronu, tabory 23. p. uł. i jeden szwadron 23. p. uł. jako straż tylna. Ponieważ okazało się, że z powodu wielkiego błota artyleria brygady nie może nadążyć za pułkami kawalerii, pozostawiono ją wraz z częścią taborów koło Gudejków.
Mijając już późno w nocy ostatnią placówkę własnej piechoty w majątku Wielki Dwór, brygada skierowała się na Uleczały, Lesańce. Na godz. 24. z wielkim trudem i różnymi przeszkodami brygada stanęła na nocleg w rejonie Widzieniszki, odbijając w nocy kilkakrotne napady oddziałów litewskich.
Stanąwszy w Widziniszkach, brygada kawalerii osiągnęła nakazany rejon na wschód od Małaty, skąd miała w dniu następnym w myśl otrzymanego rozkazu uderzyć na Wiłkomierz. Meldunek o osiągnięciu Widziniszek dotarł do I korpusu Podbrzeziu dopiero 19.XI po południu. Brak informacji w tym meldunku co do dalszych zamiarów brygady pozostawiał dowódcę I korpusu generała Mokrzeckiego w niepewności co do dalszej akcji kawalerii.
W nocy dowództwo brygady kawalerii uzyskało od uciekinierów pierwsze wiadomości o postępie naszego natarcia. Dowiedziano się, że nie tylko Giedrojcie, ale również i Szyrwinty zostały przez piechotę zdobyte.
Wszystko wskazywało więc na to, że w czasie dalszego natarcia piechoty przez Szyrwinty na północ dojdzie w następnym dniu do bitwy pod Wiłkomierzem, w której weźmie udział obok piechoty również i kawaleria. Ponieważ jednak w sztabie brygady panowało przekonanie, według którego "doświadczenie wykazało, że działania naszej kawalerii na tyłach ściągały na nią siły znacznie większe, niż te, którym mogła stawić czoło w walce", postanowiono unikać otwartej walki na polu bitwy i znacznie głębszym zagonem zamiast na pole bitwy, dostać się na dalekie tyły nieprzyjaciela, by "utrudnić koncentrację przeciwnika" i "utrzymać stan rozproszenia sił litewskich na czas dłuższy".
Dnia 18.XI w myśl tych wytycznych, zamiast skierować się na przypuszczalne przyszłe pole bitwy w rejonie Wiłkomierz - Szyrwinty, brygada kawalerii skierowała się na północ, przeszła o godzinie 11 rzeczkę Cemkę i szybko skierowała się poprzez Punpucie - Gerszwiany - Aktusze - Perkole - Wielka Wieś, niszcząc w tym miejscu połączenia telefoniczne wzdłuż szosy Wiłkomierz - Dźwińsk. W dalszym marszu przez Kurkle około północy osiągnęła rzekę Świętą pod Kowarskiem.
Przeprawa przez rzekę poszła sprawnie, woda sięgała koniom do brzucha, wozy przeciągnięto na promie. Na drugim brzegu brygada rozłożyła się na nocleg.
Dnia tego Litwini, poniósłszy na skutek
natarcia naszej piechoty bardzo ciężkie straty, zachowywali się na ogół spokojnie. Również i z naszej strony nie okazano zbytniej aktywności, ograniczając się mniej więcej do utrzymania zdobytych pozycji, wyczekując na skutki akcji naszej kawalerii. Wykonywano jedynie krótkie uderzenie z rejonu Giedrojcie na zachód, celem nawiązania styczności z grupą "Szyrwinty". Na skrajnym lewym skrzydle m. Muśniki, zaciekle bronione przez Litwinów, nie zostały zdobyte.Dnia 19.XI od rana słychać było wyjątkowo silną kanonadę od strony Wiłkomierza. Ograniczając się do wysłania podjazdu w stroną Towian dla wyświetlenia położenia, brygada ruszyła przez wsie Puszcza - Budry - Punie, niszcząc po drodze we wsi Krupiany połączenia telegraficzne wzdłuż szosy Wiłkomierz - Poniewież. Kryjąc się przed samolotami przeciwnika, brygada zaszyła się w lasy i mokradła. Po całodziennym brodzeniu przez groble i grobliska dociągnęła na nocleg do leżących wśród bagien i lasów nad szeroko rozlanym jeziorem dużych wsi Lany i Użytkany. W ciągu nocy uzyskano wiadomości, że około pięciu kompanii litewskiego 8. p. p. przesunięto z Janowa do Wiłkomierza.
Zadowolony, że te pięć kompanii ściągnął na siebie, dowódca brygady postanowił w dniu następnym w dalszym ciągu wykonywać swój zagon na Kiejdany i Kowno. Marsz ten, przeprowadzony bez uzgodnienia z ruchami własnej piechoty, nie mógł z powodu odległości od frontu wpłynąć na przebieg wypadków na linii bojowej. Litwini, wykorzystując ten zbieg okoliczności, przeszli na odcinku generała Mokrzeckiego do energicznego przeciwdziałania i zdobyli nagłym atakiem stracone poprzednio Szyrwinty. Oddziały nasze zostały wyparte z powrotem za rzekę Mussa, tracąc przy tym dwa działa i kilka karabinów maszynowych oraz poległego na placu boju dowódcę pułku.W rejonie Muśniki litewski 5. p. p., nie niepokojony przez nikogo, utrzymywał się nadal.
Dnia 20.XI brygada kawalerii ruszyła w drogę przez Gruże - Kirkucie - Wojewodziszki - Pogiry, gdzie przecięła połączenie telefoniczne i telegraficzne na trakcie. W ciągu marszu słyszano ogień działowy z kierunku Szyrwint, co wskazywało na trwanie walk w tym rejonie. Było to nasze przeciwnatarcie na Szyrwinty. Zamiast skręcić na południe w kierunku na Wiłkomierz - Szyrwinty do współdziałania z piechotą, brygada pomaszerowała dalej w kierunku zachodnim na Kiejdany. Po przejściu miasteczka Togiry została ona zaatakowana bombami przez lotnika litewskiego. Nie było już wątpliwości, że marsz brygady został wyśledzony. Chcąc zapobiec przedwczesnemu alarmowi i wykorzystać jeszcze o ile możności moment zaskoczenia, postanowiono, pomimo przemęczenia ludzi i koni, jeszcze tej samej nocy dopaść toru kolejowego na północ od Kiejdan.
Kolumna nocnym marszem zapuszcza się dalej na zachód przez Wojszkuny - Pozercie - Okojna, znowu przerywa połączenia drutowe, i osiąga Użwolki, gdzie zatrzymuje się na trzygodzinny odpoczynek. Następnie przez wsie Uzwolskie -Bobyle-Pejskunie dotarła, już o świcie, do brzegów stosunkowo głębokiej Niewiąży pod m. Ginejty.
Brygada zatrzymała się na wschodnim brzegu rzeki. W stronę toru kolejowego i Kiejdan został wysłany podjazd oraz szwadron techniczny z materiałem wybuchowym. W ostatniej chwili zerwano tor kolejowy na wysokości wsi Daszkance. Podjazd, wysłany na Kiejdany, stoczył potyczkę u wrót miasta, wywołując panikę, po czym powrócił do brygady.
Dnia 21.XI, gdy się z czasem okazało, że kawaleria nasza zapuściła się tak daleko w głąb Litwy, że nie może już oddziaływać na polu bitwy, Litwini przeszli do przeciwdziałania i niespodziewanie zaatakowali około godziny 7 rano cały nasz odcinek pod Wilnem, osiągając poważne sukcesy. Ze względu na znaczne siły nieprzyjacielskie, zaciętość, z jaką prowadził on natarcie, oraz wielkie przemęczenie wojsk własnych, oddziały zaczęły opuszczać dotychczasowe stanowiska na linii Kiernów - Sułkuszki - Wiciuny - Dalboryszki - Kejmińce - Sketery - Berze - Szyrwinty - Uliczany - Orliki - Sejruny - Wodory - Wielki Dwór, zatrzymując się o godz. 17 na nowej linii obronnej: Kiernów - Pospierze - Papiernia - Uzubłędzie - Zyrnawogi - Birki - Ejciuny - Pustyłki - Papiszki - Aleksandryszki.
Kawaleria nasza, stanąwszy pod Kiejdanami, wywołała panikę w Kownie, zaczęto pospiesznie fortyfikować miasto, jednocześnie jednak doszły wiadomości, że nieprzyjaciel ściąga ze wszystkich stron posiłki, celem osaczenia brygady. Piechota litewska pojawiła się w Janowie, Kiejdanach, Poniewieżu i Wiłkomierzu, otaczając już naszą kawalerię z trzech stron: od południa, zachodu i północy.
Był już najwyższy czas wycofać się jedyną wolną jeszcze drogą na wschód, tym bardziej, że odwrót wymagał co najmniej 3 dni marszu w bardzo ciężkich warunkach, z powodu złego stanu dróg (gruda) i mrozów, co dawało się we znaki ze względu na letnie kucie koni i brak ciepłego umundurowania.
W drodze powrotnej, po walce z partyzantami, brygada wchodzi o godzinie 15 do Truskowa. Wiadomości uzyskane przy tej sposobności były ważne. Z Poniewieża wysłano na południe liczne oddziały celem przyłapania brygady i odcięcia jej drogi odwrotu. Tak przybyły już z Poniewieża oddziały do Użulawna (400 strzelców), Remogoły (200 strzelców) i do Rogów. Oddział, rozbity pod Truskowem, był oddziałem wysłanym na rozpoznanie. Brygada rusza pośpiesznie w dalszą drogę, zatrzymując się w Kurszach na godzinny odpoczynek, o godzinie 16 rusza już w ciemności, prowadząc konie w ręku; o świcie dochodzi do Wodakle
Dzień 22.XI.
Rozwidniło się, ale gęsta mgła nadal uniemożliwiała wszelkie rozpoznanie lotnicze, chroniąc przez to kierunek marszu kawalerii przed wzrokiem lotnika. Brygada minęła Mikańce, Rolonele, Dudolance, Lewoniszki gdzie przerwano połączenia wzdłuż traktu Poniewież, Wiłkomierz, Olukujany, Lankwogol, i zdobyła Traszkuny. Po zniszczeniu 2 mostów na wąskotorówce Poniewież - Uciany brygada zajęła wieczorem Androniszki.
Dzień 23.XI.
W Adroniszkach zdała od pola bitwy noc mija dla naszej kawalerii spokojnie. W sztabie brygady ścierają się poglądy co do dalszego kierunku marszu: czy przejść przez rzekę Świętą i najkrótszą drogą na południe powrócić do swoich, ryzykując jeszcze przeprawę z Litwinami w chwili przejścia przez front, czy też wybrać spokojniejszą, ale za to dłuższą drogę, obchodząc Litwinów od północy, by przechodząc pod granicę łotewską, ominąć front litewski. Po gorących debatach postanowiono jednak ze względu na znaczne wyczerpanie koni wybrać drogę i krótszą, choć niebezpieczniejszą, tym bardziej, że linia rzeki Święta, na której Litwini mogli byli zorganizować poważny opór, i tak już była w Androniszkach w naszym posiadaniu.
Przejście przez rzekę odbyło się bez trudu. Gęsta mgła chroniła kierunek marszu przed rozpoznaniem lotniczym. Ze świtem brygada wyruszyła na Norańce, Wojszele, Wojasza, Jelniszki, Aniuny, gdzie zniszczono kolej wąskotorową. Napoiwszy konie w jeziorze Rubiki, przez Pojezierze osiągnięto o zmroku Łabejki, zniszczywszy po drodze po raz drugi połączenie drutowe wzdłuż szosy Wiłkomierz - Dźwińsk. Wojska litewskie, które były w tym rejonie, ściągano z Owant, Widzeniszek, Motał w stronę Ucian, spodziewając się widocznie tam przejścia kawalerii.
Baon 9. litewskiego p. p. na dwie godziny przed przybyciem naszej kawalerii skrzyżował jej drogę w Skuduciszkach i pomaszerował w stronę Ucian.W Sagintach zdobyto tabory litewskiego 9. p. p., będące również w marszu na Uciany.
Brygada po ledwie 2 godzinnym wypoczynku, maszerowała w dalszym ciągu w nocy bez przerwy, kierując się na Łabonary.
Dzień 24.XI.
Już poczęło świtać, gdy nagle straż przednia brygady powitana została strzałami. Była to kompania 9. litewskiego p. p., która pośpiesznie cofnięta z Uciany i przerzucona wąskotorówką, zajęła Apolkę i inne wsie w zamiarze przegrodzenia drogi w kierunku południowo- wschodnim. Energicznie i błyskawicznie przeprowadzony atak rozgromił zaspaną kompanię, droga była otwarta i nad ranem brygada przemęczona do ostatnich granic wkroczyła do Łabonar, a po kilkogodzinnym wypoczynku ruszyła traktem na Baranowo, gdzie spotkała kompanie 3. dywizji piechoty legionów. Zaraz za placówkami piechoty w rejonie Antowisze - Ergadyszki brygada rozłożyła się na zasłużony nocleg.
Po dokonaniu w przeciągu 8 dni blisko 300-kilometrowego zagonu na głębokich tyłach wojska litewskiego, Wileńska brygada kawalerii wróciła z powrotem, wywożąc z głębi Litwy całą zdobycz wojenną i wszystkich swoich rannych i chorych. Przekroczywszy z powrotem linię własnej piechoty, była jednak u kresu sił.
Czynem tym kawaleria nasza raz jeszcze dowiodła swej odwagi i dziarskości, zdając równocześnie chlubne świadectwo swej tężyzny fizycznej, nie mniej jednak cały ten wysiłek, nieuzgodniony z natarciem własnej piechoty, wypadł z ram całokształtu akcji i uderzył w próżnię, stanowiąc tylko zupełnie zbyteczne i nikomu niepotrzebne narażenie całej wielkiej jednostki kawalerii na straty i zmęczenie. W takich warunkach, pomimo wielkiego poświęcenia z brawurą przeprowadzony zagon pozostał tylko dumnym wspomnieniem w sercach uczestników, lecz nie dał żadnych pozytywnych wyników na polu bitwy.
Leonard Winterowski. Potyczka z Kozakami.
Obraz olejny
Fot. Domena publiczna
Ludwik Dąbrowski
"OSTATNIE STRZAŁY".
(18.X.1920.)
17
Przegląd Kawaleryjski Rok XVI 1939 Nr 7(165)
Ludwik Dąbrowski
"OSTATNIE STRZAŁY".
(18.X.1920.)
Ostatni wypad za rzekę Słucz w rejonie Niemylnej wykonany był w dniu 18 października 1920 roku przez podjazd, a właściwie patrol z 3-go szwadronu 201 pułku szwoleżerów w sile ośmiu (8-miu) szwoleżerów i dwóch oficerów. Komendantem podjazdu był mianowany ppor. Kędzierski Mieczysław. Do podjazdu był przydzielony niżej podpisany, będący wówczas w stopniu podchorążego. Podjazd w powyższym składzie otrzymał zadanie dotarcia do placówek bolszewickich, zbadania sił nieprzyjacielskich w rejonie wsi Niemylna i ewentualnego wykorzystania sytuacji nieprzyjacielskiej w razie sprzyjających warunków.
Marszem nieubezpieczonym dotarliśmy do skraju lasu i wyszliśmy na polankę, odległą o około 750 m od wsi Niemylna. W chwili ukazania się naszego podjazdu na polance zostaliśmy silnie ostrzelani przez bolszewików, ukrytych w lesie przed nami. To ogniowe przyjęcie łączy się z momentem naszego marszu, kiedy, przed dotarciem do polanki, byliśmy ostrzelani przez dwóch konnych bolszewików, którzy następnie zawrócili i ukryli się w lesie.Należy wnioskować, że był to patrol bolszewicki, który już poprzednio doniósł we wsi Niemylna o obecności naszego podjazdu na szlaku jego marszu.
Wytworzyła się krytyczna sytuacja, gdyż nieprzyjaciel każdej chwili mógł nas wziąć na cel, a byliśmy zupełnie odsłonięci i ze względu na teren bagnisty nie mogliśmy się rozwinąć. Decyzja wyprowadzenia oddziału z niebezpieczeństwa, przy równoczesnym wykonaniu powierzonego podjazdowi zadania, była trudna i dowódca podjazdu nie powziął żadnej decyzji. W tym momencie szwoleżer Dąbrowski Ludwik zameldował, że pojedzie "na ochotnika" w szpicy, co też uczynił, podnosząc tym ducha całego oddziału. Jak się później okazało, był to najrozsądniejszy, na jaki można było w tej sytuacji zdobyć się manewr. Szwoleżer Dąbrowski odbił galopem od oddziału naszego, na odległość 50 - 60 m, który posunął się za nim i dotarł do skraju lasu, tuż pod wsią Niemylna i gdzie zatrzymał się pod osłoną pierwszych drzew.Tymczasem szwoleżer Dąbrowski wpadł galopem w głąb wsi. Od miejsca, w którym zatrzymaliśmy się, biegła przez wieś w półkole wyginająca się droga, ujęta w opłotki.
Widać było cerkiew ze środka wsi, odległą od nas w prostej linii o 200 m. Przestrzeń między nami a cerkwią nie była niczym osłonięta iwszystko, co działo się na niej, dokładnie było dla mnie widoczne, tym bardziej, że posiadałem lornetkę polową.
Byliśmy świadkami następującej sytuacji.Docieram prawie do cerkwi (o jakie 60 m. Zatrzymuję się, gdyż koń mój, ogier czterolatek, jeszcze nie podkuty i nie ostrzelany, nie chce dalej iść: dosiadam go bowiem od dwóch dni. tj. od czasu mego powrotu ze szpitala; jestem jeszcze mocno osłabiony i nie posiadam ostróg.
18
Nikogo na razie nie widzę. Strzały, idące w kierunku miniętego bagna, poczynają mnie denerwować. Co robić? Przychodzi mi na myśl zasłyszany rozkaz dowódcy szwadronu.
Ponieważ tak się składa, że muszę sam decydować, przeto zdobywam się na maximum wysiłku w celu opanowania sytuacji.Unoszę się w strzemionach, a zmierzywszy z karabinu w stronę nieprzyjaciela, oddaję dwa strzały. Jeszcze kilkanaście strzałów ze strony nieprzyjaciela i zapanowuje spokój, tylko zdała dochodzi mnie kanonada toczącej się walki na froncie. W tym czasie część bolszewików rozsuwa się tyralierą ukosem w moją stronę, kryjąc się za chatami i opłotkami w ten sposób, że najdalszy punkt sił bolszewickich znajduje się ode mnie o jakie 120 m.
Następuje nad wyraz denerwujące przyglądanie się wzajemne w bezpośredniej ciszy, co jest gorsze od trzasku ognia.
Kiedy zaczyna się to zbytnio przeciągać, rzucam w stronę bolszewików wezwanie: "Hej, tawariszczi, iditie siuda!" Wywiera to spore zamieszanie.Po chwili wychodzi w moją stronę dwóch bolszewików z bronią w ręku.
Jeden z nich w połowie drogi zawraca do swoich, a drugi w pełnej gotowości bojowej zbliża się do mnie. Kiedy znajduje się już o jakie 40 kroków ode mnie, krzyczę: "Tawariszcz, kiń orużjo i zdawajsia w plien!" Ten, jak gdyby obuchem dostał po łbie: zatacza się, lecz karabin automatycznie układa w pozycję do strzału biodrowego. Nie strzela jednak. Wówczas zaczynam "tłumaczyć mu, że są okrążeni ze wszystkich stron (jest odwrotnie - sam mam kompletnie odcięty odwrót) i, o ile nie poddadzą się, zostaną wyrżnięci w pień.
Kiedy tak mówię, bolszewik krok za krokiem zbliża się ku mnie, oglądając się nerwowo co i rusz w stronę swoich (wygląda, jak osaczony zwierz). Jestem zdecydowany "kropnąć” go, jak tylko postąpi choć jeszcze jeden krok, ale nerwy moje pozwalają dopuścić go do mnie na jakie 15 kroków. Na tym dystansie "mój” bolszewik opuszcza, jak gdyby w trwożnym zawstydzeniu, karabin i kilkoma susami dopada do opłotka, przy którym stoję, a przełażąc pod nim z twarzą wykręconą w moją stronę, na której maluje się grymas wielkiego przerażenia poczyna bełkotać: "Pan, nie budietie strielat', nie budietie?". Nie jest to moim zamiarem: raczej cieszę się niezmiernie, że udaje mi się wyszarpnąć jeńca wprost z linii nieprzyjacielskiej i to w takich warunkach, a tym samym może uda mi się spełnić zasłyszany rozkaz dowódcy szwadronu.
Prowadzę go w stronę lasu. Pragnieniem moim jest jak najrychlejsze wyprowadzenie jeńca oraz wydostanie się spod rzędu luf karabinowych (wierzcie mi, że defilada taka nie jest bardzo miła...). Mimo wszystko nie przyśpieszam marszu, choć z każdym krokiem widzę coraz wyraźniej i czuję, że doprowadzić jeńca do miejsca przeznaczenia nie będzie rzeczą łatwą.
Badam go też po drodze, mając oczy dobrze otwarte na wszystko. Z badania tego dowiaduję się, że w Niemylnej znajduje się w trzeciej czy czwartej chacie za cerkwią sztab 72 brygady sowieckiej (108 i 109 p. p.) i, że osłona tego sztabu, a zarazem rezerwa bojowa brygady w sile jednego wyborowego ("atlicznaho") batalionu 108 p. p., okopana jest tuż pod wsią, pod lasem. On właśnie jest żołnierzem tego batalionu. Na zapytanie jak liczebnym jest ten batalion, otrzymuję odpowiedź: ,,120".
19
Front ma się znajdować o jakie trzy kilometry od Niemylnej. Kiedy dowiaduję się o tym, jestem wraz z jeńcem o jakie 30 - 40 metrów od lasu.
Z frontu słychać coraz silniejsze, umiejscowione strzały; coraz zażartsza zdaje się być walka. Zastanawiam się: wycofać się, czy też...? Ważę... Chwila wahania... Ej, co tam, jedno życie i
to nadwątlone: stawka zbyt mała, jak na tak olbrzymią grę...? Postanawiam - "Słysz tawariszcz, a możet i ani zdadut'sia w plien?". "A możet?" (odpowiada bez przekonania).
Zawracam, a dojechawszy na stare miejsce, zatrzymuję się. Jeniec włazi na chwiejący się pod jego ciężarem opłotek, a chcąc utrzymać równowagę, opiera się na moim lewym ramieniu; zrywa baranią czapkę z głowy i wymachując nią, krzyczy kilkakrotnie w stronę swoich: "Hurra! ".
Na zew ten poczynają wysypywać się z linii uzbrojone grupy dobrze odzianych bolszewików, którzy, stopniowo w małych odstępach czasu podchodzą do mnie i otaczają zwartą masą bagnetów.
Z masy tej bije wielkie podniecenie: szepty, do gwaru włącznie. Wspinam się w strzemionach; podnoszę rękę - ucisza się. Ogarniam ich wzrokiem, poczym zaczynam opisywać w języku rosyjskim "czarną" przyszłość, jaka ich czeka, jeżeli w tej chwili nie poddadzą się.
Rozruch: pada kilka strzałów (nieszkodliwych) w moją stronę; kilku bolszewików usiłuje zbiec, inni nie pozwalają; szamotania, przekleństwa; rzucanie broni i amunicji, którą są obwieszeni bardzo suto; niektórzy niszczą karabiny. Jestem zlekka oszołomiony rozgrzaną wokół mnie atmosferą, lecz fakt niszczenia broni, którą może nawet porzucił bym (?), wywołuje obraz minionych czasów Legionów Polskich (kryzys przysięgowy) i P. O. W. (przyłapanie mnie przez Niemców w magazynie niemieckim, podczas wykradania amunicji i broni).Otrząsam się więc z chwilowej słabości i wbrew logice (?) oraz poczuciu osobistego bezpieczeństwa, rozkazuję, by każdy podniósł swój rynsztunek bojowy, wyjął zamek z karabinu, a na znak pokoju, założył karabin na ramię kolbą do góry. Bagnetów nie zdejmują. Przy wyjmowaniu zamków widzę, że wszyscy (około 120 ludzi) mają karabiny załadowane. Powyjmowane zamki rozkazuję wziąć trzem czy czterem jeńcom w płaszcze czy też w worki. Grupę jeńców z pięcioma lekkimi karabinami maszynowymi wydzielam.
Kiedy wszystko staje się zadość moim zleceniom, wydaję komendę: "Tawariszczi, strojties'!". Dowódca batalionu, bo i ten jest razem z nimi, powtarza moją komendę, po czym, batalion uszykowany w kolumnę marszową rusza w stronę lasu. W tej chwili od lasu odrywa się w pełnym galopie dwóch naszych żołnierzy (jeden z nich wachm. Wądołowski Józef) z podchorążym Połońskim Romanem na czele.
Na to kolumna jeńców zatrzymuje się i miesza: widać w niej niepewność; niektórzy bolszewicy wyraźnie szykują się do oporu. Kilkoma słowy uspokajam ich. Tymczasem szwoleżerowie zatrzymują się o jakieś 60 kroków od czoła kolumny, a po chwili zawracają. Podchorąży Połoński, będący najbliżej mniej, zapytuje o coś odpowiadam, nie pamiętam nawet co. Podchorąży Połoński zawraca, po większą eskortę (tak zrozumiałem). Zdawało się, że nic już nie stoi mi na przeszkodzie w odprowadzeniu jeńców do miejsca przeznaczenia, gdy tymczasem wytwarza się nowa sytuacja.
Bowiem, kiedy jestem zajęty temperowaniem jeńców i nasi oddalili się, a czoło kolumny już rusza, zauważam (a raczej zwraca mą uwagę zamieszanie na tyłach kolumny)
o jakie 40 kroków ode mnie widzę, idącego od strony cerkwi, bardzo starannie odzianego bolszewika, jak dowiedziałem się później - komisarza sztabu brygady, trzymającego ręce w kieszeniach długiego, jasnego płaszcza wełnianego.
Sytuacja b. groźna. Zajeżdżam komisarzowi drogę i zapytuję go :"Kuda idiotie towariszcz?" . "Wmiestie z sałdatami" - odpowiada wyniośle. "Taki zdawajsia w plien!" - krzyczę.
Z okrzykiem, a raczej z rykiem: "Wot tiebie w plien!!!', wyrywa ręce z kieszeni, w których trzyma granat i nagan.
Na to tnę go szablą przez twarz, co mi się cudem udaje, gdyż w tym momencie odskakuje ode mnie o krok, a miałem go po lewej stronie (w kolumnie pada kilka strzałów).
Chwiejącego się komisarza podtrzymuje dwóch krasnoarmiejców, którzy znaleźli się tu prawdopodobnie dla tego, aby w razie sprzyjających dla siebie warunków iść komisarzowi z pomocą. Ponieważ z ich przemożnym autorytetem załatwiam się błyskawicznie - wyrywają mu broń: czynią to z taką samą skwapliwością, z jaką napewno rzucili by się do mego gardła, gdyby szczęście mi nie dopisało.
Podczas szamotania się z komisarzem, zapał granatu zostaje w jego ręku, zaś granat, odrzucony do pobliskiej rzeczki eksploduje.Nagan zatrzymuję sobie. Wskazując na komisarza, rzucam rozkaz: "Bierytie jeho!". Rozkaz zostaje wykonany, po czym ruszamy w stronę lasu, już bez przeszkód. Kiedy jesteśmy oddaleni od niego o jakie 50 - 60 m, nadjeżdża eskorta w większej, niż poprzednio ilości. Jeńców zdaję pospieszne, gdyż pilno mi wykonać resztę powziętego na początku najważniejszego zadania. Zawracam samotnie na stare miejsce i niedaleko cerkwi spotykam podchorążego Połońskiego, który podjechał do mnie od strony okopów. Razem dojeżdżamy do cerkwi, przy której podchorąży Połoński zatrzymuje się, wszczynając rozmowę (zdaje mi się) z popem. Ja zaś jadę dalej. Według informacji, uzyskanych od mojego pierwszego jeńca, odszukuję kwaterę sztabu bolszewickiego. Wokół nie ma żywej duszy.
Zsuwam się z konia i z naganem zdobycznym w ręku czujnie wkraczam do izby. Nie zastaję już nikogo. Na stołach leżą porozrzucane mapy i inne drobiazgi, snadź porzucone w wielkim pośpiechu. W chacie panuje mrok, więc nie zauważam w pierwszej chwili koniecznego do urzeczywistnienia mych planów telefonu. Po baczniejszym rozejrzeniu się, widzę ich dwa.
W tym, jeden z nich odezwał się. Jednym susem dopadam do niego; chwytam słuchawkę. Narazie nic więcej nie słyszę, jak niewyraźne dźwięki mowy, pomieszane z trzaskiem i hukiem strzałów.
Dopiero po pewnej chwili udaje mi się odróżnić zdanie: "Pacziemu nie atwieczajetie?"(gorączkowo, parę razy). Udając wielkie przerażenie, rzucam w mikrofon: "Udirajtie, biełyje!" (nie pamiętam już dobrze, czy krzyknąłem jedno lub więcej słów; jedno jest pewne, że było słowo "biełyje "). Poczym ciskam słuchawkę na ziemię; czynię straszny rumor, a następnie przecinam szablą linie telefoniczne. Aparat, z którego rozmawiałem (nowszy) zabieram z sobą, ot tak: bez żadnej specjalnej myśli, gdyż po dokonaniu najważniejszego zadania, ogarnia mnie ogromne zmęczenie. Bez zwykłego więc entuzjazmu, patroluję dalszą część wsi, aż do końca, by być zgodnym ze swym sumieniem, że niczego nie zaległem.
Nie zauważywszy nic szczególnego, ani też żadnych wojsk, wracam i na skrzyżowaniu dróg w pobliżu cerkwi spotykam podchorążego Połońskiego, oczekującego na mnie. Informuję go o ostatniej części akcji i wracamy do oddziału.
Powrót odbywa się w warunkach o tyle normalnych, że jestem okropnie zmęczony i zobojętniały na wszystko, tylko uprzednio kontuzjowany bok (operowany podczas ostatniego pobytu w szpitalu) dolega mi.
Po dojechaniu do naszego stanowiska pod lasem, zastajemy już tam cały trzeci szwadron (spieszony), podciągnięty przez rtm. Menela. Następuje raport i podziękowanie. W niespełna kwadrans po przybyciu do oddziału pod lasem, strzały w najbliższej okolicy (odcinek I -go pułku Szwoleżerów) stają się coraz rzadsze, aż na całym froncie zalega niczym nie zmącona cisza.
Były to ostatnie strzały walczących armii, przed podpisaniem traktatu pokoju, podczas ostatnio prowadzonej przez Polskę wojny.
Pisane na zlecenie dowódcy Pułku Szwoleżerów Mazowieckich im. Płk. Kozietulskiego z dnia 10 kwietna 1938 roku.
Odznaka pamiątkowa 3 Pułk Szwoleżerów Mazowieckich
3 Pułk Szwoleżerów Mazowieckich im. Pułkownika Jana Kozietulskiego stacjonował w Suwałkach. Wchodził w skład Suwalskiej Brygady Kawalerii. Od 1934 r. do 22 IX 1939 r. dowódcą 3 Pułku Szwoleżerów był płk kaw. Edward Milewski. W kampanii wrześniowej walczył w składzie macierzystej brygady. Dwa szwadrony pułku dokonały 3 września wypadu na teren Prus Wschodnich. Pułk przebił się do Puszczy Białowieskiej, następnie w składzie SGO „Polesie” walczył pod Wolą Gułowską i Kockiem. Skapitulował jako jeden z ostatnich 6 października 1939. Podobnie jak 19 Pułk Ułanów za walki w 1939 r. został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari.