Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

UŁAN WOŁYŃSKI Nr 70 Sierpień 2020 rok



Spis treści
1.SETNA ROCZNICA BITWY POD SKRZESZEWEM I FRANKOPOLEM Włodzimierz Majdewicz
2. PRZYKŁAD POŚCIGU (Nasza kawaleria na prawym skrzydle bitwy warszawskiej) ppłk dypl. Tadeusz Machalski
3. JAWORCZYCY
Jan Stefan Wyźga
4. SZLAKIEM BOHATERÓW - Karta z historii bojów 2 pułku ułanów jazdy ochotniczej majora Jaworskiego Z.G.
5. ECHA BITWY POLSKICH UŁANÓW POD SKRZESZEWEM I FRANKOPOLEM W OCZACH WSPÓŁCZESNYCH
Bogusław Niemirka
6. SZKOŁA PODCHORĄŻYCH DLA PODOFICERÓW W BYDGOSZCZY – Klasa Kawalerii Hanna Irena Rola Różycka
7. KRZYŻ I MEDAL OCHOTNICZY- Odznaczenia, których nikt nie otrzymał Włodzimierz Majdewicz

Wydaje Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

Redakcja i opracowanie graficzne Włodzimierz Majdewicz


Mija sto lat zakończonej chlubnym zwycięstwem bitwy pod Skrzeszewem i Frankopolem. Od 18 i 19 sierpnia 1920 roku Jazda Ochotnicza majora Feliksa Jaworskiego stoczyła krwawy bój. Punktem kluczowym zaciętych walk był most na Bugu, miała on zasadnicze znaczenie dla uchodzących na wschód sił bolszewickich. W kierunku mostu parły sowieckie dywizje szukając ratunku na wschodnim brzegu rzeki. Bolszewicy stworzyli w tym miejscu silny przyczółek z rozbudowaną linią okopów wykorzystując dominujące nad okolicą wzniesienia obsadzone artylerią i licznymi gniazdami karabinów maszynowych. Ukształtowanie terenu nie sprzyjało działaniom kawalerii. Spieszone szwadrony szły do ataku na bagnety. Pozycje przechodziły z rak do rąk, odnotowano poważne straty w zabitych i rannych oraz ludzi zmęczonych do ostateczności. Świetne dowodzenie, poświęcenie i bohaterstwo żołnierzy nie poszły na marne. Jazda majora Feliksa Jaworskiego wykonała zadanie postawione jej przez Naczelnego Wodza. Zwycięstwo okupione krwią ułanów miało poważne znaczenie dla dalszego rozwoju wypadów na froncie. Data zwycięstwa 19 sierpnia 1920 roku to ŚWIĘTO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH Wsetną rocznicą bitwy pod Skrzeszewem i Frankopolem przedstawiamy mało znane opracowanie ppłk dypl. Tadeusza Machalskiego1° pod tytułem PRZYKŁAD POŚCIGU (Nasza kawaleria na prawym skrzydle bitwy warszawskiej).Odnajdziemy w nim działania Grupy Kawalerii mjr. Feliksa Jaworskiego w szerokim kontekście działań polskiej jazdy na prawym skrzydle bitwy warszawskiej. Tekst pisany z myślą o oficerach kawalerii zawiera wiele informacji cennych o szlaku bojowym Jazdy Ochotniczej mjr. Feliksa Jaworskiego. Prasa lubelska z zainteresowaniem i niekłamaną sympatią śledziła losy ułanów mjr. Feliksa Jaworskiego. W książce DZIEJE JEDNEJ PARTYZANTKI z lat 1917-1920 rtm. Wiktor Dzierżykraj Stokalski wspomniał, że Jeździe Ochotniczej towarzyszył korespondent wojskowy dzielny ułan – ochotnik, Franciszek Głowiński 2° . Tym razem zamieszczamy dwa mniej znane, ciekawe, oddające atmosferę tamtych lat artykuły zaczerpnięte z prasy lubelskiej. Dotyczą one pobytu i walk podkomendnych majora Feliksa Jaworskiego na terenie Lubelszczyzny. Odmienne spojrzenie na dramatyzm tamtych wydarzeń prezentuje bardzo ciekawy tekst pana Bogusława Niemirki p.t.„Echa bitwy polskich ułanów pod Skrzeszewem i Frankopolem w oczach współczesnych”.


----------------------
1° Tadeusz F. Machalski (1893 -1983) – pułkownik dyplomowany kawalerii Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, historyk wojskowości, wykładowca, dyplomata i minister rządu RP na uchodźstwie. Po wojnie awansowany przez władze RP na uchodźstwie na stopień generała brygady.
2° Od 1923 r. Franciszek Głowiński był współudziałowcem drukarni i Domu Wydawniczego Franciszek Głowiński i S-ka. w Lublinie.

      Przegląd Kawaleryjski Rok XV 1938 Nr 3 (149)
      Ppłk dypl. Tadeusz Machalski
                PRZYKŁAD POŚCIGU
(Nasza kawaleria na prawym skrzydle bitwy warszawskiej)

POŁOŻENIE OGÓLNE.
      Dla powstrzymania naporu kolumn bolszewickich, prących na Warszawę, Wódz Naczelny powziął śmiałą myśl wycofania znacznych oddziałów z osi marszu nieprzyjaciela i przerzucenia ich na południe, celem uderzenia na jedno z jego wydłużonych i odsłoniętych skrzydeł. W związku z tym planem postanowił wykorzystać walory obronne rzeki Wisły dla czołowego związania przeciwnika, decydując się przyjąć na tej linii bitwę, w czasie której zamierzał uderzeniem od południa na północ napaść i rozbić lewe skrzydło i tyły walczącej frontem na zachód armii sowieckiej. W tym celu część wojsk już z nad Bugu skierował nie na Warszawę, lecz na południe do rejonu Dęblina, w którym zamierzał utworzyć nową grupę uderzeniową. Tym sposobem za osłoną linii rzekiWieprzstanęła4.armia w sile 14., 16., i 21. Dywizji piechoty. Jej właśnie zadaniem było wspólnie z częścią 3. armii wykonać zmasowanymi siłami główne uderzenie na północ. Prawe skrzydło tej armii sięgało do kolana rzeki po Kock włącznie. Osłonę tego skrzydła od wschodu miała zapewnić 3. .armia.Zadanie 3. armii było dwojakie. Po pierwsze miała ona osłonić od wschodu i zapewnić spokojną koncentrację4. armii za linią rz. Wieprza. Po drugie, miała ona wspólnie z 4. armią uderzyć n a północ i zabezpieczyć przez to stale wydłużający się prawy bok.
     Wykonanie pierwszego zadania wymagało biernej osłony w miejscu w kierunku wschodnim, wykonanie zaś drugiego zadania wymagało ruchomej osłony w miarę postępowania natarcia w kierunku północnym.Odpowiednio do tych dwóch, cokolwiek rozbieżnych zadań, 3. armia została też podzielona na dwie grupy: jedna, obejmując obronę wzdłuż rzeki Bug, zapewniała osłonę koncentracji od wschodu, podczas gdy druga grupa miała uderzyć na północ w kierunku Biała - Brześć, by, wydłużając w miarę postępu akcji osłoną bierną wzdłuż Bugu, stale zabezpieczać prawe skrzydło natarcia 4. armii od wschodu.
      Ta właśnie grupa uderzeniowa została zorganizowana w oryginalny i niecodzienny sposób. Normalnie, w myśl „klasycznych" wzorów, należałoby całą rozporządzalną kawalerię zebrać na zewnętrznym skrzydle tej grupy; wydłużenie biernej obrony wzdłuż rzeki Bug oraz zdobycie i utrzymanie twierdzy Brześć n/Bugiem, dla zapewnienia osłony głównego natarcia od wschodu, nie były to jednak zadaniami dla kawalerii. To też widzimy, że wbrew teoretycznym szablonom, kawaleria nie została umieszczona na skrajnie prawym skrzydle miejsce jej tam zajęła 3. dywizja piechoty Legionów. Dla dalszej osłony natarcia nie można było rozdrobnić grupę manewrową na przestrzeni między Wieprzem a Bugiem, lecz musiano stworzyć mocny klin, który by jak taran, mógł z całą siłą wbić się w ugrupowanie przeciwnika, i nie tylko dogonić wysunięte na północ prawe skrzydło 4 armii, dotrzymując kroku głównej grupie uderzeniowej, ale nawet w razie konieczności mógł ją wyprzedzić. Zadanie to powierzono 1.dywizji piechoty Legionów, która przez Parczew miała uderzyć w kierunku na Międzyrzec - Biała Podlaska.
      Od Bugu do Kocka przestrzeń wynosi ponad 70 km w linii powietrznej. Odległości pomiędzy prawym skrzydłem 4 armii a 1 dywizją piechoty Legionów oraz pomiędzy tą dywizją a 3. dywizją piechoty Legionów wynosiły więc około 30 km. By usprawnić ten aparat, rozciągnięty na znacznej przestrzeni, i zapewnić mu większą spoistość, wstawiono kawalerię pomiędzy wspomniane ugrupowanie piechoty, gdzie kawaleria objęła niejako funkcję stawów, łączących poszczególne części szkieletu, zapewniając przez to sprawność i giętkość działania całego organizmu.Przed rozpoczęciem ofensywy, schematycznie rzecz biorąc, mieliśmy, więc w kolejnym porządku: 21 dywizję piechoty, jako prawe skrzydło 4 armii - grupę jazdy mjr. Feliksa Jaworskiego, 1 dywizję piechoty Legionów - IV brygadę jazdy ppłk. szt. gen. Nieniewskiego, 3 dywizję piechoty Legionów - 7 dywizję piechoty, jako lewe skrzydło grupy obronnej 3 Armii. Grupa jazdy ochotniczej mjr.Feliksa Jaworskiego stanęła w Firleju w składzie:
212 pułku ułanów Wołyńskich,16 oficerów, 218 ułanów.
213 pułku ułanów Lubelskich, 17 oficerów, 666 ułanów.
214 pułku ułanów 12 oficerów, 377 ułanów.
Razem: 45 oficerów, 1261 ułanów.
(przy stanie żywnościowym 72 oficerów i 3.000 ułanów). Rozrośnięty szybko w brygadę oddział ten siłą rzeczy posiadał wszystkie braki improwizowanego wojska, które jednak do pewnego stopnia wyrównywał zapał młodych ochotników, tak, że grupa ta oddała niemałe usługi w czasie całej akcji grupy manewrowej.
Stan bojowy IV brygady wynosił trzy pułki kawalerii (12 szwadronów 18 karabinów maszynowych) oraz dwie baterie art. konnej (8 dział). Razem: 71oficerów i 1350 ułanów.
POCZĄTEK NATARCIA
Dnia 16 sierpnia grupa uderzeniowa rusza z miejsca. Nie były to olbrzymie masy wojsk z czasów wojny światowej, które wolno i ociężale tocząc się naprzód, systematycznie, jak walec parowy, miażdżyły wszystko po drodze. Była to raczej tylko garstka bohaterów, która zwinna i szybka, jak strzała pchnięta cięciwą łuku, wbiła się w olbrzymie cielsko wroga, zadając mu cios śmiertelny. 4. armia wyszła z nad Wieprza w trzech kolumnach: 14 dywizja piechoty (wielkopolska) na Garwolin - Mińsk Mazowiecki, 16 dywizja piechoty (pomorska) na Żelechów - Kałuszyn, 21 dywizja piechoty (górska) na Kock - Siedlce. Grupa manewrowa 3 armii rusza: 1 dywizja piechoty Legionów na Białą Podlaską, 3 dywizja piechoty Legionów na Włodawę i Brześć n/Bugiem. Grupa Mozyrska, stanowiąca południowe ubezpieczenie głównego natarcia rosyjskiego na Warszawę zostaje najzupełniej zaskoczona w chwili, gdy, defilując w długiej kolumnie przed naszymi wojskami, czołem swym przygotowuje się do przeprawy przez Wisłę poniżej Dęblina. Dalszy rozwój wypadków rozegrał się już z błyskawiczną szybkością, doprowadzając do kompletnej likwidacji wyprawy bolszewickiej na Warszawę.
      IV brygada kawalerii nie ukończyła jeszcze swojej koncentracji w chwili rozpoczęcia naszej ofensywy. Na miejscu był jedynie 16 pułk ułanów, który po forsownym przemarszu z Lublina osiągnął Lubartów, oraz dwie baterie konne, walczące w składzie grupy kpt. Zajkowskiego. 3 i 7 pułki ułanów, wykonawszy swe zadanie osłony zawagonowania się 1 dywizji piechoty Legionów, przybywając marszami z Sokala osiągnęły Rejowiec, skąd o świcie 16 sierpnia ruszyły natychmiast w dalszą drogę do wyznaczonego miejsca koncentracji brygady w Cycowie. W chwili podejścia obu pułków do tego rejonu, okazało się, że walcząca na północ od rzeki Świnki grupa kpt. Zajkowskiego pod naporem przeważających sił nieprzyjaciela zmuszona była wycofać się na południowy brzeg rzeki. Położenie stawało się groźne, sytuację trzeba było za wszelką cenę naprawić, gdyż w razie zamknięcia przejścia przez bagnistą rzekę pod Cycowem, cała dalsza akcja brygady mogła stanąć pod znakiem zapytania.
      3 pułk ułanów, który pierwszy przybył na miejsce, wsparł piechotę i w zaciętej walce pieszej i konnej starał się powstrzymać dalszy napór przeciwnika, którego coraz to silniejsze oddziały przepływały przez most na południe, wypierając nasze oddziały z Cycowa, Biesiadki, Głembokiego i Albertowa. W końcu nacisk nieprzyjaciela wzmógł się do tego stopnia, że stawał się już prawie nie do powstrzymania. Stworzywszy sobie mały przyczółek mostowy na południe od Cycowa nieprzyjaciel wprowadził do boju swoje odwody i przy poparciu silnego ognia artylerii rozpoczął ogólne natarcie na całej linii. Po zupełnym wyczerpaniu amunicji, oddziały nasze poczęły cofać się pod silnym ogniem przeważających sił nieprzyjaciela. Pomimo zupełnego braku amunicji odwrót odbywał się krok za krokiem, pod osłoną konnych plutonów, które co chwila szarżami powstrzymywały naciskającego nieprzyjaciela.
      W krytycznej tej i decydującej chwili nadszedł 7 pułk ułanów i uderzając częściowo pieszo, częściowo w szyku konnym na podstawioną lewą flankę nacierających w kierunku południowym oddziałów bolszewickich, zdobył Cyców i most pod Cycowem, co stało się hasłem do ogólnego, panicznego odwrotu nieprzyjaciela za rzekę Świnkę. Chcąc sobie wywalczyć drogę odwrotu, piechota sowiecka naciera gwałtownie na groblę i most, celem przedarcia się na północ. Natarcie to zostaje jednak całkowicie przez 7 pułk ułanów odparte a most pozostaje w naszym ręku. Rozproszone oddziały nieprzyjaciela, korzystając z ciemnej nocy, uchodzą w rozsypce na prawo i na lewo od Cycowa. W ostatecznym wyniku nieprzyjaciel zostaje doszczętnie rozbity, pozostawiając w naszym ręku 8 karabinów maszynowych, 200 jeńców i wiele sprzętu. Była to 172. brygada piechoty 58 sowieckiej dywizji, która maszerowała na Lublin.
      Uchodząc za Włodawę, rozgromione resztki tej brygady wpadają następnie na 3 dywizję piechoty Legionów i dostają się do niewoli. 3 i 7 pułki ułanów nocują w miejscu pod Cycowem. Sforsowały one przeprawę przez rzekę i rozbiły nieprzyjaciela, ale na skutek ciężkich walk pozostały o cały dzień marszu w tyle za innymi oddziałami grupy manewrowej. W nocy przybył nowo mianowany dowódca IV brygady kawalerii, ppłk szt. gen. Nieniewski i, chcąc nadrobić stracony czas, zarządza natychmiastowy pościg.
      ROZPOCZĘCIE POŚCIGU
      16 pułk, który był na miejscu, ruszył już tego dnia rano wspólnie z 1 dyw. piech., którą wyminął o godzinie 14.00we wsi Przewłoka na wschód od Puszowa: pod wieczór osiągnął Wisznice, którą opanował brawurową szarżą, biorąc 2 karabiny maszynowe i 60 jeńców, wypełniając przez to właściwe zadanie brygady wyznaczone jej w pierwszym dniu ofensywy. Ochotnicza brygada jazdy mjr. Jaworskiego zajęła o godz. 12.40 Radzyń, biorąc jeńców z 170 brygady 57 sowieckiej dywizji piechoty oraz duże zapasy broni, amunicji, prowiantu i furażu. 21 dywizji piechoty osiągnęła Świduki na południe od Łukowa; 1 dyw. piech. zdobyła Parczew i osiągnęła rejon Komarówka - Brzozowy Kąt - Rudnia; 3 dywizji piechoty czołowymi oddziałami osiągnęła Włodawę. Grupa Mozyrska, najzupełniej zaskoczona tym manewrem, została pokawałkowana, rozproszona, a szczątki jej uciekają na wszystkie strony. Grupa ta już od pierwszego dnia przestała istnieć jako jednostka bojowa. Wojska nasze zajęły ogólną linię Garwolin - Żelechów - Łuków - Parczew - Włodawa.
      Dzień 17 sierpnia.
      O świcie nieprzyjaciel znienacka napadł na 16 pułk ułanów, kwaterujący w Wisznicy. Gwałtowne natarcie przeważających sił przeciwnika zaskoczyło pułk i część miasteczka została opanowana przez sowiecką piechotę. Natychmiastowe przeciwuderzenie nie tylko, że wyparło nieprzyjaciela z powrotem, ale przysporzyło jeszcze sporo jeńców. 16 pułk ułanów, wyprzedzając nadal swoją brygadę doszedł do Białej. IV brygada kawalerii, po nocy spędzonej w ciągłej styczności z nieprzyjacielem, wyruszyła o godzinie 8, przemaszerowała na północ przez Garbatówkę - Wola Wereszczyńska - do rejonu Hola, gdzie zanocowała, pozostając wciąż jeszcze o jeden przemarsz w tyle. Marsz odbywał się z wielkimi ostrożnościami, przy ciągłych zatrzymywaniach się straży przedniej i wyczekiwaniu sił głównych na wyjaśnienie położenia wobec pojawienia się zewsząd oddziałów bolszewickich. W czasie marszu pod Sosnowicami doszło do poważniejszej walki z tak zwanym "dyonem cudzoziemskim", który został odrzucony na Krzywowierzbę. Świadomość wielkiego zwycięstwa odniesionego przez nasze wojska nie przeniknęła jeszcze do świadomości dowódcy IV brygady kawalerii; nie mając łączności z całością i nie wyczuwając jeszcze skutków zwycięstwa, posuwa się on naprzód z zachowaniem wszelkich ostrożności, szukając łączności na prawo i na lewo z sąsiednimi dywizjami piechoty, co niezawodnie spowodowało pewną systematyczność i powolność marszu; reminiscencje niedawnego odwrotu były jeszcze zbyt silne.
      Ochotnicza brygada jazdy mjr. Feliksa Jaworskiego była w lepszym położeniu, bo jeszcze w nocy otrzymała kategoryczny rozkaz Naczelnego Wodza bezwzględnego zdobycia Międzyrzecza i przecięcia drogi Warszawa - Siedlce - Brześć. Znając, więc sytuację i mając jasny, ściśle określony cel, wyruszyła już o pierwszej w nocy trzema kolumnami na północ: prawa kolumna po osi Radzyń - Ostrówki - Międzyrzecz, środkowa - szosą Radzyń - Turów - Międzyrzecz, lewa - po osi Radzyń - Płudy - Ruska Wola - Tulistów - Międzyrzecz.
      Chodziło o równoczesne opanowanie Międzyrzecza z trzech stron. Kolumna środkowa pod Kąkolewnicą zaskoczyła śpiącą piechotę sowiecką na kwaterach. Nocny atak był tak szybko i gwałtownie przeprowadzony, że nieprzyjaciel, częściowo bez butów, uciekł w panicznym popłochu w stronę Mord, wpadając niespodziewanie znowu na lewą kolumnę, która szarżując, rozbija go doszczętnie. Były to zdemoralizowane szczątki, uchodzącej przed 21 dywizją górską, 170 sowieckiej brygady piechoty. W kilka godzin później na odpoczywającą w Kąkolewnicy naszą kawalerię natarła nowa kolumna piechoty sowieckiej, cofająca się spod Warszawy na wschód. Po krótkim, ale gwałtownym kontrataku nieprzyjaciel został odparty.
      Idąca na odgłos strzałów prawa kolumna zdążyła już tylko do pościgu. Wzięto do niewoli 50 jeńców, wśród 150 zabitych rozpoznano dowódcę pułku oraz dwóch dowódców baonów 508 sowieckiego pułku piechoty. O godz. 14.30 bez oporu ze strony nieprzyjaciela Międzyrzecz został zajęty.
      W dniu tym 14 dywizja piechoty osiąga rejon Mińsk Mazowiecki,
16 dywizja piechoty - rejon Kałuszyn,
21 dywizja piechoty - rejon Łuków - Siedlce,
1 dywizja piechoty - rejon Międzyrzecz - Biała,
zaś 3 dywizja piechoty osiąga rejon Sławatycze nad Bugiem. Droga odwrotu na Siedlce - Międzyrzec - Biała Podlaska - Brześć była tym samym zamknięta, a 16 armia sowiecka widziała się zmuszoną skręcić dalej na północ, by dopaść następnej linii odwrotu na Sokołów - Skrzeszew - Drohiczyn - Wysokie Litewskie.
      Wdniu 18 sierpnia wyruszenie do dalszego pościgu przedstawia pewne trudności. Oddziały kawalerii są przemęczone i wyczerpane fizycznie poprzednimi dużymi przemarszami do rejonu koncentracji. Ponadto są one ze wszystkich stron otoczone przez oddziały cofającej się 16 armii sowieckiej i zmuszone do nieustannego oczyszczania terenu.Bolszewicy zjawiają się zewsząd, pełno ich po wszystkich lasach. Niektóre oddziały ich występują zaczepnie - inne znowu nie próbują nawet się bronić. Miejscowa ludność polowała po okolicznych lasach na maruderów i rozbitków, mszcząc się za poniesione krzywdy podczas inwazji. Wynikająca z tego nieustanna strzelanina dookoła utrudniała orientowanie się w faktycznym położeniu. Wszędzie po drodze widać było ślady panicznej ucieczki wojsk sowieckich. W tych warunkach IV brygada kawalerii z trudem przedzierając się poprzez cofające się oddziały bolszewickie, osiągnęła około północy rejon Łomazy, nawiązując łączność z 16 pułkiem ułanów, który pozostał w Białej, wysunąwszy dwa szwadrony na północ. Szwadrony te do wieczora opanowały Janów
      Ochotnicza brygada kawalerii mjr. Feliksa Jaworskiego wyruszyła o godzinie 3-ej w kierunku na stację kolejową Mordy, którą zdobyła o godz. 13, biorąc 60 jeńców i liczne tabory. Patrole wysłane w kierunku szosy Sokołów - Drohiczyn - Wysokie Litewskie stwierdziły, że w Sokołowie przebywa około 2.000 piechoty sowieckiej, kilka baterii i duże tabory. Major Jaworski postanawia nocnym marszem zająć most nad Bugiem pod Frankopolem i przeciąć w ten sposób przeprawę przez rzekę. Pod wieczór 21 dywizja piechoty podeszła pod Sokołów, 1 dywizja piechoty osiągnęła Łysów - Niemajki na południe od Drohiczyna, 3 dywizja piechoty. osiągnęła rejon Piszczac - Kodeń pod Brześciem.
      Dnia 19 sierpnia, IV brygada kawalerii, pomimo podkreślenia punktualności w rozkazie, wymaszeruje z Łomaz z dwugodzinnym opóźnieniem z powodu przemęczenia ułanów i trudności aprowizacyjnych. Przejeżdżając około godziny 12 przez Białą Podlaską, dowódca brygady dowiaduje się od pozostawionego w Białej patrolu łącznikowego, że 16 pułk ułanów przeprawił się przez Bug pod Niemirowem i wysunął się dalej na północ do rejonu Mętne - Suła - Gnojno. Spotkaną po drodze maszerującą z Drohiczyna na Wysokie Litewskie ogromną kolumnę amunicyjną zaszarżował. Kompletnie zaskoczony nieprzyjaciel stawiał tylko słaby opór.16 pułk ułanów zagarnął całą kolumnę, biorąc 150 wozów z amunicją, 10 wozów z prowiantem, kuchnie polowe, 80 jeńców i samochód 17 dywizji piechoty sowieckiej.
      Maszerując w dalszym ciągu do przewidzianego rejonu w Janowie Podlaskim, dowódca IV brygady otrzymał o godz. 13.15 w Cichowie rozkaz od dowódcy nowostworzonej 2 armii (21, 1. i 3 dywizje piechoty, ochotnicza brygada kaw mjr. Feliksa Jaworskiego. i IV brygada kawalerii, czyli dotychczasowa grupa manewrowa 3 armii wzmocniona 21 dywizją piechoty z 4 armii) rozkaz Nr 40 z zadaniem dalszego marszu wzdłuż osi Biała - Janów - Wysokie Litewskie - Czeremcha- Zabłudów celem osłony prawego skrzydła 1 dywizji piechoty Legionów.
      Dnia 19 sierpnia IV brygada kawalerii miała osiągnąć Czeremchę, 21 - Narew. Zamierzony, więc na ten dzień wysiłek marszowy należało podwoić, robiąc przemarsz około 90 kilometrów, co przy stanie fizycznym brygady, a przede wszystkim koni, nastręczało trudność nie do pokonania. Dowódca brygady postanowił, więc przede wszystkim wysunąć stosunkowo wypoczęty jednodniowym postojem w Białej 16 pułk ułanów przez Tokary - Klukowicze do rejonu Rogacze - Dacze na zachód od Czeremchy; 3 i 7 pułkiem ułanów zaś osiągnąć Wysokie Litewskie, by zamknąć głównymi siłami tak ważną linię odwrotową, jak szosa Sokołów - Drohiczyn - Wysokie Litewskie - Prużana.
      16 pułk ułanów, cokolwiek zaskoczony tym nowym rozkazem, ruszył z Gnojna i maszerując przez Tokary osiągnął Klukowicze, nie zdoławszy wysunąć się dalej na północ. Wysunięty dywizjon tego pułku ruszył nocnym marszem z Mętna przez Zaczyce na Mielczyce. IV bryg. kawalerii osiąga w ciągu nocy Wysokie Litewskie, gdzie po krótkiej utarczce zdobywa tabory i amunicję. Tu dołącza szwadron techniczny 7 pułku ułanów, wysłany jeszcze 17 sierpnia do Włodawy, po przebyciu w ciągu 3 dni 150 kilometrów i nawiązaniu łączności z 3 dywizją piechoty Dogoniwszy po 4 dniach marszu 1 dywizję piechoty, równając się z nią i wyprzedziwszy 3 dywizję piechoty pod Brześciem, IV brygada kawalerii nareszcie wydostała się na wolne, zewnętrzne skrzydło, mając Bug już za sobą. Stanąwszy pośrodku 70- kilometrowej luki, dzielącej 1 dywizję w Siemiatyczach od 3 dywizji w Brześciu n/Bugiem, IV brygada po raz ostatni wypełniała swą rolę łącznikową pomiędzy tymi dwoma dywizjami na tym odcinku. Odtąd, w miarę dalszego postępowania pościgu na północ, przestrzeń dzieląca IV brygadę kawalerii od 3 dywizji piechoty w Brześciu będzie stale rosła, dopóki świeżo ściągnięte jednostki jej nie wypełnią. Na skutek wytwarzającej się w ten sposób próżni sytuacja na prawym skrzydle IV brygady kawalerii stawała się odtąd coraz bardziej zagrożona, lecz również i na lewym skrzydle brygady położenie stawało się dokuczliwe.
      Przez zajęcie Wysokiego Litewskiego, kawaleria odsunęła się o całe 35 kilometrów od prawego skrzydła piechoty, które to skrzydło miała ochraniać w czasie dalszej akcji. Wobec tak znacznego oddalenia kawalerii 1 dywizja piechoty Legionów poczęła odczuwać pewne osamotnienie, tym większe, że postępując szybko naprzód narażała się na odcięcie swoich tyłów. Wywołało to interwencję dowódcy dywizji, prosi on o przesunięcie IV brygady na lewe skrzydło i tyły 1 dywizji. Trudności uzgodnienia akcji kawalerii z akcją piechoty występowały jeszcze i w przeszłości. Skierowanie IV brygady kawalerii na Wysokie Litewskie i ważny węzeł kolejowy Czeremcha było jednak koniecznością i z ogólnego punktu widzenia ważniejsze aniżeli osłona tyłów i taborów 1 dywizji piechoty Legionów.
      Ochotnicza brygada jazdy. Major Jaworski, jak wszyscy w tym czasie, dążył i ze swej strony do odcięcia drogi odwrotu cofającym się na wschód masom bolszewickim. Postanowił, zatem już w nocy ruszyć naprzód, by jeszcze przed świtem opanować przeprawę przez rzekę Bug pod Tonkiele, na szosie Sokołów - Drohiczyn - Wysokie Litewskie. W tym celu rozdzielił swój oddział na dwie kolumny. Jedna z nich, posuwając się po osi Mordy - Bończa Kościelna - Kobylany - Ostrowiec, miała za zadanie zająć Skrzeszew; druga zaś miała ruszyć wprost na Tonkiele - Frankopol z zadaniem opanowania i zamknięcia mostu na Bugu.
      Już na kilka godzin przed świtem kolumna ta dotarła do swego celu. Most był jednak pilnie strzeżony. Nieprzyjaciel, nie spodziewając się regularnych wojsk na tak głębokich tyłach, stawiał silny opór w przekonaniu, że ma do czynienia z oddziałem partyzantów. Wśród ciemnej nocy strzelano do siebie z odległości jednego kroku. Często rozdzielała walczących jedynie szerokość szosy, podczas, gdy rowy przydrożne obsadzone były wzajemnie ostrzeliwującymi się tyralierami. W końcu, zniesiono placówkę na moście i opanowano folwark Frankopol, oraz obsadzono most i przeprawę na Bugu.Po upływie pewnego czasu dostrzeżono podchodzącą do mostu dużą kolumnę. Jej siły i składu nie można było określić z powodu panującej jeszcze ciemności. Kolumna ta naciskana z tyłu przez naszą 21 dywizję górską z miejsca natarła gwałtownie na Frankopol, prąc zwartą masą ku mostowi. Wszelkie wysiłki zmierzające do utrzymania stanowisk wobec ogromnej przewagi nieprzyjaciela i jego działania okrążającego, nie przydały się na nic. Most na Bugu dostał się z powrotem w ręce bolszewików. Oddziały nasze, nie zdoławszy zniszczyć tak ważnego mostu, wycofały się na Rudniki, gdzie okopały się i ostrzeliwały płynące nieustannie ku przeprawie masy nieprzyjaciela.
      Druga kolumna podeszła o świcie pod Skrzeszew i, korzystając z gęstej mgły porannej, zaatakowała znienacka miasto. Nieprzyjaciel był jednak już ostrzeżony odgłosem walki pod Frankopolem. Czujny, nie dał się zaskoczyć, odwrotnie sam przeszedł do przeciwnatarcia, spychając nasze szwadrony z powrotem na południe. W tym czasie szwadron, wysłany, jako ubezpieczenie natarcia od strony Frankopola, wpadł niespodziewanie na tyły nacierających oddziałów sowieckich, wnosząc zamieszanie i dezorientując odwody.
      To chwilowe zamieszanie wykorzystały natychmiast nasze cofające się szwadrony, przechodząc ze swej strony do natarcia. Rosjanie, zaskoczeni gwałtownością uderzenia, poczęli pospiesznie wycofywać się na północ, uprowadzając ze sobą baterię i część taborów. Wynikiem natychmiastowego pościgu było odebranie części taborów, oraz wzięcie do niewoli około dwóch kompanii piechoty. W zajętym Skrzeszewie przygotowywano się gorączkowo do obrony, gdy od strony Sokołowa ukazała się znowu większa jeszcze kolumna sowiecka. Wobec przygniatającej przewagi wroga, który również i od strony Frankopola dawał się we znaki, kawaleria nasza była zmuszona Skrzeszew opuścić i ponownie wycofać się na południe, za rzeczkę, skąd zajmując dogodną pozycję mogła trzymać pod skutecznym ogniem karabinów maszynowych szosę Skrzeszew - Frankopol - Drohiczyn, co ogromnie utrudniało Rosjanom dalszy odwrót na wschód za Bug.
      Z tych pozycji jak i z pozycji pod Rudnikami kawaleria nasza w swej bezsile i niemocy, nie mając do dyspozycji ani artylerii, ani broni pancernej, ani dostatecznych stanów liczebnych musiała zadowolić się biernym obserwowaniem i niepokojeniem nieprzyjaciela dalekim ogniem karabinów maszynowych, pomimo, że dostała się szczęśliwie w decydującym momencie wprost na linię jego odwrotu.
      Kawaleria nasza przyglądała się odpływowi coraz to nowych mas sowieckich na wschód, aż w końcu masy te przepłynęły w całości, pozostawiając za sobą jedynie straże tylne. Wtedy dopiero jazda nasza mogła się znowu ważyć na jakiś czyn zaczepny i ponownie ruszyła do natarcia na Skrzeszew, łamiąc ostatni opór nieprzyjaciela w ataku na bagnety. Spychając w dalszym ciągu przed sobą tylne straże sowieckie, opanowała wzgórza pod Frankopolem, osiągając dobry wgląd na przeprawę przez Bug. Natychmiast otwarto ogień na zbitą masę ludzi i wozów, stojących na szosie oraz na moście. Rosjanie w popłochu uciekli na drugi brzeg rzeki, paląc za sobą most. Walki te przyniosły zdobycz: przeszło 1000 jeńców, 4 sztandary, 15 armat 19 karabinów maszynowych.
      21 dywizja piechoty górska i 1 dywizja piechoty Legionów przez cały dzień walczyły nad Bugiem z cofającymi się oddziałami 16 armii, które mając drogę na Siedlce zamkniętą, tutaj próbowały na północnym brzegu rzeki, pod przesłoną na Bugu przedostać się przez Drohiczyn-Wysokie Litewskie na wschód. Naciskane od tyłu przez 21 dywizję oddziały te przebiły się poprzez słabą zaporę ochotniczej brygady jazdy i natknęły się na mur piechoty 1 dywizji Legionów, która ostatecznie zabarykadowała im drogę odwrotu. Wobec beznadziejności rozbicia tej żelaznej zapory 16 armia sowiecka widziała się zmuszoną skręcić jeszcze bardziej na północ, szukając ocalenia w odwrocie na Bielsk i Czeremchę.
      3 dywizja piechoty Legionów zdobyła o godzinie 22. Brześć nad Bugiem i obsadziwszy twierdzę, nie bierze już bezpośredniego udziału w dalszym pościgu. Dnia 20 sierpnia IV brygada kawalerii po raz pierwszy mogła skupić swoje oddziały i rozpocząć pracę w normalnych warunkach. Widzimy też zaraz, że dotychczas dwupułkowa brygada, w poczuciu słabości swoich sił, maszerowała zwartym oddziałem w jednej kolumnie, z jedną strażą przednią wysuniętą zaledwie na 2 km naprzód, by nie utracić z nią styczności.
      System ten, nie obejmując szerszego pasa działania, zmuszał brygadę do częstego zatrzymywania się celem wyświetlenia najbliższego położenia, co marsz brygady opóźniało. Teraz dowódca brygady, rozporządzając wszystkimi swoimi oddziałami, zmienia ten system i postanawia ruszyć w dalszą drogę trzema kolumnami: - główne siły (3 i 7 pułku ułanów z artylerią i wysuniętym naprzód szwadronem rozpoznawczym 7 pułku ułanów) po osi Kleszczele-Orla- Tyniewicze - Narew nad Narwią; - prawa kolumna (dyon 7 pułku ułanów) po osi: Wysokie Litewskie- Rasna – Suchodół - Opuli - Wojnówka- Jakiewne – Jagodniki- Nowy Berezów-Krzywiec-Waśki; - lewa kolumna (16 pułk ułanów) po osi: Klukowicze – Rogacze - Mołoczki- Toprzykały – Ogrodniki - KIejniki-Janowo nad Narwią. W ten sposób pas działania brygady rozszerzał się do 20 - 25 km, co można uważać za górną granicę możliwości rozprzestrzenienia się w terenie dla tak szczupłych siłjak brygada kawalerii. Takie rozczłonkowanie lepiej ubezpieczało marsz kolumny głównej i umożliwiało jej szybsze posuwanie się naprzód, stwarzało jednak równocześnie ogromne trudności dla dowodzenia i skoordynowania działań rozdzielonych jednostek.IV brygada kawalerii, zmęczona nocnym przemarszem, osiągnąwszy o godz. 3 nad ranem Wysokie Litewskie, odpoczywała do godziny 10. Wyczerpanie koni doszło do tego stopnia, że musiano nawet część artylerii i ludzi pozostawić na miejscu, jako niezdolnych do dalszego marszu. Brak jakichkolwiek map z tej okolicy dawał się też dotkliwie we znaki. BÓJ POD MIELEJCZYCAMI. Ruch naprzód podjął na razie jedynie stosunkowo wypoczęty 16 pułk ułanów. Dywizjon tego pułku, idąc nocą z Mętnej przez Żerczyce, dotarł około godziny 8-ej do Mielejczyc, gdzie wkrótce wywiązały się walki z oddziałem sowieckim, który, idąc z południa od strony Nurca, starał się przebić przez Mielejczyce i utorować sobie drogę na wschód przez Dasze na Kleszczele. Walki przeciągały się do g. 9. W tym czasie pojawił się 16 pułk ułanów; o g. 7.30 wymaszerował on z Klukowicz i wpadł teraz na ogon kolumny sowieckiej, która ciągnąc się od wylotu Nurzec poprzez Mielejczyce, dostała się w ten sposób mimowolnie między dwa ognie.Gdy skuteczny ogień karabinów maszynowych, otworzony z odległości 300-400 metrów, wywołał popłoch w oddziale nieprzyjacielskim, szwadrony przeszły z prawej i z lewej strony kolumny do szarży konnej na kolumnę artyleryjską długości około 5 kilometrów. Kolumna nieprzyjacielska urwała się. Część tylna poddała się. Wzięto około 500 jeńców, 16 armat i setki wozów. Część pułku pozostała w Nurcu dla pilnowania zdobyczy, podczas gdy szwadrony o zmniejszonym stanie, dotarły do Mielejczyc, wrąbując się w zawaloną wozami i sprzętem artyleryjskim ulicę. Wywołana tym panika, spowodowała zderzenie się szeregu wozów, jaszczy itp., powstały nieprawdopodobne zatory. Poprzez gąszcz sprzętu przepełzali uchodzący z życiem Rosjanie. Nie mogąc posuwać się dalej, szwadrony zatrzymały się w mieście. Przednia część kolumny, która już minęła Milejczyce, rozpoczęła szybką ucieczkę, przygotowując się poza miasteczkiem do oporu. Odrzuciwszy przeciwnatarcie obsługi dział, szwadrony 16 pułku ułanów odstawiły do Nurca zdobyte działa z zaprzęgami i jeńców. 10 dział porzuconych przez nieprzyjaciela pozostało jeszcze na przedpolu, długi czas niedostępne dla obydwóch stron walczących. Około południa, uprowadzając ze sobą resztki rozbitej kolumny, nieprzyjaciel począł pod osłoną straży tylnych wycofywać się na wschód, starając się przez Dasze przebić się na Kleszczele. W godzinach popołudniowych nastąpił ostatni okres walki. Na swej drodze odwrotu nieprzyjaciel napotkał dywizjon 16 pułku ułanów, który prowadząc walkę opóźniającą wzdłuż drogi Mielejczyc- Dasze zajął pozycję na zachód od wsi. Bolszewicy, zobaczywszy drogę odwrotu ponownie zamkniętą, zebrali wszystkie swoje siły i, pchani rozpaczą, pozostawiając armaty i sprzęt wojenny swojemu losowi, zbitą masą jeźdźców i koni starali przebić się poprzez tę zaporę. Wywiązały się zażarte walki konne i piesze, w końcu dywizjon ulegając przewadze, nie wytrzymał naporu i wycofał się do lasu na południe od Dasze. Droga odwrotu na Kleszczele stanęła otworem. Nieprzyjaciel, chcąc czym prędzej wydostać się z matni, ruszył całym impetem na Kleszczele i wpadł w objęcia IV brygady kawalerii, która tymczasem zatrzymała się w rejonie Kleszczele-Czeremcha na dwugodzinny odpoczynek. 7 pułk ułanów osiągnąwszy bez styczności z nieprzyjacielem Kleszczele, został nagle zaalarmowany wiadomością, że silna kolumna nieprzyjaciela zbliża się drogą z Dasze tj. z kierunku zachodniego. Dowódca pułku zawraca natychmiast pułk, przechodzi z powrotem groblę na południe od miasteczka, spieszą swoje oddziały i powstrzymuje czołowym natarciem marsz kolumny. W tym czasie 3 pułk ułanów również zaalarmowany na popasie w Czeremsze dosiada, czymprędzej koni i rusza do natarcia na lewym skrzydle 7 pułku ułanów; mijając piesze natarcie w pięknej, niepowstrzymanej szarży wpada na nieprzyjaciela, który ucieka, pozostawiając na miejscu 14 dział, wielką ilość karabinów maszynowych, jeńców, oraz ogromne tabory. Powstrzymany czołowo przez 7 pułk ułanów i napierany od flanki przez 3 pułk ułanów nieprzyjaciel, widząc całą beznadziejność dalszej walki poddaje się. Skromna garstka szeregowych i oficerów, chcąc uniknąć niewoli, rzuciła się do ucieczki poprzez bagna, przez które tylko nielicznym udało się przedostać. W ogólnym wyniku walk IV brygady kawalerii w obszarze Mielejczyce – Dasze – Kleszczele-Czeremcha sowiecka grupa uderzeniowa artylerii w składzie 14 baterii, 123 oficerów, 3155 szeregowych i 1729 koni została doszczętnie rozbita. W ręce naszej kawalerii wpadło 49 oficerów, 1613 szeregowych, 1441 koni, 37 dział i wielka ilość karabinów maszynowych, sprzętu wojennego, taborów oraz dwa samochody osobowe. W ten sposób rosyjska grupa uderzeniowa artylerii, przeznaczona dla zwalczania umocnień Warszawy i zdobycia stolicy, uprowadzając swój cenny balast, stanowiący kolumnę długości około 5 kilometrów, z trudem przedzierając się poprzez ciżbę bezładnie uchodzących taborów, wpadła w ręce naszej jazdy i w ogóle przestała istnieć.
      Wielkie zwycięstwo było dla wszystkich poniekąd oszałamiającym, ale troska o zachowanie bogatej zdobyczy w wielkim stopniu obniżyła sprawność brygady, obciążając ją zbytnio sprzętem i zmuszając do wydzielenia znacznej ilości szeregowych do eskortowania jeńców. Wycieńczenie koni i brak paszy zatrzymały brygadę na noc w rejonie Kleszczele - Czeremcha - Rogacze.
      DALSZY POŚCIG
      Ochotnicza brygada jazdy mjr. Jaworskiego wobec zbliżenia się osi marszu 21 dywizji górskiej do 1 dywizji legionowej, zatraciła stopniowo wolną przestrzeń manewrową i pełni odtąd jedynie służbę łącznikową pomiędzy tymi dwoma dywizjami, nie odgrywając już większej roli, tym bardziej, że będąc uzbrojoną w angielskie karabiny, nagle pozostała zupełnie bez amunicji i bez możliwości jej uzupełnienia. Wieczorem dołączyła do 21 dywizji górskiej. 21 dywizja piechoty górskiej napotkała na zorganizowany opór 52 sowieckiej dywizji piechoty na linii Gródek – Granne-Głęboczek nad Bugiem. Będąc zmuszoną do forsowania rzeki i budowy mostu, dywizja w dniu tym niewiele posunęła się naprzód, zatrzymując się na noc w obszarze Tierkowo- Czarnówka.
      1 dywizja piechoty Legionów rozpoczęła o świcie marsz na północ, powstrzymując w czasie całej drogi przy pomocy wydzielonych batalionów na linii Ostrożany – Lipiny - Dołubów napór cofających się na Czeremchę oddziałów sowieckich i zmuszając przez to nieprzyjaciela do przerzucenia swoich dróg odwrotu jeszcze bardziej na północ. Tylko nieznaczne jego części zdołały przeniknąć poprzez rozstawione na szerokiej przestrzeni oddziały 1 dywizji piechoty i przedostać się na wschód. Wieczorem wysunięte oddziały 1 dywizji piechoty osiągnęły Bielsk.
      Dnia 21 sierpnia IV brygada kawalerii bez map i bez owsa rusza o g. 9.50 w dalszy pościg. Osiągnąwszy o g. 12-ej szosę Bielsk - Hajnówka, brygada zatrzymała się w Szczytach do g. 15-ej, przecinając w ten sposób tę ważną drogę odwrotu przez trzy godziny. Dowódca 1 dywizji piechoty Legionów, dążąc do zamknięcia następnej drogi odwrotu przez jak najszybsze zajęcie Białegostoku, jeszcze przed całkowitym zlikwidowaniem oddziałów nieprzyjacielskich w rejonie Boćki- Bielsk, zwraca się do dowódcy IV brygady kawalerii z propozycją jeszcze dalszego zatrzymania się okrakiem na szosie Bielsk- Hajnówka i przesunięcia się do rejonu Bielska. Dyspozycja ta wysłana o godzinie 16-ej z 1 dywizji piechoty Legionów nie zastała jednak już brygady na szosie Bielsk - Hajnówka, którą kawaleria w dalszym marszu na północ opuściła już o g. 15. Pod wieczór po krótkiej walce, w której zdobyto dwa działa, biorąc przy tym około 100 jeńców, sforsowano przeprawę przez Narew. W Narwi złączył się z brygadą dyon 7. pułku ułanów, wysłany jako ubezpieczenie prawego skrzydła po osi Wysokie Litewskie – Busznice – Dubicze – Berezowo – Tczywiczę- Makówkę- Narew, zagarniając po drodze całą baterię wraz z obsługą. Cała brygada, po raz pierwszy mając wszystkie swoje jednostki skupione razem, zatrzymała się na nocleg w rejonie Narew- Klejniki. Ochotnicza brygada jazdy mjr. Jaworskiego i 21 dywizja górska osiąga Brańsk. 1 dywizja Legionów osiąga linię Palki Stare - Zwierki.
      Dzień 22. sierpnia Wczorajszą, z opóźnieniem otrzymaną, propozycję dowódcy 1 dywizji piechoty Legionów przesunięcia całej IV brygady kawalerii do Bielska dowódca brygadyuważa w obecnych warunkach za niewykonalną. Konsekwentnie dążąc do pościgu, dowódca brygady postanawia głównymi siłami brygady w dalszym ciągu maszerować na północ, by wspólnie z 1 dywizją opanować Białystok i zamknąć cofającym się armiom sowieckim drogi odwrotu na Wołkowysk i Grodno.
      By jednak pomimo to zadość uczynić prośbie dowódcy 1 dywizji, wysyła dla rozbicia oddziałów bolszewickich, sygnalizowanych przez 1 dywizję w rejonie Bielska, najbliżej tego rejonu stojący 16 pułk ułanów z zadaniem oczyszczenia rejonu Lipniewo - Bielsk z niedobitków bolszewickich i jak najszybszego powrotu do brygady. Główne siły IV brygady kawalerii, kierując się w dalszym pościgu na północ, osiągnęły Zabłudów, rozbiły po drodze doszczętnie 490 sowiecki pułk piechoty, biorąc 10 karabinów maszynowych oraz 270 jeńców. Tu od godziny 13 do 15 cała brygada zatrzymała się na dwugodzinny odpoczynek, celem nakarmienia zupełnie wyczerpanych koni i podciągnięcia artylerii, której konie z powodu przemęczenia ustawały w drodze. Celem odcięcia drogi odwrotu, oraz jako pościg za uciekającym w popłochu sztabem 24 sowieckiej dywizji piechoty wysłano dwa szwadrony na szosę Białystok- Wołkowysk.W tym czasie rozgrywały się w Białymstoku zażarte walki 1 dywizji z oddziałami 10 armii sowieckiej, która wytężała wszystkie siły, by za wszelką cenę utorować sobie drogę na wschód. Na wezwanie płk. Knoll-Kownackiego o pomoc, IV brygada ruszyła w dalszą drogę przez Skrybicze na Białystok. Nie dopuszczając do koncentracji oddziałów bolszewickich w rejonie na południowy wschód od Białegostoku i okrążenia w ten sposób naszej piechoty przez obsadzenie miasta IV brygada kawalerii w granicach swych możliwości przyczyniła się do utrwalenia zwycięstwa odniesionego przez 1 dywizję piechoty Legionów. W czasie akcji degażowania naszej piechoty na południe od Białegostoku wzięto jedną baterię i 135 jeńców. Na noc brygada stanęła w rejonie wschodniego przedmieścia Białegostoku Dojlidy- Kuriany, obejmując osłonę Białegostoku od wschodu.
      21 dywizja osiągnęła Suraż, 1 dywizja Turośl- Białystok. 16 armia sowiecka cofając się spod Warszawy na wschód, znalazła już dn. 17 sierpnia drogę odwrotu na Siedlce zamkniętą, co zmusiło ją po raz pierwszy do skręcenia na północ, by szukać wolnego przejścia na północ od Bugu w kierunku na Wysokie Litewskie. Znalazłszy dnia 19 sierpnia i tę drogę zamkniętą, skręciła po raz drugi na północ, posuwając się zwartą i bezładną masą w kierunku na Białystok. Natknąwszy się dn. 22 sierpnia i tu na opór nie do przezwyciężenia naszej piechoty, widziała się zmuszoną po raz trzeci skręcić głównymi siłami na północ. Część oddziałów i sztabów zdołała jednak przesiąknąć poprzez nasze oddziały na wschód. Wydostawszy się z matni, oddziały te, zbierając się na linii Sidra – Sokółka- Odelsk, poczęły organizować nową obronę. Przepuszczenie tych oddziałów na wschód zmniejszyło rozmiary naszego zwycięstwa i niezawodnie stworzyło poważne utrudnienia dla przyszłych operacji. Mimo woli więc nasuwa się pytanie, dlaczego kawaleria, ta typowa broń pościgu, do tego dopuściła? Czyżby była źle i nieracjonalnie zadysponowana? Czyżby nie umiała orientować się w położeniu i opóźniła się? - Nic podobnego? - Kawaleria na prawym i na lewym skrzydle bitwy warszawskiej użyta była w sposób właściwy, otrzymała właściwe jej cechom zadania, działała na właściwych kierunkach. Początkowo wprawdzie opóźniała się cokolwiek, ale dlatego, że przybyła do rejonu koncentracji już ze zmęczonymi końmi i z pewnym opóźnieniem. Będąc ponadto zmuszoną dwukrotnie łamać opór przeciwnika pod Cycowem i pod Sosnowicą, kawaleria nie mogła początkowo dogonić piechoty, ale stracony czas wkrótce odrobiła i już dn. 19 sierpnia wyprzedziła 3. dywizję piechoty Legionów i dopędziła 1. dywizję piechoty Legionów, trzymając się odtąd na jednej z nią wysokości. Kawaleria była więc we właściwym czasie na właściwym miejscu. Na czym zatem polegało jej niedociągnięcie? Otóż odpowiedź na to pytanie jest równie lakoniczna, jaki wymowna i dla dzisiejszych czasów charakterystyczna: "Kawalerii tej było po prostu za mało!" Kawaleria polska, znalazłszy się na wschód od Białegostoku, miała wszelkie dane ku temu, by odwrót armii sowieckich przemienić w katastrofę, a może nawet doprowadzić do kapitulacji w otwartym polu, ale pod warunkiem, że wystąpiłaby odpowiednią masą, a zatem i siłą. Cóż mogły bowiem owe słabiutkie trzy pułki ułanów, na przemęczonych i niedożywionych koniach w tym morzu piechoty rosyjskiej? Brak tej masy kawalerii umożliwił znacznej ilości oddziałów sowieckich przeniknięcie poprzez wątłą naszą zaporę i zorganizowanie nowej obrony na wschodzie, która w przyszłości miała nas jeszcze drogo kosztować, zmuszając nas do niejednego jeszcze wysiłku i do przetrzymania niejednego ciężkiego kryzysu w czasie późniejszej bitwy niemeńskiej. Nie będzie to utopią, jeżeli powiemy, że silna kawaleria na prawym skrzydle bitwy warszawskiej mogła spowodować całkowitą likwidację północnego frontu sowieckiego. W danych warunkach może nie mogło jej być więcej, jak również nie można było jej prędzej ściągnąć na miejsce, by ją mieć w decydującej chwili wypoczętą przed walką, niemniej powinniśmy pamiętać o tym na przyszłość. Dowódca IV brygady jazdy sam dobrze odczuwając ten brak siły, jeszcze w tym dniu zwrócił się do dowództwa 2 armii z prośbą o włączenie jazdy ochotniczej mjr. Jaworskiego do IV brygady kawalerii, jako wzmocnienia. Nie było to wiele, ale zawsze pewna siła tak bardzo pożądana w tych warunkach.
      Dzień 23 sierpnia.
      IV brygada kawalerii została zatrzymana w rejonie Białegostoku. Do dalszego pościgu w kierunku północnym na Ossowiec-Grajewo wyznaczona została jedynie 1 dywizja piechoty Legionów. Nie zdając sobie jeszcze sprawy z nowego położenia, wywołanego pojawieniem się w rejonie Grodna i Wołkowyska nowych, przybyłych z głębi Rosji jednostek, w pełnym zrozumieniu doniosłości znaczenia dalszego pościgu na północ, dowódca brygady oddał do dyspozycji 1 dywizji piechoty Legionów 7 pułk ułanów i zwrócił się równocześnie do dowództwa armii z prośbą, aby, o ile to uzna ze względu na ogólną sytuacje za możliwe, pozwoliło w ślad za tym pułkiem całej IV brygadzie kawalerii podążyć na północ.
      NOWA FAZA POŚCIGU
      Sytuacja zmieniła się tymczasem zasadniczo. Dalszy pościg na północ był ograniczony bliskością granicy Pruskiej, a od wschodu pojawiło się nowe niebezpieczeństwo. Podczas, gdy nasze dywizje piechoty rozwinięte frontem na zachód starały się zamknąć oddziałom sowieckim drogi odwrotu na wschód, oddziały bolszewickie, które zdołały przeniknąć poprzez nasze linie, okazały nadzwyczaj szybką regenerację i poczęły zagrażać tyłom naszej piechoty, której cała uwaga była zwróconą na zachód. By przeciwstawić się temu nowemu niebezpieczeństwu kawaleria została zatrzymana w rejonie Białegostoku i zamiast dalszego pościgu na północ, zwrócona frontem na wschód, z nowym zadaniem rozpoznania kierunków wzdłuż toru kolejowego na Grodno i na Wołkowysk i ubezpieczenia rejonu Białegostoku od wschodu. Do luki, która się wytworzyła pomiędzy IV brygadą kawalerii w Białymstoku, a 3 dywizją piechoty Legionów w Brześciu, wprowadzono 19 dywizję piechoty (1. dywizję litewsko-białoruską). W ten sposób powoli zarysowała się nowa linia frontu Sokółka-Gródek- Narewka Mała- Wysokie Litewskie- Brześć zwróconego na wschód. 3 pułk ułanów stanął w Wasilkowie, obsadzając mosty na rzeczce Supraśl na drodze Jurowce- Białystok oraz na drodze Hrynki - Białystok. 16 pułk ułanów stanął w rejonie Zaścianki-Grabówka, 7 pułk ułanów - Kuriany. Jazda ochotnicza mjr. Jaworskiego została skierowana do rejonu Bognówka-Sawiany. Artyleria stanęła w Pieszowkach. Dowództwo IV brygady kawalerii na dworcu kolejowym na północno-wschodnim wylocie miasta. 1 dywizja piechoty Legionówrozciągnęła się z Białegostoku poprzez Knyszyn w stronę Osowca. 21 dywizja piechoty górskiej skoncentrowała się w rejonie Bociuty –Ghoroszcz- Białystok
      Dzień 24 sierpnia.
      IV brygada kawalerii, pozostając w rejonie na wschód od Białegostoku wysłała jako oddziały rozpoznawcze w stronę Wołkowyska i Grodna: IV dywizjon 1 pułku strzelców konnych do Topolan, szwadron 7 pułku ułanów do Gródka, szwadron 3 pułku ułanów z plutonem c. k. m. do Sokółki, szwadron 3 pułku ułanów do Popielówki z zadaniem rozpoznania w kierunku na Korycin i Janów, celem zabezpieczenia tyłów 1 dywizji piechoty Legionów, działającej w kierunku na Ossowiec-Grajewo. Patrole stwierdziły, że nieprzyjaciel wycofał się na wschód poza rzekę Swisłocz. Szwadron 3 pułku ułanów, który poprzez Sokółkę ruszył w stronę Grodna, został pod Kuźnicą odrzucony z powrotem na Sokółkę, a potem nawet pod naporem przeważających sił zmuszony był wycofać się kilka kilometrów, aż do wsi Zawisłowszczyzna. 7 pułk ułanów - bez jednego szwadronu, współdziałając z 1 dywizją piechoty Legionów, osiągnął poprzez Gniło około południa Tykocin i Zajki nad Narwią, gdzie stwierdził już tylko odpływ sił rosyjskich na Grajewo i Augustów. Uważając, wobec szybkiej ucieczki przeciwnika na północ, całą akcję na Ossowiec i Grajewo o całe 36 godzin spóźnioną i wobec tego bezcelową, dowódca pułku zwrócił się o godzinie 13 z propozycją wykonania dywersji na Grodno. Czyż może być cośkolwiek bardziej wymownego od tego meldunku dowódcy 7 pułku ułanów?! Zaledwie 36 godzin wcześniej i nie jeden pułk, a co najmniej cała brygada kawalerii, a odwrót trzech armii sowieckich na odcinku Białystok-Ossowiec-Grajewo byłby całkowicie odcięty. Jeżeliby nawet nie udało się powstrzymać przewalające się na wschód masy piechoty, to przynajmniej przez zniszczenie mostów możnaby było armie te pozbawić całkowicie ich artylerii i sprzętu wojennego, co dla dalszego powodzenia wojny miałoby kapitalne znaczenie.
      Kawaleria była więc użyta celowo i we właściwym miejscu, było jej tylko zbyt mało i przyszła za późno. Obie te przyczyny leżały jednak poza możliwościami samej kawalerii. Wobec konieczności przeciwstawienia znaczniejszej ilości kawalerii armii konnej Budiennego i korpusowi konnemu Gaja Chana trudno było zebrać poważniejszą ilość kawalerii jeszcze i na prawym skrzydle grupy uderzeniowej. Wcielenie będącego na miejscu 15 pułku ułanów, pełniącego przy 14 dywizji piechoty służbę kawalerii dywizyjnej, cokolwiek poprawiłoby położenie, nie zmieniłoby go jednak zasadniczo. Trudności koncentracyjne uniemożliwiły poza tym wcześniejsze podprowadzenie oddziałów kawalerii na linię rzeki Wieprza, by im zapewnić kilkudniowy odpoczynek przed rozpoczęciem ofensywy. Nam warto zapamiętać, że kawaleria była użyta celowo i pomimo szczupłych sił i zmęczenia osiągnęła wcale pokaźne wyniki. Jeżeli będziemy chcieli w przyszłości wyniki te powiększyć, to należy nam już tylko pamiętać o zapewnieniu tej kawalerii odpowiedniej siły (liczbowej i materialnej) oraz oszczędzać ją w okresach mniej ważnych, by w chwilach największego napięcia mogła przystąpić do akcji wypoczęta i w pełni sił. W czasie postoju pod Białymstokiem przyłączona została do IV brygady jazdy kadra frontowa w składzie szwadronów marszowych 2 pułku szwoleżerów, 5, 8 i 9 pułku ułanów, dowództwo 9 dywizjonu artylerii konnej i 3 bateria 7 dywizjonu artylerii konnej. Cztery te szwadrony jako nowy, kombinowany pułk kawalerii zostały zakwaterowane w Zawadach. Dnia 25 sierpnia szwadron 3 pułku ułanów walczący od godziny 6-ej z trzema szwadronami sowieckimi wzmocnionymi oddziałami piechoty i artylerii, został wsparty jeszcze jednym szwadronem. Ponadto sieć rozpoznania została uzupełniona wysłaniem jednego plutonu 3 pułku ułanów do Trościanowa z zadaniem patrolowania na Krynki. Wobec wzmocnienia brygady przez przydzielenie nowych oddziałów, dowódca tworzy z niej nową grupę operacyjną jazdy, dzieląc ją na dwie brygady:
- brygada mjr. Piaseckiego w składzie: 7 pułk ułanów, Jazda ochotnicza mjr. Jaworskiego, 2 dywizjon artylerii konnej.
- brygada mjr. Bystrama w składzie: 3 i 16 pułk ułanów, kombinowany pułk ułanów, 3/7 dywizjonu artylerii konnej.
     Równocześnie dowódca grupy operacyjnej jazdy prosi o przydział samochodów pancernych, celem usprawnienia i wzmocnienia nowoutworzonej grupy jazdy. Pluton ten został oddany do dyspozycji 1 dywizji piechoty Legionów rozkazem 3321/111 z dnia 25.VIII 20. Dnia 26 sierpnia po względnie spokojnym dniu, położenie na wschód od Białegostoku poczęło się psuć. Oddziały sowieckie, które już uciekły na drugi brzeg Niemna, nienaciskane przez nas, przeprawiły się z powrotem: stosunkowo silne oddziały ukazały się na szosie Grodno- Białystok, gdzie piechota sowiecka wraz z artylerią okopała się na wschód od Sokółki. Silne oddziały stwierdzono również w Romanówku 10 km na zachód od Lidy, w Zadworzanach, Popławcach i Kuźnicy na szosie grodzieńskiej. Dywizjon 3 pułku ułanów pod Sokółką zatrzymał się w Janowszczyskach, gdzie odbił dwa silne natarcia piechoty popartej artylerią. W południe pod osłoną pociągu pancernego wyładowały się na stacji Brzostowica (na linii Wołkowysk- Białystok) cztery eszelony piechoty bolszewickiej w sile po 500 ludzi. Po wyładowaniu nieprzyjaciel z trzech stron zaatakował Gródek, wypierając stamtąd nasz oddział kawalerii.
      Bolszewicy poczęli gorączkowo okopywać się na całej linii, by osłonić swoje przegrupowania i reorganizację oddziałów w rejonie Grodna i Wołkowyska. W ciągu dnia wzięto 210 jeńców i 1 karabin maszynowy. 7 pułk ułanów powrócił z 1 dywizji piechoty Legionów i stanął w Dryjewie. Dowódca grupy operacyjnej jazdy ponawia swoją prośbę o przydział będących w Białymstoku samochodów pancernych.
      Dnia 27 sierpnia masy wojsk sowieckich, spotkawszy na swojej drodze odwrotu nowe oddziały z furią rzucały się na mur naszych wojsk. Nie pomogło im żadne, naj dziksze nawet szamotanie się. Mur piersi naszych piechurów stał niewzruszony. Wieczorem usłyszano nagle doniosłe dźwięki orkiestry wojskowej: był to ostatni oddział nieprzyjacielski, który nie chcąc kapitulować, z muzyką na czele wkroczył do Prus Wschodnich.
- To był koniec.
- Po oczyszczeniu okolicy w dniach następnych front na zachód stał się nieaktualnym. W wykonaniu zadania osaczenia północnych armii bolszewickich, przyparcia ich ku granicy pruskiej i odcięcia im odwrotu na wschód, armie nasze przyjęły kierunek północny działania. Był to jednak kierunek nienaturalny dopuszczalny czasowo tylko, jako faza przejściowa do zasadniczych dalszych operacji w kierunku wschodnim. Należało więc po osiągnięciu granicy Pruskiej, jak najrychlej przegrupować oddziały i zwrócić je frontem na wschód, by jak najprędzej podjąć nowe działania i nie dać nieprzyjacielowi, który zdołał przedostać się na wschód, możności odpoczynku i reorganizacji. Celem wykonania tego oddziały 21 dywizji piechoty górskiej zluzowały oddziały kawalerii, pełniące służbę rozpoznawczą w kierunku na Topolany –Gródek- Trościanowo. Grupa operacyjna jazdy została wzmocniona 41 pułkiem piechoty, dwoma bateriami 9. pułku artylerii polowej i plutonem samochodów pancernych (rozkaz 2. armii L. 3350/111. z dnia 27.VIII.20) i została przeznaczona do nowych zadań.
     



Ppor. Wiszniowski z mapą. Fot. archiwum Ułana Wołyńskiego


Głos Lubelski Nr 25 Niedziela 25 stycznia 1920 rok.
      Jan Stefan Wydżga
      JAWORCZYCY


      Gdy w jesieni 1918 r., bolszewickie 1 ukraińskie hordy, coraz śmielej zalewały wołyńskie równiny poczęły już zagrażać wschodnio południowym granicom ziemi hrubieszowskiej, południowym granicom ziemi hrubieszowskiej,-zjawił się na ich drodze pod Włodzimierzem Wołyńskim, jakiś mityczny zagonik kapitana Jaworskiego, który w wielu razach powstrzymał zapędy owych dzikich watah, szerząc wśród nich lęk i postrach.
      Odważny bez miary, obeznany doskonale ze sztuką wojenną, rozumny i energiczny dowódca, partyzant pierwszej klasy, Wołyniak z pochodzenia, ziemiańskiego rodu, kapitan Feliks Jaworski, dwudziestoparoletni młodzian, piękny na schwał,dziwnie miły i ujmujący w obejściu, zebrał drużynę takich samych jak on dzielnych i junackich towarzyszy, i w liczbie kilkudziesięciu koni sformował ochotniczy czambulik, którym uwijać się począł po ziemi wołyńskiej, dokonując cudów waleczności i bohaterstwa.
      Powoli, wieść o drużynie Jaworskiego poczęła rozbrzmiewać po tamtej stronie frontu, więc z dniem każdym zgłaszali się do niego licznie starsi 1 młodsi oficerowie, oraz szeregowcy, wszyscy, żołnierze z różnych polskich formacji, już za frontem rozbrojonych.
      Drużyna urosła w szwadronik, ten w oddzialik, a już w końcu listopada Jaworski prowadzi ze sobą, przeszło z 200 koni składający się oddział, sprawny, bitny a posłuszny,dowódca, bowiem jego stał się wkrótce bożyszczem swych towarzyszy, którzy szli za nim ślepo w ogień, a że oddział ten, powstał z ochotników stanowił, zatem jednostkę bojową, nikomu nie podległą, a zwał się; „Jaworczycy”.
      O Jaworczykach nie myślały żadne sztaby generalne, korpuśne, lub dywizyjne, musieli sami o sobie myśleć, I tu właśnie okazuje się znakomity zmysł organizacyjny, samego Jaworskiego, który sformował własny sztab i intendenturę, a te samoistnie starały się o zaprowiantowanie swego oddziału, o dostarczaniu mu odzieży, broni i amunicji, a nawet własnej baterii i kulomiotów. Podczas ciągłych utarczek i pod gradem kul ukraińskich. Jaworski sprawiał i formował swój oddział znakomicie, ku czemu co prawda był mu pomocnym sam teren bojowy, z którego garnął prowiant,odzież, broń i amunicję. Dzielny Jaworski, świetnie zaopatrywał swych towarzyszy. Legendarny Kmicic pojawił się znów na kresach.
      I zanim w pierwszych dniach listopada, po ustąpienia Niemców z granic Polski, na pierwszy zew o zagrożonych kresach, ucząca się młodzież polska, pospieszała gremialnie na ochotnika, na linię Sokal Dołhobyczów - Uchanów, - a nim sławny Belina ze swym l pułkiem szwoleżerów zjechał do Dołhobyczowa, a inne regularne farmacje wojsk polskich, stanęły na linii frontu, Jaworczycy wciąż trzymali Ukraińców w szachu, kilka razy odbierali im Włodzimierz, i piersiami własnymi zasłaniali hrubieszowską ziemię,od inwazji tej dzikiej kohorty.
      W lutym, Jaworczycy wcieleni zostali do regularnej armii Wojska Polskiego a Jaworski otrzymał rangę majora, a gdy front ukraiński został daleko odsuniętym 1 unieszkodliwionym, w pierwszych dniach czerwca, okryci bohaterską sławą, stanęli Jaworczycygarnizonem w Hrubieszowie dla wypoczynku. Miasto 1 okolica radośnie witała swych dzielnych obrońców i ich dowódcę, dwa razy rannego w tych opresjach.
      Pół roku stali Jaworczycy w Hrubieszowie, tu Ich umundurowano i uzbrojono na nowo, tu uformowali pełne cztery szwadrony na pysznychkoniach, tu otrzymali tabor i oddział sanitarny, i tu otrzymali nominację, jako IV wołyński dywizjon I pułku strzelców konnych.
      Rygor, posłuch 1 porządek w dywizjonie panował wzorowy, a choć chwacka ta młodzież w zachowaniu swym była nieraz junacka i bujna, postępowaniem swoim, tak w mieście, jak i w okolicy, nie dała żadnego powodu do skarg lub narzekań miejscowej ludności.
      W drugiej połowie grudnia mieli Jaworczycy wyruszyć na front, to też szczera żałość zapanowała wśród ludności miejscowej, któraszczerze pokochała dzielnych żołnierzyków i zżyła się z nimi, jak z rodziną własną.
      Dwadzieścia blisko adresów pożegnalnych otrzymał major Jaworski i Jego dzielni towarzysze od miast i wsi, które własnymi zasłaniali piersiami. Więc oddawali im należne słowa uznania władze rządowe i cywilne, magistraty i obywatele miejscy, więc żydzi, mieszczanie, kupcy i rzemieślnicy, - więc inteligencja zawodowa, duchowieństwo, ziemianie i chłopi.
     Najwymowniejszym wyrazem uznania zasług Jaworczyków, były dwa dary, jakie dywizjon ten na wyjezdnym otrzymał. Oto A hr. Ledóchowskl, ziemianin z Wołynia ofiarował Jaworczykom na własność piękny tysiąc morgowy folwark pod Włodzimierzem, ten sam, który dzielni chłopcy trzy razy odbierali Ukraińcom, nie dając im wstępu do rozległych dóbr hrabiowskich, oraz sztandar, który im ofiarowały wołyńska i hrubieszowska ziemie.
      27 grudnia na placu przed kościołem garnizonowym, o godz.10 rano, ks. proboszcz. – Juściński, kanonik hrubieszowski odprawił mszę połową, po której w serdecznych podniosłych słowach żegnał i błogosławił zbożnych żołnierzyków. Po nabożeństwie, major Jaworski ugaszczał śniadaniem licznie przybyłych gości. Wieczorem tegoż dnia, w lokalu Domu Ludowego, miasto wydało bal pożegnalny, na którym w 20 par bawiono się do rana.
      Nazajutrz, jeden z najpoważniejszych obywateli miasta, p. JuliuszDuChateau, uniwersytecki kolega majora Jaworskiego wydał na cześć jego we własnym lokalu ucztę pożegnalną, na której liczne grono miejscowej inteligencji, różnych, klas i stanów, rzewnie i serdecznie toastowało na cześć kochanego gościa. Dziwnie prosto, zwięzłe a nad wyraz serdecznie mówił Jaworski.
      29 grudnia o godz. 5 wieczorem, licznie zebrana publiczność na dworcu hrubieszowskim żegnała „swoich" Jaworczyków, którzy udali się na białoruski front, wprost na bojową linię
      Żegnajcie nam, ukochane naszesokoły i orły...
Stańcie pospołu w szeregi z braćmi i synami naszymi, którzy hen na rubieży ziem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej, bronią granic Ojczyzny naszej...? Zespólcie się z nimi duchem i czynem i prowadźcie dalej święte dzieło odrodzenia.
      A iżeś Ty Polski żołnierzu, w zapoznaniu osobistych celów, nieraz głodny a często nieodziany, obcy na wszelkie podszepty wywrotowych idei, z serdecznym zapałem oddałeś na usługi Ojczyzny swą młodość i życie... Iżeś Ty jedyny stał się dziś synonimem Niepodległości kraju i narodu naszego, bo hartem, męstwem i wytrwałością swoją głosisz światu całemu, że Polska jest i stanowisz jej granice...i niech cię za to Częstochowska Panienka broni od kalectwa, lub śmierci, niech Cię prowadzi na pole chwały, na którym zdobędziesz należny Ci liść wawrzynu i nieśmiertelne miano polskiego rycerza.
     



Cześć i chwała Jaworczykom i ich dowódcy!
      Jan Stefan Wydźga. Hrubieszów, w styczniu 1920 r.



                SZLAKIEM BOHATERÓW
Karta z historii bojów 2 pułku ułanów jazdy ochotniczej majora Jaworskiego
     

Odwróciła się karta.


      Choć poszarpane i krwawe znów wysoko i dumnie powiewają sztandary z Białym Orłem, wiodąc junaków naszych ku zwycięstw sławie, poprzez zgliszcza i mogiły ręką wroga obficie po ziemi polskiej rozsiane! Znów duch rycerski i zapał bitewny, zapał, który tworzy cuda niewiarogodne, zadające kłam najmądrzejszym rachubom uczonych strategów ożywia naszego żołnierza.
      Takim cudownym szaleństwem był ostatni, pięciodniowy rajd kawaleryjski „Jaworczyków" z nad brzegów Wisły pod Puławami ku Drohiczynowi nad Bugiem, ukoronowany opanowaniem mostu pod Frankopolem i krwawą zwycięską bitwą pod Skrzeszewem częstokroć liczniejszym nieprzyjacielem, gdzie tylu bohaterskich synów ziemi lubelskiej ciałami swymi zagrodziło drogę pierzchającym hordom najezdniczym. Dn. 14 sierpnia wyrusza z pod Puław 3 t. zw. kraśnicki szwadron lubelskiego pułku jazdy ochotniczej złożony w znacznej części z ziemian, okolicznej inteligencji pod wodzą rtm. Jarzyńskiego i por. Iwaszkiewicza.
      W drodze z Kurowa oddział ten łączy się z 1-szym szwadronem lubelskim, którym dowodzi por. Sierżycki i utworzywszy razem dywizjon pod komendą rotmistrza Jarzyńskiego dochodzi do Firleja. Tu zetknąwszy się z dwoma szwadronami 1-go pułku wołyńskiego, pod wodzą mjr. Jaworskiego tworzy wspólną jednostkę bojową już pod komendą majora Jaworskiego po przeglądzie, przeszedłszy wpław Wieprz, idzie na Kock, zajęty przez bolszewików.
      Na wieść o zbliżających się ułanach polskich bolszewicy śpiesznie Kock opuścili i dopiero na szosie za miastem poczęli z kulomiotów ostrzeliwać naszych żołnierzy. Atak ten odpiera szwadron kraśnicki w szarży konnej, podczas której padają cztery konie, jeden pod chorążym Józefem Pieszczyńskim niosącym proporzec. Jednocześnie 1-szy szwadron lubelski, rozsypawszy się w tyralierę atakuje bolszewików z boku wszystkie zaś szwadrony idą w ariergardzie. Walcząc, oddziały nasze dochodzą do Borków i tu połączywszy się ruszają razem na Radzyń. Wśród ciągłej strzelaniny, podczas której został ranny kapral 1-go szwadronu Wiszowaty miasto zostało otoczone ze wszystkich stron.
      Dnia 16-go o godz. 1-szej w południe wchodzą do Radzynia: rtm. Jaworski ze swoim adiutantem ułanem G. Świdą, oraz oddziały kulomiotów z lewej strony miasta rtm. Chomiński, z prawej chorąży Dąbrowski i Karasiński. Kilkuset obecnych w mieście bolszewików bez oporu poddają się... Niedługo jednak popasają ułani. Wieczorem tegoż dnia, otrzymawszy polecenie zajęcie wsi Kąkolewnica wraz z pobliskimi oddziałami ruszają dalej. W zaciętej bitwie, mimo gwałtownej nieprzyjacielskiej strzelaniny, wieś zostaje otoczona, oddziały „krasnej amii” rozbite, około 300 ludzi dostaje się do niewoli.
      Tu pierwsza krwawa ofiara, własny patrol - ginie z rąk kozaków ułan Dubielecki. W dniu 17 krwawy odwet biorą ułani ze szwadronu za śmierć swego kolegi, w brawurowej szarży, kładąc trupem bolszewików i zagarniając kilkudziesięciu jeńców. Tegoż dnia wieczorem zajęto Międzyrzec, gdzie zajęto tabory bolszewickie w ilości3000 furmanek.
      W dniu 18-go o świcie ruszono na Mordy gdzie w ręce naszych żołnierzy wpadło 200 jeńców, wśród nich komisarz bolszewicki, ogromne tabory, etc. Bolszewicy zaskoczeni słaby stawiali opór zginęło ich kilkudziesięciu.
      Tu, Jaworczycy byli świadkami „gniewu ludu”, z wziętą do niewoli „Czerezwyczajką", u której znaleziono dokumenty popełnionych zbrodni i podpisane wyroki śmierci na miejscowych działaczy oraz mnóstwo zrabowanych przedmiotów - ludność miejscowa rozprawiła się twardo po chłopsku, agitatorzy komunistyczni, zapewne nie przypuszczali, że rozbudzony i podsycany przez nich sztucznie „gniew ludu polskiego przeciw burżuazji” obróci się przede wszystkim przeciw podżegaczom i że oni pierwsi poczują na swych karkach twarde pięści polskiego proletariatu ...i warto zaznaczyć, iż cisami ludzie drobnomieszczanie, rzemieślnicy, chłopi i wyrobnicy - wszędzie, gdzie pojawiały się nasze oddziały do taborów i kuchen - w serdecznym, porywie wynosili żołnierzom chleb, mleko, miód, owoce, nie biorąc za to ani grosza i witając ułanów owacyjnie.
      Otrzymawszy wiadomości o znacznych siłach nieprzyjacielskich, usiłujących przedostać się za Bug, major Jaworski z oddziałem w sile 150 koni wyrusza 18-go o godz. 7 wieczorem ruszył na most na Bugu pod Frankopolem, który zajmuje o 3 nad ranem, biorąc 5 armat i odcinając bolszewikom odwrót.
      O godz. 5-ej rano 19-go b. m., gdy nadciągnęła reszta sił naszych, na przestrzeni od Skrzeszewa przez pole i pod Frankopolem rozszalała gwałtowna bitwa z wielokrotnie silniejszym nieprzyjacielem, w której poszyły do ataku wszystkie szwadrony naszej jazdy. Bitwa obfituje w niezwykłe, pełne bohaterskiej brawury epizody, zwłaszcza pod wsią Skrzeszewem, gdzie 3-ciszwadron, w ilości około 40 ludzi ugrupowawszy się w tyraljerkę atakował 3 bataliony bolszewickie, zajmujące doskonałe pozycje na wzgórzu.
      Zasypywani takim gradem pocisków -opowiada jeden z ciężko rannych uczestników bitwy, iż jeden drugiego nie widzi, w kurzu i dymie, od huku pękających pocisków, zbiegamy ze wzgórza w dół ku rzeczce, przebiegamy ją wpław i znowu pniemy się ku górze, gdzie ukryta za wałami praży nas piekielnym ogniem nieprzyjacielska piechota i artyleria. Gęsto pada trup - nic to - reszta dochodzi i w ręcznym boju bierze 4 armaty, sztandar i około 200 jeńców. Przeszło połowa naszych zostaje jednak na placu... by nie wstać więcej...
      Główne siły nieprzyjacielskie parły tymczasem na most na Bugu.. Pod gwałtownym naporem tych mas, dążących za wszelką cenę do przedostania się na drugi brzeg, który im wydawał ocaleniem musiały chwilowo ustąpić oddziały majora Jaworskiego. A sam major pada ranny... Znużeni tak strasznie, opowiada, inny ułan 3-go szwadronu, iż z trudnością możemy utrzymać się na nogach byliśmy pewni, że teraz nastąpi przecie chwila wytchnienia, że czekamy na posiłki.
      Około godziny 2-ej w południe pada rozkaz majora: Chłopcy! za wszelką cenę musimy wziąć te wzgórza pod Skrzeszewem. Bez chwili namysłu ruszamy powtórnie do ataku zdobywamy pozycje i utrzymujemy się na nich...
      W panicznym popłochu, jak przed jakąś niesamowitą siłą, uciekają bolszewicy, pozostawiając w naszym ręku: 15 armat, 2 sztandary, kilkanaście kulomiotów, tabory, telefony i setki jeńców”.
      Nazajutrz dnia 20 sierpnia 3-ci szwadron w pościgu za nieprzyjacielem przekracza Bug. Krwawo okupiono zwycięstwo pod Skrzeszewem. W bitwie tej padł kwiat młodzieży naszej. Dotychczas znane nam są niektóre tylko nazwiska. Z 3-go szwadronu padli między innymi: porucznik Wiktor Czarniecki, wachm. Stanisław Kęski, wachm. Juljan Żarski, kapral Józef Makomaski. Ułani: Jan Biernacki, Jan Durys i Władysław Godycki-Ćwirko. Ponadto kilkunastu rannych i kilku zaginionych – na razie bez wieści.
      W historii naszych bojów - ostatnia wyprawa Jaworczyków, zakończona bitwą pod Skrzeszewem i Frankopolem nie zatartą, godną dalekich wspomnień Samosierry i bliższych Rokitna i Krechowiec - stanowić będzie kartę.
      Te proste żołnierskie mogiły tam nad Bugiem – to najpiękniejsze pomniki naszej chwały i tego nieśmiertelnego polskiego szaleństwa, które tworzy cuda, to najcenniejsze, najświętsze relikwie narodowe, których przenigdy stopa najeźdźcy dotknąć nie może.



Z.G.


Bogusław Niemirka
ECHA BITWY POLSKICH UŁANÓW POD SKRZESZEWEM I FRANKOPOLEM W OCZACH WSPÓŁCZESNYCH


      W dniu 19 sierpnia 1920 r., równo 100 lat temu, rozegrała się bitwa polskich żołnierzy z bolszewikami pod Skrzeszewem i Frankopolem. Około 500 ułanów z Brygady Jazdy Ochotniczej mjr Feliksa Jaworskiego przecięło tu drogę odwrotu bolszewikom. W boju zginęło ok. 40 ułanów, w większości ochotników.
      Bitwa obfitująca w dramatyczne nawroty, zakończyła się błyskotliwym zwycięstwem polskich ułanów. Wojskowy cel wyprawy – opanowanie przeprawy mostowej na Bugu i zamknięcie drogi odwrotu Rosjanom na wschód został osiągnięty. Sąsiednia 1 Dywizja Piechoty Legionów opanowała w tym czasie Drohiczyn (w czołówce polskich oddziałów szedł tam ppor. „Orlik”, tj. Władysław Broniewski - późniejszy słynny poeta). Następnego dnia ułani Jaworskiego ze Skrzeszewa i piechota z Drohiczyna ruszyli dalej w pościg za bolszewikami na Białystok.
      Chlubny epizod bojów polskich żołnierzy nad Bugiem był potem odnotowywany w annałach historycznych jako fragment zwycięskiej kontrofensywy Wojska Polskiego w sierpniu 1920 r. W okresie międzywojennym tradycję tej bitwy kultywowały 19 Pułk Ułanów Wołyńskich w Ostrogu n. Horyniem i 22 Pułk Ułanów Podkarpackich w Brodach. Opisy bitwy znalazły się w historiach pułków autorstwa rtm. Dezyderiusza Zawistowskiego i rtm. Władysława Laudyna wydanych w 1929 i 1930 r. przez Wojskowe Biuro Historyczne. Za wybitne zasługi bojowe pod Skrzeszewem i Frankopolem kilku oficerów i podoficerów zostało odznaczonych krzyżami Virtuti Militari V klasy (ich wnioski odznaczeniowe znajdują się do tej pory w zasobach archiwalnych Centralnego Archiwum Wojskowego w Rembertowie).
      Niemniej ciekawe wydają się także reminiscencje bitwy w oczach współczesnych, tj. miejscowej ludności, oddzielnie w oczach tzw. szerszej opinii publicznej (w tamtych realiach dowiadującej się o dramatycznych wydarzeniach generalnie z łam prasowych) czy wreszcie samych rodzin ułanów.
      Wspomnienie dawnej bitwy ułanów mjr Jaworskiego pozostaje do dziś w pamięci mieszkańców Skrzeszewa i okolicznych wsi. Pamięć ta była trwała w rodzinie samego autora pochodzącego z podlaskich stron i mającego na cmentarzu parafialnym w Skrzeszewie groby rodzinne z kilku wieków. Do dziś pamiętam dobrze opowieści swojej babci Wiktorii z Wierzbickich Nasiłowskiej (1900-1986) mieszkanki wsi Liszki, leżącej 2 km na południe od Skrzeszewa, o rozgrywających się na jej oczach dramatycznych wydarzeniach lata 1920. Od tego czasu minęło pół wieku, ale do tej pory doskonale pamiętam, jak Babcia Wiktoria w długie wieczory snuła wspomnienia o dawnych dziejach, o swoim dziadku Wincentym Wierzbickim, który w zimową noc styczniową 1863 r. w młodym wieku z okutą na sztorc kosą poszedł do Powstania Styczniowego, o księdzu Stanisławie Brzósce ukrywającym się w niedalekim zaścianku Krasnodęby Sypytki w alkierzu za podwójną ścianą, wreszcie o wydarzeniach 1920 r., których była naocznym świadkiem. W świetle opowieści mojej Babci wkroczenie wojsk bolszewickich na początku sierpnia 1920 r. oznaczało trudny czas dla miejscowych mieszkańców wsi podlaskich. Rodzina Babci wywodziła się licznej na Podlasiu szlachty zaściankowej, która przez pokolenia podtrzymywała tradycje szlacheckiego pochodzenia. Mieszkańcy wsi drobnoszlacheckich jednoznacznie traktowali Rosjan jako najeźdźców. Po gwałtach i rekwizycjach bolszewickich nastawienie to spotęgowało się. Wg opowieści Babci Wiktorii po przyjściu bolszewików na początku sierpnia 1920 r. najbardziej uciążliwe w życiu codziennym były rekwizycje żywności i koni oraz branie podwód na potrzeby wojska aż pod Warszawę.
      Szczególnie dokuczliwym świadczeniem na rzecz najeźdźców był obowiązek dostarczenia furmanek końskich dla celów transportowych Rosjan, gdyż przejazd liczył nieraz i kilkadziesiąt kilometrów. W ten sposób spora liczba mężczyzn z parafii Skrzeszew trafiła aż w bezpośrednie sąsiedztwo bitwy pod Radzyminem. Najczęściej decyzja o powrocie w swe strony wiązała się z koniecznością porzucenia własnego konia i wozu. Także ojciec Babci Stanisław Wierzbicki z Liszek, wzięty na mocy bolszewickiego nakazu z podwodą, wrócił po tygodniu spod Radzymina pieszo. Decydując się na ucieczkę od Rosjan stracił bezpowrotnie własnego konia z furmanką.
      Babcia Wiktoria była także naocznym świadkiem wydarzeń 19 sierpnia 1920 r., gdy ułani Brygady Jazdy Ochotniczej mjr Feliksa Jaworskiego szli na Skrzeszew, aby przeciąć szlak odwrotu jednostek rosyjskich. Doskonale pamiętała, że ułani (jak ustaliłem później była to kolumna ppłk Szmidta) przemaszerowali w środku nocy z 18 na 19 sierpnia przez wieś rozproszonymi grupami, gdyż niedoświadczeni i zmęczeni ułani nie byli w stanie przestrzegać dyscypliny marszowej. Po przejściu Liszek grupa skoncentrowała się przed Skrzeszewem w celu ataku w szyku pieszym bezpośrednio na centrum wsi. I przez większą część następnego dnia w Liszkach słychać było odgłosy walki, strzały karabinowe i armatnie. Przebieg walk był potem szeroko komentowany wśród miejscowej ludności. Babcia mówiła o przerażającym fakcie wymordowania w Skrzeszewie kilku polskich ułanów, którzy w trakcie walk dostali się w ręce Rosjan. Po ucieczce Rosjan w budynku plebanii znaleziono ciała powieszonych przez bolszewików kilku młodych ułanów. Incydent ten nie znalazł odzwierciedlenia w źródłach pisanych, ale jak potem ustaliłem, wydarzył się faktycznie, gdyż skrzeszewski proboszcz ksiądz Feliks Franczewski poprosił potem podlaską kurię biskupią o przeniesienie do innej parafii z uwagi na nerwowe przeżycia w sierpniu 1920 r.
      Wreszcie w pamięci miejscowej pozostały szczegóły pochówków poległych ułanów. Większość pochowano ich na cmentarzu parafialnym w Skrzeszewie, z kolei poległych przy moście we Frankopolu - w prowizorycznych mogiłach w pobliskiej wsi Rudniki przy kapliczce i przy przydrożnym krzyżu. Chowano ich dzień czy dwa po zakończeniu walk, gdyż przy panujących upałach zwłoki rozkładały się bardzo szybko. Nie starczyło już czasu na sporządzanie trumien dla wszystkich ułanów, część pochowano w derkach. Dopiero po zakończeniu działań wojennych przedstawiciele wojska wrócili do Skrzeszewa i urządzili powtórny – tym razem uroczysty - pogrzeb poległych żołnierzy połączony z przeniesieniem zwłok z Rudnik. Kwatery żołnierskie zostały urządzone w centralnej części cmentarza parafialnego.
      Inne wspomnienia miały oczywiście rodziny walczących pod Skrzeszewem ułanów, szczególne bolesne musiały być wspomnienia rodzin poległych. Sam bilans strat ludzkich stoczonych walk był poważny, gdyż blisko 1/5 stanu Brygady Jazdy Ochotniczej mjr Jaworskiego poległa bądź otrzymała rany. W okresie II Rzeczypospolitej 30 nazwisk poległych ułanów znalazły się w wydawnictwie urzędowym „Lista strat Wojska Polskiego. Polegli i zmarli w wojnach 1918 – 1920”, wydanym w 1934 r. przez Wojskowe Biuro Historyczne. Z powodu braku źródeł pozycja ta nie do końca w szczegółach była dokładna.
      Jak ustaliłem kilka nazwisk poległych w ogóle nie figuruje w oficjalnym spisie, prawdopodobnie dołączyli oni do Brygady Jaworskiego w ostatnim momencie i nie zdążono dopisać ich nazwisk do stanu personalnego jednostki.
      Przykładem może być poległy ułan Szymon Giereła (nazwisko charakterystyczne dla regionu łosickiego), którego nie ma na „Liście strat”, ale krzyż z jego danymi dotrwał na skrzeszewskim cmentarzu do ok. 1980 r. Obecnie po stronie polskich strat udało mi się zweryfikować nazwiska blisko 40 poległych ułanów, wśród nich było 2 oficerów: por. Wiktor Czarnecki i ppor. Antoni Wojtulewicz.
      Należy zaznaczyć, że informacje o walkach Brygady Jazdy Ochotniczej mjr Feliksa Jaworskiego była zamieszczane na bieżąco w prasie lubelskiej i warszawskiej. Na przełomie sierpnia i września 1920 r. w poszczególnych numerach „Głosu Lubelskiego” i „Ziemi Lubelskiej” zamieszczano notatki o szlaku bojowym ułanów. W „Głosie Lubelskim” z dnia 29 sierpnia 1920 r. ukazał się nawet artykuł „Szlakiem bohaterów” ze szczegółowym opisem zażartych walk w Skrzeszewie i Frankopolu. W kolejnych wydaniach „Głosu Lubelskiego” i „Ziemi Lubelskiej” wymieniano nazwiska niektórych poległych ułanów. Podobnie było w wydaniach bardzo popularnego w Warszawie „Kuriera Warszawskiego” i innych stołecznych gazet codziennych, gdzie wymieniono m.in. poległego Jana Durysa, Bolesława Zatrybowskiego, Jana Gościckiego i Władysława Godyckiego-Ćwirko.
      Szczególne emocje były udziałem rodzin walczących pod Skrzeszewem ułanów. Oczywiście najbardziej bolesne musiały być wspomnienia rodzin poległych ułanów. Po 100 latach nie sposób dokładnie odtworzyć reakcji rodzin poległych żołnierzy, wiadomo jednak, że musiały to być hiobowe wieści. Naturalnym odruchem bardziej majętnych rodzin było upamiętnienie poległego przez umieszczenie nekrologu w prasie połączonego z informację o odprawieniu mszy żałobnej w intencji zmarłego. Zachowały się źródłowe egzemplarze prasy lubelskiej i warszawskiej z przełomu sierpnia i września 1920 r. Z przeprowadzonej przeze mnie kwerendy zamieszczonych nekrologów w numerach „Głosu Lubelskiego” i „Ziemi Lubelskiej” wynika wiele istotnych danych dla poznania bardziej szczegółowych biografii poszczególnych ułanów, do tej pory praktycznie bezimiennych. Dzięki nekrologom wiemy, że por. Wiktor Czarnecki był wcześniej leśniczym lasów państwowych w Dzierżkowicach w pow. Janów Lubelski. Wg informacji prasowych rodzina por. Czarneckiego sprowadziła jego zwłoki do Lublina bardzo szybko, bo pochowano go powtórnie w grobie rodzinnym już 5 września 1920 r.
      W sporządzonym później formalnym akcie ekshumacji proboszcz skrzeszewski ksiądz Feliks Franczewski dodał przy jego nazwisku znamienną adnotację: „zginął za Polskę”.Z kolei nekrologi upamiętniające 28-letniego ułana Jana Durysa odwoływały się do jego wcześniejszych zasług na polu gospodarczym i samorządowym (poprzednio był radnym Rady Miejskiej Lubelskiej). Msze żałobne w intencji zmarłego były odprawione w dniach 28 sierpnia i 20 września 1920 r. w kościele Sióstr Wizytek w Lublinie, msze zamawiała nie tylko rodzina, ale i przyjaciele oraz Prezydium Rady Miejskiej Lublinie. Podobnie w intencji ppor. Antoniego Wojtulewicza mszę żałobną odprawiono w dniu 30 sierpnia 1920 r. w kościele Sióstr Wizytek w Lublinie, mszę zamówiła dawna jego firma z Lublina i współpracownicy.
      Z kolei w popularnym „Kurierze Warszawskim” ukazały się nekrologi poległych kaprala Bolesława Zatrybowskiego, 28-letniego Jana Gościckiegoi 38-letniego Władysława Godyckiego-Ćwirko. Msza żałobna w intencji Godyckiego-Ćwirko, współwłaściciela majątku Janowiec-Oblasy, została odprawiona w dniu 30 sierpnia 1920 r. w kościele Zbawiciela w Warszawie. Z zachowanych do dziś nagrobków wynika, że rodziny sprowadziły zwłoki Jana Gościckiego do grobu rodzinnego na cmentarzu w Klukowie za Nasielskiem, z kolei zwłoki Władysława Godyckiego-Ćwirko pochowano w grobie rodzinnym na cmentarzu w Janowcu n. Wisłą (w miejscowym kościele jego nazwisko znalazło się na ufundowanej ok. 1930 r. tablicy memoriałowej poległych żołnierzy 1918-1920 r., tablica zachował się do dziś).
      Poważną liczbę uczestniczący w bitwie skrzeszewskiej ułanów stanowili młodzi czy wręcz młodociani ochotnicy, którzy poszli do wojska prosto z ławy szkolnej. Ich śmierć była najbardziej tragiczna. Wyjątkowo bolesna w odbiorze musiała być dla rodziny wieść o poległym ułanie 16-letnim Stefanie Laśkiewiczu z Lublina, który w lecie 1920 r. poszedł do wojska na ochotnika prosto ze szkoły i w Skrzeszewie znalazł żołnierką śmierć (musiał zawyżyć swój wiek, bo do wojska przyjmowano ochotników od 17 roku życia). Trochę danych o nim wynika z zachowanego w księdze zgonów parafii Skrzeszew z 1920 aktu ekshumacji zwłok. W dniu 9 listopada 1920 r. ksiądz Feliks Franczewski zaznaczył w urzędowych akcie ekshumacji, że świadkowie przybyli z Lublina „... przy ekshumacji ciała odbytej w dniu dzisiejszym poznali, iż to jest Stefan Laśkiewicz, który umarł w Skrzeszewie w dniu dziewiętnastego sierpnia roku bieżącego, szesnaście lat mający, stale zamieszkały w Lublinie”.
      Nekrolog upamiętniający bohaterskiego 16-latka ukazał się w „Ziemi Lubelskiej”. Jego zwłoki pochowano w grobie rodzinnym Laśkiewiczów na cmentarzu w Lublinie przy ul. Lipowej z adnotacją: „Zginął na polu chwały dn. 19 VIII 1920 r.” (nagrobek zachował się do dziś). Z kwerend autora wynika, że nie był to jedyny poległy z grona uczniów szkół lubelskich. Na liście zabitych ułanów znalazły się m.in. nazwiska Tomasza Suchodolskiego i Stanisława Słomińskiego wywodzących się z gimnazjów w Lublinie.
      Większość poległych ułanów pozostała jednak do dzisiaj na cmentarzu parafialnym w Skrzeszewie. Znamienna historia wyniknęła przy tym z okazji pochówku ułana 26-letniego Feliksa Montaka z Warszawy. Wiemy o tym z korespondencji dotyczącej grobów żołnierskich znajdującej się w aktach Parafii Skrzeszew (obecnie w Archiwum Diecezji Drohiczyńskiej). Otóż w zarchiwizowanych aktach zachował się list z dnia 1 października 1927 r. księdza Antoniego Montaka z Warszawy (z ustalonych przez autora danych wynika, że był on założycielem pierwszej parafii w warszawskim Ursusie) do biskupa podlaskiego Henryka Przeździeckiego.
     Ksiądz Montak informował, że w bitwie w Skrzeszewie zginął jego brat Feliks z Warszawy, który pozostawił żonę i dwie małe córki. Bliscy nie mieli siły ekshumować zwłok, które pozostały w grobach żołnierskich na cmentarzu skrzeszewskim. Przyczyną interwencji do biskupa była informacja usłyszana od zarządu cmentarzu, iż z uwagi na nieopłacenie 300 zł pokładnego grób ułana Feliksa Montaka i inne groby żołnierskie miały być skasowane. Reakcja Kurii Diecezjalnej Siedleckiej była natychmiastowa i biskup sufragan siedlecki Czesław Sokołowski wydał pisemne rozporządzeniu skierowane do proboszcza Parafii w Skrzeszewie o uznaniu grobów ułańskich na cmentarzu za wieczyste. Dzięki powołanemu nakazowi władzy diecezjalnej groby żołnierskie z 1920 r. na starym cmentarzu parafialnym w Skrzeszewie pozostały do dzisiaj, aczkolwiek nie uchroniło to najokazalszych granitowych nagrobków ułanów od dewastacji w czasach PRL, nie zachowały się oczywiście także pierwotne dębowe krzyże.
      Świadectwem bitwy 1920 r. jest także pomnik 212 pułku ułanów lubelskichz 1935 r. na rozstajach dróg w Skrzeszewie, który-mimo że w oczach komunistycznej władzy ułani polegli w „niesłusznej” sprawie - przetrwał najgorsze lata po 1945 r. Po 1989 r. stał się możliwy powrót do normalnych tradycji rocznicowych, czego dowodem było odnowienie grobów żołnierskich na cmentarzu i odsłonięcie Pomnika Poległych Ułanów w 1993 r.


Odsłonięcie pomnika w Skrzeszewie 22 sierpnia 1993 r. Przemawia inicjator wydarzenia rtm. Włodzimierz Bernard.
Fot. Janusz Starostecki. Archiwum Ułana Wołyńskiego.


SZKOŁA PODCHORĄŻYCH DLA PODOFICERÓWW BYDGOSZCZY
Klasa Kawalerii


      W maju 1919 roku z rozkazu Ministra Spraw Wojskowych powołana została Szkoła Oficerska w Poznaniuw celu przygotowania podoficerów do egzaminów na aspirantów oficerskich, a następnie do egzaminów oficerskich. Warunkiem do wstąpienia do szkoły była półroczna służba wojskowa w oddziałach wojsk wielkopolskich. Organizatorem był generał Dowbor Muśnicki. Z rozkazuMinistra Spraw Wojskowych z 14 listopada dokonana została zmiana nazwy szkoły na Wielkopolską Szkołę Podchorążych Piechoty w Poznaniu.
      Na początku w 1920 roku Wielkopolska Szkoła Podchorążych Piechoty została przeniesiona do Bydgoszczy, była nadal była powiększana, przekształcana i zmieniony był program. Prowadzone były kursy dokształcające dla oficerów oraz dla szeregowych z cenzusem i bez cenzusu trwające od 3 do 10 miesięcy. W 1922 roku z rozkazu Ministra Spraw Wojskowych z 4 kwietnia i 25 kwietnia została przemianowana w Oficerską Szkołę dla Podoficerów w Bydgoszczy Siedzibą Szkoły został nowoczesny okazały gmach przy ulicy Gdańskiej.
      Do 1922 roku kształceni byli podoficerowie służby stałej ,żołnierze, z Legionów Polskich Korpusów Wschodnich ,uczestnicy wojny polsko -bolszewickiej 1920 roku. W tym czasie kształciło się 350 podoficerów. "Dzieci Wojny" to była młodzież, która zgłosiła się ze szkół do wojska w 1920 roku. Rzeczpospolita Polska umożliwiła tej wartościowej młodzieży zdobycie stopni oficerskich. Warunki przyjęcia do szkoły ulegały zmianom.
     Od 1922 roku kształceni byli podoficerowie z 3 letnim stażem w różnym wieku zarówno młodzież jak i starsi. Typowani i kwalifikowani byli w pułkach. Do 1927 roku po zdaniu egzaminu konkursowego z zakresu 6 klas gimnazjum oraz wiedzy wojskowej byli przyjmowani do szkoły. Nauka trwała 2 lata,potem po reformie programu nauka trwała 3 lata w klasach piechoty, kawalerii i artylerii. Po ukończeniu 3 miesięcznego wyszkolenia rekruckiego uczniowie młodszego rocznika otrzymywali tytuły aspiranta. Aspiranci po3 miesiącach szkolenia mieli prawo do noszenia odznaki starszego wachmistrza. Po drugim roku otrzymywali tytuły podchorążych. Stopień podporucznika służby stałej i wykształcenie średnie otrzymywali po ukończeniu szkoły.
      Założeniem było należyte i nowoczesne, ujednolicone wykształcenie kadr wojskowych w Niepodległej Rzeczpospolitej Polskiej. Kadrę oficerską i pedagogiczną stanowili instruktorzy i wykładowcy przedmiotów wojskowych i ogólnokształcących. Lekcje przedmiotów ogólnokształcących trwały w 5 godzin dziennie.
      W 1924 roku dowództwo szkoły nawiązało kontakt z Centralną Szkołą Kawalerii w Grudziądzu.Celem porozumienia było skoordynowanie szkolenia plutonów konnych z programem Oficerskiej Szkoły Kawalerii w Grudziądzu. Pierwsza promocja oficerska w Oficerskiej Szkole dla Podoficerów w Bydgoszczy odbyła się w końcu sierpnia 1924 roku. Stopnie oficerów służby stałej otrzymało 166 absolwentów. W piechocie 111,w kawalerii 28, w artylerii 27.
      W 1927 roku nastąpiły zmiany w dowództwie szkoły. Rozszerzony został program nauki z 2 na 3 lata. Szkoła ogólnokształcąca dawała absolwentowi świadectwo dojrzałości. Dziennikiem Rozkazów Ministerstwa Spraw Wojskowych nr 22 z 9 sierpnia1928 roku zmieniona została nazwa na Szkołę Podchorążych dla Podoficerów w Bydgoszczy. W Dzienniku Rozkazów Ministerstwa Spraw Wojskowych nr 27 z dnia 10 sierpnia 1929 roku ostatecznie uregulowano organizację szkoły. Materiały źródłowe wskazują, że Szkoła w Bydgoszczy miała komfortowe warunki do kształcenia adeptów sztuki wojskowej w odradzającej się Rzeczpospolitej Polskiej.
      Nowoczesny gmach położony był w parku na ulicy Gdańskiej. Przestronne sześcioosobowe sale znajdowały się wzdłuż korytarzy noszących nazwy polskich wodzów. Szwadron szkolny kawalerii był zakwaterowany na parterze, a korytarz nosił imię generała Ignacego Prądzyńskiego. Izby mieszkalne ogrzewane były centralnym ogrzewaniem. Były to miejsca snu, wypoczynku i nauki. W wyposażeniu uczniowie mieli do dyspozycji stoły do nauki, szafki i inne niezbędne przedmioty. W gmachu szkoły były sale wykładowe, biblioteki, laboratoria i modelarnie. Szkoła dysponowała reprezentacyjną Salę Rycerską, była kaplica i kasyno. Sala Rycerska założona została w 1928 roku i poświęcona przez ks. biskupa Władysława Bandurskiego w obecności generała Edwarda Rydza -Śmigłego i gen. Leonarda Skierskiego. Były tam zdeponowane dokumenty i pamiątki z okresu walk niepodległościowych.
      Obszerną bibliotekę urządził i wyposażył znany powszechnie dziś historyk Andrzej Kulwieć. Wykładowcami przedmiotów ogólnokształcących byli profesorowie np. języka polskiego profesor Pigoń wykładowca literatury polskiej, fizyki profesor Gujski i inni znani naukowcy. W podziemiach szkoły była strzelnica dla broni małokalibrowej.
     Słuchacze szkoły mieli do dyspozycji boiska sportowe i kort tenisowy, korzystali z torów wyścigów konnych oraz ćwiczyli w krytych ujeżdżalniach. Były szerokie programy szkoleniowe, podróże krajoznawcze do Warszawy, Krakowa,Poznania i na wybrzeże do Gdyni i na Hel. Ćwiczenia polowe z taktyki i strzelania bojowego organizowane były corocznie na poligonach w Biedrusku k / Poznania i w Grupie k/Grudziądza. W lecie podchorążowie odbywali praktyki w jednostkach wojskowych. Poszczególne specjalności wojskowe to były klasy piechoty, artylerii i kawalerii.
      Nadawane stopnie w klasie kawalerii:podchorążowie pierwszego rocznika awansowali na tytularnego wachmistrza podchorążego i kolejny awans na starszego wachmistrza podchorążego. Podchorążowie uprawiali różne dziedziny sportowe lekkoatletykę, pływanie, w sekcjach uprawiali siatkówkę, koszykówkę i piłkę nożną.
     Intensywnie uprawiano sport konny, w klasie kawalerii była drużyna hippiczna i organizowane były zawody konne początkowo między poszczególnymi rocznikami, zawody szybowcowe i narciarskie.Po zawodach wewnętrznych odbywały się rozgrywki w zawodach hippicznych ze Szkolą Podchorążych w Grudziądzu. Rozgrywane były również zawody w szermierce.
      Z Rozkazu Ministra Spraw Wojskowych nr 214 dnia 1 października 1938 roku Szkoła Podchorążych w Bydgoszczy została rozwiązana. Podchorążowie kawalerii pierwszego rocznika 1938 roku zostali przeniesieni do Szkoły Podchorążych w Grudziądzu. W latach 1929 -1934 komendantem Szkoły Podchorążych w Bydgoszczy był płk dypl. Stefan Kossecki od1934 roku płk Bolesław Schwancenberg Czerny.
      W latach 1924 –do1938 ukończyło szkołę 5 000 podporuczników służby stałej wśród nich 217 podporucznikówsłużby stałej kawalerii.
      Absolwenci skierowani do 19 Pułku Ułanów Wołyńskich:
      I promocja 1922-1924 ppor. Pytel Wichert Władysław, ppor.Skinder Jerzy Stefan, ppor. Skiba Antoni.
     II promocja 1923-1925ppor. Wiszniowski Jerzy,
      IV Promocja 1925-1927 ppor. Zdzieszyński Stanisław,
      V Promocja 1926 -1928 ppor. Podonowski Edmund,
      VIII Promocja 1929-1932 ppor. Górecki Stanisław,
      IX Promocja 1930 -1933 ppor. Pisch Jan,
      XII Promocja 1933-1936 ppor. Różycki Tadeusz.
      Ostatnia Promocja XIV 1938 zamknięcie Szkoły i skierowanie rocznika młodszego do Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. Kapelan Szkoły ks. płk Wiktor Szyłkiewicz na zakończenie XI Promocji żegnając absolwentów powiedział:
      "Szkoła dała Wam wykształcenie,stanowisko i stopień oficerski.Cóż może więcej spodziewać się młody człowiek od Ojczyzny swej? Ciężko mi jest Was dziś pożegnać, ale nie płakać,a raczej cieszyć się nam wypada, że znów do Polskiej Armii przybędzie kilkuset dobrych oficerów i szlachetnych ludzi. Gdy wam kiedyś w Waszej karierze wojskowej zabraknie decyzji weźcie do ręki Wasz patent oficerski i przeczytajcie,na jakich warunkach Rzeczpospolita Was tak mocno wywyższyła. Jeśli będziecie tych zasad przestrzegać, służba w pułkach stanie się dla Was przyjemnością, a Naród Polski będzie z Was dumny."
     Ksiądz kapelan został zamordowany w " Dolinie Śmierci " w Bydgoszczy. Prorocze słowa Księdza kapelana spełniły się w kampanii Września 1939 roku i na wszystkich frontach wojny światowej. Nasi bohaterowie absolwenci Szkoły Podchorążych w Bydgoszczy oraz Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu, oficerowie 19 Pułku Ułanów Wołyńskich im. gen. Edmunda Różyckiego dzielnie stanęli w obronie napadniętej przez Niemców i SowietówOjczyzny w 1939 roku walczyli potem Armii Krajowej i w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Polegli na polu Chwały, lub stali się ofiarami niemieckich obozów zagłady, ginęli w ramach akcji mordowania polskiej inteligencji oraz stali się ofiarami Zbrodni Katyńskiej i sowieckich obozów NKWD. Nieliczni przeżyli, by dać świadectwo prawdy.
     Chwała Bohaterom. Źródła. Zarys Historii Szkoły Podchorążych dla Podoficerów w Bydgoszczy1922-1938. Stanisław Radomyski. Warszawa 1969.


Tor przeszkód w kompleksie koszarowym


II promocja oficerska (rocznik 1923-1925).
Czwarty z lewej siedzi dowódca szwadronu szkolnego (ćwiczebnego) rtm. Włodzimierz Białobłocki Zawisza,
obok z odznaką pułkową wachm.pchor. Jerzy Wiszniowski z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Fot. Archiwum Kwartalnika Ułan Wołyński.



KRZYŻ I MEDAL OCHOTNICZY ODZNACZENIA, KTÓRYCH NIKT NIE OTRZYMAŁ


     W setną rocznicę wojny polsko-bolszewickiej warto przypomnieć o pewnej inicjatywie, celem jej było oddanie hołdu tysiącom ochotników, którzy w 1920 roku w znaczący sposób zasilili szeregi regularnej armii wtedy, gdy nawała nieprzyjacielska zbliżała się do stolicy Polski.
      Dwa miesiące przed wybuchem II wojny światowejMiesięcznik „WIARUS” Organ Korpusu Podoficerów Wojska Lądowego Marynarki Wojennej i Korpusu Ochrony Pogranicza w numerze 28(Rok X) z 9 1ipca 1939 roku donosił. Z dniem 1-ym bieżącego miesiąca weszła w życie ustawa o krzyżu i medalu ochotniczym za wojnę. Krzyż i medal ochotniczy - odznaczenie o charakterze wojskowym - nadawane będą osobom, które pełniły służbę ochotniczą w wojsku w latach 1918 — 1920, przez co przyczyniły się do ugruntowania niepodległości Ojczyzny.Krzyż i Medal Ochotniczy za Wojnę – polskie państwowe odznaczenia wojskowe ustanowione zostały ustawą Sejmu z 15 czerwca1939 roku. °1
      Trzeba jednak wspomnieć, że o godnym honorowaniu ochotników pomyślano już wcześniej. Gdy nawała bolszewicka coraz bardziej zagrażała Stolicy, ochotnicy różnych stanów społecznych i w różnym wieku chętnie stawali w szeregi wojska. Tworzono z nich jednostki Armii Ochotniczej. Z myślą o nich minister spraw wojskowych, w dniu 17 lipca 1920 roku wprowadził specjalne wyróżnienie – „Odznakę Honorową dla Ochotników”. Otrzymywali ją ochotnicy po trzech miesiącach uczestnictwa w walkach frontowych. Był to orzełek, typu wojskowego, taki sam jak na żołnierskiej czapce na jego tarczy Amazonek wytłoczony był inicjał "A.O." (Armia Ochotnicza). Orła nakładano na wykonaną z tkaniny rozetę biało-amarantowąi noszono na prawej piersi munduru.
     



°1 Ustawa z dnia 15 czerwca 1939 r. o Krzyżu i Medalu Ochotniczym za Wojnę (Dz. U. z 1939 r. nr 58, poz. 378


      Tuż przed wybuchem II wojny światowej, z inicjatywy prężnie działającego Związku Byłych Ochotników Armii Polskiej, na czele którego stał w tym czasie gen. Bronisław Bohaterowicz narodził się pomysł ustanowienia nowego, specjalnego odznaczenia, które wynagrodziłoby symbolicznie tych wszystkich, którzy w 1920 roku, na ochotnika , stawili się na froncie, w krytycznym momencie gdy ważyły się losy Polski. W lutym 1939 roku, powstał pierwszy projekt wyróżnienia i jego regulamin nadawania. Po dyskusjach i pewnych modyfikacjach zapadła decyzja, że będzie to, odznaczenie dwustopniowe: Krzyż Ochotniczy za Wojnę oraz Medal Ochotniczy za Wojnę. Ustanowił je, formalnie Sejm RP, na podstawie ustawy z 15 czerwca 1939 roku.
      Wyższy stopień Krzyż Ochotniczy za Wojnę miał formę prostego równoramiennego krzyża o wymiarach 42x42 mm. Pośrodku, na kwadratowej tarczy, umieszczono godło państwowe, na ramionach krzyża napis: „OCHOTNIKOWI WOJENNEMU" oraz daty "1918-1921".
      Niższy stopień Medal Ochotniczy za Wojnę miął formę krążka o średnicy 38 mm, na jego awersie zawarto podobną symbolikę. W centralnym punkcie umieszczono wizerunek orła, wokół niego napis: „Ochotnikowi wojennemu” i data „1918 – 1921”. Na rewersie umieszczono sylwetkę żołnierza z karabinem, otaczał ją wieniec z liści dębowych.
     Do obu stopni odznaczenia obowiązywała jednakowa wstążka. Czerwona, z wąskimi, białymi paskami, pośrodku.


gen. Bronisław Bohaterowicz.            Załącznik do Ustawy z dnia 15.06. 1939 r.


      Kryteria uzyskania odznaczenia były następujące: „ Automatycznie” miało ono przysługiwać wszystkim ochotnikom z 1920 roku, którzy posiadali Virtuti Militari lub Krzyż Walecznych. Uhonorowani mieli być pośmiertnie wszyscy ochotnicy polegli lub ranni w czasie działań wojennych. Dla pozostałych wyznaczono limity czasowe pobytu na froncie -2 miesiące w oddziałach, walczących na froncie, lub 6 miesięcy na stanowiskach instruktora w szkołach wojskowych broni i w obozach szkolnych.
      Krzyż ochotniczy za wojnę nadaje Prezydent Rzeczypospolitej na wniosek ministra spraw wojskowych, przedstawiony przez prezesa Rady Ministrów, medal ochotniczy za wojnę nadaje minister spraw wojskowych.
      Krzyż ochotniczy za wojnę zajmuje w kolejności orderów i odznaczeń polskich miejsce po krzyżu walecznych, a przed krzyżem zasługi za dzielność. Medal ochotniczy za wojnę zajmuje miejsce po medalu niepodległości, a przed srebrnym krzyżem zasługi. Ochotnicy, odznaczeni krzyżem lub medalem za wojnę, przy równych kwalifikacjach fachowych z osobami nieodznaczonymi, mieli pierwszeństwo w otrzymaniu pracy. Zgodnie z ustawą krzyż i medal ochotniczy za wojnę mógł być nadany najpóźniej do dnia 11 listopada 1943 roku.



     


      Odznaczeń tych jednak nikt nie otrzymał. W niecałe trzy miesiące od ich ustanowienia 1 września 1939 roku rozpętała się II wojna światowa. Krzyża ani Medalu nie zdążono nikomu przyznać, wkrótce przyszedł dla Polski i całego Świata bardzo dramatyczny okres.Odznaczenie istniało jednak, bo we wszystkich oficjalnych wykazach obowiązujących Rzeczpospolitą w latach II wojny światowej, wśród orderów i odznaczeń, oba stopnie: Krzyż i Medal Ochotniczy za Wojnę, miały zawsze swoje zaszczytne miejsce.
      Krzyż Ochotniczy za Wojnę zajmuje w kolejności orderów i odznaczeń polskich miejsce po Krzyżu Walecznych, a przed Krzyżem Zasługi za Dzielność.
      Medal Ochotniczy za Wojnę zajmuje miejsce po Medalu Niepodległości, a przed srebrnym Krzyżem Zasługi. W roku1990w zmienionej sytuacji politycznej obchodzono 70 rocznicę wojny polsko-bolszewickiej pojawiła się wówczas nowa inicjatywa. Dla żyjących jeszcze weteranów wojny polsko-bolszewickiej ustanowiono nowe odznaczenie państwowe " Krzyż za udział w Wojnie 1918 - 1921” . Nawiązano do projektu dawnego krzyża zachowując jego formę plastyczną zmieniając dewizę „OCHOTNIKOWI WOJENNEMU" na: „ OBROŃCOM OJCZYZNY”. Od wojny 1920 roku mijało wówczas 70 lat, od ustanowienia poprzednich odznaczeń 51 lat.W tekście ustawy czytamy:Krzyż za udział w Wojnie 1918–1921 ustanowiono ustawą Sejmu z 21 lipca 1990 dla odznaczenia osób, które pełniąc służbę w latach 1918-1921, przyczyniły się do ugruntowania niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej. Odznaczenie nawiązuje do przedwojennego Krzyża Ochotniczego za Wojnę 1918-1921.


     
      Krzyż nadawany był uczestnikom wojny w latach 1918-1921 we wszystkich służbach, żyjącym w dniu wejścia ustawy w życie (10 sierpnia 1990). Obejmuje on wojnę polsko-ukraińską i wojnę polsko-bolszewicką. Krzyż nadawał Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na wniosek Ministra Obrony Narodowej.
      Odznaczeni otrzymywali odznakę Krzyża i legitymację. W 1990 roku weteranów tamtej wojny żyło już niewielu.
      Z dniem 8 maja 1999 nadawanie Krzyża uznano za zakończone. Łącznie Krzyżem za udział w Wojnie 1918 -1921 uhonorowano 7821 sędziwych kombatantów."Krzyż za udział w Wojnie 1918-1921" był symbolicznym oddaniem honoru i podziękowaniem dla weteranów wojny polsko sowieckiej 1920 roku. Sytuacja polityczna nie pozwoliła na wcześniejsze tego dokonanie.
     Odznaczenie to odegrało niezwykle ważną rolę przypominało młodszym pokoleniom o Ojcach, Dziadkach i Pradziadkach, którzy w czasie zagrożenia istnienia Polski stanęli w szeregach obrońców Ojczyzny.




Adres i telefon kontaktowy:
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Prezes: Stefan Sarna
tel. kontaktowy: 692 165 008
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
kontakt e-mail: office19pulku@gmail.com
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
ul. Bajkowa 17/21
04-855 Warszawa
tel. 022-813 66 45, 022 615 73 43
Nr konta bankowego:
BZ WBK 34 1090 2590 0000 0001 2343 9257

powrót na stronę główną