Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

UŁAN WOŁYŃSKI Nr 68 listopad 2019rok


UŁAN WOŁYŃSKI Nr 68 LISTOPAD 2019
Spis treści

1.CHRZEST BOJOWY 1-SZEGO SZWADRONU 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH. Płk Antoni Skiba
2.MOJE UCIECZKI WRZESIEŃ 1939 Hanna Rola Różycka
3.SPORT JEŻDZIECKI W 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH Włodzimierz Majdewicz
4.XXI ZJAZD KAWALERZYSTÓW W GRUDZIĄDZUw 80 rocznicę napaści Niemiec na Polskę Stefan Sarna
5.RAJD ODKRYWCÓW 2019 Hm. Sława Bilska
6.ŚWIĘTO SZKOŁYPODSTAWOWEJ nr 204 im.19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH Stefan Sarna
7.Z ŻAŁOBNEJ KARTY

Wydaje Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
Redakcja i opracowanie graficzne Włodzimierz Majdewicz.





Na okładce medal pamiątkowy WOŁYŃSKA BRYGADA KAWALERII
1. IX. 1939r. - 1. IX. 1989r.

Ppłk. Antoni Skiba

CHRZEST BOJOWY 1- SZEGO SZWADRONU 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Fragment książki ppłk. Antoniego Skiby „Boje 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Kampanii Wrześniowej”

       Miejsce postoju dowódcy pułku - w pobliżu skrzyżowania szosy Zawady – Miedzno z drogą na Leszczyny. O świcie dowódcy szwadronów przystąpili do organizacji i przygotowania swoich rejonów do obrony. Ocena położenia pułku.
       Pułk ugrupował się w głąb w dwóch rzutach wzdłuż rzeki. Myślą przewodnia dowódcy było przygotowanie obrony na dwa kierunki : - od zachodu na linii obronnej brygady na zachodnim skraju lasu Grodzisko-Leszczyny i rzeki Liswarta. - od północy obrona rzeki Liswarta na odcinku Leszczyny – Zawady, celem osłony skrzydła brygady. Część oddziałów wysunięto czasowo za rzekę dla utrzymania łączności z naszą 30 Dywizja Piechoty.
       W praktyce pułk był odosobniony. Najbliższy sąsiad z lewej strony t. j. 21 Pułk Ułanów był oddalony o około 5 km., a odwody brygadowe w rejonie Miedzno o około 7 km., natomiast w prawo, w kierunku północnym, nie było własnych wojsk w luce aż do Działoszyna. Pozycja por. Gumińskiego (4-ty szwadron) w m. Kamieńszczyzna miała dobre warunki terenowe do obrony, niezła była również pozycja na zachodnim skraju Leszczyny. Obie pozycje rozdzielała duża przestrzeń otwartego terenu. Obszar nisko położonej otwartej doliny nie posiadał punktów ppanc. Wysoko położona północna linia lasu Grodzisko dominowała nad doliną, to też utrzymanie przez brygadę północnej części lasu było warunkiem bezpieczeństwa dla pułku. Z tyłu za sobą pułk miał trudne do przebycia bagna dorzecza Warty, a mosty na Warcie wysadzone. Ogólnie położenie nie pułku było trudne.
       Położenie 19 Pułku Ułanów około godz.08.00. Przed pozycjami pułku ukazały się trzy kolumny niemieckie, a każdy z tych oddziałów złożony był z motocyklistów, zmotoryzowanej piechoty na lekkich samochodach ciężarowych i lekkich czołgów. Jedna kolumna nieprzyjaciela maszerowała przez Danków na Rębielice Szlacheckie, druga na Leszczyny, a trzecia na pozycje por. Gumińskiego w rejonie Kamieńszczyzna – wzg. 219. Niemcy wyparli naszą placówkę z m. Danków, po czym opanowali Rębielice Szlacheckie na północnym brzegu Liswarty. W rejonie Leszczyny Niemcy ponieśli straty i wycofali się. Por. Gumiński podpuścił nieprzyjaciela na skraj lasu i z bliskiej odległości zniszczył większą część kolumny niemieckiej.
       Chrzest bojowy 1-szego szwadronu 19 Pułku Ułanów. O szarym świcie osiągnąłem gotowość bojową szwadronu, wysiłek skierowałem na obronę przeciw lotniczą, ukryłem konie a ludziom zabroniłem pokazywać się w otwartym terenie.Rejon przygotowałem do obrony od zachodu i północy.Ułani pomimo krótkiego odpoczynku byli w pogodnym nastroju. Wyczuwałem, że niezbyt brali sobie do serca moje ostre zarządzenia, wychodząc widocznie z założenia, że dla dowódcy wszystko jest zawsze bardzo ważne.Rozwidniało się – opary i mgły podnosiły się do góry zakrywając niebo, z którego nadchodził potężny warkot silników lotniczych. Dotychczas nie spotkałem nigdzie tak dużej koncentracji o lotnictwa. Klucze leciały nisko, lecz nie było widząc samolotów. Widocznie dla orientacji lotnicy trzymali się rzeki, a gdy mgła podniosła się wyżej widać było kadłuby, lecz nie można jeszcze było rozpoznać dokładnie sylwetek samolotów. Trudno było upilnować żołnierzy, którzy jak dzieci wybiegali przyglądać się samolotom.Mgła podniosła się na około 150 metrów, wzdłuż rzeki nadlatywały cztery zwarte klucze bombowców. Lecieli w trójkach, jedna za drugą, na malej szybkości. Odległość ode mnie nie przekraczała 400 m, zobaczyłem wyraźnie znaki niemieckie a także i głowy niemieckich lotników obserwujących ziemię.Za rzeką w Zawadach stali koniowodni szwadronu c.k.m., z zabudowań zaczęli wybiegać ułani, ab y przyglądać się samolotom, wytworzyła się niebezpieczna sytuacja. Wziąłem od ulana r.k.m. i pośpiesznie otworzyłem ogień. Skutek był natychmiastowy, gdyż ułani zaczęli uciekać i chować się. Jeden z samolotów otworzył ogień za uciekającymi, podpalił stodołę i zabił konia. Młodzi oficerowie i ułani zrozumieli nareszcie, że to jest naprawdę wojna. Nie zastanawiałem się nad tym, że żołnierze są nieostrzelani, zapomniałem jak to ja sam reagowałem na to w moich pierwszych bojach, nic więc dziwnego że zaskoczyła mnie w pierwszej chwili reakcja moich żołnierzy na zaczęcie się walki.
       Rozpoczęła się choroba „chrztu ogniowego”, trwać ona będzie przez szereg dni.Młodzi oficerowie byli też tylko ludźmi, przechodzili również tę chorobę, oczywiście w mniejszym stopniu. Szczęśliwe były te szwadrony, które posiadały starszych podoficerów zawodowych – weteranów wojny 1920 roku. Żołnierze zaczęli chodzić jak w hipnozie, chcieli coś robić a nie mogli, strzelaliby bez powodu, na oślep. Niestety każdy chyba przechodzi ten stan w pierwszych walkach, wydaje się on nie rozumieć co się do niego mówi. Ognia nie przerywałem, strzelałem kolejno do każdego klucza, bez widocznych wyników. Miałem ukończony kurs c.k.m., a przy tym byłem dobrym strzelcem, a więc spróbowałem strzelania z c.k.m. do innych samolotów, lecz również bez powodzenia. Dowódcom plutonów i dowódcom c.k.m. poleciłem rozsądne prowadzenie ognia, wyłącznie z c.k.m i r.k.m. , aby nie dopuścić do chaotycznej strzelaniny. Mieli oni starać się odnaleźć błąd odnośnie naszego sposobu strzelania do samolotu. Należało dać wyprzedzenie 450/ godz. zamiast 220 na godzinę.Z nastaniem dnia zrobiło się istne piekło, gdzie spojrzało się na niebo tam wszędzie był samolot. Lotnicy ostrzeliwali zabudowania, ogrody i wszelkie punkty w terenie, które dawały zasłonę. Zbombardowali okoliczne zagajniki.
       Atak z powietrza przeprowadzali Niemcy na tak dużą skalę, że nasza obrona przeciw lotnicza nie miała żadnego znaczenia. Postanowiłem przerwać strzelanie, a natomiast skupić się na szkoleniu żołnierzy w obronie biernej. W pewnej chwili zrobiła się na ziemi raptowna cisza. Jeden c.k.m. wystrzelił krótką serię, podbiegłem do niego, aby dowiedzieć się co się stało. Celowniczy pokazał mi na niebie lecący klucz: trzy samoloty. Odległość do nich była zbyt duża aby ogień mógł być skuteczny. Z bliskich i dalekich rejonów poderwały się samoloty niemieckie, aby na podobieństwo pocisków lecących na spotkanie przelatującej polskiej trójki bombowców prawdopodobnie typu „Łoś”, która poznałem od razu. Powietrze drżało od ognia broni maszynowej. Polacy lecieli na wysokości około 800 m. Wokół nich kilkadziesiąt samolotów nieprzyjaciela stworzyło ogromny kocioł na niebie, przesuwający się ku zachodowi. Z mocno bijącymi sercami śledziliśmy nierówną walkę naszych lotników. Niemcy mieli przewagę nie tylko ilościową, lecz przedewszystkim we szybkości swych nowoczesnych maszyn. Polacy bronili się ogniem broni maszynowej, przechylali samoloty tracili na chwilę zwartość szyku, po czym równali, aby na nowo przechylać samoloty. Trudno nam było uwierzyć, że za chwilę nie spadną na ziemię lub nie zawrócą. Jeden z ułanów odezwał się: „oni chcą wykonać swoje zadanie ”.
      Po pewnym czasie lotnicy niemieccy do swej roboty przeciw celom naziemnym, a polski klucz bombowców przekazali następnym falom swego lotnictwa.Zaskoczyła mnie skuteczność działania lotnictwa nieprzyjaciela. Gdyby szwadron otrzymał rozkaz przemarszu do innego rejonu – niewątpliwie zastałby zniszczony. Żołnierz nie mógł wychylić się ze swej zasłony na otwartą przestrzeń. Młodzi oficerowie pytali mnie, czy w obecnych warunkach widzę możliwość działania w duchu naszego regulaminu.Wystąpił czynnik druzgocącej przewagi niemieckiej, a sami Niemcy w wyobraźni naszych żołnierzy zaczęli urastać do wymiarów wielkoluda.A przecież w rzeczywistości żołnierze nasi byli odważni, nie uciekali. Z pewnością odparli byatak na naszą pozycję i ginęli by w jej obronie, ale w obecnym stanie psychicznym nie nadawali się do śmiałych i zręcznych działań ruchomych. Nie mieli oni zaczepnego ducha i wiary w siebie samych. Ogólnąswoją wartością mój szwadron był dla mnie niejako odbiciem dwudziestoletniego dorobku Polski, która dala nam to, co miała najlepszego. Nie wolno mi było zmarnować twego szwadronu.Postanowiłem przeszkolić szwadron w warunkach wojennych w odróżnieniu od dotychczasowego szkolenia pokojowego. Po pięciu dniach ustawicznych bojówdowódca szwadronu od notował (Red):/.../W tym dniu na wyniku walki zaważą specyficzne czynniki i nastroje w szwadronie. Ułani nabrali już doświadczenia i pewności siebie./.../Pierwsze szarże i szturmy prowadziłem osobiście, na pościgi nie pozwalałem./.../ Łatwe zwycięstwa rozzuchwaliły ułanów zatrzymywanie pościgu w końcu ich denerwowało. Młodzi oficerowie i ułani poczuli się dorośli bojowo i chcieli pokazać, że sami zrobią to lepiej – bez „taty’. Właśnie nadarzyła się im okazja, kiedy będą mogli dopaść nieprzyjaciela.
       Za kampanię wrześniową 1939 roku 19 Pułk Ułanów Wołyńskich został odznaczony orderem Virtuti Militari.

Hanna Irena Rola Różycka

MOJE UCIECZKI WRZESIEŃ 1939

Wrażenia i przeżycia sześcioletniej dziewczynki powinnam zacząć od dnia ataku na Polskę zmotoryzowanych wojsk niemieckich i samolotów 1 września 1939 roku. Najbardziej zapamiętałam w Starachowicach 1 września rano nadlatujące niemieckie samoloty, które potem niskim lotem ostrzeliwały na zatłoczonych drogach i szosach uciekinierów ratujących się ucieczką na wschód na Kresy Rzeczypospolitej Polskiej. Wybuch wojny zastał moją rodzinę w Starachowicach, gdzie od 1938 roku mój Tata inżynier mechanik, absolwent Wydziału Mechanicznego Politechniki Warszawskiej, jako stypendysta Ministerstwa Spraw Wojskowych, był asystentem na Wydziale Obróbki Metali Politechniki Warszawskiej i pracownikiem naukowym Centrum Badań Balistycznych Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce koło Warszawy. Wobec zaistniałych potrzeb zwiększenia produkcji fabryk zbrojeniowych w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego został przeniesiony z Warszawy na stanowisko zastępcy kierownika Działu Kontroli Broni w Starachowickich Zakładach Zbrojeniowych.

Podając dokładniejsze dane o charakterze pracy i zatrudnianiu mego Ojca wyjaśniam szczególną sytuację mojej rodziny, która opuściła Warszawę przed 1939 rokiem. Rodzina moja była dobrze sytuowana, Mama Stefania zajmowała się domem i wychowywaniem mnie i młodszego o cztery lata brata Marka Karola. Bardzo często bywała z nami ciocia Helena siostra mojej Mamy. Mieszkaliśmy na Żoliborzu "urzędniczym", eleganckiej dzielnicy Warszawy w służbowym mieszkaniu bloku ZUS przy ulicy Mickiewicza 25. Tata mój mając tak prestiżowe zatrudnienie w Warszawie przyszłość rodziny wiązał ze stolicą, gdzie odbywał studia i poznał Mamę. Mając wystarczające środki finansowe rodzice postanowili wybudować własny dom. Zakupili działkę budowlaną w malowniczej części Bielan w okolicy Placu Konfederacji i ulicy Schroegera na ulicy Kleczewskiej z laskiem sosnowym i kwitnącymi wiosną fiołkami i konwaliami. W latach 1937- 1939 trwała budowa domu, którą nadzorowała moja Mama.
       W tym okresie Tata ze sprawującą opiekę nad dziećmi Ciocią Helą zamieszkiwał w służbowym mieszkaniu Starachowickich Zakładów Zbrojeniowych przy ulicy Piłsudskiego. Willa na Bielanach została wykończona i gotowa do zamieszkania przed 1 września 1939 roku. Zapamiętałam, że przed dniem nalotu niemieckich samolotów na Starachowice okna w naszym mieszkaniu i innych mieszkańców były zaklejone paskami papieru. Było to zabezpieczenie przed pękaniem szyb i rozpryskiem szkła. Pamiętam jakieś alarmy i wyjące syreny oraz chowanie się w schronie pod blokiem. Były też dziwne maski przeciwgazowe ,które nam pokazywano i nie jestem pewna czy taka maska była w naszym mieszkaniu. 1 września Mamy nie było z nami w Starachowicach.
       Słoneczny piękny poranek i nagle zawyły syreny, tym razem to nie był próbny alarm. Taty nie było w domu, my dzieci z naszą Ciocią i innymi mieszkańcami bloku biegliśmy trzymając się kurczowo za ręce z ogromnym strachem do pobliskiego lasku, do prawdziwego schronu pod ziemią. Byliśmy przerażeni i płakaliśmy. Nad nami leciały wysoko warczące niemieckie samoloty. Nie wiem, w jakim czasie, ale zauważyłam na błękitnym niebie małe obłoczki wkoło lecących samolotów, które pękały. Słyszałam huk armat. Bardzo wyraźnie widziałam te białe pękające obłoczki wysoko na niebieskim tle nieba Jak mówiono później były to pociski rozrywające się, wystrzeliwane z polskich dział przeciwlotniczych w kierunku samolotów wroga z czarnymi krzyżami na płatach skrzydeł. Dziś już wiadomo, że była zorganizowana obrona przeciwlotnicza również w zakładach Starachowickich, oprócz obrony miasta. Pamiętam plakaty Obrony Przeciwlotniczej rozwieszone na ulicznych słupach ogłoszeniowych. Od pierwszego dnia wojny wszystko zmieniło się, jest źle.
       Mama jakimś sposobem przedostała się z bombardowanej stolicy do Starachowic. Istnieje przypuszczenie, że zabrała się samochodem DKW z przyjacielem Taty inżynierem Szczepanem Kiełbem, pracownikiem naukowym w Centrum Badań Balistycznych w Zielonce, który potem wiózł nas aż do Ostroga, ale o tym później...Tak wnioskował regionalny historyk, który analizował pewne fakty z życia rodziny. Naszego Taty nie widzieliśmy od tego dnia, aż do spotkania w Ostrogu ... po 17 września. (potem opiszę to spotkanie). Jak wiedziałam wtedy, Tata brał czynny udział w ewakuacji fabryki na wschód. Nie znając szczegółów wiedziałam, że były to transporty drogą kolejową fabrycznych urządzeń, wyprodukowanych dział i wszelkiej broni, amunicji wraz z dokumentacją. Dziś wiemy, że transport kolejowy i samochodowy miał dotrzeć do Kowla i dalej był przewidziany, jako baza zapasowa dla walczącej polskiej armii. Niedawno dowiedziałam się o szpiegu niemieckim w Dziale Kontroli Broni, który zdradził interesy i tajne rozkazy dotyczące sposobu ewakuacji i miejsca ukrycia broni. Transport został po drodze zatrzymany i dostał się w ręce wroga, nie dotarł do Kowla. Podziemny sąd wojskowy skazał go na karę śmierci, wyrok niezwłocznie został wykonany. My dzieci pozostajemy z Mamą i Ciocią. Pamiętam brata mojej Mamy wujka Jana, który wstąpił do Starachowic by pożegnać się, ponieważ jako rezerwista został powołany do wojska.
       Alarmy i naloty trwały, nie pamiętam jednak, kiedy wyruszyliśmy z Mamą i przyjacielem Taty panem Szczepanem Kiełbem ze Starachowic na wschód Polski. Wiem, że rodzice umówili się na spotkanie w Ostrogu w domu Babci Anny Różyckiej, gdy tylko ustaną działania wojenne, a będzie to już wkrótce, ponieważ mamy dzielnego Wodza Marszałka Śmigłego Rydza, o którym śpiewano, "Marszałek Śmigły Rydz to nasz Naczelny Wódz". Znacznie więcej znaliśmy i śpiewaliśmy pieśni o Marszałku Józefie Piłsudskim i Jego kasztance. o legionach i ułanach Beliny i „ pąkach białych róż"... i o szarej piechocie. Miałam niewiele lat, a wydaje mi się, że zapamiętałam Babcię Annę Różycką ze mną na spacerze w okolicy Placu Inwalidów, która płakała po śmierci Pana Marszałka. Widziałam czarne chorągwie? na ulicach Żoliborza.
       Po kilku dniach wsiedliśmy do czarnego samochodu osobowego marki DKW Pana Szczepana wraz z Mamą. Ruszyliśmy drogami zatłoczonymi ogromną ilością uciekinierów, takich jak my. Tylko ludzie ci szli pieszo, obciążeni bagażem tobołkami z pościelą i walizami, z wózkami dziecięcymi i dziećmi na rękach matek oraz jadącymi wozami konnymi obciążonymi różnorodnym bagażem. Tłok, hałas i wrzawa, płacz dzieci, starsi ludzie z laskami.
       Najgorszym przeżyciem były naloty nisko nadlatujących niemieckich samolotów, które nas ostrzeliwały. Ogromny popłoch, uciekamy i kryjemy się w rowach przydrożnych i krzakach, Mama biegnie z nami, potykamy się po drodze i kryjemy w polu lub krzakach, jeśli takie jeszcze rosną. Nie wiem, jakim cudem jedziemy dalej i wciąż dalej samochodem wśród tego tłumu nieszczęśliwych uciekinierów. Niektórzy z nich trafią już niedługo w łapy sowieckich oprawców.
       Nie pamiętam uczucia głodu, pewnie Mama zabrała jakieś skromne zapasy, tego nie pamiętam w obliczu ciągłego strachu. Dlaczego Polacy w trwodze uciekali na wschód przed najeźdźcą niemieckim nie spodziewając się wkroczenia sowietów na kresowe ziemie Polski. Po aneksji Czechosłowacji i Austrii istniało prawdopodobieństwo większego zagrożenie ze strony Rzeszy Niemieckiej. Na terenie Rzeczypospolitej istniały grupy konfidentów niemieckich, zwanych powszechnie" piątą kolumną”. W naszym przypadku podejrzewano, że mieszkająca w bloku na Mickiewicza rodzina Schreiberów odegra taką właśnie rolę. Barbara córka Schreiberów bawiła się często ze mną na podwórku i w domu, gdzie byłam zapraszana i również ona bywała u nas. Mama przekazywała mi, że Tata był szczególnie narażony na denuncjację, co znalazło potwierdzenie w faktach już w październiku 1939 roku w Starachowicach i potem w Warszawie, gdzie do sierpnia 1940roku ukrywał się przed gestapo. Nie pamiętam jak długo trwała nasza ucieczka do Ostroga, dotarliśmy z pewnością przed 17 września.
       W domu Babci Anny Różyckiej powitała nas, moją Mamę, mnie 6 letnią wnuczkę i dwuletniego braciszka Marka, którzy z pewnością umęczeni dotarli na umówione spotkanie w Ostrogu z Tatą i Ciocią Heleną. Do tej pory Tata nie pojawił się w Ostrogu. Dziś wyobrażam sobie jak wszyscy przeżywali napaść niemiecką na nasz kraj i rozpoczynający się czas straszliwej II wojny światowej. Nie był to radosny czas minionych wakacji spędzanych w pięknym i gościnnym domu Babci przy ogromnym stole w słonecznej jadalni, zabawy z licznymi kuzynkami i kuzynami. Szczególnie zapamiętałam ogromne kufry w sieni wypełnione ubraniami i zabawkami. Najwięcej było pięknych lalek mojej kuzynki Reni, która pozwalała bawić się nimi, ale do czasu, gdy jedną z lalek pozbawiłam części ciała. Zapamiętałam spacery nad rzekę Wilię z przystanią i kajakami oraz kąpiele w rzece, biały piasek na plaży z pomostem i specyficzny zapach przystani z łódkami i kajakami oraz zieloną łąkę ze stogami siana. Te obrazy z mojego szczęśliwego dzieciństwa u Babci na zawsze pozostaną w moim sercu i wspomnieniach.
       Jest wojna Niemcy nacierają, wojsko polskie nadal walczy. Nie ma wieści z Warszawy. Babcia płacze, a obie z Mamą są smutne, czekają na wieści od Taty. Prowadzą tajne rozmowy i narady rodzinne z Wujkiem Stasiem (Stanisławem Puchalskim policjantem, zamordowany w Miednoje). Rozmawiają o niepokoju w mieście, gdzie żyje dużo ludności żydowskiej i ukraińskiej. Ukraińców i Żydów dobrze zapamiętałam i o ich roli, po wejściu sowietów do Ostroga. Wstaje słoneczny wrześniowy poranek. W domu Babci ogromny niepokój nie wrócił z dyżuru w radzie miasta Wuj Stanisław Puchalski sekretarz Policji Państwowej w Ostrogu. Do Ostroga o świcie wkroczyły Sowiety. Liczne oddziały bolszewików maszerują od granicy w kierunku centrum przez most na rzece Wilii dopływie granicznej rzeki Horyń. Przerażona Babcia przekazała domownikom złą wiadomość o wkroczeniu bolszewików.
       Dom Babci przy ulicy 3 Maja był położony na wzniesieniu na którym rosły drzewa i posadzone zostały krzewy owocowe. Szczególnie zapamiętałam gronka czerwonych i czarnych porzeczek, z których Babcia smażyła w lecie konfitury. Na dole u stóp wzniesienia biegła wąska ulica, wybrukowana kamieniami z furtką zawsze zamykaną i nieco dalej za nią na zakręcie stał słup z przewodami elektrycznymi. Pewnie bez pozwolenia i wiedzy dorosłych pobiegłam do furtki i oczom moim ukazało się maszerujące w szarych płaszczach do ziemi, wojsko sowieckie. W tumanach wznoszonego kurzu widziałam te postacie z długimi karabinami na plecach. Wszyscy mówili, że te karabiny mieli przewieszone na sznurkach.
       Babcia zdecydowanie oświadczyła, że musimy uciekać przed bolszewikami i zagrożeniem wywózki na Syberii. Babcia zaznała wielu prześladowań i widziała wiele okrucieństw w czasie pierwszej wojny światowej. Oświadczyła, że sama zostaje na miejscu, ponieważ tu urodziła się i tu są groby Jej bliskich i męża Jana Eugeniusza. Moja siostra cioteczna Zosia pobiegła na posterunek sowiecki w poszukiwaniu Ojca. Wuj Staś nigdy nie wrócił do domu. Zamordowany został przez NKWD w Miednoje w 1940 roku . Od Mamy dowiedziałam się później, że rozpoczęte zostały starania o przewodników, którzy przeprowadzą nas przez granicę na rzece Bug dzielącą tereny zajęte przez Niemców od terenów zajętych przez Sowiety tak zwaną „ zieloną granicę". W tym momencie wspomnę o wzburzeniu Babci, która otrzymała wiadomość, że społeczność żydowska i Ukraińcy witali owacyjnie sowieckie wojsko, zwane „ ciubarykami".
       Podobno kobiety tych mniejszości narodowych witały agresora bukietami kwiatów i wzniesiona była w Ostrogu brama triumfalna. Nie pamiętam ile upłynęło dni w Ostrogu od wkroczenia bolszewików, gdy zapadła decyzja Mamy i z pewnością całej rodziny o naszym powrocie do Starachowic...czy Warszawy. Mamy zdecydowanie uciekać przed sowietami i grożącym aresztowaniem. Został wyznaczony termin naszego wyjazdu z Ostroga. Tego wrażenia i wzruszenia nas wszystkich nigdy nie zapomnę. Po smutnym pożegnaniu z Babcią Mama trzymając klamkę otwiera drzwi a po drugiej ich stronie stoi Tata i wspomniana Ciocia Hela. Zapewne trwało długie powitanie....
       Nie pamiętam, w jaki sposób umieszczeni zostaliśmy z Mamą i Ciocią wraz z innymi paniami i dziećmi na wysokim wozie, ciągniętym przez konie. Wiem i pamiętam, że na wozie były same matki z dziećmi, a może inne ciocie i babcie. Nie było naszego Taty i innych panów. Nie pamiętam jak długo trwała jazda, czy były jakieś postoje lub noclegi Pozostał w mojej pamięci, sześcioletniego dziecka przejazd przez wsie ukraińskie oraz białoruskie i strach przed obrzucaniem nas kamieniami, które rzucali mieszkańcy. Nasze mamy chroniły nas chustami i sobą. Chyba nikt nie został ugodzony, a jak napisałam wozy były na wysokim podwoziu. Po drodze byliśmy zatrzymywani przez posterunki milicji żydowskiej i sowieckiej. W pewnym momencie zostaliśmy zaaresztowani i zamknięci w areszcie. Pilnował nas Żyd z pejsami w krymce w czarnym chałacie z karabinem, a na rękawie miał czerwoną gwiazdę i sołdat sowiecki w czapce ze szpicą i karabinem. Pamiętam te ubiory, ten areszt i przyciemnione światło od sufitu.
       Mój braciszek zabawiał się czerwoną gwiazdą na rękawie Żyda z karabinem, który siedział obok na ławie. Marek często płakał, widocznie był głodny, a Mama uspokajała dziecko po podaniu kostki cukru. Po pewnym czasie zostaliśmy wypuszczeni z aresztu. W końcu kiedyś dojechaliśmy do wyznaczonego miejsca (prowadzeni przez opłacanych przewodników) i znaleźliśmy się wieczorem w dużej szopie i tam już pamiętam Tatę i wiele innych osób. Dowiedziałam się później od Mamy, że mężczyźni byli prowadzeni lasami przez przewodników ukrywając się przed bolszewikami.
       Wszyscy uciekinierzy dążyli do przeprawy przez Bug którędy przebiegała granica między okupacją niemiecką a sowiecką. Przeprawa przez t. zw. zieloną granicę polegała na przepłynięciu rzeki pod Brześciem (w naszym przypadku) łódkami pod osłoną nocy w obawie przed sowietami.
       Zapamiętałam nasze piesze przeprawy z szopy do brzegu rzeki, gdzie czekali na nas przewodnicy. Ciemną i zimną nocą brnęliśmy przez zaorane pola, przewracałam się o skiby ziemi. Płaczący braciszek uciszany był kostkami cukru, ponieważ wszystko odbywało się potajemnie przed posterunkami sowieckimi. Nasza przeprawa odbyła się dopiero trzeciej nocy z powodu trudności, na jakie trafiali przewodnicy. Brzeg rzeki Bug zarośnięty był gęstymi krzakami, które zapewne i nas uciekinierów chroniły, natomiast wystrzeliwane rakiety z obydwu stron oświetlały całe pole przeprawy, a więc i nas przekradających się ku rzece. Pamiętam nas w niewielkiej łódce, całą naszą rodzinę z Tatą. Było ostrzeżenie, żeby nie ruszać się, bo grozi to przechyłem i wpadnięciem do wody (tak zdarzyło się poprzedniej nocy).
       Jeżeli można mówić o szczęściu w warunkach wojny i okupacji znaleźliśmy się na drugim brzegu Bugu w Brześciu. Jeszcze jedno ważne moje wspomnienie. Stojący niemieccy żołnierze na brzegu pomagali kobietom i dzieciom przy wysiadaniu z łodzi. Wracam jeszcze do Ostroga, gdzie pozostaje babcia Anna z córką Heleną Puchalską i wnuczkami Zosią i Irenką. W Równem zostaje po stronie sowieckiej stryjenka Stefania Różycka żona stryja Bolesława z synkiem Andrzejem (tymod św. Brata Alberta). Stryj oficer rezerwy zmobilizowany do wojska dostaje się do niewoli sowieckiej, ucieka z transportu, potem zamordowany w 1943 r. przez UPA. Stryjeczny brat mego Taty porucznik Tadeusz Różycki z19 Pułku Ułanów Wołyńskich pozostaje w Ośrodku Zapasowym we Włodzimierzu Wołyńskim). Ze strony Babci Anny kuzyni Dobrowolscy aresztowani przez NKWD zaginęli. Najbliżsi Babci Anny w czasie okupacji niemieckiej w 1943 roku uciekli do Generalnej Guberni. Po zamordowaniu Stryja Bolesława przez UPA Babcia z rodzina podjęła decyzję o opuszczeniu domu i ziemi rodzinnej.
       Wspomnę jeszcze o rodzinie Piotra i Walentyny Biniewskich, siostry porucznika Tadeusza Różyckiego, stryjecznego brata mego Taty. Wywiezieni, jako osadnicy wojskowi na Syberię, nigdy stamtąd nie powrócili, a dzięki staraniom wuja Tadeusza i wychowawcy z sierocińca radzieckiego dzieci Biniewskich powróciły do Polski. Opiszę nasz pewnie kilkudniowy pobyt w Brześciu. Nie pomnę jak długo zatrzymaliśmy się u Cioci Julii Ruszczakowej w Brześciu, ale zapamiętałam jej mieszkanie i brukowane ulice tego miasta z domami z czerwonej cegły. Mieszkanie Cioci miało bogaty wystrój i koniecznie chciałam zabawiać się zastawą stołową.
       Wuja, męża Cioci, którego imienia nie pamiętam nie było w domu. Nie pamiętam, kiedy opuściliśmy Brześć i w towarowych wagonach dotarliśmy do Starachowic. Jechaliśmy długo i było zimno, a okna były wysoko. Nie przypominam sobie, aby z nami był Tata. Możliwe, że już zaczął ukrywać się przed okupantem niemieckim i nie mógł powrócić do Starachowic. Mama mówiła mi zawsze, że Tata musi ukrywać się, ponieważ nie może pracować dla wroga w swoim zawodzie. Mówiła również, że jest umieszczony na liście osób poszukiwanych. „ Nie pójdę pracować dla Niemców" powiedział Mamie. Nie pamiętam, kiedy rozstaliśmy się z Ciocią Helą, która pojechała do swoich rodziców, by powiadomić o naszym powrocie z Ostroga. Jest prawdopodobne, że udali się do Dęblina w pobliżu domu rodziców Mamy. Tata ukrywał się na wsi u dziadków do wiosny 1940 roku. Tatę zapamiętałam najwyraźniej z naszych wspólnie spędzonych ostatnich Świąt Bożego Narodzenia u Babci Pauliny. Były to pierwsze Święta w okupowanym kraju, było inaczej i smutniej. Pamiętam choinkę z zapalonymi świeczkami ustrojoną kolorowymi jabłuszkami rajskimi i ciasteczkami. Było sianko i biały obrus na stole i było ciepło.
       Wracam do moich wspomnień ze Starachowic po powrocie z Brześcia. Wróciliśmy tylko z Mamą do służbowego mieszkania zajmowanego przez naszą rodzinę do czasu ewakuacji na wschód we wrześniu 1939 roku. Mama zastała wszystko w porządku, nikt nie próbował coś zmienić. Codziennie przychodził konfident i dopytywał się o inżyniera Kazimierza Różyckiego. Na każdej wizycie Mama niezmiennie informowała, że mąż został zabity w czasie nalotów. Gestapo nie dało wiary.
       Zajęli jeden z pokój i wprowadzili do naszego mieszkania dwóch gestapowców. Pamiętam, że nosili mundury i sami przygotowywali śniadania z margaryną i serem szwajcarskim (sama to widziałam). Ten stan rzeczy trwał kilka tygodni, a w grudniu już byliśmy u Dziadków razem z Tatą.
       Na wiosnę 1940 roku sołtys dał sygnał, że we wsi są szpiedzy. Wówczas Tata zmienił miejsce ukrywania się i były to adresy w Warszawie. Na wiosnę 1940 roku willa w Warszawie niebyła jeszcze zamieszkana. Zawsze pragnieniem moim było dotarcie do miejsc tak żywo zapamiętanych z dzieciństwa. Dwukrotnie byłam na Wołyniu w Ostrogu. Szukałam ulicy i domu Babci. Ulicę zmienioną i zabudowaną inaczej odnalazłam bez trudu. Nie znalazłam domu na dawnej ulicy 3 Maja. Byłam też dwukrotnie w Starachowicach. W roku1986 odnalazłam szary blok i miejsce gdzie był lasek ze schronem, za blokiem. W 2018 roku wszystko uległo zmianie, oczywiście nazwa ulicy i okolica bloku ze zmienioną elewacją, wyrosło nowe osiedle niskich bloków.
       Miałam też wielką potrzebę jeszcze raz przypomnieć sobie zapamiętaną w 1939 roku przeprawę przez Bug. Kilka lat temu trafiłam nad Łęgi Nadbużańskie w okolicach Janowa Podlaskiego. Wytyczoną dla samochodów drogą jechaliśmy przez łęgi, a dalej już pieszo do rzeki. Piękny złocisty piasek i jakieś trawy, krzewy. Docieramy do zarośli nad sama rzeką, której szerokość w tym miejscu jest niewielka. Stoję i wracam myślami i porównuję otoczenie do tamtych zapamiętanych wrażeń dziecięcych. Ogromnie przeżywałam tę wyprawę i rzeka ta dziwne budzi u mnie odczucia, nie potrafię tego określić. Musiałam koniecznie tam pojechać i zobaczyć. Na drugim brzegu Bugu Białoruś.


Haneczka latem w Ostrogu z Babcią i na łące nad Horyniem.


W ogrodzie babci Anny Różyckiej w Ostrogu, moja ciocia Helena Puchalska z córkami Zofią po prawej i Irenką po lewej oraz my Haneczka ,Andrzejek i Mareczek Różyccy.

Fot. Album Rodzinny Hanny Rola Różyckiej


Na zdjęciu rodzeństwo Anny Różyckiej /Babci/ Mieczysław Chojna brat, obok Anna Różycka, Amelia Dropowa i Marta Ruszczakowa oraz liczne kuzynki. Jest to dom i ogród Marty. W środku wuj Stanisław Puchalski /sekretarz Policji Państwowej ze mną na ręku, po prawej ciocia Czesia i Stefania Różycka Mama, po lewej Zosia Puchalska z mamą Heleną.




Włodzimierz Majdewicz


SPORT JEŻDZIECKI W 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH



       Wyszkolenie jeździeckie i ustawiczne doskonalenie jazdy konnej obowiązywało wszystkich oficerów kawalerii i artylerii konnej. Codzienny kontakt z koniem, utrzymanie na wysokim poziomie ogólnej sprawności fizycznej a szczególnie jeździeckiej oraz sprawności we władaniu bronią białą i palną pieszo i z konia było obowiązkiem oficerów broni jezdnych. Działania te były codziennością, częścią ich życia. Należy do tego dodać, niezmiernie ważny warunek powodzenia w boju i w sporcie jeździeckim –umiejętność współpracy z koniem. Pełna sprawność bojowa kawalerzysty o krok graniczyła ze sportem jeździeckim. Jeździectwo sportowe, czyli wyścigi konne, biegi z przeszkodami, ujeżdżenie, wszechstronny konkurs konia wierzchowego, powożenie, zawody we władaniu bronią były popularne wśród kawalerzystów i popierane przez dowódców.
       We wszystkich jednostkach broni jezdnych prowadzono szkolenia i treningi organizowano zawody konne w pułkach między szwadronowe, w brygadach między pułkowe. Bywały one eliminacjami do zawodów wyższego szczebla. Relacje z zawodów konnych ukazywały się w działach sportowych prasy centralnej oraz w gazetach lokalnych ukazujących się w miejscach stacjonowania jednostek broni jezdnych. Bywały one ilustrowane zdjęciami. Pisano o nich również w czasopismach wojskowych takich jak Żołnierz Polski i Wiarus.
       Natomiast prestiżowe Zawody Konne o Mistrzostwa Wojska Polskiego relacjonowano w Kronice Sportowej Przeglądu Kawaleryjskiego. Poddawano tam szczegółowej, fachowej analizie przebieg zawodów, zamieszczano kompletne tabele wyników zespołowych i indywidualnych. Krótkie sekwencje z Zawodów Konnych o Mistrzostwa Wojska pokazywała chętnie wyświetlana w kinach całego kraju kronika filmowa Polskiej Agencji Telegraficznej. Chciałbym na podstawie kilku przykładów podanych w układzie chronologicznym opowiedzieć w zarysie o sporcie konnym w 19 Pułku Ułanów Wołyńskich przypominając, wydarzenia, ludzi i tamte konie.
       W1922 r w Równem zorganizowano Konkurs Jeździecki II Brygady Jazdy . Tam bezapelacyjnie zwyciężył w biegu II „Jesienny steople –chase” zastępca dowódcy 19 Pułku Ułanów Wołyńskich rtm. Aleksander Piotraszewski na klaczy Aza. Jesienią 1922 r. odbył się Rajd Konny II Korpusu w Lublinie. Uczestniczyły w nim reprezentacje Pułków Kawalerii i Dywizjonów Artylerii Konnej. Do uczestnictwa w Rajdzie wystawiano ekipy złożone z 20 żołnierzy + 2 oficerów. Jeźdźcy pokonali trasę Równe - Łuck- Włodzimierz – Krasnystaw – Lublin o długości 336 km. Pierwsza na metę dotarła ekipa 2 Pułku Strzelców Konnych. Duga zameldowała reprezentacja 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, za nią przybyła drużyna 12 Pułku Ułanów.
       13 czerwca 1923 roku w Ostrogu nad Horyniem zorganizowano Zawody Konne 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. W trakcie tych zawodów wyłoniono reprezentację na kolejne Zawody Konne II Brygady Jazdy w Dubnie.
       29 czerwca i l lipca 1923 r. odbyły się w Dubnie na torze urządzonym przez 2 Dywizjon Artylerii Konnej odbyły się kolejne Zawody Konne II Brygady Jazdy. Z notatki zamieszczonej w dziale sportowym Żołnierza Polskiego Nr.30 (362) z niedzieli 29 lipca 1923 r. dowiadujemy się, że z ogólnej ilości 22 nagród: 10 zdobył-19 Pułk Ułanów, 5 nagród przypadło 12 Pułkowi Ułanów, 4-21 Pułkowi Ułanów, 2 Dywizjonowi Artylerii Konnej.
       W lipcu 1923 r. odbył się Meeting w Krasnymstawie z udziałem wojskowości. Były to kilkudniowe zawody konne połączone z pokazem koni. W lokalnej prasie odnotowano: W wyścigu z płotami na dystansie 2200 m. po zdyskwalifikowaniu klaczy Puperl pełnej krwi, pierwsze miejsce zdobyła klacz Bajka, rtm. Piotraszewskiego pod właścicielem, drugie Babilon pod por. Sawickim. Wyścig z przeszkodami na dystansie 4000 m. wygrała klacz Aza, rtm. Piotraszewskiego, dosiadana przez por. Łukaszewicza, łatwo bijąc pełnej krwi Aurelję, oraz wa¬łachy Drań i Ładny. I Zawody Konne o Mistrzostwo Wojska Polskiego odbyły się w dniach 6-8 październiku 1923 r. w Warszawie. Od tego momentu była to najważniejsza prestiżowa impreza jeździecka kawalerii polskiej w dwudziestoleciu międzywojennym. Przez pewien czas funkcjonowała również pod nieoficjalną nazwą Mistrzostwa Armii, jednak największą popularnością cieszyła się w środowisku kawalerzystów potoczna nazwa Militari. Zwody te miały charakter wszechstronnej próby konia wierzchowego, z należytym naciskiem na próby władania bronią białą i strzelaniu konno. Były to zawody obowiązkowe o charakterze wyszkoleniowym. Podstawowymi celami tych zawodów było utrzymanie na wysokim poziomie sprawności jeździeckiej oficerów, sprawności we władaniu bronią białą i palną z konia, przygotowanie koni służbo¬wych do intensywnych wysiłków oraz ocena jakości koni, dostarczonych przez krajowych hodowców na potrzeby wojska. O randze tej imprezy świadczyła oprawa i szczególnie uroczysty ceremoniał, co podkreślała oraz obecność dostojnych obserwatorów, dowódców brygad i pułków, szefa Departamentu Kawalerii Ministerstwa Spraw Wojskowych, często wiceministra Spraw Wojskowych. W zawodach startowało 11 ekip. Na zwycięzców czekały cenne nagrody.
       W niedzielę 5 października 1924 r. Lubelski Tygodnik Sportowy zamieścił obszerny artykuł pod tytułem Zawody Konne w Lublinie. Organizatorem z rozmachem przygotowanej imprezy było powstałe przed kilkoma miesiącami Lubelskie Wojskowe Koło Sportowo - Hodowlane. „Zawody Konne w Lublinie” zorganizowano na terenie świeżo wybudowanego obiektu przy ulicy Bychawskiej. Impreza trwała od 28.9.1924 do 2.10.1924r.. W bogatym programie znalazły się różnorodne wyścigi konne i konkursy hippiczne. Warto przytoczyć kila zdań ze wspomnianego artykułu; Głównie udział przyjmowali oficerowie, co też wykazali, że po długoletniej wojnie sport dąży w naszej młodej armii szybkimi krokami naprzód. Klasa jeźdźców wysoka, technika b. dobra. Dowodem tego były stałe rozgrywki we wszystkich konkurencjach. Nie obyło się też bez fuksów, jak np. w biegu myśliwskim w 1-szym dniu „Kokiet”, wałach, bez treningu zdobył pierwszą nagrodę ofiarowaną przez 19 Pułk Ułanów. Los chciał, że p. Łuszczewski, zdobywca tej nagrody, walczył w obronie Ojczyzny, pod sztandarem tegoż pułku, w którym też był ranny. W Zawodach uczestniczyli również jeźdźcy cywilni, były również konkursy jeździeckie przeznaczone dla pań amazonek. Z wyników poszczególnych konkurencji wynika, że w Wyścigach tych znaczącą rolę odegrała reprezentacja 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
       Drugiego dnia zawodów w gonitwie 2-giej, a był to wyścig z płotami (Hurdle race). Na dystansie - 2400 m. do pokonania było 6 płotów. Drugie miejsce na 6 letniej gniadej klaczy Cacana zajął mjr Aleksander Pioraszewski z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. W wyścigu z przeszkodami Wielki Lubelski Steeple Chase, drugie miejsce przypadło oficerowi 19 Pułku Ułanów por. Aleksandrowi Tuńskiemu dosiadającemu 5 letniej skarogniadej klaczy Moja Miła. W wyścigu myśliwskim za mastrem drugie miejsce zajął por. Aleksander Tuński na skarogniadej 6 –letniej klaczy Kokoszka. Master mjr. Aleksander Pioraszewski .Trzeciego dnia zawodów odbył się wyścig płaski, w którym por. Aleksander Tuński na klaczy Kokoszka uplasował się na trzecim miejscu. W gonitwie 2-giej rozegrano wyścig płaski Handicap. Na trzecim miejscu odnotowano por. Aleksandra Tuńskiego na klaczy Belle vue skarogniadej 5-latce. W gonitwie 5-tej odbył się wyścig z przeszkodami (Steeple chase). Dystans - 3200 m.,8 przeszkód. Zwycięzcom gonitwy został por. Aleksander Tuński na znanej już nam klaczy Moja Miła. Ostatnim akcentem Zawodów w Lublinie był Konkurs myśliwski za mastrem w terenie, Dystans 2000 m. Trzecie miejsce zajęła dobrana para por. Aleksander Tuński na niezawodnej klaczy Kokoszka. Wycofane zostały: Magda (pana K. Rojowskiego), Kwiczoł i Mackosuct (konie Ministerstwa Spraw Wojskowych) oraz Bellevue (19 Pułku Ułanów), która po przejściu na start, zerwała trandzel i uciekła do stajni, przewróciwszy się po drodze. Pieczę nad treningami jeźdźców i koni oraz przygotowaniem całości objął mjr Aleksander Pietraszewski. Wszystkie konie wystawione w Zawodach Konnych w Lublinie były własnością 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z Ostroga.
       W dniach 10-12 czerwca 1927 r. w Garnizonie Ostróg nad Horyniem dowództwo 19 Pułku Ułanów Wołyńskich zorganizowało konne Zawody Pułkowe o nagrodę buńczuka. W rywalizacji nagrodę zdobył drugi szwadron. Wręczenie buńczuka odbyło się bardzo uroczyście. Po nabożeństwie odbył się przegląd i defilada całego pułku przed korpusem oficerskim i zwycięskim drugim szwadronem. Wieczorem odbyła się w parku miejskim zabawa podoficerska, z której dochód przeznaczono na oświatę wśród żołnierzy. W programie trzydniowej uroczystości było również między innymi zakończenie szkoły podoficerskiej. Ważnym momentem uroczystości był ceremoniał symbolicznego zbratania dwóch pułków kawalerii -19 Pułku Ułanów Wołyńskich i 22Pułku Ułanów Podkarpackich. Donosiła o tym lokalna prasa kończąc relację słowami: Na zakończenie uroczystości odbyły się oficerskie zawody konne lekkie i ciężkie oraz konkurs we władaniu białą bronią dla podoficerów, w którym pierwsze miejsce zajął plut. Duda, drugie plut. Mudra, trzecie wachm. Włodarczyk.
       W dniach 24-29 września 1928r.Zawody Konne o Mistrzostwo Wojska Polskiego odbyły się w Warszawie. Do zwodów stanęło 16 ekip. W reprezentacji 19 Pułku Ułanów Wołyńskich odnotowano udział por. Stanisława Boczkowskiego na koniu Oferma, por. Stanisława Łukaszewicza na koniu Mirt oraz por. Aleksandra Tuńskiego na koniu Wiag. Ekipa 19 Pułku Ułanów Wołyńskich odniosła wówczas pełny sukces wygrywając Zawody i uzyskując zespołowo Mistrzostwo Armii. W tym samym roku zapadła decyzja, że Militari, czyli Zawody Konne o Mistrzostwo Wojska Polskiego odbywać się będą odtąd kolejno w garnizonach różnych brygad kawalerii i za każdym razem inna brygada kawalerii będzie ich organizatorem i jednocześnie gospodarzem wyznaczając miejsce zawodów na swoim terenie. Przygotowania do eliminacji w pułkach i dywizjonach rozpoczynały się wiosną i przybierały one rozmaite formy, kończąc się przed letnim okresem manewrów i ćwiczeń polowych. Pierwszy etapem rywalizacji wyższego szczebla – wstępem do Militari były eliminacje organizowane w Okręgach Korpusu później w Brygadach Kawalerii. Rywalizowały w nich czteroosobowe reprezentacje pułków kawalerii i dywizjonów artylerii konnej. Zwycięskie ekipy wyłonione w wewnętrznych eliminacjach startowały Zawodach Konnych o Mistrzostwo Wojska Polskiego.
       W dniach 28-31 lipca 1931 odbyły się w Wilnie kolejne Zawody Konne o Mistrzostwo Wojska Polskiego. Miejsce Zawodów Wileński Hipodrom był własnością Wileńskiej Brygady Kawalerii.
      Tym razem do rywalizacji stawiło się 13 ekip. W reprezentacji 19 Pułku Ułanów Wołyńskich najlepsze wyniki w punktacji indywidualnej otrzymali ppor.Zygmunt Bilwin, por. Stanisław Łukaszewicz.
       W 1934r. staraniem Dowódcy 2 Pułku Strzelców Konnych, płk. Romualda Niementowskiego oraz Dowódcy 17 Brygady Kawalerii, płk. Stefana Hanki- Kuleszy Zawody Konne o Mistrzostwa Wojska Polskiego zorganizowano w Hrubieszowie w dniach 26-29 lipca. 26 lipca. Przed rozpoczęciem odbyła sią defilada wszystkich zawodników, którą odebrał gen bryg. Stanisław Grzmot- Skotnicki w towarzystwie płk. dypl. Stefana Iwanowskiego, płk. dypl. Jana Karcza, płk. Stefana Hanki- Kuleszy, płk. Wincentego Jasiewicza, związanego przez wiele lat z 19 Pułkiem Ułanów płk. dypl. Zbigniewa Brochwicz- Lewińskiego oraz płk. dypl. Ludwika Kmicic- Skrzyńskiego. W zawodach wystawiły reprezentacje wszystkie pułki kawalerii i dywizjony artylerii konnej, ogółem startowało 86 zawodników.
       Brygadę Kawalerii reprezentował 19 Pułk Ułanów Wołyńskich z Ostroga nad Horyniem i trzyosobowa ekipa jeźdźców Korpusu Ochrony Pogranicza. Jeźdźcami indywidualnymi reprezentującymi 17 Brygadę Kawalerii byli oficerowie z 2 Pułku Strzelców Konnych z Hrubieszowa. Warto odnotować, że w zawodach indywidualnych wziął udział gen. bryg. Władysław Anders, wówczas dowódca 3 Samodzielnej Brygady Kawalerii w Brodach. Dwa pierwsze dni zawodów wypełniły próby sprawności ujeżdżenia i władania biała bronią i strzelania. Ciągłe opady deszczu zamieniły teren prób ujeżdżenia w grząskie bajoro, sprawiło prawiło to zawodnikom wiele trudności w prawidłowym pokonaniu toru i niestety przysporzyło punktów karnych. W próbie władania białą bronią na pierwsze miejsce zajęła ekipa 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, na drugim ekipa 17 Pułku Ułanów Wielkopolskich, a na trzecim uplasowała się ekipa 3 Pułku Strzelców Konnych. W indywidualnej próbie władania białą bronią kolejne miejsca zajęli: por. Roman Kamiński z 24 Pułku Ułanów, ppor. Stanisław Górecki z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, gen. bryg. Władysław Anders, por. Piotr Laskowski. Był to niewątpliwie wielki dzień ppor. Stanisława Góreckiego.



Ppor. Stanisław Górecki w skoku przez przeszkodę
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Ppor. Stanisław Górecki.
Fot. Archiwum Redakcji „Ułana Wołyńskiego”.



       Próbę ukończyli wszyscy uczestnicy. Kolejnego dnia odbyła się trudna próba terenowa, z wieloma pełnymi wody rowami, posypały się punkty karne za przekroczenie czasu. Konkurencję ukończyło 80 zawodników, tylko 62 bez punktów karnych.
       Zakończenie Konnych Mistrzostw Wojska Polskiego odbyło się z udziałem konnych szwadronów gospodarzy zawodów. Połączone plutony trębaczy odegrały marsze pułkowe wszystkich zespołów i jeźdźców indywidualnych reprezentujących poszczególne pułki. W imieniu Ministra Spraw Wojskowych zwycięzców dekorował i wręczał nagrody gen. bryg. Stanisław Grzmot- Skotnicki. W kronice sportowej „Przeglądu Kawaleryjskiego” mjr. Jerzy Miller na koniec obszernej relacji zamieścił tabele z wynikami poszczególnych prób, znajdujemy tam nazwiska oficerów reprezentujących 19 Pułk Ulanów Wołyńskich. W próbach Nr 1,2,3,4 uczestniczyli: por. Zygmunt Jankowski ,por. Zygmunt Bilwin , por. Ryszard Kawka oraz ppor. Stanisław Górecki. Próbę Nr.3 pokonali oni w pełnym składzie bez punktów karnych. W klasyfikacji indywidualnej ppor. Stanisław Górecki uplasował się na 11 miejscu uzyskując 882 1/5 punktów. Na pozycji 40 odnotowano por. Ryszarda Kawkę z punktacją 863 3/5. Miejsce 63 przypadło por. Zygmuntowi Jankowskiemu za 1305 2/5 punktów.
       W dniach 23-26 lipca 1936 r. zorganizowano w Łucku Zawody Konne o Mistrzostwa Wojska Polskiego. Na starcie zawodów stanęło 14 ekip reprezentujących jednostki broni jezdnych z całej armii. Zawody składały się z jazdy przepisowej, konkursu władania bronią, próby wytrzymałości i konkursu skoków. W ogólnej klasyfikacji drużynowej zwyciężył zespół 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Por. Aleksander Tuński na koniu Łęk, por. Stanisław Boczkowski na koniu Oferma i por. Stanisław Łukaszewicz na koniu Mirt(1033 punktów karnych). Drugie miejsce zajął zespół Korpusu Ochrony Pogranicza (1385 pkt. karnych).Trzecie miejsce przypadło ekipie 7 Dywizjonu Artylerii Konnej (1435 pkt. karnych)
       Zawody Konne o Mistrzostwo Wojska Polskiego odbyły się w czasie od 29 lipca do 2 sierpnia 1937 r. w Białymstoku. Zawody zorganizował i kierował ich przebiegiem dowódca brygady kawalerii płk dypl. Kmicic Skrzyński. W zawodach wzięły udział zespoły 2, 3, 4, 7, 9, 12, 15, 16, 21, 25 Pułków Ułanów,4, 9Pułku Strzelców Konnych, zespołu Korpusu Ochrony Pograniczaoraz52 jeźdźców indywidualnych z pozostałych pułków kawalerii. W Kronice Sportowej Przeglądu Kawaleryjskiego w klasyfikacji indywidualnej na 37 miejscu odnotowano rtm. Jerzego Wiszniowskiego na koniu Beniamin z 19 Pułku Ułanów.
       Lokalną imprezą łączącą tradycje jeździecką z elementami sportu był zorganizowany w dniu 3.11.1938r. przez 19 Pułk Ułanów Wołyńskich „Bieg św. Huberta - Ułanów Wołyńskich”. W biegu uczestniczyli oficerowie służby stałej i podoficerowie zawodowi. Trasę biegu zaplanowano w okolicach Ostroga. Wyruszono przy dźwiękach plutonu trębaczy. Pełną niespodzianek i rozmaitych przeszkód 10 - kilometrową trasę pierwszy pokonał plut. Eugeniusz Piwowarczyk na klaczy Energetyczna, drugi był kpr. Piotr Knauf na wałachu Cwał.
       W dniach 13 i 14 maja 1939 roku zorganizowano na terenie garnizonu w Ostrogu Zawody i Pokazy Konne19 Pułku Ułanów Wołyńskich. W programie dwudniowej imprezy znalazły się zawody indywidualne we władaniu bronią konno białą dla podoficerów i ułanów. Do rywalizacji przystąpiły osoby i zespoły wyłonione w eliminacjach szwadronowych. Indywidualnie pierwszą nagrodę zdobył- starszy wachmistrz Jan Duda na wałachu Ego druga nagroda - plutonowy Stefan Hałas na klaczy Wenecjanka. Zespołowo najlepsza okazała się- drużyna ułanów 3-go szwadronu. Druga- drużyna ułanów 1-go szwadronu.
       W pokazach prezentowano spieszanie się szwadronu ckm. i plutonu kolarzy z równoczesnym ostrzeliwaniem pozorowanego przeciwnika. Zaprezentowano również efektowny atak plutonu ckm na taczankach i pokazy woltyżerki. W drugim dniu zawodów odbył się parcours oficerski z 14-u przeszkodami na trasie Nagrody otrzymali: pierwszą - porucznik Zygmunt Jankowski na klaczy Eskadra, drugą porucznik Wojciech Gumiński na wałachu Abdel-Krim, trzecią - porucznik Stanisław Górecki na klaczy Cecora. W parcourrze podoficerskim złożonym z 13 przeszkód nagrody zdobyli: pierwszą - plutonowy Kluch na wałachu Cygan, drugą - plutonowy Stefan Hałas na wałachu Serdeczny, trzecią - plutonowy Eugeniusz Piwowarczyk na wałachu Zakład. Mieszkańcy Ostroga nad Horyniem w radosnej atmosferze oklaskiwali pokazy i zawody konne ułanów wołyńskich. Na zakończenie zawodów nastąpiło wręczenie nagród, dokonały tego panie: Janina Pętkowska i Apolonia Kotarska . Dowódca ppłk dypl. Józef Pętkowski serdecznie gratulował zwycięzcom zawodów. Marszem pułkowym zakończono dwudniowe zawody konne. Na miesiąc przed wybuchem wojny w dniach 28-30.07.1939 r. odbyły się w Bydgoszczy ostanie Zawody Konne o Mistrzostwa Wojska Polskiego. W zmaganiach uczestniczyła elita kawalerzystów z różnych pułków kawalerii i dywizjonów artylerii konnej. W ekipie 19 Pułku Ułanów Wołyńskich startował między innymi rtm. Zygmunt Bilwin na koniu Eskimos, w konkursie dla koni powyżej 6 lat. Konkurs ten zgromadził na starcie 96 koni, rtm. Zygmunt Bilwin zajął 3 miejsce.
      KWIAT KAWALERII POLSKIEJ W BYDGOSZCZY. Pod tym tytułem ukazała się obszerna w DODATKU ’TYGODNIOWYM, DZIENNIKA BYDGOSKIEGO z dnia 1 sierpnia 1939roku.Tegoroczne „Militari" były dla najlepszych jeźdźców wojskowych próbą nie tylko sportową ale również poważną próbą sprawności bojowej. Dotyczy to zwłaszcza ciężkiej próby wytrzymałości, rozegranej w drugim dniu mistrzostw. Wypadła ona pod każdym względem zadowalająco. Maraton Jeździecki, tak by można nazwać próbę wytrzymałości i próbę władania bronią, rozegrane w drugim dniu w rejonie Rynkowa. Próby te odbyły się na łącznej trasie 36 km., przy czym na 30 km. trzeba było wykazać swe umiejętności we władaniu bronią, na pozostałych 6 km należało w forsownym biegu 17 trudnych przeszkód, z których niektóre były bardzo ciężkie.
       W tej forsownej próbie jeźdźcy i konie dobrze zdali egzamin sprawności wojskowej. Zakończenie konkursów. Rozdanie nagród zwycięzcom odbyło s i ę uroczyście. Trzem zwycięskim zespołom i 7 jeźdźcom wręczył nagrody gen. Bortnowski w otoczeniu generalicji i przedstawicieli władz. Orkiestra odegrała marsze zwycięskich pułków. Po rozdaniu nagród gen. Grzmot- Skotnicki ogłosił zamknięcie mistrzostw, po czym orkiestra odegrała hymn narodowy i opuszczono z masztu flagę narodową. Zakończeniem wspaniałej imprezy była defilada zwycięzców. Emocjonującym zawodom przyglądały się tłumy publiczności, które żywo oklaskiwały jeźdźców. Licznie przybyli też przedstawiciele wojska pp.: inspektor armii gen. Bortnowski, gen. Skuratowicz, gen. Grzmot-Skotnicki. gen. Anders i wielu innych wyższych oficerów..
       Wkrótce wybuchła wojna II wojna światowa. Bestialstwa i bezmiaru okrucieństwa jakie ta wojna niosła ze sobą nikt nie mógł sobie wyobrazić. Dla większości tych rozmiłowanych w jeździectwie oficerów były to ostatnie w ich życiu zawody konne. A większość zwycięzców zawodów po raz ostatni w życiu wysłuchała marsza swego pułku. Ich wierne i umiłowane, piękne konie dzieliły los ułanów ginąc wraz z nim na polach bitew.



Stefan Sarna


XXXI ZJAZD KAWALERZYSTÓWW GRUDZIĄDZU
w 80 rocznicę napaści Niemiec na Polskę



       Program Zjazdu został przygotowany przez Fundację na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej po kierunkiem przewodniczącej Rady tej Fundacji pani mgr Karoli Skowrońskiej. Program ten tradycyjnie był tak bogaty jak interesujący. Jego realizacja (w dniach 23.09.-25.09.2019 r.) okazała się wręcz świetna, gdyż była logistycznie bardzo sprawna i punktualna i merytorycznie atrakcyjna. Ponadto realizacja kolejnych pozycji tego scenariuszaodbyła się przy wyjątkowo korzystnej pogodzie, wpływającejpozytywnie na nastroje uczestników.
       W 3-dniowym Zjeździe wykonanie wszystkich pozycji jego scenariusza,zaplanowanych na terenach otwartych, odbywało się w asyście kawalerzystów reprezentujących historyczne barwy 18 Pułku Ułanów Pomorskich z Grudziądza oraz Kawalerii Ochotniczej. Należy podkreślić, że uczestniczyli w nich dowódcy czynnych formacji wojskowych Grudziądza z dowódcą Garnizonu Grudziądz pułkownikiem Mariuszem Kaliszukiem i dowódcą 8.BatalionuWalki Radioelektronicznej komandorem MirosławemMarkiem oraz prezydentem miasta Grudziądz panemdr MaciejemGlamowskim, który uczestniczył we wszystkich punktach programu Zjazdu.W wybranych pozycjach realizacji programu uczestniczyłczynnie generał Jarosław Gromadziński – dowódca 18 Dywizji Zmechanizowanej w Siedlcach.
       Szczególnie podniosłymi uroczystościami publicznymi i patriotycznymi zarazem było oddanie hołdu pamięci poległym i nieżyjącymi kawalerzystom oraz bohaterom narodowym.W pierwszym dniu Zjazdu tj. 23 sierpnia br. poszczególne delegacje rodzin ułańskich złożyły kwiaty i zapaliły znicze pod pamiątkową tablicą znajdującą się na ścianie Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii przy ul. Chełmińskiej. Następnie uczestnicypołożyli kwiaty na grobach byłych komendantów Centrum Wyszkolenia Kawalerii - gen. Stefana de Castenedolo Kasprzyckiego oraz gen. dyw. Stanisława Pruszyńskiego.
      Również kwiaty zostały uroczyście położone przed Pomnikiem Katyńskim orazprzed pomnikiem-popiersiem kapelana Rodzin Katyńskich,a wcześnie harcmistrza i rotmistrza oraz honorowego obywatela Grudziądza - księdza Zdzisława Peszkowskiego.W kolejnym dniu położyliśmy kwiaty na Cmentarzu Parafialnym na grobie płk Zbigniewa Makowieckiego z 3 Pułku Strzelców Konnych. Kolejnego dnia natomiast kwiaty udekorowały pomnik (arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej) gen.Tadeusza Komorowskiego -Bora, ostatniego komendanta Centrum Wyszkolenia Kawalerii do wybuchu wojny w 1939 r. wówczas pułkownika kawalerii. Warto dodać, że generał Bór, wówczas pułkownik, był podczas Kampanii Wrześniowej był dowódcą Ośrodka Zapasowego Zgrupowania Kawalerii w Garwolinie. Późnie jjuż jako generał był Komendantem Głównym Armii Krajowej, a następnie NaczelnymWodzem Polskich Sił Zbrojnych i Premierem Rządu Polskiego na uchodźstwie.
       W tym samym dniu przy dziękach werbli i w obecności pocztów sztandarowych, które towarzyszyły wszystkim wspomnianym hołdom pamięci,delegacje położyły wiązanki kwiatów przed pomnikiem Żołnierza Polskiego (z inskrypcją na cokole: Nie zginęła i nigdy nie zginie) oraz Marszałka Józefa Piłsudskiego na rynku w Grudziądzu. W delegacjach składających kwiaty byli przedstawiciele różnych organizacji wojskowych i cywilnych m.in. naszego Stowarzyszenia - Agnieszka Nowińska- wnuczka dowódcy 19 Pułku Ułanów Wołyńskich płk Dezyderiusza Zawistowskiego i Stefan Sarna- syn wachmistrza z tego Pułku, który uczestniczył w bitwach pod Mokrą i Wolą Cyrusową w Kampanii Wrześniowej 1939 r.
       Wieczorem pierwszego dnia Zjazdu uczestniczyliśmy w pokazie interesującego pod względem formy (z udziałem czynnym reżysera Grzegorza Gajewskiegojako narratora) i treści filmu pt. Wieniawa, poświęconego osobie gen. Bolesława Wieniawy Długoszowskiego. Bohater filmu był oficerem I Pułku Ułanów Legionów Polskich im. Ks. Józefa Poniatowskiego i adiutantem marszałka Piłsudskiego. Był on z wykształcenia lekarzem, pełnił zadania dyplomaty i także był artystą-poetą., a więc człowiekiem renesansowym. Nazywano go też pierwszym ułanem Rzeczypospolitej uosabiającym przysłowiową ułańską fantazję. Pokazem filmu zakończył pierwszy dzień pobytu.
       Drugi dzień Zjazdu rozpoczął się wizytą w 8.Grudziądzkim Batalionie Walki Radioelektronicznej. Siedzibą tej formacji są budynki koszarowe należące do wybuch wojny w 1939 r. do Centrum Wyszkolenia Kawalerii (CWK).
      Powitał nas dowódca Batalionu komandor Mirosław Marek. Uroczystości rozpoczęło wciągnięcie flagi państwowej na maszt przy dźwiękach orkiestry i w obecności kompanii honorowej Batalionu.Z kolei były wystąpienia okolicznościowe wyższych oficerów oraz przewodniczącej zarządu Fundacji pani Karoli Skowrońskiej. Głównym punktem scenariusza tej wizyty były nominacje oficerskie3 podchorążych i podwyższenie stopnia jednego oficera z Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej. Szlify oficerskie nadał im gen. dyw. Jarosław Gromadziński, który uświetnił swoją obecnością kolejne punkty programu Zjazdu. Po zakończeniu tych uroczystości zwiedzaliśmy Izbę Pamięci CWK. Aktualnie trwają starania o wzbogacanie posiadanego w Izbie zbioru pamiątek kawaleryjskich. Dało się zauważyć, że wśród eksponatów znalazło się kilka egzemplarzy naszego flagowego produktu (gdyż niewystępującego w innych Stowarzyszeniach),którym jest zapewne czasopismoUłan Wołyński, wydawany społecznie przez nasze Stowarzyszenie.
       Ten dzień zakończyła uroczysta kolacja uczestników Zjazdu oraz przedstawicieli formacji wojskowych. Przed nią odbyły się intersujące pokazy jazdy konnej jeźdźców w strojach historycznych oraz woltyżerki w wykonaniu zespołu Apolinarski Group. Pokazy odbyły się na Błoniach Nadwiślańskich u podnóży znajdujących się na wysokiej skarpie wiekowych spichlerzy, wizytówki historycznego Grudziądza.Na zakończenie pokazów gen. J. Gromadziński wręczył nagrody laureatom biegu ułańskiego o Złotą Ostrogę.
       Program kolejnego, finalnego dnia Zjazdu, rozpoczął się uroczystą Mszą Świętą w grudziądzkiej Bazylice Kolegiackiej św. Mikołaja Biskupa-sanktuarium Matki Bożej Łaskawej. Bazylika jest najstarszym kościołem na Ziemi Chełmińskiej.Eucharystię, z udziałem pocztów sztandarowych organizacji wojskowych, społecznych, szkolnych oraz samorządowych odprawił ksiądz infułat Tadeusz Nowicki w towarzystwie kapelanów wojskowych. Przedstawicielka naszego Stowarzyszenia pani Hanna Zawistowska- Nowińska, w towarzystwie wnuka pani Karoli Skowrońskiej, zwróciła się do księdza infułata z intencją mszalnąo modlitwę za poległych, pomordowanych i zmarłych kawalerzystów II Rzeczypospolitej oraz ich rodzin. Ksiądz przyjął tę intencję.
       Kolejnym punktem programu tego dnia było oglądanie intersujących ekspozycji, poświęconych tematyce kawaleryjskiej, w Muzeum im. ks. Władysława Łęgi. Jest to wystawa ciekawa i nowocześnie przygotowanaprzez panie dyrektor Muzeum Wiolettę Pacuszkę oraz starszą kustosz Annę Wajler. Zwiedzających tę ekspozycję witają, wywołujące silne wrażenie, 2 figury o naturalnych rozmiarach, szarżujących ułanów z obnażonymi szablami na koniach w galopie.Wrażenie galopu, a więc pęd koni bez kontaktu z ziemią, osiągnięto poprzez ich podwieszenie do stropu budynku. Oglądając te rzeźby można sobie było wyobrazić tętent tych koni i okrzyki hurra, hurra atakujących ułanów. Na przygotowanych ekspozycjach muzealnych są eksponaty białej, osobistej broni ułanów, karabinów oraz umundurowania, jak też odznak i proporczyków 40 pułków kawaleryjskich. To tylko wybrane elementy tej ciekawej ekspozycji.
       Na podkreślenie zasługuje też czynny udział w realizacji scenariusza Zjazdu dzieci i młodzieży, w tym harcerzy-uczniów szkół noszących imiona zasłużonych żołnierzy kawalerii jak płk Zbigniew Makowiecki oraz bohaterski 18 Pułk Ułanów Pomorskich, odznaczonykrzyżem orderu Virtuti Militari m.in. za bitwę pod Krojantami we wrześniu 1939 r. Dzieci recytowały poezję, śpiewały oraz popisywały się też zdolnościami aktorskimi, czego wyrazem było naśladowanie sylwetki pomnika Ułan z dziewczyną, znajdującego się na starówcew Grudziądzu.
       Ostatnim merytorycznym punktem programu Zjazdu było posiedzenie Rady Fundacji, w której uczestniczyły panie Hanna Zawistowska-Nowińska i Hanna Rola Różycka.
       Jako jeden z uczestników z ponad 100 osobowego ich grona, w którym byli też goście z zagranicy, w imieniu naszego Stowarzyszenia przekazujęna ręce pani mgr Karoli Skowrońskiej przewodniczącej Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej serdeczne podziękowania i gratulacje organizatorom Zjazdu za bardzo udane przedsięwzięcie, ponieważ pod względem organizacyjnym i merytorycznym było dopracowane w każdym szczególe.




Fot.Hanna Rola Różycka


Harcmistrz Sława Bilska


RAJD ODKRYWCÓW 2019



       Główną inspiracją tegorocznego Rajdu Odkrywców była zbliżająca się setna rocznica Bitwy Warszawskiej. Niemniej ważny był fakt, iż właśnie odchodzi trzecie pokolenie Polaków, którzy mieli szansę pamiętać, bądź znać z opowieści najbliższych, historię wojny polsko – bolszewickiej, jej główne bitwy, dowódców. Lokalna pamięć o zdarzeniach i ludziach zaciera się, odchodzi w zapomnienie, a zostaje tylko to, co w podręcznikach. I właśnie zadaniem uczestników Rajdu Odkrywców, było odszukanie informacji, zlokalizowanie miejsc bitewnych, przypomnienie społeczności lokalnej, o tak ważnych w historii Polski zdarzeniach, które miały miejsce na ich terenie. Bitwa Warszawska była największą i najważniejszą bitwą wojny polsko-bolszewickiej. Została uznana za 18. przełomową bitwę w dziejach świata. Zadecydowała o zachowaniu niepodległości przez Polskę i przekreśliła plany rozprzestrzenienia komunizmu na Europę Zachodnią. Trwała od 13 do 25 sierpnia 1920 roku. Określenie bitwa warszawska obejmuje nie tylko walki w przedmościu warszawskim, lecz również walki nad Wkrą i kontruderzenie znad Wieprza. Dlatego każda z dziewięciu tras rajdowych miała za zadanie lokalizację innej z bitew: pod Kąkolewnicą, Kockiem, Okrzeją, Krasnymstawem, Chełmem, Cycowem, Serokomlą, Mińskiem Mazowieckim i Skrzeszewem.
       Trasa II Rajdu Odkrywców, prowadzona przez harcerzy z Hufca ZHP Zamość, wędrowała śladami walk Ochotniczej Jazdy majora Feliksa Jaworskiego. Uczestniczyło w niej siedem patroli: 13. DSH „Pochodni” z Biłgoraja, 13. Gdańska Drużyna Harcerska, 1. TDH „Sokoły” i 1. TDSH „Rarogi” z Tanowa, 8. DSH „Ignis” z Kutna, 2 HDT „Tibesti” z Przasnysza oraz reprezentacja Podkrakowskiego Hufca ZHP. Mimo rozpiętości wiekowej uczestników – od klasy IV szkoły podstawowej, po licealistów i studentów - już pierwszego rajdu postawiliśmy na integrację oraz kooperację patroli podczas zdobywania informacji. Nie zapomnieliśmy również o dobrej zabawie. W Międzyrzecu Podlaskim odwiedziliśmy Bibliotekę Miejską, kancelarię Parafii Św. Mikołaja, na cmentarzu odnaleźliśmy grób jedynego ułana, który zginął pod Kąkolewnicą, Aleksandra Dubieleckiego. Zgromadziliśmy w ten sposób dość sporą wiedzę o majorze Jaworskim i wyczynach bojowych jego Ochotniczej Jazdy. A wieczorem odbył się bal oficerski tradycyjnie rozpoczęty polonezem, zakończony zaś ułańskim mazurem.
      Następnego dnia ruszyliśmy w drogę do Kąkolewnicy. Na trasie były rozstawione punkty kontrolne, gdzie każdy patrol wykonywał „łastoczkę” - ułański proporczyk lancowy, śpiewaliśmy Żurawiejki i inne żołnierskie pieśni, ćwiczyliśmy władanie replikami broni. Wieczorem odbyła się gra, podczas której można było poznać postacie pisarzy, poetów, malarzy, aktorów, muzyków okresu dwudziestolecia międzywojennego. Patrol, który wygrał, w nagrodę został zaproszony do „kapsuły czasu”, gdzie czekała Hanka Ordonówna, czytająca fragmenty poezji, częstująca herbatą z samowaru, z domową konfiturą; czas umilała muzyka ze starych płyt odtwarzanych z gramofonu na korbkę.
       Trzeci dzień rajdu spędziliśmy w Kąkolewnicy. Był to dzień dla nas kluczowy. Musieliśmy bowiem odszukać źródła, pozwalające odtworzyć przebieg i miejsce walk pod Kąkolewnicą. Okazało się, iż tylko nieliczni mieszkańcy wsi wiedzą coś na ten temat. Szukaliśmy informacji przede wszystkim w Gminnej Bibliotece i wśród mieszkańców. Stworzyliśmy trzy grupy eksperckie, które zbierały relacje od poszczególnych patroli na temat przebiegu, miejsca bitwy i pochówku poległych. Po południu mieliśmy możliwość podsumowania i zaprezentowania wyników naszych działań. Dzięki wyjątkowej życzliwości i wyrozumiałości Pani mgr inż. Anny Mróz, Wójta Gminy Kąkolewnica, wsparciu Pani Bożeny Adamowicz, Dyrektora Gminnego Domu Kultury, zaangażowaniu Pana Ryszarda Stefańskiego, właściciela terenu, na którym odbyła się bitwa, w Gminnym Ośrodku Kultury odbyło się spotkanie harcerzy i mieszkańców wsi. Pan Krzysztof Szczepaniuk z pobliskiego Turowa, regionalista, pasjonat historii i malarz batalista, autor artykułu o bitwie pod Kąkolewnicą, zweryfikował nasze ustalenia, dopowiedział fakty, których nie udało się nam wcześniej ustalić. Spotkanie zakończyło umieszczenie w pamiątkowej kapsule listu, podpisów, zdjęć, plakietek. Następnie wszyscy razem wyruszyliśmy zakopać kapsułę w miejscu bitwy, zwanym przez mieszkańców Olszynką Stefańskiego. Dzieci i młodzież z Kąkolewnicy zobowiązały się pilnować, by nikt niepowołany nie naruszył zakopanej w ziemi kapsuły.
       Wieczór wypełniła nam gra „Lata dwudzieste, lata trzydzieste”, podczas której wszyscy uczestnicy mogli odwiedzić Hankę Ordonówną w „kapsule czasu” i zagrać w przeróżne gry związane z tym okresem historycznym. Odgrywaliśmy scenki z czarno – białych filmów, uczestniczyliśmy w karaoke, tworzyliśmy stylizacje modowe w duchu epoki. Zabawę zakończyliśmy wspólnym przedstawieniem „Lokomotywy” Juliana Tuwima.
       Kolejny dzień rajdu, to wędrówka do Zakrzewa. Pierwsze kroki skierowaliśmy do Uroczyska „Baran”, zwanego Małym Katyniem. Jest to miejsce bardzo ważne w historii Kąkolewnicy. Od jesieni 1944 do przełomu stycznia i lutego 1945 roku, w czasie stacjonowania 2 Armii Ludowego Wojska Polskiego rozstrzeliwano tutaj żołnierzy AK, WiNu i BCH oraz ludzi uznanych przez nową władzę za wrogów. Nie jest znana liczba osób, na których wykonano egzekucje. Źródła podają od 1300 do 1800 zabitych. Złożyliśmy hołd zamordowanym. Kolejny punkt na trasie, to Główne. Tu wróciliśmy znów do tematyki rajdu, gdyż punkt zlokalizowany był w stadninie koni państwa Borysiuków. Koń był największym sprzymierzeńcem ułana w walce i przyjacielem w chwilach odpoczynku. Głównym bohaterem był oczywiście „Medzio”, koń majora Feliksa Jaworskiego, ale przytoczyliśmy historię innych znanych koni, m.in. słynnej Kasztanki Marszałka Józefa Piłsudskiego, czy też „Bojka” płk. Z. Piaseckiego. „Końskie zdrowie”, to zajęcia podczas których uczestnicy dowiedzieli się co koń może, a czego nie może jeść i na czym polega codzienna pielęgnacja konia.
       Nie odbyło się bez rzutu podkową. Najciekawsze zostawiliśmy na koniec: pokaz jazdy konnej w wykonaniu naszej zamojskiej amazonki – Magdy. Wieczór w Zakrzewie był podsumowaniem pięciu wspólnie spędzonych dni. Każdy patrol prezentował przy ognisku wykonaną łastoczkę i samodzielnie ułożone żurawiejki. Śpiewy i zabawy trwały do późnego wieczora. Ostatniego dnia rajdu wszyscy razem wyruszyliśmy do lasu na końcową grę. Uczestnicy musieli wykazać się logicznym myśleniem i oczywiście współpracą, by odnaleźć ukryty skarb – szkatułkę z rajdowymi znaczkami.
       Udało się!
       Autokary zawiozły nas do Łukowa, gdzie spotkały się wszystkie rajdowe trasy. Uczestniczyliśmy w polowej Mszy Św. i uroczystym apelu kończącym rajd. Każda trasa zaprezentowała reportaż, obrazujący przebieg działań związanych z lokalizacją bitew. Koncert, wspólne śpiewy, pizza – tej nocy spali tylko nieliczni. Następnego dnia wyruszyliśmy do domów.
       Jako organizatorzy trasy uważamy, że były to bardzo wartościowe i ważne dni dla nas i uczestników. Poznaliśmy fakty z historii Polski, o których nikt z nas wcześniej nie słyszał, osiągnęliśmy główny cel rajdu: zlokalizowaliśmy miejsce bitwy pod Kąkolewnicą i wspólnie z mieszkańcami wsi zakopaliśmy kapsułę upamiętniającą czyny bojowe Ochotniczej Jazdy majora Feliksa Jaworskiego. Zawiązaliśmy nowe przyjaźnie, zyskaliśmy cennych sprzymierzeńców. Nie byłoby jednak to wszystko możliwe, gdyby nie całoroczne przygotowania i nieoceniona w nich pomoc ze strony Zarządu Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Uzyskaliśmy bowiem szereg materiałów, które wzbogaciły nasz rajd. Ponadto zostaliśmy uhonorowani odznaką turystyczną ustanowioną przez PTTK „Szlakiem 19 Pułku Ułanów Wołyńskich”. Staraliśmy się podczas rajdu działać tak, by w pełni na nią zasłużyć. Rajd Odkrywców 2019 za nami, ale w przyszłym roku czeka nas kolejna edycja, również związana ze stuleciem Bitwy Warszawskiej.





Rajd Odkrywców 2019




Stefan Sarna
Święto Szkoły Podstawowej nr 204 im.19 Pułku Ułanów Wołyńskich
w Radości w dniu 7 listopada 2019r.




       Święto Szkoły Podstawowej nr 204 im.19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Radości w dniu 7 listopada 2019r. Od lat święto Szkoły Podstawowej nr 204jest połączone ze Świętem Odzyskania Niepodległości przez Polskę. Doceniamy to. W tym roku uroczystości obu świąt Dyrekcja Szkoły zorganizowała w dn. 7 listopada. Dla nas członków Stowarzyszenia, reprezentującego patrona Szkoły przy ul. Bajkowej, uczestniczenie w Święcie było dużym przeżyciem. Program obchodów Święta był, jak zwykle, bogaty, interesujący i perfekcyjnie przygotowany przez Panie reżyserki oraz uczniów.
       Więc jak przebiegało:
       Świętowanie rozpoczęliśmy zbiorowym, z kierownictwem i gronem nauczycieli oraz uczniami, udziałem we Mszy świętej w Kościele parafialnym, celebrowanej przez zaproszonego księdza. Ksiądz Jan Gołębiewski wygłosił ujmującą swoją treścią i bogactwem przykładów patriotyczną homilię opisującą rozumienie przez bohaterów narodowych pojęć polskości i bycia Polakiem na przestrzeni czasu. Wśród wielu przykładów Ksiądz przypomniał rozebranie cerkwi św. Aleksandra Newskiego w 1924 r. na Placu Saskim. Cerkiew ta była uważana za symbol zaborczej władzy rosyjskiej. Z rozbiórki zdecydowano i wykorzystać kolumny budowli cerkwi na podpory baldachimu sarkofagu królewskiego w krypcie wawelskiej. Ksiądz nie omieszkał wyrazić uznanie ułanom z 19 Pułku za ich służbę dla Niepodległości oraz zapowiedzieć modlitwę za dusze tych, którzy zginęli podczas działań w 1939 r., zostali zamordowani w Katyniu i innych miejscach oraz zmarli już wojnie. Na honorowym miejscu, obok ołtarza, ustawiły się poczty sztandarowe szkół i organizacji młodzieżowych, akcentujące doniosłe momenty eucharystii przez odpowiedni skłon.
       Jako przedstawiciele Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich zostaliśmy zaproszeni przez Dyrekcję Szkoły do wspólnego świętowania. Wśród nas była pani Hanna Rola Różycka - nasza prezes honorowa, był też w mundurze 19 Pułku Ułanów Wołyńskich pan Kazimierz Humeniuk z Opola, pani Julitta Prabucka, bratanek rotmistrza Tadeusza Bączkowskiego – Wojciech Bączkowski oraz moja siostra Zofia Kącka. Przy każdym z zaproszonych gości ze Stowarzyszenia dyrektor prowadzący uroczystość przypomniał związki rodzinne każdego z nas ze środowiskiem ułańskim. Ponadto w uroczystości uczestniczyło wielu innych gości, reprezentujących m.in. Radę Rodziców uczniów Szkoły oraz administrację samorządową, w tym reprezentującą władze oświatowe. Uczestniczyła też pani Eleni Filipiuk-Adamos - dyrektorka zaprzyjaźnionej Szkoły Podstawowej z Dębego Wielkiego, noszącej zaszczytne imię Wołyńskiej Brygady Kawalerii, która opóźniła natarcie na tereny Polski wrogich pancernych wojsk niemieckich w dn. 1 września 1939 r. w bitwie pod Mokrą. Po przemarszu uczniów w kolumnie z kościoła przy ul. Wilgi do budynku szkoły, przy pięknej słonecznej aurze, delegacje złożyły kwiaty przed pamiątkowym pomnikiem-głazem poświęconym pamięci 19 PUW, ufundowanym w 1997 r. Następnie zgromadzeni uczniowie ze wszystkich klas, wypełniający szczelnie plac przed budynkiem, grono nauczycieli oraz goście odśpiewali, w postawie zasadniczej czyli na baczność, hymn państwowy „Jeszcze Polska nie zginęła”.
       Dalszy ciąg uroczystości miał miejsce w sali gimnastycznej w budynku szkoły. Uroczystość rozpoczęło okolicznościowe wystąpienie pani dyrektor Szkoły Moniki Prochot- wiceprezes Stowarzyszenia oraz moje z racji pełnienia funkcji prezesa zarządu Stowarzyszenia. Pani dyrektor podkreśliła znaczenie dla młodzieży i nie tylko korzyści z życia w niepodległym kraju. Wspomniała też o patronie Szkoły i jego w walkach w obronie niepodległości. Ja, dziękując serdecznie za zaproszenie Stowarzyszenia na uroczystości, scharakteryzowałem zadania naszego Stowarzyszenia. Podkreśliłem, że młodzież jest podstawowym podmiotem naszej działalności, a temu wyzwaniu staramy się sprostać podejmując różne przedsięwzięcia. Głównym z nich jest wydawanie od ponad 20 lat biuletynu Ułan Wołyński. Ostatni Ułan przekazany czytelnikom i bibliotekom nosi numer 68, a wszystkie numery zredagował kolega wiceprezes Włodzimierz Majdewicz. Organizujemy spotkania i uczestniczymy jako zaproszeni w spotkaniach. Współpracujemy z Warszawskim Oddziałem PTTK. Wspomniałem też o wartościowych filmach historycznych dostępnych do obejrzenia na kanale Historia TVP jak np. Pierwszy Ułan II Rzeczypospolitej (o gen. Bolesławie Wieniawie Długoszowskim) i Ostatni bój. Głównym narratorem w filmie Ostatni bój był płk Zbigniew Makowiecki, często uczestniczący w świętach Szkoły, żołnierz 3 Pułku Strzelców Konnych. Ten film dokumentuje udział pułku, z por. Makowieckim, w bitwie pod Kockiem, która odbyła się w początkach października 1939 r. Pułk należał wtedy do Samodzielnej Grupy Operacyjnej Polesie, dowodzonej przez gen. Kleberga. Po oficjalnych wystąpieniach oglądaliśmy, świetnie przygotowane i interesujące występy młodzieży szkolnej. Na scenie z wyrazistą sylwetka orła białego mogliśmy przeczytać słowa: JESTEM SYNEM POLSKIEJ ZIEMI. Byliśmy – podobnie jak w ubiegłych latach– zachwyceni talentami młodych, a nawet bardzo młodych wykonawców, którzy przekazali interesujące teksty, pięknie tańczyli i śpiewali. Na podkreślenie zasługuję alegoryczny taniec dziewcząt wyrażający historię Polski (utożsamianej przez tancerkę w białej szacie) w XVII wieku rozgrabianej przez zaborców – tancerki w czarnych strojach, pojawiające się na scenie zgodnie z udziałem zaborców w kolejnych rozbiorach Polski. Bez wątpienia spektakl był dużym osiągnięciem zarówno dzieci na scenie oraz pań nauczycielek – autorek tego widowiska.










       Nie będzie to zapewne tylko moja opinia, że Święto Szkoły, a zarazem Święto 101 lat Odzyskania Niepodległości, miało uroczysty charakter oraz stało się okazją do refleksji nad naszą narodową historią. Po występach młodzieży, zgodnie tradycją gościnni gospodarze uraczyli zaproszonych gości poczęstunkiem, a w szczególności pysznymi pierogami.



Z żałobnej karty



       Z wielkim smutkiem i żalem Zarząd Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie powiadamia członków i sympatyków naszego Stowarzyszenia, że w dniu 28 lipca 2019 roku w Krakowie, po wieloletniej ciężkiej chorobie, nad wyraz cierpliwie znoszonej zmarła ś. p. Agnieszka Zaręba – Kotarba córka Elżbiety Zaręby, a ukochana Wnuczka naszej nieodżałowanej pamięci vice prezes Haliny Anny Ofrecht, siostrzenicy majora Feliksa Jaworskiego.
       Zmarła Agnieszka Kotarba - Zaręba do ostatnich dni życia wykonywała swą ogromną siłą woli bardzo odpowiedzialną pracę na stanowisku kierownika Działu Edukacji, Promocji i Projektów w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie i kierownika Działu Edukacji Archeologicznej, Promocji i Projektów w Muzeum Archeologicznym. Wiele lat cierpiała i odeszła do Domu Pana, pozostawiając w nieutulonym bólu Najbliższą Rodzinę i grono Przyjaciół w Krakowie i całym kraju.
       Matce Zmarłej Pani Elżbiecie Zarębie i naszej Przyjaciółce Renacie Miechowicz oraz Najbliższej Rodzinie, bliskim krewnym Przyjaciołom składamy wyrazy najgłębszego współczucia i ogromnego żalu, który podzielamy z Najbliższymi. Niech spoczywa w Pokoju.
       Honorowy Prezes Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
       Hanna Irena Rola Różycka



        Osoby zainteresowane historią i tradycją polskiej kawalerii a szczególnie słynnym 19 Pułkiem Ułanów Wołyńskich z Ostroga nad Horyniem pod adresem www.ulan-wolynski.org.pl znajdą najnowsze i archiwalne materiały z „UŁANA WOŁYŃSKIEGO” Piszemy o walkach 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w 1939 roku. Przypominany walki ochotniczych formacji konnych legendarnego zagończyka majora Feliksa Jaworskiego. Przypominamy szwadron 19 Pułku Ułanów odtworzony w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej Wspominamy Jazdę Wołyńską w Powstaniach Listopadowym 1830/1831 roku i Styczniowym 1863/1864 roku.
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Powołane zostało w dniu 8.10.1994 roku w celu konsolidacji środowiska oficerów, podoficerów i ułanów 19 Pułku Ułanów oraz ich rodzin i sympatyków Pułku.


Adres i telefon kontaktowy:
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Prezes: HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA
tel. kontaktowy: 22/604 155 422
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
kontakt e-mail: office19pulku@gmail.com
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
ul. Bajkowa 17/21
04-855 Warszawa
tel. 022-813 66 45, 022 615 73 43
Nr konta bankowego:
BZ WBK 34 1090 2590 0000 0001 2343 9257

powrót na stronę główną

-->