Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

UŁAN WOŁYŃSKI Nr 67 Sierpień 2019rok



Wydaje Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich


Redakcja i opracowanie graficzne Włodzimierz Majdewicz


Spis treści

ŚWIĘTO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH im. gen. Edmunda R Stefan Sarna
SYGNAŁY DLA KAWALERII Włodzimierz Majdewicz
DWIE STRONY MEDALU
Mjr dypl. Adam Sołtan
Ppłk. dypl. ADAM SOŁTAN Włodzimierz Majdewicz
SPOTKANIE Z HARCERZAMI Z ZAMOŚCIA Włodzimierz Majdewicz
WIZYTA W SKRZESZWIE HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA
NOTATKA O ANDRZEJU RÓŻYCKIM S. Bernard Kostka
NA SZLAKACH UŁANÓW WOŁYŃSKICH Włodzimierz Majdewicz


ŚWIĘTO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
IMIENIA GENERAŁA EDMUNDA RÓŻYCKIEGO



      

19 maja 1927 roku Minister Spraw Wojskowych marszałek Polski Józef Piłsudski ustalił i zatwierdził dzień 19 sierpnia, jako datę święta 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w rocznicę zwycięskiej bitwy pod Frankopolem i Skrzeszewem, stoczonej w dniach 18/19 sierpnia 1920 roku przez Jazdę Ochotniczą mjr. Feliksa Jaworskiego.

      


W moich zbiorach związanych z kawalerią znajduje się skromna niewielkiego formatu książeczka po tytułem „SYGNAŁY DLA KAWALERII”. Wydał ją Departament Naukowo Szkolny Ministerstwa Spraw Wojskowych, w serii broszur przeznaczonych dla różnych rodzajów broni pod wspólnym tytułem„ Przepisy Służbowe”.




       Na kartach książeczki widoczne są dopiski zrobione ołówkiem, ogólnyjej stan świadczy o długim przebywaniu w sakwie przy ułańskim siodle.Treścią tej broszury przeznaczonej dla trębaczy w pułkach kawalerii jest zbiór zapisów nutowych, najważniejszych komend i sygnałów. Książeczkę wydano w 1919 roku a więc sto lat temu. Był to pierwszy szkoleniowo instruktażowy materiał przeznaczony dla trębaczy kawaleryjskich w odradzającej się Armii Polskiej. Ta pionierska wersja sygnałów obowiązywała do 1922 roku. Kolejne zmiany wprowadzono w 1924 roku. W 1931 roku opublikowano „Kodeks sygnałów dźwiękowych WP”(1), który zawierał wspólne sygnały dla całego wojska i sygnały specjalne dla różnych rodzajów wojsk.
       W pierwszych latach niepodległości w jednostkach kawaleryjskich trębacze używali różnych trąbek pozostałych po wojskach armii zaborczych. Używane były instrumenty rozmaitych typów. Najbardziej przydatne ze względu na specyfikę kawaleryjskiej służby w polu były, jak widać to obrazach i zdjęciach trąbki w miarę krótkie, masywnej konstrukcji, jedno no lub dwu zwojowe bez tłoków i zaworów.



      

Ze względów praktycznych i organizacyjnych sprawa ujednolicenia rodzaju i jakości instrumentów sygnalizacyjnych w wojsku była konieczna. Ostatecznie zatwierdzono do użytku w Wojsku Polskim dwa rodzaje trąbek sygnałowych – odmiennych dla piechoty i dla kawalerii.W 1931 roku ukazała się książka „Trąbka sygnałowa dla kawalerii(2) ” . Określono wymiary trąbki, rodzaj metalu zamieszczono również rysunki techniczne ze szczegółami konstrukcyjnymi instrumentu. Trąbka dla piechoty była jedno zwojowa miała strój B.Trąbka kawaleryjska o stroju Es posiadała dwa zwoje. Obie bez otworów klap i wentyli.


Trąbka kawaleryjska – rysunek techniczny
      
(1)Wydawnictwo „SYGNAŁY DLA KAWALERII”zatwierdzone zostało rozkazem Inspektoratu Kawalerii zn.nr.11-16009, poz.6
(2)Książka „Trąbka sygnałowa dla kawalerii ” wydana w serii Warunki Techniczne Materiałów Wojskowych.
      


       Prezentujemy kilka zapisów nutowych sygnałów kawaleryjskich ze zbioru „SYNAŁY DLA KAWALERII”. Miały one zastosowanie w boju, marszu, i na ćwiczeniach. Dźwięki trąbki wyznaczały również rytm codziennego życia ułana w warunkach koszarowych.




W zapisach nutowych niektórych sygnałów można odczytać kilka taktów znanych melodii ludowych. Niewątpliwie ułatwiało to ułanom naukę i zapamiętanie melodii.



       Odpowiednie przepisy regulaminowe określały sposób noszenia trąbki. Zgodnie z regulaminem trąbkę sygnałówkę trębacz wyposażony w pistolet, (podoficer) nosił na plecach na plecionym sznurze, przełożonym przez lewe ramię. Trębacz, wyposażony w karabinek (szeregowy ułan) nosił sygnałówkę pod prawą pachą (powyżej maski przeciwgazowej) na sznurze przewieszonym również przez lewe ramię.



      Wojciech Kossak -Trębacz



      Marszałek Józef Piłsudski dekoruje krzyżem Virtuti Militari trąbkę 14 Pułku Artylerii Polowej 6.12.1920 r.
Sygnały grane przez trębacza były odpowiednikami rozkazów wydawanych na polu walki. Trębacz grając określone sygnały przekazywał pododdziałom komendy dowódcy nakazujące wykonanie konkretnego manewru. Trąbka sygnałowa w tego rodzaju sytuacjach była nieodzowna dla sprawnego kierowania dużymi grupami konnych żołnierzy na rozleglej przestrzeni.Do sygnałów dla trębaczy zawartych wydanej w 1919 roku książeczce „SYNAŁ DLA KAWALERII” z czasem doszło szereg nowych komend związanych z manewrami wykonywanymi przez oddziały kawalerii na polu walki.


Trębacz był ulubionym tematem obrazów Wojciecha Kossaka


       Warto kilka zdań poświęcić autorom zbiorku„SYGNAŁY DLA KAWALERII”. Bylii to dwaj muzycy, kapelmistrze wojskowi kpt. Jan Mackiewicz i kpt. Leon Cymerman.Kpt./ppłk. Jan Mackiewicz był kapelmistrzem orkiestry stacjonującego w Warszawie 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej. O wysokim poziomie artystycznym tego zespołu świadczy fakt, że Orkiestra ta spełniała jednocześnie rolę reprezentacyjnej orkiestry Wojska Polskiego.Orkiestra 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej często koncertowała dla ludności cywilnej. Były to przeważnie tak zwane koncerty promenadowe organizowane w Warszawie i innych miastach. Odnotowano, że w 1926 roku orkiestra dała 14 publicznych koncertów w kilku większych miastach okręgu grodzieńskiego.W repertuarze Orkiestry 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej znalazły się ambitne kompozycje np. poemat symfoniczny „Step” jedno z najwybitniejszych i najbardziej znanych dzieł Zygmunta Noskowskiego czy „Marsz Pretorianów” z oratorium "Quo vadis" Feliksa Nowowiejskiego. Grano również lżejszy repertuar. Na archiwalnym plakacie można przeczytać,że w Ogrodzie Saskim odbędzie się Koncert Orkiestry Wojsk Polskich Garnizonu Warszawskiego pod kierownictwem Kapelmistrza Jana Mackiewicza. W programie „Wieczór walców i operetek”.
       W 1928 roku dużym wydarzeniem w świecie muzyków wojskowych był Konkurs orkiestr wojskowych o mistrzostwo D.O.K.VIIIw Poznaniu. W składzie Komisji sędziowskiej znalazł się wtedy,jako przedstawiciel Ministerstwa Spraw Wojskowych ppłk kapelmistrz Jan Mackiewicz. W 1928 zasłużony dla wojskowej kultury muzycznej ppłk kapelmistrz Jan Mackiewicz odszedł w stan spoczynku. Drugi z autorów kpt./ mjr kapelmistrz Leon Cymerman (1876-1964) był oficerem 1 Dywizjon Artylerii Konnej im. gen. Józefa Bema. Miejscem stacjonowania Dywizjonu były koszary imienia generała Józefa Bema przy ulicy 29 listopada w Warszawie.
       Kpt Leon Cymerman był dyrygentem Orkiestry 1 Dywizjonu Artylerii Konnej oraz warszawskiej Orkiestry Dętej Tramwajarzy. Był on autorem „Marsza Artylerii Konnej” napisanego dla 1 Dywizjonu Artylerii Konnej zadedykowanego pierwszemu dowódcy 1 Dywizjonu Artylerii Konnej płk. Leonowi Dunin-Wolskiemu.
       Ta niezwykle udana kompozycja świetnie oddawała ducha konnych artylerzystów i została zgodnie z rozkazem Nr.52 z 9 XII 1919 roku wspólnym marszem dla wszystkich Dyonów artylerii konnej. O dużej popularności tej melodii świadczy fakt wydania drukiem nut „Marsza Artylerii Konnej” z twardą okładką ozdobioną barwną litografią przedstawiającą rozpędzony działon konnych artylerzystów. Mjr. Leon Cymerman współpracował również z dwutygodnikiem „Muzyk Wojskowy”.


(3)Zygmunt Noskowski (1846–1909) twórca muzyki symfonicznej, kontynuator linii swego mistrza i nauczyciela Stanisława Moniuszki.Był twórcą pierwszego polskiego poematu symfonicznego.Poemat „Step” powstał w 1896 roku,jako allegro sonatowe z dwoma kontrastującymi tematami opartymi na motywach zaczerpniętych z folkloru polskiego i ukraińskiego.
(4)Feliks Nowowiejski (1877 - 1946) wybitny polski kompozytor późnoromantyczny, dyrygent, pedagog, organista-wirtuoz. W 1935 r. otrzymał od papieża Piusa XI tytuł szambelana papieskiego.Marsz pretorianów, pełny tytuł "Defilada gwardii przybocznej Nerona na Forum Romanum" to fragment oratorium, z dużym udziałem instrumentów dętych blaszanych.
(5)Dowództwo Okręgu Korpusu Nr VII (DOK VII) – terytorialny organ Ministerstwa Spraw Wojskowych pełniący funkcje administracyjno-gospodarcze, mobilizacyjne i garnizonowo - porządkowe z siedzibą w Poznaniu.
(6)Orkiestra Dęta Tramwajarzy Warszawskich powstała w 1925 r. Złożona z 60 muzyków, koncertowała w sali gmachu przy ul. Młynarskiej 2, w fabrykach warszawskich, i na estradach w trakcie różnych uroczystości. W 1933 r. dokonała nagrań płytowych dla znanej firmy „Syrenia Record”. Do 1939 r. orkiestra miała trzech dyrygentów: Aleksandra Sielskiego, Leona Cymermana i Stanisława Trześniewskiego.W 1960 r. Kazimierz Karabasz nakręcił film o tej orkiestrze pt. Muzykanci, film zdobył nagrodę Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji. Orkiestra nadal istnieje i koncertuje.
(7) Jeden z egzemplarzy tej edycji „Marsza Artylerii Konnej” wyd. Gebethner i Wolff Kraków 1919 r. pojawił się w 2016 roku na XLIII Aukcji Książek i Grafiki w gmachu Biblioteki Narodowej w Warszawie.


DWIE STRONY MEDALU
Mjr dypl. Adam SOŁTAN


       W czasach obecnych, gdy rozwijające się szybko lotnictwo i broń pancerna odebrały nam już nasz kawaleryjski monopol na szybkość i zaskoczenie, gdy w oczach pesymistów nasze kawaleryjskie pozycje w tej pokojowej, wojnie doktryn są OkopamiŚwiętej w. Trójcy, dobrze jest c z a s e m , kupokrzepieniu ducha cofnąć się myślą do nie tak dawnych czasów ostatniej wojny polsko-bolszewickiej. Choć w chwili jej wybuchu brzmiały jeszcze w powietrzu echa artyleryjskich huraganów wojny światowej, które, zdaniem wielu, miały być salwą honorową nad grobem kawalerii, kapryśna rzeczywistość skorzystała ze sposobności, by surowym doktrynerom, z którymi od wieków jest w niezgodzie, spłatać figla nielada. Jako jedną więcej przestrogą przed kostnieniem w schematach taktycznych czy operacyjnych, inscenizuje ona, jakby dla podkreślenia kontrastu z ponurą, żółwią, toporną taktyką wojny światowej, gdzie z braku przewagi ducha zwycięża materia, wojnę o taktyce zgoła odmiennej, w której znów niepodzielnie króluje manewr, jedyny prawowity władca pól bitewnych. W takiej wojnie, rzecz prosta, kawaleria, jako broń"psychologiczna", broń przewagi duchowej, działająca przede wszystkim n a „ m o r a l e”nieprzyjaciela, odzyskuje od razu swoje znaczenie. Wprawdzie słyszy się często argumentże ,,przykłady z roku1920 są niemiarodajne, że były to warunki wyjątkowe, które się nie powtórzą i t. p. Mimo woli, przychodzi wtedy na myśl cytata ze słów Naczelnego Wodza, który mówi, "że ta wojna czy bijatyka omal nie wstrząsnęła losami całego cywilizowanego świata... Niech więcbędzie bijatyka, gdy metody i doktryny dla niej znaleźć niepodobna". Dla uwypuklenia szybkości tej „psychologicznej”właściwości naszej broni chcę tu opowiedzieć dwa drobne i zupełnie osobiste przeżycia bojowe, które przez sam kontrast pozwoliły mi ocenić zarówno poczucie przewagi, jakie daje własna szybkość, jak i przykre uczucie pewnej bezsilności wobec szybszego przeciwnika. W maju 1919rokupułk ułanów Krechowieckich, z frontu małopolskiego został przerzucony na Wołyń i wszedł w skład grupy gen. Karnickiego, której zadaniem było osłonić od północy główne natarcie, mające wyjść z rejonu Bełz - Rawa Ruska i przełamać front ukraiński. Zadanie osłonowe postanowił dowódca grupy rozwiązać zaczepnie, ustalając jakopierwszy - cel sforsowanie Styru i opanowanie Łucka. Nieprzyjaciel (w tym wypadku t. zw. strzelcy siczowi), po niefortunnejpróbie stawienia oporu na zachód od Styru, rozpoczął szybki odwrót na Łuck. Grupa przeszła do pościgu, w którym 1 pułkowi ułanów przypadło zadanie wykonania zagonu na tyłyŁucka dla odcięcia nieprzyjacielowi odwrotu.
       Dnia 16. maja o godzinie 3-ciej pułk wyruszył i forsownym marszem zdążał szybko ku Styrowi, odrzucając bez trudusłabe oddziały nieprzyjacielskie, które próbowały bezskutecznie marsz jego zahamować. Około godziny 7-mej, idący w straży przedniej 4 ty szwadron, w którym miałem zaszczyt służyć w stopniu plutonowego, wpadł do leżącejtuż nad Styrem wsi Boratyn Mały, zaskoczył i wziął doniewoli placówkę ukraińską, po czym wysunął się szybko na wschodni brzeg rzeki.Za mostem szwadron zetknął się nos w nos z kompanią piechoty ukraińskiej, dążącą szybko do mostu. Jak się okazało później, była to kompania, złożona z "junkrów" oficerskiej szkoły piechoty, która, wzmocniona drużyną karabinów maszynowych, maszerowała z zadaniem obsadzenia tego właśnie mostu na Styrze, który przed chwilą przekroczyliśmy. Spóźniła się tylko o 5 minut, lecz za niepunktualność srogo miała odpokutować, gdyż dowódca szwadronu, nie namyślając się ani chwili, rozwinął szwadron harcownikami - iruszył do szarży, do mojej pierwszej szarży. W dotychczasowej karierze wojennej do szarż nie miałem szczęścia, gdyż specjalizowałem się w działaniach zimowych, mało dających potemu okazji.Po dwóch zimach, z których jedna zeszła na walkach z bolszewikami w I-szymKorpusie Wschodnim, druga w Małopolsce, między Przemyślem, a Chyrowem, nadeszła wreszcie dawno upragniona wiosna wołyńska, przynosząc ze sobą pierwszą szarżę, jako pierwszą jaskółkę tego długiego łańcucha zwycięskich szarż, którymi 4- ty szwadron, pod swym ówczesnym dowódcą, por. Chmielewskim (obecnym dowódcą ułanów Wileńskich) , miał pobić rekord w wojennych międzyszwadronowych zawodach, zyskując w pułku zaszczytny przydomek szwadronu "udarnego". Dlatego teżmoże wrażenia z tej pierwszej szarży tak świeżo zachowały się w pamięci.
       Szwadron z kłusa rozwinął się harcownikami w lewo od drogi i zaraz przeszedł w galop. W odległości około 400 krokówujrzałem wyraźnie tyralierę nieprzyjacielską. Na skrzydle zaszczekał karabin maszynowy, górą śpiewały rzadkie i niecelne kule karabinów ręcznych. Nieprzyjaciel, jak się okazało, źle się ubezpieczał, pozwolił się zaskoczyć i już w tym momencie był moralnie załamany. Wówczas jednak o tym nie myślałem. W takt długich susów mojego dość flegmatycznego „Asystenta", który niósł mnie w stronę nieprzyjacielskiej tyraliery, przelatywał miprzez głowę dość bezładny szereg myśli mniejwięcej w tym rodzaju: „Więc to jest szarża - kule idą górą - trzeba dać ostrogi –do tej pory nic strasznego - jak to właściwie się odbędzie". Rzecz charakterystyczna, że o ile pamiętam dobrze swoje osobiste przeżycia z tych chwil, o tyle nie pamiętam zupełnie, co się działo obok mnie, jakich miałem sąsiadów i t. p. Widocznie musiałem być tak pochłonięty widokiem nieprzyjaciela. Wreszcie w pewnym momencie zdecydowałem, żeporawybrać sobie ofiarę i wzrok mój przylgnął do wysokiej sylwetki, w rosyjskiej okrągłej czapce i z długim bagnetemna karabinie, rysującej się przesadnie wysoko na tle nieba. I, rzecz dziwna, to umiejscowienie, zmaterializowanie wroga, którym była dotychczas cała bezimienna tyraliera, nadało odrazu inny kierunek myślom.Zęby się zwarły, ręka ścisnęła silniej austriacką (n. b. bardzo niewygodną) szablę –lancy jako podoficernie woziłem - i gdzieś głęboko zaczął fermentować i podchodzić pod gardło "furrorpolonicus", którego na początku szarży, przyznaję, nie odczuwałem wcale.
       Przeciwnik zdaleka wyglądał raczej groźnie, to też byłem przygotowany na moment zaciekłego zwarcia. Odległość zmniejszała się szybko. Dwieście kroków - sto - pięćdziesiąt... i nagle krzywa nastroju bojowego, wznosząca się do tej chwili stromo w górę - spada z pieca na łeb, a furroru stępuje rozczarowaniu, a nawet pewnemu zawstydzeniu. Bo oto widzę wyraźnie, jak mój przeciwnik (mówiąc nawiasem, chłopisko - około dwóch metrów) chwieje się, rzuca karabin, wreszcie klęka na obakolana, wznosząc niedwuznacznie pokojowym ruchem obie ręce do góry.
       Widząc jego twarz, ze strachu konwulsyjnie wykrzywioną, ogarnęło mnie skomplikowane uczucie, złożone z ludzkiej litości i żołnierskiego obrzydzenia. Cóż było robić? Szarpnąłem "Asystenta" w bok, by go nieroztratował - trąbka gdzieś zagrała apel szarża była skończona. Gdy, ochłonąwszy, analizowałem ten incydent, zadałem sobie przede wszystkim pytanie: „Czy to możliwe, żebyśmy obaj z „Asystentem" wyglądali tak groźnie, że samym swoim widokiem wytrąciliśmy broń z ręki przeciwnika?"
       Jakoś mi to nie trafiało do przekonania, zwłaszcza wobec wybitnie pokojowego usposobienia mego rumaka. Gdy jednakże przypomniałem sobie historię bitew kawaleryjskich, gdy uprzytomniłem sobieże,przywilejem naszej broni było zwyciężać w stosunku nie jeden do dwóch, ale jeden do pięciu i sześciu, zrozumiałem wówczas, że w konwulsyjnym skurczu twarzy Ukraińca ujrzałem sekret zwycięstw kawalerii.
       W rok potem miałem sposobność poznać w niezbyt przyjemnych okolicznościach z odwrotną stroną medalu tego zagadnienia. Ukończywszy w ciągu zimy Szkołę Podchorążych, dogoniłem w maju 1920rokupułk nad Dnieprem. Było to w przededniu pojawienia sięna teatrze działań Konnej Armii i rozpoczęcia tej epopei kawaleryjskiej, która rozpoczęta pod Wołodarką, , pod Korosteniemmiała znaleźć swój epilog. Na wstępie oficerskiej służby czekało mnie przykre rozczarowanie. W parę dni po moim przybyciu pułk, z przyczyn dotychczas dla mnie niezrozumiałych, otrzymał ze swejkadry marszówkę, ale marszówkę pieszą. Rozumowano wtedy widocznieżeczłowiek, jako delikatne stworzenie, zużywa się prędzej, a takie twarde bydle, jak koń wszystko przetrzyma, dość, że przybyło około stu, słabo podszkolonych, nie znających wojny rekrutów, których z braku koni nie można było wcielić do szwadronów. Z tego towarzystwa sformowano pieszy szwadron, w którym za wyjątkiem oficerów i paru podoficerównie było ani jednego ostrzelanego żołnierza. Rzecz prosta że amatorów na objęcie oficerskich stanowisk w tym szwadronie trudno było
       znaleźć, to też zwykłą rzeczy koleją trafili tam najmłodsi - a między inne mi i ja. Szwadron nasz miał teoretycznie posuwać się na zarekwirowanych podwodach na ogonie dywizji. Można sobie wyobrazić, jak to w praktyce wyglądało. Przy akcji pomyślnej przychodziliśmy zwykle za późno, gdy żniwo wawrzynów było już ukończone. Gdy natomiast był „swąd" trzeba było własnym przemysłem wykręcać się, z bardzo czasem nieprzyjemnych sytuacji.
       Dnia l- go czerwca o świcie rozpoczęła siębitwąpod Rohoźną, pierwsza kawaleryjska bitwa w wielkim stylu polsko-bolszewickiej kampanii. Szwadron nasz, wraz zespieszonym 16 pułkiem ułanów, otrzymał zadanie: z Bielijówki, jako podstawy wyjściowej, opanować jako pierwszy przedmiot wieś Rohoźnę, a następnie łańcuch wzgórz na południe odtej miejscowości. Dzięki zaskoczeniu nieprzyjaciela Rohoźnązostała zdobyta z małymi stratami i natarcie zaczęło rozwijać siędalej.Gdy szwadron znalazł się około2 km za Rohoźną, nadszedł niespodziewanie rozkaz wycofania się na Bielijówkę. Rozkaz ten był dla nas zupełnieniezrozumiały. Jak siępóźniejokazało został on spowodowany nowym zadaniem, które dywizja otrzymała od dowódcy frontu, dzięki czemu musiała przerwać tak pomyślnie zapowiadającą się akcję. Choć rozkaz wydawał sięnamnie zrozumiały, niemniej trzeba gobyło wykonać. Rozpoczęliśmy więc odwrót, początkowo w tyralierze, potem po oderwaniu się od nieprzyjaciela, szwadron zebrał się w kolumnę i ruszył marszem ubezpieczonym przez RohoźnęnaBielijówkę.W międzyczasie16pułkułanów, który otrzymał nowe zadanie, dosiadł koni i odjechał. Zostaliśmy sami. Nieprzyjaciel zachowywał się niepokojąco biernie. W powietrzu czuć było "swąd"! Jakoż wkrótce sytuacja zaczęła się gmatwać. Po przejściu Rohoźny ruszyliśmy w stronę Bielijówki, odktórej dzieliło nas około 4 kilometrów równego, jak stół terenu. Jedyną wyniosłością był kurhan, znajdujący się około 1 km od Bielijówki.Na skraju Bielijówkiwidać było przez lornetkę artylerię na pozycjii oddział kawalerii (jak się okazało dyon 9 p. uł.) wjej osłonie.
       Czując nosem niewyraźną sytuację, ruszyliśmy w stronę zbawczej Biełijówki, by przejść jaknajszybciej nieprzyjemny "bilard", który nas od niej oddzielał. Pierwszy raz odczułem wtedy te przykreuczucie na płaszczyźnie, gdzie nie było ani jednego domkulub krzaczka, któryby pozwolił się zaczepić lub choćby uchronił od obserwacji. W nogach mieliśmy około 20 km, z czego jakieś 8 - w natarciu. Nasi podwodziarzegdzieś o dalszych 10 kilometróww tyle. Gdy odBiełijówkidzieliły nas jeszcze 2 kilometry, taniecsięrozpoczął. A mianowicie z prawej strony ukazał się nieprzyjacielskisamochód pancerny irozpoczął nas ostrzeliwać z karabinu maszynowego z odległości około 600 metrów, zdradzając wyraźną ochotę na odcięcie nas od Belijówki. Pod ogniem, trzeba było się rozsypaćw tyralierę, co było dla nas bardzo niekorzystneze względu na konieczność trzymania silnie w garści naszych rekrutów. Rozpoczęliśmy więc posuwać się szybkimiskokami w stronę zbawczego kurhanu, zatrzymując się co pewien czas i dając salwy w stronę samochodu, którego ogień począł nam zadawać straty (padło ogółem 16zabitychi rannych), a nasi rekruci zaczęli zupełnie tracić rezon. Na dobitek nieszczęścia, gdyśmy dopadli wreszcie kurhanu, który nas zasłonił nachwilę od ognia samochodu, z przeciwległej strony na lewym naszym skrzydle ukazała się konna ława w sile 1 - 2 plutonów, stwarzając nowe, groźne niebezpieczeństwo.
       Ułani nasi zgłupieli do reszty. Zacne te chłopaki niezdradzały wcale chęci doucieczki, ale poprostu potraciły głowę. Słowa komendy już nie wystarczały. Trzeba było dosłownie brać ich za ramiona i odwracać w stronę nowego przeciwnika; rozpoczynali wtedy znowu automatycznie ogień.
       Parę salw powstrzymało, bardzo nieśmiało zresztą działającą, ławę kozacką, skorzystał wprawdzie z tego samochód, by sięprzybliżyć, ale wtedy przyszła nam na szczęście z pomocą stojąca pod wsią artyleria i paroma celnymi strzałami zmusiła go doodwrotu. Szwadron resztkami sił wpadł do Bielijówki. Położenie nie przestawało być groźne. Artyleria, ułatwiwszy nam odwrót, wycofała się, od strony nieprzyjaciela słychać było coraz bardziej niepokojącą wrzawę, a od ułanów naszych nie można było więcej wymagać. Zmęczenie fizyczne i nerwowe, straty, brak amunicji wpłynęły nadalszegoodwrotu w ślad za wycofującą się dywizją.
       Idąc z garścią bardziej wytrzymałych w straży tylnej przez długą, rozrzuconą wieś, natknąłem się parokrotnie nadrobnepatrole kozackie, które wślizgały się do niej z boków i które odpędzaliśmy salwami. Gdy jednak za namina skraju wsi wrzawa i strzelanina robiła się coraz głośniejsza, a na dobitek zaczęli nas mijać galopem pojedynczy ułani, moja szpica tylna poczęła maleći w pewnej chwili znalazłem się na ulicy wiejskiej sam. Położenie było dość nieprzyjemne. Samotność - 20 kilometrów w nogach - 3 naboje w parabellum - i perspektywa pieszego spotkania z konnymi dżentelmenami, wreszcie najgorsza myśl o ranie i niewoli. O ile przypominam sobie, to nastrój mój ówczesny można było scharakteryzować jednym zdaniem: Królestwo, comówię, cesarstwo za konia. Wydało mi się wtedy, że jestem tak zmęczony, że na żaden większy wysiłek zdobyć się nie potrafię. Szedłem więc krokiem normalnym, trzymając się instynktownie brzegu drogi, głęboko wyżłobionej, nad którą, na wysokości wyciągniętej ręki, wznosiły się chruściane płotki chłopskich ogródków.
       Gdy tak zbliżałem się do miejsca, w którem od głównej ulicy wiejskiej odłączała się stroma dróżka, biegnąca w stronę nieprzyjaciela, usłyszałem tentent, charakterystyczny kozacki "wizg" i zza rogu wypadło trzech jeźdźców na chłopskich konikach, jeden z lancą, drugi z szablą, trzeci z obciętym karabinkiem. Stanąłem jak wryty - moi przeciwnicy zatrzymali się również. Rozpoczął się teraz ciekawy z punktu widzenia psychologicznego, pojedynek na szybkości odruchów Pierwszy punkt uzyskałem ja. Zupełnie odruchowo chwyciłem lewą ręką za płot ogródka, wznoszący się powyżej mojej głowy, do dziś niezrozumiałym dla mnie, ekwilibrystycznym chwytem znalazłem się jednym skokiem o metr wyżej od moich prześladowców, przedzielony od nich chruścianym płotkiem. Co tu gadać. Nie tylko odwaga sił dodaje. Z kolei oni się ocknęli, lecz wykonali zgoła niedowcipny manewr, bo po prostu przyskoczyli do mego chróścianego bastionu i znów się zatrzymali. Teraz była moja kolej, więc rzecz prosta, wygarnąłem z odległości 15 kroków moje trzy ostatnie naboje i - o, zgrozo, chybiłem, spudłowałem w najordynarniejszy sposób. Do dziś dnia darować tego sobie nie mogę! Zanim jednak zdołałem sobie zdać sprawę z tego, że jestem bezbronny, węzeł dramatu rozwiązał się równie szybko i niespodziewanie, jak został zawiązany. Zaledwie klasnęły strzały, jak moja trójka zakręciła na pięciei wyrwała galopem tam, skąd przyszła. A ja zrozumiałem wówczas, jak nieograniczonym jest rezerwuar sił ludzkich. Pięć minut temu wydawało mi się, że żadna siła nie zmusi mnie do wysiłku. Tymczasem, gdy ostatni ogon koński zniknął za zakrętem, wziąłem nogi za pas tak skutecznie, że dopędziłem za wsią jakiś pluton z działonem artylerii osłaniający odwrót i na lufie tego samego działa dostałem się do swoich, którzy się już zaczęli o mnie niepokoić. W parę tygodni później pieszy szwadron został rozformowany, a ja wróciłem do kawaleryjskiej pracy. I ilekroć w trudniejszych sytuacjach wspominałem swe piesze przeżycia, czułem sięna swym jednym koniu tak pewnie, jakby mnie kto na sto wsadził. A wspominając swoją pierwszą szarżę, mniej już się dziwiłem, znając obie strony medalu, wrażeniu jakiem wywołał na swymówczesnym przeciwniku.


Szarża pod Wołodarką.
Obraz olejny Mikołaja Wisznickiego.
Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.


ADAM SOŁTAN
Podpułkownik dyplomowany kawalerii (1898-1940)




       Druk kolejnych wspomnień oficerów kawalerii jest pretekstem by zgodnie ze Statutem naszego Stowarzyszenia przypominać ich sylwetki. Adam Sołtan urodził się 24 września 1898 r. w Polanówcekoło Puław. Ukończył gimnazjum męskie w Kijowie i w 1917 r. wstąpił do I Korpusu Polskiego generała Józefa Dowbor-Muśnickiegow Rosji. Po rozbrojeniuKorpusu w maju 1918 r. Udał się do Warszawy.W 1918 r. został przyjęty w szeregi powstającego Wojska Polskiego.Związał się z 1 Pułkiem Ułanów Krechowieckichimienia pułkownika BolesławaMościckiego.W czasie wojny z bolszewikamiw 1920 r.walczył i został ranny w szeregach 1 pułku Ułanów Krechowieckich. Za bohaterską postawę na polu walki w dniu 19.8.1920 r.w bitwie po Żółtańcami, gdzie dowodził plutonem karabinów maszynowych otrzymał Krzyż Virtuti Militari.Tych czynów męstwa było znacznie więcej świadczy o tym dwukrotne odznaczenie Krzyżem Walecznych. Z początkami tej kampanii wiąże się przytoczony na łamach „Ułana Wołyńskiego” fragment młodzieńczych, wojennych wspomnień.W opiniach przełożonych i znajomych oficerów Adama Sołtana cechowała tak ważna dla linowego oficera zdolność błyskawicznej decyzji i dar przewidywania. Frontowa służba zaowocowała kolejnymi awansami. Podchorąży, podporucznik następnie porucznik po zakończeniu działań wojennych pozostał w służbie czynnej. Wiążąc się na stałe z wojskiem służył nadal 1 Pułku Ułanów Krechowieckich stacjonującym w Augustowie i do końca pozostał wierny jego barwom. Z dniem 2 kwietnia 1929 r. został awansowany na rotmistrza. Świetnaopinia przełożonych i doskonałe predyspozycje osobowe zdecydowały karierze woskowej. W1930 r. po odbyciu wymaganych stażów w piechocie i artylerii ukończył Kurs Próbny przy Wyższej Szkole Wojennej. Od 5 stycznia 1931 r. do 1 listopada 1932 studiował wWyższej Szkoły Wojennej w Warszawie - Kurs 1930-1932 (XI promocja).
       Po otrzymaniu dyplomu wraz z tytułem naukowymrotmistrza dyplomowanego rotmistrza dyplomowanego został odkomenderowanydo Centrum Wyszkolenia Kawaleriiw Grudziądzu, gdzie latach 1934-1937 pełniłfunkcję dyrektora naukSzkoły Podchorążych Kawalerii.Była to bardzo ważna funkcja gdyż dyrektor nauk odpowiedzialny był za poziom kształcenia.Od marca 1939 r. zostałszefem sztabu Nowogródzkiej Brygady Kawalerii gen. Władysława Andersa w Baranowiczach.Podczas kampanii wrześniowej 1939 r, przemierzył w ustawicznych bojach cały szlak bojowy Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Andersa.Na koniec wraz z rannym gen. Andersem w grupie oficerów przebijał się w kierunku granicy węgierskiej przez zaciskającysię pierścień sowieckich oddziałów i bandy zbrojnych Ukraińców. W dniu 30 września 1939 r. we wsi Jasionka Steciowa cała grupa wraz z ponownie rannym gen. Andersem dostała się do sowieckiej niewoli.W grupie tej byli między innymi gen. Konstanty Plisowski, mjr dypl. Adam Sołtan, rtm. Stanisław Kuczyński, rtm. Władysław Zgorzelski, rtm. Olgierd Ślizień, kpt. dypl. Stanisław Koszutski, por. Zbigniew Kiedacz.W sowieckiej niewoli w Starobielskuzaangażował się w organizacje tajnych odczytów i wykładów. Spokojny, zrównoważony na chłodno mówił o kampanii wrześniowej analizował błędy, ale widział również bohaterstwo oficerów i żołnierzy w zderzeniu olbrzymią przewaga techniczną i okrutnym bestialstwem nieprzyjaciela.Z optymizmem i nadzieją patrzył w przyszłość Polski.Wiosną 1940 roku został zamordowany przez funkcjonariuszy NKWD w Charkowie.
       5 października 2007 r. Minister Obrony Narodowej mianował pośmiertnie mjr dypl. Adama Sołtana podpułkownikiem. Awans został ogłoszony 9 listopada 2007 r, w Warszawie, w trakcie podniosłej uroczystości „Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów”. 1 października 2017 r.w 78 rocznicę dostania się do niewoli sowieckiej i 77 rocznicę Zbrodni Katyńskiej przy kościele parafialnym w Wilkowie staraniem Regionalnego Towarzystwa Powiślan posadzono Dąb Pamięci dla uhonorowania ppłk. dypl. kawalerii Adama Sołtana.


SPOTKANIE Z HARCERZAMI Z ZAMOŚCIA
przed „Rajdem Odkrywców 2019”


       W piątek 22 marca 2019 roku w siedzibie Oddziału Stołecznego PTTK przy ulicy Kopernika w Warszawie odbyło się spotkanie z harcerzy z Zamościa z przedstawicielem Zarządu Oddziału i kierownictwem Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.(1) Grupa harcerzyz Hufca ZHP w Zamościu, w ramach przygotowań organizacyjnych do harcerskiego „Rajdu Odkrywców 2019”(2) nawiązała kontakt z naszym środowiskiem poszukując instytucji i osób, które mogą być pomocne w realizacji ich zamierzeń. Zadaniem uczestników rajdu zlokalizowanie w terenie miejsc bitew i potyczek stoczonych podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku. W 2019 roku harcerze powędrują przez Podlasie Południowe by porównywać stare mapy, archiwalne zdjęcia i szkice z aktualnym obrazem terenu walk i przemarszów bojowych. Odwiedzą cmentarze i samotne żołnierskie mogiły, w poszukiwaniu nazwisk poległych i miejsc ich pochówku będą zaglądać do ksiąg parafialnych.
       Celem tych prac będzie zamontowanie w wytypowanych miejscach tabliczek informujących mieszkańców i turystów o miejscu i przedbiegu bitwy. „Rajd Odkrywców 2019” odbędzie się w dniach 2-8 lipca na pograniczu trzech województw: mazowieckiego, lubelskiego i podlaskiego, weźmie w nim udział około 1000 harcerzy.Przed rajdem przez cały rok szkolny organizatorzy poszczególnych tras rajdowych zbierają informacje, przeprowadzają penetracje w terenie, wytyczają trasy i opracowują szczegółowe plany zajęć. Nasi goście, młodzi pasjonaci historii to obsługa trasy rajdowej nr 2, której bohaterem jest mjr. Feliks Jaworski.W dotychczasowych działaniach nawiązali już szereg kontaktów i dokonali wizji lokalnych w terenie.
       Podążając szlakiem walk Jazdy Ochotniczej majora Feliksa Jaworskiego w sierpniu 1920 roku harcerze pod dowództwem harcmistrz Sławy Bilskiej dotarli już do wielu miejsc zapisanych na jej szlaku bojowym. W trakcie spotkania, którego wiodącym tematem był major Feliks Jaworski i jego ułani, w ożywionej entuzjazmem harcerzy rozmowie poruszono przy herbacie wiele tematów związanych z tym ambitnym i bliskim nam przedsięwzięciem.
       Harcerze mieli wiele pytań, powstawały notatki, przekazano im również kilka numerów kwartalnika „Ułan Wołyński”(3). Harcerzy podejmowali Hanna Irena Rola –Różycka, jako Honorowy Prezes Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, Edward Sarna – Prezes Stowarzyszenia oraz Włodzimierz Majdewicz występujący również w roli gospodarza, jako Wice Prezes Oddziału Stołecznego PTTK.
       Na koniec spotkania czekała harcerzy miła niespodzianka, cały jedenastoosobowy zespół za dotychczasowe działania uhonorowany został Odznaką turystyczno-krajoznawczą „SZLAKAMI 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH” ustanowioną przez Klub Przodowników Turystyki Pieszej PTTK im. Anieli Michalskiej z inicjatywy Sekcji Miłośników Kawalerii. Lista harcerzy z Hufca ZHP w Zamościu zdobywców Odznaki „Szlakiem 19 Pułku Ułanów Wołyńskich”.
Sława Bilska,
Karolina Bałdyga,
Katarzyna Jaczyńska,
Magdalena Radlińska,
Danuta Cupiał,
Aleksandra Magryta,
Gabriela Obszańska,
Izabela Sobka,
Celina Kopeć,
Katarzyna Wójtowicz,
Kamil Rusztyn.
Gratulujemy i życzymy wielu niezapomnianych wrażeń na trasie„Rajdu Odkrywców 2019”


(1)Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich powołane zostało w dniu 8.10.1994 roku w celu od tamtej pory ściśle współpracuje z Oddziałem Stołecznym PTTK, którego działacze należeli do grona jego założycieli..
(2)Rajd Odkrywców to ogólnopolska harcerska impreza realizowana cyklicznie od 2009 roku.
(3)Notatka autorstwa Włodzimierz Majdewicza pod tytułem „SPOTKANIE Z HARCERZAMI Z ZAMOŚCIA” ukazała się również w Biuletynie „BIWAK” nr 7/06. 2019 wydawanym przez Klub Przodowników Turystyki Pieszej PTTK im. Anieli Michalskiej w Oddziale Stołecznym PTTK


WIZYTA W SKRZESZWIE
z misją upamiętnienia 100 rocznicy Bitwy pod Skrzeszewem i Frankopolem



        Zarząd Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z Warszawy z prezesem panem Stefanem Sarną na czele postanowił w sposób godny, z przekazem dla następnych pokoleń Polaków uczcić 100 Rocznicę zwycięskiej bitwy nad bolszewikami pod Skrzeszewem i Frankopolem. W dniu 18 i19 sierpnia 1920 roku oddziały Ochotniczej Jazdy majora Feliksa Jaworskiego stoczyły zwycięskie boje z dywizjami XVI Armii Sowieckiej,odcinając ich odwrót z pod Warszawy. Zarząd naszego Stowarzyszenia w Rocznicę 100 lecia Bitwy pod Skrzeszewem i Frankopolem postanowił przekazać do Skrzeszewa alegoryczną tablicę memoratywną poświęconą walkom Jazdy majora Feliksa Jaworskiego w 1920 roku. Miejscem godnym takiego upamiętnienia był kościół, funkcjonujący zawsze w naszej kulturze, jako kustosz Pamięci Narodowej.
        Jedynym miejscem wybranym przez nas była parafia pod wezwaniem świętego Stanisława Biskupa i Męczennika w Skrzeszewie. Tymbardziej nie mogliśmy pomyśleć o innym miejscu, że przed laty umieszczona została tam tablica w hołdzie poległym w walkach za Ojczyznę 1917 -1920 -1939 -1945 roku ułanom 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z Ostroga nad Horyniem pod Skrzeszewem i Frankopolem, ufundowaną przez Towarzyszy Broni w 1992 roku.
       Tablica,którą zamierzamy przekazać jest dziełem artystycznym autorstwa laureata Medalu Zasłużony Kulturze Gloria Artis pana Włodzimierza Majdewicza, zaprojektowanym w 1992 roku dla rotmistrza Włodzimierza Bernarda. Dzieło to zdobiło ścianę główną prywatnego Muzeum 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie -Radości przy ulicy Planetowej.


Tablica eksponowana na ścianie Izby Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Radości 5.8.1999 r.

5.08.1999 r. Izba Pamięci 10 Pułku Ułanów Wołyńskich w Radości. Na zdjęciu Jadwiga Garapich, rtm. Włodzimierz Bernard, Włodzimierz Majdewicz.
       


Po śmierci rotmistrza Bernarda w 2000 roku cenne zbiory i eksponaty muzealne przejęła rodzina zmarłego. Los wielu eksponatów i zdjęć dokumentalnych przez wiele lat nie był nam znany. Z czasem docierały wiadomości o wystawianiu niektórych eksponatów na aukcjach internetowych. Nasze Stowarzyszenie z Warszawy oraz bratnie Stowarzyszenie Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z Opola miały okazje do nabywania niektórych z ich.
        Krótka historia alegorycznej pamiątkowej tablicy Bitwy pod Skrzeszewem i Frankopolemo walorach historycznych " Skrzeszew - Frankopol 1920 rok" z godłem Orła Białego i proporczykami w barwach 19 Pułku Ułanów Wołyńskich:
        W październiku 2018 roku w celach poznawczych pan Włodzimierz Majdewicz wybrał się na II Warszawską Giełdę Kolekcjonerską zorganizowaną w Centrum Rekreacyjno-Sportowym m. st. Warszawy w Dzielnicy Bielany, przy ulicy Lindego. Na Giełdę przybywają z całej Polski kolekcjonerzy, miłośnicy historii w celu pozyskania i pogłębienia wiedzy w zakresie numizmatyki, falerystyki, filatelistyki, obiektów antycznych itp. Nie przeczuwał jednak jak bardzo zostanie zaskoczony tym, co, zastanie na wystawie. W ogromnej hali wśród wielu różnorodnych ekspozycji, w sekcji medali, odznaczeń i orderów, bezgranicznie zdumiony spostrzegł pokaźnych rozmiarów tablicę, swoje dzieło w 1992 roku, a którego był autorem. Kompletne zaskoczenie i ogromne wzruszenie.....Taka zdumiewająca sytuacja....Natychmiast nawiązał kontakt z wystawcą i następnie z właścicielem, który pochodził ze Śląska. Na pytanie o pochodzenie eksponatu otrzymał niejasną odpowiedź ,,że po prostu został dokonany zakup nie pytając o szczegóły. Wystawca zaznaczył jednak, że przedmiot jest cenny i pochodzi z okresu między wojennego. Po stwierdzeniu przez wystawcę, że jest to przedwojenne dzieło. Nie mniejsze zdumienie zarysowało się na twarzy wystawcy, gdy pan Majdewicz oświadczył, że jest to praca jego autorstwa. Pan Włodzimierz Majdewicz poprosił o kontakt z właścicielem obiektu i wyraził wolę zakupu tablicy przez Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z Warszawy. W następnym dniu zwołane zostało specjalne posiedzenie Zarządu Stowarzyszenia i po przedstawieniu zaistniałej sytuacji Zarząd Stowarzyszenia z ogromnym entuzjazmem podjął decyzję o wykupieniu tej cennej pamiątki. Po przetransportowaniu ważącej ok 17 kg przesyłki i procedurach zakupu cenna pamiątka została odzyskana.
__
        Transakcją zakupu i odbioru eksponatu w Warszawie zajął się osobiście pan prezes Stefan Sarna Na spotkaniu opłatkowym Stowarzyszenia w gościnnym domu pana Konrada Sierakowskiego była okazja, aby omówić sprawę przekazania zakupionej pamiątkowej tablicy, jako nasz dar do kościoła parafialnego we wspomnianym Skrzeszewie.Projekt został entuzjastycznie przyjęty przez członków Stowarzyszenia.
        Pan prezes Stefan Sarna powierzył mi zadanie nawiązania kontaktu z proboszczem parafii rzymsko- katolickiej pod wezwaniem św.Stanisława Biskupa i Męczennika, za ogólną aprobatą koleżanek i kolegów. W styczniu2019rnawiązałam kontakt telefoniczny z proboszczem parafii księdzem kanonikiem dr Sławomirem Mazurem. Po niezwykle uprzejmym wysłuchaniu informacji ks.kanonik zaprosił nas na wizytę do Skrzeszewa w celu omówienia spraw na miejscu. Termin wizyty ostatecznie został ustalony na 29 maja br.. O godzinie 9 00 wyruszamy z Warszawy w składzie prezes pan Stefan Sarna,autor projektu i redaktor Ułana Wołyńskiego pan Włodzimierz Majdewicz i Hanna Rola Różycka. Prowadzi samochód kolega Stefan, mimo lekkiej chwilami mżawki jedzie nam się bardzo dobrze,tylko zbyt długo jedziemy drogą 63, aż pod Siedlce. Trzeba było zawracać i oczywiście telefon ze słowami przeprosin za spóźnienie. Z błogosławieństwem księdza i dobrym słowem dotarliśmy na miejsce.
        Zostaliśmy niezwykle uprzejmie, ciepło i życzliwie powitani i przyjęci w kancelarii parafialnej. Pan prezes Stefan Sarna oraz pan Włodek Majdewicz zreferowali i przedstawili księdzu proboszczowi cel naszej wizyty z gorącą prośbą o przyjęcie naszego daru - alegorycznej tablicy w 100 letnią Rocznicę zwycięskiej Bitwy pod Skrzeszewem i Frankopolem i umieszczenie w kruchcie kościoła, obok już istniejącej tablicy - daru Weteranów w 1992 roku. Ksiądz kanonik z wielką uwagą i w skupieniu wysłuchał naszych relacji wykazując zainteresowanie działalnością naszego Stowarzyszenia i członków Zarządu, który reprezentowaliśmy. Okazując wielką przychylność wobec naszej prośby, zostaliśmy zaproszeni na wizję lokalną do kościoła w celu omówienia szczegółów.
        Zaprezentowana tam tablica alegoryczna „Skrzeszew -Frankopol 1920 „została uznana, jako uzupełnienie tablicy Weteranów z 1992 roku.Z ogromnym zaangażowaniem księdza proboszcza przy aktywnym udziale autora pana Włodzimierza Majdewicza i prezesa pana Stefana Sarny po dokonaniu pomiarów tablic, ostatecznie określono miejsce w kruchcie w obok istniejącej już tablicy. Proboszcz parafii ks.Sławomir Mazur zobowiązał Stowarzyszenie do złożenia oficjalnego dokumentu Stowarzyszenia oraz fotografii obiektu w celu otrzymania zgody ks. Biskupa Drohiczyńskiego.
        Zostaliśmy zaproszeni przez ks. dr Sławomira Mazura na plebanię na herbatkę i miłą rozmowę. Żegnając się z ogromnym wzruszeniem dziękowaliśmy za niezwykle życzliwe przyjęcie na plebanii kościoła parafialnego w Skrzeszewie.

18:41 2019-08-25


Kościół parafialny w Skrzeszewie

Tablica zainstalowana 19.09.1992 r.

Tablica do odsłonięcia na 100- rocznicę bitwy


Pomiary tablic. Fot. Hanna Rola Różycka



Wizyta na plebanii w Skrzeszewie

Wizyta na plebanii w Skrzeszewie


======================================================================================================================



NOTATKA O ANDRZEJU RÓŻYCKIM


Do Redakcji Ułana Wołyńskiego Na początku Wielkiego Tygodnia otrzymałam telefon ze Zgromadzenia Siostr Abertynek z Krakowa. Telefonowała do mnie Siostra Bernarda Kostka, która odszukała kontakt ze mną za pośrednictwem" Ułana Wołyńskiego" z 2009 roku, gdzie zamieszczone zostało wspomnienie o śp. Andrzeju Różyckim, moim stryjecznym bracie, członku Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ulanów Wołyńskich. Siostry Albertynki przygotowały do wydania drugą,obszerną książkę Andrzeja Różyckiego o Św. Bracie Albercie. Siostra Bernarda Kostka opracowała notkę biograficzną autor, wzbogacając o opublikowane w Ułanie Wołyńskim wspomnienie i naszą rozmowę. Jestem bardzo wdzięczna Siostrom Albertynkom za kontakt i jednocześnie głęboko poruszona faktem wysokiej oceny przez Wydawnictwo książki Andrzeja Różyckiego o Świętym Bracie Albercie.

        Hanna Rola Różycka
        Poniżej podajemy notę biograficzną autorstwa Siostry Bernardy Kostki z Krakowa. Notatka o Andrzeju Różyckim Andrzej Jan Różycki urodził się 25 listopada 1936 roku w Równem na Wołyniu. Był ostatnim potomkiem linii wołyńskiej Rola Różyckich urodzonym na Wołyniu. Ojciec Bolesław mgr filozofii i historii po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim w 1931 roku powrócił na Wołyń i w 1932 roku podjął pracę nauczyciela przedmiotów ogólnokształcących oraz historii i języka polskiego. W 1936 roku objął stanowisko kierownika Publicznej Szkoły Dokształcającej w Równem. W 1939 roku po wkroczeniu wojsk sowieckich osaczony przez NKWD został aresztowany, ale uciekł w czasie wywózki na Wschód. W marcu 1943 roku został uprowadzony i zamordowany przez nacjonalistów OUN-UPA. Osierocony przez ojca Andrzej wraz z mamą Stefanią przedostał się do Lublina, gdzie spędził młodość, ukończył szkołę średnią i studium medyczne. W 1963 roku podjął pracę zawodową w II Klinice Chorób Wewnętrznych. Od 1976 roku zawodowo był związany z Instytutem Matki i Dziecka oraz z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Był współautorem genealogii rodu Rola-Różyckich, a także przyczynił się do upa-miętnienia martyrologii rodziny Różyckich na tablicach zamieszczonych na murach kościoła św. Karola Boromeusza w Warszawie na Powązkach. Był także autorem niepublikowanych materiałów do monografii o rodzie Różyckich herbu Rola„ Wpisani w dzieje Polski”(Warszawa,1994) i autorem artykułu o ojcu moim Bolesławie Różyckim” w biuletynie „Ostróg” (Rok 7, Nr 24). Autor w 1996 roku wstąpił do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Żyjąc ideałami franciszkańskimi wybitnie wzbogacił wspólnotę warszawską FZŚ przy parafii Matki Bożej Anielskiej,podejmując w niej różne funkcje i angażując się w redakcję kwartalnika „Drogi Franciszkańskiej”. Był też wieloletnim członkiem Komisji Formacyjno-Wydawniczej Rady Narodowej FZŚ w Polsce. Wykorzystywałrównież swoje umiejętności angażując się chętnie w prace zgromadzeń zakonnych na polu archiwalnym. Był wrażliwy na wszelkie informacje związane z Kresami, które zapamiętał z lat okrutnej okupacji niemieckiej,sowieckiej i dramatycznych przeżyć rodzinnych. W związku z tym włączył się w działalność Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Zmarł 4 lipca 2009 roku w Warszawie i został pochowany na Starych Powązkach. Trudno dziś jednoznacznie ustalić, kiedy osoba św. Brata Alberta zaczęła oddziaływać na Autora niniejszej publikacji. Swoją fascynacją krakowskim Biedaczyną dzielił się pisząc artykuły do „Drogi Franciszkańskiej”. Nie poprzestawał na tym, bowiem biorąc z niego przykład sam wielokrotnie ograniczał swoje potrzeby materialne i dzielił się z potrzebującymi. Fascynacja coraz bardziej stawała się w nim pasją. Z właściwą sobie wrażliwością, skromnością i pracowitością starał się precyzyjnie ustalać fakty z życia Świętego. Współpracował nie tylko z archiwami braci albertynów i sióstr albertynek, ale także z wieloma instytucjami i osobami prywatnymi, docierając do wielu materiałów źródłowych.Owocem tych badań stała się wydana w 2003 roku przez Wydawnictwo M książka „Święty Brat Albert. Szkic biograficzno-genealogiczny”. Niniejsza publikacja drugiego, uzupełnionego wydania, zawiera wiele nowych materiałów i źródeł. Ufamy, że dzięki ich ogromnej różnorodności Czytelnik spojrzy na osobę Szarego Brata z perspektywy jego czasów i pozwoli niejako stanąć obok niego i towarzyszyć mu w jego drodze.


Andrzej Różycki (1936-2009)

        Od Redakcji.



        W oczekiwaniu na najnowszą publikację ś.p. pana Andrzeja Różyckiego dotyczącą postaci św. Brata Alberta Chmielowskiego zachęcamy do zapoznania się z jego poprzednią książką. W roku 2017 nakładem „WYDAWNICTWA M „ ukazała sią obszerna licząca 500 stron ujętych w twardą oprawę praca Andrzeja Różyckiego pod tytułem „Brat Albert Chmielowski. Biografia”. Na jednej ze stron internetowych spotkała się ona z następująca oceną:
        Książka jest najlepszą i najbardziej kompletną biografią Adama Chmielowskiego - św. Brata Alberta. Wprowadza czytelnika w świat pełen zaskakujących, często dramatycznych i wymagających heroizmu wydarzeń. W zajmujący sposób kreśli zarówno duchowy wizerunek Świętego, jak i zwykłą jego codzienność wśród bliskich i przyjaciół, w szlacheckich dworkach i krakowskim przytulisku dla ubogich, w Polsce i na salonach Europy. Ukazuje od korzeni bogactwa natury św. Brata Alberta - dziecka, młodzieńca, powstańca, artysty, naśladowcy św. Franciszka z Asyżu, zakonodawcy i ojca ubogich, aby w ten sposób przygotować pewny grunt do pracy tym wszystkim, którzy będą próbowali zgłębiać tajemnicę drążenia jego duszy przez Łaskę. Pozycja się na rzetelnych studiach biograficznych I genealogicznych, zawiera źródła w formie oryginalnych ocalałych dokumentów, które są bardzo wnikliwie odczytane i analizowane, niekiedy nawet przy wsparciu biegłych w naukach historycznych.


Wydawnictwo M – krakowska oficyna wydawnicza powstałe w 1989 roku wydająca książki z dziedziny religii i kultury.



        W stulecie wywalczenia i odzyskania Niepodległości Polski, pod patronatem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, w stolicy Polskiej Kawalerii Grudziądzu odbył się XXX Jubileuszowy Zjazd Kawalerzystów. Organizatorem Zjazdu była tradycyjnie Fundacja na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej pod kierownictwem pani rotmistrz mgr Karoli Skowrońskiej. Zjazd trwał od 24-26 sierpnia 2018 roku. Bardzo licznie przybyli goście z kraju i z zagranicy, rodziny absolwentów. Honorowymi Gośćmi byli przedstawiciele władz państwowych, administracyjnych i samorządowych z prezydentem Grudziądza Robertem Malinowskim, dowódcy i żołnierze jednostek Wojska Polskiego, które przejęły tradycje przedwojennych pułków kawaleryjskich, oddziały Kawalerii Ochotniczej, młodzież szkolna i mieszkańcy Grudziądza.



TURYŚCI NA SZLAKACH UŁANÓW WOŁYŃSKICH



        Z początkiem 2018 roku w Oddziale Stołecznym Polskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego rozpoczęto wydawanie biuletynu pod tytułem „BIWAK”. To skromne wydawnictwo pomyślane zostało, jako środowiskowy kwartalnik wydawany przez znany w całym kraju Klub Przodowników Turystyki Pieszej PTTK im. Anieli Michalskiej działający w ramach struktur organizacyjnych Oddziału Stołecznego PTTK im. Aleksandra Janowskiego Warszawie. Kolejne numery biuletynu „ BIWAK” zamieszczane są na Witrynie Internetowej Komisji Turystyki Pieszej Zarządu Głównego PTTK. i tym samym dostępne dla zainteresowanych w całym kraju pod adresem http://ktpzg.pttk.pl W związku z przypadającą w 2018 roku doniosłą 100 rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości Komisje, Kluby i Koła Oddziału Stołecznego PTTK im. Aleksandra Janowskiego zrealizowały szereg okolicznościowych przedsięwzięć. W biuletynie „BIWAK” (nr 3/2018) opublikowano artykuł „TURYSTCZNE WĘDRÓWKI SZLAKAMI 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH”.
        W tekście tym przypomniano związaną ściśle z tematem walk o niepodległość Polski Odznakę turystyczno-krajoznawczą PTTK „SZLAKAMI 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH” Napisano tam, że niezależnie od wspomnianej na wstępie 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości ważnym powodem przypomnienia o tej odznace turystycznej była mijająca w 2017 roku setna rocznica sformowania na Ukrainie Szturmowego Polskiego Szwadronu por./mjr Feliksa Jaworskiego Przedstawiono tam również w znacznym skrócie historię walk kolejnych formacji jazdy walczących pod dowództwem mjr. Feliksa Jaworskiego i 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Zachęcono również turystów do przeczytania literackiej wersji tamtych tragicznych wydarzeń, które utrwaliła Zofia Kossak-Szczucka w swej kilkakrotnie wznawianej książce „Pożoga” Wspomnienia z Wołynia 1917-1919.
       Zwracając uwagę na pięknie nakreślony na kartach tej powieści portret psychologiczny Feliksa Jaworskiego. Dla osób głębiej zainteresowanym historią polecano lekturę książki „Dzieje jednej partyzantki z lat 1917-1920”wydanej w 1927 r. we Lwowie, wznowionej w formie reprintu przez Warszawską Oficynę Wydawniczą Gryf w latach 1990-tych.Formowanie, organizację i pasmo krwawych w większości zwycięskich walk oddziałów jazdy Feliksa Jaworskiego przedstawił szczegółowo w tej niewielkiej książeczce uczestnik wydarzeń rotmistrz Wiktor Dzierżykraj Stokalski. Polecano również rocznicowy materiał pt.„Setna rocznica sformowania Szturmowego Szwadronu Polskiego mjr Feliksa Jaworskiego prekursora 19 Pułku Ułanów Wołyńskich” opublikowany w kwartalniku „Ułan Wołyński” nr 62 z listopada 2017 r. dostępny również na stronie internetowej Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
        Odznaka turystyczno-krajoznawcza PTTK SZLAKAMI 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH powstała dzięki inicjatywie działającej przed laty w Klubie Przodowników Turystyki Pieszej im. Anieli Michalskiej - Sekcji Miłośników Kawalerii. Celem tego przedsięwzięcia było upamiętnienie bohaterskich walk oddziałów jazdy majora Feliksa Jaworskiego oraz upamiętnienie walk 19 Pułku Ułanów Wołyńskich we wrześniu 1939 roku. Regulamin odznaki i pracochłonny załącznik z wykazem kilku dziesiątek miejsc związanych z historią Jazdy mjr. Feliksa Jaworskiego i19 Pułku Ułanów Wołyńskich opracowali przed laty: Antoni Fedorowicz, Franciszek Rataj i Włodzimierz Majdewicz, który jest również autorem projektu graficznego odznaki Szklakiem 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
        Zdobycie pierwszej odznaki odnotowano w dniu 13.12.1994 r . W kolejności przyznawania odznaki zawędrowały do Pabianic, Pruszkowa, Radości, Warszawy, Siemianowic, Chorzowa, Katowic, Radomia, Łodzi, Tarnowskich Gór, Rybnika, Chełma Lubelskiego, Suchedniowa, Wodzisławia Śląskiego, Grudziądza i Zamościa. Odznaka nadal funkcjonuje.






        Na fotografii Odznaka Szlakami 19 Pułku Ułanów Wołyńskich oraz wykonany na jej podstawie witraż znajdujący się w Panteonie PTTK w Kościele Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych na ul. J. Conrada 6 w Warszawie. Fundatorem tego witrażu było Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Odznaka Turystyczno- Krajoznawcza dedykowana 19 Pułkowi Ułanów powstała kilka miesięcy przed powołaniem do życia naszego Stowarzyszenia. Na historycznym już spotkaniu organizacyjnym, które odbyło się w dniu 8 października 1994 roku w domu państwa Bernardów na ulicy Planetowej w Radości zebrały się osoby, którym bliska była historia i tradycja 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
        Osoby te stały się wkrótce Członkami Założycielami STOWARZYSZENIA RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH. Właśnie tam w Radości przedstawiono zebranym regulamin funkcjonującej już odznaki. W jednym z punktów regulaminu odznaki znalazł się następujący zapis: Sekcja Miłośników Kawalerii działająca w ramach Klubu Przodowników Turystyki Pieszej PTTK im. A. Michalskiej ma prawo wnioskować o nadanie Odznaki honorowo osobom szczególnie do tego predysponowanymi, weteranom Pułku i innym weteranom kawalerii i artylerii konnej oraz osobom zasłużonym dla popularyzacji i upamiętniania wiedzy o kawalerii polskiej.
        W dniu 8 października 1994 roku ten punkt regulaminu odznaki znalazł zastosowanie po raz pierwszy i jak dotąd ostatni. W imieniu Sekcji Miłośników Kawalerii PTTK dwie Odznaki turystyczno- krajoznawcze „Szlakami 19 Pułku Ułanów Wołyńskich” nadane honorowo wręczono panu rotmistrzowi Włodzimierzowi Bernardowi inicjatorowi spotkania i twórcy Stowarzyszenia oraz wspierającej go od dawna we wszystkich poczynaniach organizacyjnych pani Halinie Ofrecht siostrzenicy legendarnego majora Feliksa Jaworskiego córki mjr. Zenona Sierżyckiego. Wręczenia odznak w imieniu Sekcji Miłośników Kawalerii PTTK dokonali Antoni Fedorowicz i Włodzimierz Majdewicz.
       


Hanna Ofrecht przed witrażem w Panteonie PTTK w Kościele Matki Boskiej Wspomożycielki Wiernych czerwiec 2007 r. =============================================================





Adres i telefon kontaktowy:
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Prezes: HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA
tel. kontaktowy: 22/604 155 422
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
kontakt e-mail: office19pulku@gmail.com
UWAGA ZMIANA ADRESU MAILOWEGO:
ul. Bajkowa 17/21
04-855 Warszawa
tel. 022-813 66 45, 022 615 73 43
Nr konta bankowego:
BZ WBK 34 1090 2590 0000 0001 2343 9257

powrót na stronę główną

-->