Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

Ułan Wołyński sierpień 2017 rok Nr 61


Wydaje Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich


NA OKŁADCE FOTOGRAFIA Z ARCHIWUM STOWARZYSZENIA

Spis treści

MAJOR EUGENIUSZ WISZNIOWSKI DOWÓDCA SZWADRONU ZAPASOWEGO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYSKICH
MARIUSZ WISZNIOWSKI
PIERWSZE SPOTKANIE Z NIEPRZYJACIELEM Gen. bryg. dr STANISŁAW ROZTWOROWSKI
SIŁA TRADYCJI. OPŁATEK UŁAŃSKI STOWARZYSZENIA W STYCZNIU 2017
STEFAN SARNA
SETNE URODZINY PANA PUŁKOWNIKA ZBIGNIEWA MAKOWIECKIEGO
JULITA PRABUCKA
ODSŁONIECIE TABLICY UPAMIĘTNIAJĄCEJ POŚWIĘCENIE SZTANDARU12 PUŁKU UŁANÓW PODOLSKICH STEFAN SARNA
29 SPOTKANIE KAWALERZYSTÓW II RP, ICH RODZIN I MIŁOŚNIKÓW KAWALERII. HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA



DOWÓDCA SZWADRONU ZAPASOWEGO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYSKICH MARIUSZ WISZNIOWSKI

MAJOR EUGENIUSZ WISZNIOWSKI DOWÓDCA SZWARDRONU ZAPASOWEGO 19 PUŁKU UŁANÓW WOLYŃSKICH

       Pisaliśmy z moją siostrą ten materiał historyczny od dawna trochę, do pisma „Ułan Wołyński”, ale głównie dla naszych dzieci i wnuków, może kiedyś jak będą w naszym wieku będą chciały dowiedzieć się czegoś więcej o swojej rodzinie. Kiedy praktycznie zakończyliśmy pracę zdarzyło się coś bardzo przykrego. Zdewastowane zostały groby w Bykowni na Polskim Cmentarzu Wojennym, to zdarzenie nabiera teraz szczególnego znaczenia dla wartości historycznej, ale również dla naszej rodziny. Ocalmy więc od zapomnienia losy Polaków, polskich oficerów gdy, nie sprawdza się „wielka” polityka pojednania.        
Historia jakich wiele
       Eugeniusz Wiszniowski urodził się 4 kwietnia 1896 roku w Ładyżynie powiat Hajsyński – Ukraina, imiona rodziców Eugeniusz i Janina z Bielskich. 11 maja 1916 r ukończył Korpus Kadetów w Kijowie. 1 października 1916 r wstąpił do ochotniczej Szkoły Kawalerii w Elizawetgradzie i ukończył ją 1 października 1917 r po ukończeniu szkoły dostał nominację podporucznika. 4 października 1917 r został wysłany na front do 4-go pułku ułanów „Charkowskich” armii rosyjskiej. Od 7 października 1917 r do1 grudnia 1917 r uczestniczył w wojnie z Niemcami.
        Na dalszy przebieg służby wojskowej mjr. Eugeniusza Wiszniowskiego istotny wpływ miał wybuch Rewolucji Październikowej / 7-8 listopada 1917 r/ i przejęcie władzy w Rosji przez partię bolszewicką. Na własne żądanie został wysłany do 3-go pułku ułanów polskich I-go Korpusu gen. Dowbora - Muśnickiego 6 grudnia 1917 r po przybyciu do 3-go pułku ułanów, został wyznaczony do oddziału karabinów maszynowych: Rozkaz Nr.1 i brał udział w walkach I Korpusu Polskiego z bolszewikami.
        21 maja 1918 r Korpus gen. Dowbora – Muśnickiego został rozbrojony przez wojska niemieckie a żołnierze zostali zdemobilizowani. 23 czerwca 1918 r przy ogólnej demobilizacji został zwolniony ze służby wojskowej.
        30 czerwca 1918 r przyjechał do Kijowa a następnie zamieszkał w Białej Carskiej, ziemi Kijowskiej i tu dostał posadę intendenta w biurze zbożowym przy młynie by następnie przenieść się do m. Kalitnej na posadę nadzorcy. 2 kwietnia 1920 r z uwagi na dalsze prześladowania ze strony bolszewików musiał znów zmieniać posadę i pod przybranym nazwiskiem zostać ogrodnikiem w majątku Winogrady powiatu ziemnogrodzkiego. W końcu maja tego roku uciekł z rodziną do Kijowa by miesiąc później wyjechać do Polski do Łowicza.
        28 czerwca 1920 r zameldował się w Łowiczu w P.K.U. skąd po komisji został wysłany został do Warszawy na stację zborną. 23 lipca 1920 r zgłosił się, jako ochotnik do Jazdy Ochotniczej mjr. Jaworskiego i został przyjęty w stopniu podporucznika na stanowisko dowódcy szwadronu, pełniąc tę funkcję do 25 września 1920 r.
        Od 26 września 1920 r służył w 19 Pułku Ułanów Wolskich pełniąc obowiązki dowódcy szwadronu i komendanta poczty lotnej do 15 marca 1921r. 15 marca 1921r do 26 listopada 1924 r. służył w 19 Pułku Ułanów, jako d-ca szwadronu, pełniąc jednocześnie funkcję 2- adiutanta. Od 27 listopada do 5 września 1925 r. oddelegowany do Grudziądza odbywał szkolenie w Centralnej Szkole Kawalerii. Od 6 września 1925 r w 19 pułk ułanów jako adiutant. Od 3 lutego 1926 r w 19 pułk ułanów d-ca szkoły podoficerskiej 7 kwietnia 1927 r w 19 pułk ułanów d-ca szwadronu 4 kwietnia 1928 r 19 pułk ułanów adiutant Od 27 listopada 1928 do 4 kwietnia 1929 r pobyt w szpitalu, nie wiemy jaka było to choroba i dlaczego potrzebny był tak długi pobyt w szpitalu. 4 kwiecień 1929 r powrót do 19 pułku ułanów adiutant 6 lutego 1931 r 19 pułk ułanów d-ca szwadronu k.m. 11 lutego 1933 r 19 pułk ułanów oficer mobilizacyjny.
        Po przeniesieniu mjr Eugeniusza Wiszniowskiego na stanowisko oficera mobilizacyjnego od lutego 1933 r pozostaje w pułku w Ostrogu. Według niepełnych danych, w ramach Ośrodka Zapasowego Wołyńskiej Brygady Kawalerii zajmował się szkoleniem rezerw i przygotowywaniem jednostek marszowych. Przeniesiony do Włodzimierza Wołyńskiego w 1935 – 1936 r.
        Do stopnia majora awansowany został 19.III.1938 r i w latach 1938 – 1939 dowodził szwadronem zapasowym 19 pułku ułanów, który stacjonował we Włodzimierzu Wołyńskim. Latem 1939 roku pułk wyruszył na manewry w okolice Dubna. Stamtąd został odwołany w połowie sierpnia na mobilizację. Oddziały pułkowe w krótkim czasie osiągnęły gotowość bojową. W ramach działań pułku mjr Eugeniusz Wiszniowski organizuje we Włodzimierzu Wołyńskim szwadron zapasowy. Mieszkaliśmy na terenie koszar, blisko bramy głównej w budynku, który dziś byłby nazwany bliźniakiem. Połowę zajmowaliśmy my a drugą połowę major Ipohorski z rodziną.
        Nasza rodzina to była matka, ojciec, nasz przyrodni brat Jerzy a od września 1938 roku mały braciszek Mariusz. Ponadto mieszkała z nami panna Wanda Wiszniowska, daleka krewna ojca, która, opiekowała się dziećmi.
        Przed wyruszeniem na front w 1939 roku ojciec wyekspediował nas to znaczy żonę, córkę Krystynę i syna Mariusza gdzieś na wieś, uważając, że tak będzie bezpieczniej. Niestety nie pamiętamy naszego powrotu do Włodzimierza, tylko to, że po powrocie w końcu mieszkaliśmy przygarnięci przez rodzinę któregoś z podoficerów poza koszarami, koszary zajęte były już wtedy przez Armię Czerwoną a ojciec był z nami.
        Nie posiadamy dokładnych informacji o dalszych działaniach naszego ojca ale wiemy, że w kampanii wrześniowej 1939 r brał udział na stanowisku d-cy dyjonu/kombinowanego/w składzie Kawalerii grupy „Dubno”. Posiadamy również potwierdzoną wiadomość dr Andrzeja Suchcitza, /historyk urodzony w Londynie, publicysta i archiwista. Kierownik archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie /z której wynikało, że w pierwszych dniach wojny w ramach przegrupowania oddziałów mjr Eugeniusz Wiszniowski przyprowadził z Włodzimierza Wołyńskiego w rejon Hrubieszowa szwadron zapasowy składający się z 600 umundurowanych i uzbrojonych ułanów oraz 200 koni.
        Z wydarzeń bitewnych kampanii wrześniowej, następujących po sobie możemy wnioskować, że w okresie 20 – 25 września po podpisaniu umowy kapitulacyjnej dowódcom pozostawiono dowolność decyzji. Według naszych informacji mjr Eugeniusz Wiszniowski poprowadził pozostałość swojego oddziału do Włodzimierza Wołyńskiego i rozformował jednostkę. Kierował się prawdopodobnie ufnością w wypełnianiu zobowiązań umów kapitulacyjnych a ponadto we Włodzimierzu Wołyńskim pozostała cała rodzina majora, żona, dwójka małych dzieci oraz dorosły syn z pierwszego małżeństwa Jerzy Wiszniowski / Jerzy Wiszniowski odegrał w późniejszym czasie wielką rolę w umożliwieniu przedostania się nas do Polski / wtedy tereny Rzeszy/. Chwalimy naszych rodziców za ich zalety, ale mając prawo do całościowej oceny, spokojnej, ale także krytycznej nie rozumiemy jak oficer w służbie czynnej nie mógł przewidzieć, że będzie aresztowany po przyjściu Armii Czerwonej. Nastąpiło to, co każdy agresor zrobiłby z kadrą dowódczą pokonanego kraju, jeszcze do tego wrogiego klasowo – zamknął do więzienia. Przecież ojciec przeżył już rewolucję na Ukrainie i powinien pamiętać, jakie teraz nastaną porządki.
        Odznaczenia:
        Posiadane odznaczenia /na dzisiaj udokumentowane /Medal za wojnę 1918 – 1921, Medal 10 lecia Odzyskania Niepodległości, Medal „ Interalliee”, Srebrny Krzyż Zasługi.
        Za kampanię wrześniową 1939 roku, pułk ojca został odznaczony Orderem Virtuti Militari / rozkazem gen. Władysława Andersa z 11 listopada 1966 r. Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie sygn. A XII 77/
        Rodzina
        Eugeniusz Wiszniowski był ożeniony z Marią z Hejbowiczów ur. 1895 r. Z tego związku 28 października 1919 r urodził się syn Jerzy Wiszniowski /o Jerzym Wiszniowskim będziemy pisali więcej w innej części tej rodzinnej historii / Po długiej chorobie umarła żona Eugeniusza Wiszniowskiego a Jurek w wieku 12 lat stracił matkę.
        Eugeniusz Wiszniowski rotmistrz pozostając cały czas w służbie wojskowej, 4 kwietnia 1932 r zawarł związek małżeński z p. Marią Jankowską. W początkowym okresie rodzice i Jerzy zamieszkiwali w Ostrogu w miejscu stacjonowania 19 pułku ułanów. Tam też 13 marca 1933 r urodziła się córka Krystyna. We wrześniu 1938 r nasza Mama spodziewała się bliźniaczego porodu i w związku z tym korzystając z obowiązków Taty przy organizacji zawodów konnych o Puchar Narodów w Łazienkach Królewskich rodzice przyjechali do Warszawy. Mama została umieszczona w wojskowym Szpitalu Ujazdowskim gdzie 15 września 1938 r urodziła bliźniaki, chłopcy Mariusz i Wiesio. Wiesio bezpośrednio po porodzie dostał zachłystowego zapalenia płuc i niestety przy ówczesnych możliwościach medycznych nie udało się go uratować, umarł 25 września 1938 r przeżywszy tylko 10 dni. Jest pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w kwaterze B1. Odwiedzamy to miejsce często z naszą rodziną. Po tym wszystkim wróciliśmy do Włodzimierza Wołyńskiego do mieszkania na terenie koszar 19 pułku ułanów.
        Wkroczenie do Włodzimierza Wołyńskiego Armii Czerwonej 17.09.1939 / wspomnienia mojej siostry Krysi/ Zdarzyło się to wszystko w niecałe trzy tygodnie po wkroczeniu 17 września Armii Czerwonej z hasłem przewodnim umieszczonym na zdjęciu w muzeum urządzonym w soborze włodzimierskim. „ …by wziąć w opiekę ludność ukraińską na okupowanych przez niemieckich najeźdźców obszarach „.


        Zdjęcie wymownie pokazuje pocałunek ukraińskiego chłopa z żołnierzem radzieckim ten pocałunek nazwano później pocałunkiem śmierci. To zdjęcie zrobiłem w 1988 roku w czasie krótkiego pobytu we Włodzimierzu Wołyńskim w poszukiwaniu śladów naszego Taty. /więcej w rozdziale poszukiwania /. arch. rodzinne Włodzimierz Wołyński, październik 1939 r godz.4:00 – 5:00 rano tymczasowe mieszkanie mjr Eugeniusza Wiszniowskiego.
        Tak rano mogło pojawić się tylko NKWD /znane metody porannych pobudek naśladowanych do dzisiaj/, Ojciec wyszedł do nich w spodniach i bonżurce. Po chwili mama powiedziała do mojej starszej siostry „ Krysiu pożegnaj się z tatą, bo będzie musiał wyjść”. Podała mojej siostrze łańcuszek z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej i powiedziała „ załóż tatusiowi na szyję niech go chroni od złego”. Życie pokazało, że moc boska była bezsilna wobec okrucieństw wojny. Siostra była mała, miała wtedy 6 lat i nie dosięgała do szyi taty / był bardzo wysokim mężczyzną ponad 2.0 m wzrostu /, podniósł Krysię pocałował i to było nasze ostatnie spotkanie z tatą.
        Bezpośrednio po aresztowaniu taty, z inicjatywy dorosłego już naszego brata Jerzego przenieśliśmy się do domu pp. Dębkowskich, rodziców jego koleżanki z gimnazjum. Pan Dębkowski był zawiadowcą stacji i miał dom w pobliżu dworca kolejowego. Dworzec i linia kolejowa były na obrzeżach miasta daleko od koszar i centrum a lepiej było zniknąć z oczu władzom. Może dzięki temu uniknęliśmy wywiezieniu na Syberię. Przez cały czas mama chodziła raz w tygodniu/ tylko taka była możliwość /do więzienia we Włodzimierzu Wołyńskim, w którym ojciec został osadzony, zanosząc jedzenie, ciepłe ubranie a przede wszystkim żeby zobaczyć się z tatą i dowiedzieć o co tu tak naprawdę chodzi. Do spotkania niestety nigdy nie doszło, sowieckie władze więzienne na to nie pozwoliły.
       

Droga do koszar 19 Pułku Ułanów Wołyńskich – Włodzimierz Wołyński / 1988 r /
       

Budynek więzienia we Włodzimierzu Wołyńskim / rok 1988 /


        Trwało to tak prawie do końca kwietnia, gdy po decyzji Biura Politycznego KC z dn. 5 marca 1940 rozpoczęły się masowe egzekucje „wrogów władzy sowieckiej”. Któregoś kolejnego dnia dyżurny przyjmujący paczki dla więźniów poinformował mamę, „że takiego tu nie ma”, Gdy protestowała jeszcze raz powtórzył „takiego tu nie ma i był to koniec rozmowy. Kilka dni przed tym zdarzeniem ktoś przyniósł mamie przesyłkę od taty , była to srebrna papierośnica, podarunek od podoficerów 19 pułku ułanów z wygrawerowaną dedykacją, zegarek marki Longines oraz obrączkę ślubną / te pamiątki są w naszym posiadaniu /. Następnego dnia matka zabrała nas do naczelnika więzienia. Pamiętam bardzo dobrze / wspomnienie Krysi córki/ ten moment. Siedzi NKWD-ysta w mundurze i czapce na głowie za biurkiem lub stołem. Gdy mama zaczęła z nim rozmawiać / znała biegle rosyjski / pewnie pytając o ojca, bardzo się rozłościł, krzyczał i kazał nam się wynosić.
        Po tym incydencie korzystając ponownie z pomocy Jerzego wyjechaliśmy do Lwowa. Tam przygotowano dla mamy fałszywe dokumenty na nazwisko Marianny Waszczuk i stanęliśmy przed niemiecko – rosyjską komisją, która decydowała właściwie „po uważaniu” kto może wyjechać do Rzeszy a kto na Syberię.


Budynek więzienia we Włodzimierzu Wołyńskim / rok 1988 /


        Metryka urodzenia/fałszywa/ arch. rodzinne
        Składając wyjaśnienia przed komisją z których wynikało , że mama /tu pojawia się zupełnie inne nazwisko – odpowiednia metryka w oryginale jest w naszym posiadaniu i stanowi załącznik do tego materiału/ przyjechała na wakacje do znajomych i nie zdążyła wyjechać przed wydarzeniami z 17 września. Cała rodzina mamy mieszka w Warszawie a brat pod Warszawą do, którego właśnie jedzie jest ożeniony z Natalią z d.Benke, która ma pochodzenie niemieckie. Być może fakt, że członkami komisji byli Rosjanin i Niemiec zdecydowało o tym, że udało się nam przedostać na właściwą stronę. Mama jak wspomniałem znała bardzo dobrze język rosyjski, co znakomicie ułatwiało porozumienie. Jeszcze raz los uśmiechnął się do nas.
        Bezpośrednio po przyjeździe do Józefowa zostaliśmy „przygarnięci” przez brata mamy, wujka Władzia / tak go nazywaliśmy /, dostaliśmy mieszkanie niezbyt duże, ale był dach nad głową i byliśmy blisko rodziny. Po tych wszystkich przejściach miało to ogromne dla nas znaczenie. Brat mamy wujek Władek Jankowski był człowiekiem wielkiej dobroci i ciągle przygarniał pod dach kogoś z rodziny lub bliskich znajomych powracających z wojennej tułaczki. Ciotka Natalka nie była tym bardzo zachwycona i czasami dawała odczuć swoje niezadowolenie i wujkowi i nowo przybyłym „gościom”.
        Dzisiaj z perspektywy czasu gawędząc przy stole z jedynym żyjącym jej synem a moim bratem ciotecznym Andrzejem i jego żoną Silią, mogę powiedzieć, że ciotka Natalka godząc się na nasze zamieszkanie pod wspólnym dachem dawała matce po przez bliskość rodziny poczucie bezpieczeństwa dla siebie i dzieci.
        Mama, ażeby w jakiś sposób spłacić zobowiązanie w stosunku do wujostwa przez bardzo długi czas prowadziła ich dom z gotowaniem, organizowaniem przyjęć i podawaniem gościom. Były to czasami zajęcia upokarzające, ale nie mieliśmy wtedy większego wyboru. My dzieci nie rozumieliśmy tego do końca. Kiedyś na znak protestu, że mama nie zrobiła nam kolacji położyłem się wieczorem pod drzwiami /trwało przyjęcie u wujostwa / w ubraniu i oczywiście zasnąłem. Kiedy mama weszła do mieszkania około północy z trudem otwierała drzwi popychając mnie. Obudziłem się i jeszcze na dodatek dostałem lanie. Potem właśnie widziałem jak matka popłakuje cichutko, dopiero po latach zrozumiałem niezwykle trudną naszą wtedy sytuację.
        Niezależnie od tego uważam, że była to wielka pomoc, jaką wtedy uzyskaliśmy od wujostwa. W czasie okupacji mama dorabiała dodatkowo handlem papierosami, które kupowała w hurtowni pod Warszawą a następnie po uzyskaniu odpowiedniego pozwolenia wstawiała do kiosków w Warszawie. Dawało to możliwości dodatkowych zarobków. Kiedyś jadąc na stopniach pociągu z plecakiem na plecach pełnym papierosów o mały włos uniknęła wypadku, bo zaczęła zsuwać się ze stopnia i wtedy jakiś żołnierz objął ją i tak przytrzymując dojechali do najbliższego przystanku.
        W czasach PRL od 1945 r otrzymała mama pracę w gminie w Józefowie w wydziale ds. lokalowych prowadząc jednocześnie pełną sprawozdawczość wydziału. Posiadała średnie wykształcenie, doświadczenie w pracach biurowych nabyła pracując w starostwie w Ostrogu oraz umiejętność biegłego pisania na maszynie, co w tamtych czasach nie było codziennością. Pracowała tam do roku 1958. Po ukończeniu 60 lat została zwolniona na emeryturę, krótki staż pracy nie zabezpieczał wystarczających dochodów z naliczonej emerytury. Pozostając w bardzo trudnej sytuacji materialnej uzyskała pomoc od zaprzyjaźnionej osoby i objęła stanowisko kasjerki w Cechu Rzemiosł w Otwocku i tam już pracowała jeszcze przez kilka lat.
        Wytrwałość, umiejętność znoszenia czasami przykrych upokorzeń ze strony rodziny i bliskich w imię dobra dzieci uczyniły z naszej mamy kobietę mocną, twardo stąpającą po ziemi i choć wiedzieliśmy jak czasami ukradkiem, gdzieś w kąciku popłakuje z cicha to nigdy nie okazywała nam tego. Wielkim dramatem naszej mamy był fakt, że nigdy nie przyjęła do wiadomości, że tata zginął i całe życie czekała na niego. Przez jedną nawet chwilę nie pomyślała, choć propozycji było kilka żeby ułożyć sobie życie od nowa
        Poszukiwania naszego ojca mjr Eugeniusza Wiszniowskiego
        Szukała naszego ojca, swojego ukochanego męża z wielką desperacją i wiarą, że żyje i kiedyś zostanie odnaleziony. Pierwsze kroki skierowała do Polskiego Czerwonego Krzyża 21 sierpnia 1959 rok /bez rezultatu /„wg .informacji Radzieckiego Czerwonego Krzyża w Moskwie w/w nie został odnaleziony na terenie ZSRR. Kolejny krok to Międzynarodowy Czerwony Krzyż – Genewa 4 października 1962 r . Przemyciliśmy za pośrednictwem naszej bratowej, śpiewaczki operowej list do Genewy. Kolejna odpowiedź „z przykrością zawiadamiamy, że poszukiwania nasze nie dały rezultatu”. Prowadziliśmy z siostrą nasze poszukiwania losów taty różnymi dostępnymi środkami. Aż kiedyś w 1988 r w okresie lekkiej „odwilży” na Ukrainie udało mi się namówić Prezesa Stowarzyszenia Wykonawców Branży Instalacyjno Sanitarnej Pana Stefana Pawlikowskiego by zechciał zorganizować wycieczkę branżową do Lwowa i okolic uwzględniającą spotkanie branżowe z naszymi odpowiednikami na Ukrainie. W planie wytyczyliśmy trasę przez Włodzimierz Wołyński.
        Jadąc przez Włodzimierz moja żona i ja wysiedliśmy we Włodzimierzu i mieliśmy prawie sześć godzin by w powrotnym kursie autobusu wycieczkowego dołączyć do wycieczki ponownie. Jestem bardzo wdzięczny Stefanowi, że umożliwił nam poszukiwania prawdy o losie taty, choć jak się okazało znacznie później nie był to trop jedyny i właściwy. I nawet, jeśli dzisiaj nasze kontakty zaburzyły aktualne poglądy na widzenie świata i tego co w Polsce się dzieje pozostaję mu bardzo zobowiązany i pełen szacunku za ten patriotyczny gest z tamtych czasów. Pierwszy raz wtedy wspólnie przemierzaliśmy uliczki Włodzimierza, spotkaliśmy Polaka mieszkającego od zawsze we Włodzimierzu, który podprowadził nas do budynków koszarowych, w których mieszkaliśmy z rodzicami, błagając żebym nawet z pod płaszcza nie robił żadnych zdjęć bo grozi to pozostaniem na terytorium na zawsze a może wysłaniem gdzieś dalej. Ponieważ ubiorem odbiegaliśmy z żoną troszkę od mieszkańców musieliśmy zachować szczególną ostrożność.
       Ten miły człowiek oprowadził nas po zakamarkach Włodzimierza, zaprosił do rodzinnego domu, skromnego ale bardzo schludnie i czysto urządzonego, poczęstował obiadem a co najważniejsze opowiedział historię zdarzeń po które przyjechaliśmy. Ostatecznie wskazał nam drogę do miejsca, gdzie w czasie panowania władzy sowieckiej urządzone było więzienie, w którym przebywał nasz tata. Tam przy bramie zauważyliśmy idącego w naszym kierunku starszego człowieka i wtedy moja żona powiedziała do mnie „podejdź do niego sam on musi coś wiedzieć z uwagi na swój wiek i może nie będzie bał się rozmawiać”. Tak też zrobiłem – spróbowałem po rosyjsku, ale od razu zaczął ze mną rozmawiać po polsku i opowiedział, że wtedy nie wywożono stąd żadnych transportów tylko zabijali więźniów na miejscu. Dowodem na to miał być fakt, że gdy dwa lata temu naprawiano ogrodzenie i musiano usunąć ziemię wokół starego ogrodzenia posypały się kości ludzkie. Natychmiast przerwano roboty, zabezpieczono teren i nie podjęto ich później. Ta smutna wiadomość utwierdziła nas w przekonaniu że było to miejsce ostatniego spoczynku naszego taty.
        Zebraliśmy więc trochę ziemi do woreczka i wrócili do Polski. Opowiadając tę historię naszej mamie i pokazując zdjęcia tego miejsca potwierdziła, że wtedy było to więzienie a wokół ogrodzenia nie było wałów, musiały wiec powstać gdy zakopywano tych nieszczęśników.
        Gdy trzy lata później 10 czerwca 1991 r umarła nasza mama mając wtedy 93 lata włożyliśmy przechowywaną w szkatułce ziemię do wspólnego grobu z nadzieją, że wreszcie może gdzieś w innym świecie się spotkają. Mama nasza była bardzo głęboko wierzącą osobą i żyła tą nadzieją do końca. Przekonany, że taki był koniec tragicznych wydarzeń z naszym Ojcem zamknąłem się w sobie i bardzo niechętnie wracałem do rozmów na ten temat. Do dzisiaj, kiedy piszę ciąg dalszy tej historii, chwilami nie potrafię ukryć głębokiego wzruszenia i żalu, że to wszystko mogło się wydarzyć. Bardziej wytrwałą i drążącą problem okazała się moja siostra Krystyna, która znanymi tylko sobie metodami docierała do ludzi dokumentów aż otworzyła się nowa nadzieja na znalezienie miejsca śmierci naszego taty.




        W 1991 r do Warszawy przyjechali przedstawiciele „Memoriału” pozarządowego stowarzyszenia działającego na terenach byłych republik radzieckich. Była możliwość spotkania. Wtedy złożyłam na ręce przewodniczącej lwowskiego Memoriału p. Inny Feduszczak wszystkie dane dotyczące naszego ojca z prośbą o ponowne rozpoczęcie poszukiwań.W sierpniu 1994 r otrzymałam za pośrednictwem Stowarzyszenia „Karta” list od p. Inny z załączoną listą straconych na Ukrainie gdzie figurował nasz ojciec pod Nr. Porządkowym 503 znak 43/2 – 45. Była to tzw. Lista dyspozycyjna coś w rodzaju wyroku, niestety nadal nie było wiadomo gdzie ludzie z tej listy zostali straceni.
        W 2004 byłam z przyjaciółmi we Włodzimierzu Wołyńskim. W koszarach nie było już wojska, więc pozwolono nam wejść na teren. Po 64 latach znalazłam się w domu mojego dzieciństwa, pustym, ale nawet nie bardzo zdewastowanym. Ogród, sąsiednie zabudowania, dom oraz wnętrze było dokładnie takie jak zachowałam w pamięci. Próbowaliśmy dowiedzieć czegoś na temat osób uwięzionych w latach 1939 - 40 ale nikt nam nie mógł lub nie chciał powiedzieć.
        W 2006 r. dostałam propozycję wzięcia udziału w filmie dokumentalnym w reżyserii p. Anny Ferens, dotyczącym prac archeologiczno - ekshumacyjnych prowadzonych przez prof. Andrzeja Kolę w podkijowskim lesie w Bykowni. Początkowo przypuszczano, / na podstawie badań ukraińskich /, że leżą tam szczątki obywateli ukraińskich zamordowanych w czasie represji stalinowskich w latach 1936 -41 ale wtedy w 2006 r już było wiadomo, że są tam również obywatele polscy w większości oficerowie polscy, przewożeni z więzień zachodniej Ukrainy a następnie straceni w Kijowie. Wtedy zaistniała nadzieja, że na podstawie dalszych badań przy współpracy prokuratury ukraińskiej następne fakty zostaną ujawnione. Od prof. Andrzeja Koli /Instytut Archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu/dostałam telefon do p. Jolanty Adamskiej, która zajmowała się martyrologią wschodnią w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.Nawiązałyśmy kontakt. Potwierdziła, że ojciec nasz jest u nich na liście poszukiwanych, ja dostarczyłam fotografię ojca i kilka pamiątek rodzinnych uzupełniając tym dokumentację. Wiele zawdzięczam p. Jolancie ponieważ zawsze umacniała mnie w przekonaniu, że dowiem się w końcu prawdy, tym bardziej, że prace cały czas trwały. Dostałam od p. Jolanty kserokopie „Zeszytów Katyńskich Nr.10 z 1999 r, w którym jest sprawozdanie prof. Andrzeja Koli z wcześniejszych prac wykopaliskowych w Bykowni i Włodzimierzu Wołyńskim, z którego wynikało, że w tych miejscach były ślady rozstrzelanych żołnierzy polskich oczywiście bezimienne.
        Rok 2010 straszna tragedia w Smoleńsku. Śmierć Andrzeja Przewoźnika, sekretarza generalnego ROP i M, którego zasługi w dochodzeniu do prawdy, są nie do opisania. Osobiście wierzyłam, że tylko on może doprowadzić sprawę do końca. W niedługim czasie p. Adamska przeszła na emeryturę a ja straciłam nadzieję.
        W materiałach prasowych nie tak dawno temu ukazała się wiadomość, że we Włodzimierzu Wołyńskim ma rozpocząć się budowa pomnika ku czci wszystkich straconych w tym mieście, wspólnego bez względu na narodowość lub wyznanie. Bardzo to nas zainteresowało więc zadzwoniłam do ROP i M. Pani, następczyni poprzedniczki, wysłuchała mnie z wielką uwagą a gdy podałam nazwisko ojca, po chwili powiedziała, że nie wie jak to się stało, że nie zostałam powiadomiona, że ojciec jest na liście cmentarnej na cmentarzu w Bykowni. Wiedziałam, że w Bykowni jest już oficjalnie otwarty cmentarz, ale uważałam, że skoro nie zostałam powiadomiona to znaczy, że ojca tam nie odnaleziono. Pani bardzo mnie przepraszała, że to nieporozumienie. Było mi bardzo przykro, wyrzucałam sobie, że może za mało interesowałam się sprawą, ale widocznie tak miało być. Najważniejsze, że dzieło Andrzeja Przewoźnika Polski Cmentarz Wojenny został dokończony. To już ostatni cmentarz powstały w wyniku jego starań.
        Natychmiast otrzymałam księgę cmentarną / ikonografię / a jeszcze oczekuję na następną, w której będą umieszczone inne dokumenty, / księga jest w druku /. Potem pomyślałam sobie, że może dostałam od losu więcej niż ci którzy byli na oficjalnym otwarciu cmentarza. Teraz możemy sobie pojechać do Bykowni, kiedy będziemy chcieli.
        W czasie realizacji filmu widziałam z bliska ogrom zbrodni stalinowskiej, miałam w ręku czaszkę polskiego oficera z charakterystycznymi śladami po kuli, która to czaszka mogła być przecież czaszką naszego ojca.
       
        Historia zatacza wielkie koło, w maju 2016 r w czasie podróży do Kijowa mąż naszej córki Marek Małachowski miał możliwość odwiedzenia Polskiego Cmentarza Wojennego w Bykowni oddalonego od Kijowa o niecałe 20 km. Tak się złożyło, że był tam bezpośrednio po uroczystościach jakie się odbyły na tym cmentarzu z udziałem Prezydenta Poroszenko. Cmentarz znajduje się w pobliżu drogi komunikacyjnej, choć wjazd jest prawie niezauważalny i nie ma tam żadnych oznaczeń kierunkowych.
        Położony jest w lesie wspólny dla obywateli polskich i ukraińskich. Jest tam natomiast wydzielona kwatera oficerów polskich zamordowanych przez NKWD. Na zdjęciach z cmentarza bardzo w tym czasie uporządkowanego są tabliczki wskazujące na to, że to właśnie tam ojciec nasz został przewieziony i rozstrzelany jak wielu polskich oficerów. Raz jeszcze ukraińska ziemia została przywieziona do Polski i rozsypana na grobie Rodziców. Myślimy, że to już ostatni etap podróży naszego taty.
        Napis na obelisku. „Pamięci obywateli Rzeczypospolitej Polskiej ofiar zbrodni katyńskiej aresztowanych po 17 września 1939 roku przez sowieckie NKWD zamordowanych na mocy decyzji najwyższych władz ZSRR z dnia 5 marca 1940 roku. Z prawej strony napis „Czwarty cmentarz katyński zbudowany staraniem Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa z funduszy Rzeczypospolitej Polskiej 2012” .Na szczycie umieszczony jest orzełek noszony na czapkach żołnierskich.
        Wzdłuż ścieżek cmentarnych ułożone są marmurowe płytki z danymi osobowymi żołnierzy polskich, jest tam również tabliczka upamiętniająca śmierć naszego ojca mjr Eugeniusza Wiszniowskiego d-cy szwadronu zapasowego 19 pułku ułanów. 21 września 2012 roku przy udziale Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego nastąpiło uroczyste otwarcie cmentarza. Wszystkim, którzy przyczynili się do odkrycia prawdy i byli pomocni w poszukiwaniach źródeł losu naszego taty składamy tą drogą gorące podziękowania. Prosimy również, jeśli ktoś więcej wie o opisanych przypadkach o kontakt i poinformowanie nas, celem uzupełnienia rodzinnej historii.
        Krystyna Nowakowska z d. Wiszniowska tel: 22 833 25 26
        e-mail: krystynan33@gmail.com
        Mariusz Wiszniowskitel: 601 216 885
       e-mail: m.wiszniowski4@upcpoczta.pl
        * W materiale wykorzystano informacje z Centralnego Archiwum Wojskowego w Rembertowie
        * Materiały publikowane przez dr Andrzeja Suchctiza / Instytut Polski i Muzeum
im. Gen. Sikorskiego w Londynie / oraz „Ułan Polski” Nr 49 sierpień 2013 r/
        * Dokumenty i pamiątki z archiwum rodzinnego /aktualnie w naszym posiadaniu
        * Wiedza pamięciowa mojej siostry i najbliższej rodziny.
        Warszawa dn.10 stycznia 2017


PIERWSZE SPOTKANIE Z NIEPRZYJACIELEM

Po raz kolejny sięgamy do zbioru archiwalnych wydań wydania Przeglądu Kawaleryjskiego. Autorem prezentowanego tekstu, który został pierwotnie opublikowany w Przeglądzie Kawaleryjskim Numer(106) z 1934 roku jest gen. Stanisław Rostworowski ówczesny płk dypl., którego krótki biogram zamieściliśmy w Ułanie Wołyńskim nr 60 z marca 2017.
       

I wojna światowa

        Z PRZEŻYĆ BOJOWYCH
Płk dypl. dr Stanisław Rostworowski
PIERWSZE SPOTKANIE Z NIEPRZYJACIELEM
( Opracowani zbiorowe grupy oficerów 22 Pułku Ułanów.)


        Odprawa oficerska po ćwiczeniu garnizonowym. Dowódca omawia zauważone usterki: szperacze posuwali się za wolno, przy spotkaniu z patrolem nieprzyjacielskim stanęli bezradnie potem zawrócili galopem. Wyszło na jaw, że wachmistrz, wysyłając ich, dał im ostrzeżenie: ”A uważajcie, by was nie złapali” i przez to zabił w nich cały animusz; jeden z patroli posuwał się przez otwarta przestrzeń zbyt otwarcie, jakiś szwadron zdecydował się szarżować przez 1,5 kilometrowa łąkę na obsadzoną silnie przez nieprzyjaciela wieś, więc rozjemcy musieli go zawracać, zadając mu straty.
        I tak idą jedne szczegóły za drugimi. Omówienia słuchają oficerowie, z których połowa zna wojnę już tylko z opowiadania. Takie omówienie trzeba czymś zabarwić, choćby przeżyciami własnymi. Niech starsi bojowi oficerowie przypomną krótko swoje „pierwsze spotkanie z nieprzyjacielem”. Mogą mówić szczerze bez koloryzowania, bo czterech z nich ma Krzyże Virtuti Militari a pięciu Krzyże Walecznych. Autorytet ich wobec młodszych nie straci na tym, choćby podali mniej udane imprezy. Zaczynali wojnę, jako prości ułani,- lub co najwyżej dowódcy plutonów.a idzie właśnie o zebranie doświadczeń na stopniu szperacza i patrolu, bo w tej fazie szklenia rekrutów jesteśmy.
        Na pierwszy ogień idzie rtm.Edward Ciszowski. Było to roku 1915 zaraz po moim zgłoszeniu się z kapralskiej służby w 3 Pułku Piechoty Legionów na prostego ulana do Beliny. Dla na piechura takiego jak ja przydzielono odpowiednio dobraną łupę, której zmusić do galopu lub przepchnąć przez drąg podniesiony na 20 cm. Mowy nie było. Wkrótce potem wysłano nas na patrol za cofającym się z pod Lublina nieprzyjacielem. Zadaniem naszym było sprawdzić, czy droga już wolna, czy też jeszcze objęta tylnymi strażami Rosjan. Wyznaczono mnie na przedniego szperacza, jedziemy przez dużą wieś, za nią równina, dalej las. Wysunięci przed jadący ławą pluton – używamy znanego sposobu podjechania pod las, wypatrywania z pod dłoni nieprzyjaciela, nawrót galopa jakby do ucieczki. W lesie cisza. Powtarzamy sztukę, ale patrol tym razem podsunął się już blisko za nami.
        W chwili, gdyśmy znowu podjeżdżali do lasu, nagle wyskakuje na nas z strasznym krzykiem szwadron kawalerii. My w nogi. Koledzy na lepszych koniach dopadli na drogę wiejską, ja krótszą cięciwą wprost na opłotki. Za mną goni jakiś dragon na kobyle. Przede mną plot metr dwadzieścia. Było nie było! Łupę ostrogami i jazda! Skoczyła, jak „The Hoop” Rojcewicza. Znalazłem się w pasiece, moje bydle skacze przez pochylone ule, jak pinerole na ujeżdżalni – na trzecim ulu skończyłem się i leżę. Koń biega po sadzie. Już ziemi widzę jak mój dragon dojeżdża do płotu, koń mu stopuje i on buch przez głowę do sadu. Zaklął siarczyście i zbiera się. Za nim jedzie cała ich gromada. Nie czekając na nich, chwytam konia, wyprowadzam ostrożnie za bramkę, włażę w siodło i wieję.
        Takie było moje pierwsze spotkanie kawaleryjskie z nieprzyjacielem.
        OMÓWIENIE DOWÓDCY PUŁKU:
        Zachodzi pytanie, czy patrol i szperacze przedni spełnili swe zadanie? Oczywiście tak. Rozpoznanie po osi zostało dokonane, gdyż patrol nawiązał styczność z nieprzyjacielem. Gdyby rtm. Ciszowski u przewracającego się dragona mógł był dojrzeć numer pułku na ramieniu- patrol dałaby nawet stwierdzenie przynależności organizacyjnej nieprzyjaciela. Szperacze spełnili swe zadanie, wywabiając szarżę nieprzyjaciela i przyjmując na siebie pierwsze jego natarcie. Błędem było podsunięcie się patrolu pod las, ale dowodzi to o dążeniu naprzód, co jest zawsze lepsze, niż zbytnia ostrożność. Epizod ten dowodzi wreszcie, że i na kiepskim rzucone przez przeszkodę serce dopomoże do skoku - w tym przypadku ratując jeźdźca od ran lub niewoli.
        Czy przeciw szarża miała widoki powodzenia i była skazana? Jest to wątpliwe. Było by to wówczas tylko uzasadnione, gdyby patrol ten był tylną strażą cofających się własnych oddziałów, a wówczas rzucenie się naprzód było by jedyna słuszną decyzją.
        Rotmistrz Stanisław Maniak opowiada: Moje pierwsze spotkanie z nieprzyjacielem zostawiło niemile wspomnienie. Był to dzień 19 grudnia 1914 roku w Karpatach. Rtm. Wąsowicz, dowódca 2-go szwadronu Legionów Polskich wysłał parol pod dowództwem ppor. Laszlo Sinewer na Biszturę - Klausulę w stronę Toczki. Zadanie patrolu: przekraść się w głąb terenu nieprzyjacielskiego i zbadać czy nie gromadzą się w rejonie Toczki większe jego siły. Droga patrolu prowadziła wąską doliną rzeczki. Z dwóch stron góry i lasy, częste zasłony, mostki na rzeczce. Teren przykry dla patrolu, bo pozbawiony możliwości manewru. Przejazd przez linie własnych placówek odbył się gładko, dojazd do Klausuli również, choć z dużymi ostrożnościami. Wieś opuszczona przez ludzi. Ze śladów na śniegu i wydeptanej ścieżki wynikało, że jedna ze stodół jest zamieszkała. (Później okazało się, że stały tam konie kozackie). Ułan Liszko - późniejszy podpułkownik i dowódca 6 Pułku Ułanów Kaniowskich – proponuje zbadanie stodoły. Dowódca zabrania kategorycznie wszelkiej akcji, uważa zadanie za spełnione i zarządza marsz powrotny. W marnym nastroju jedziemy po własnych śladach, mając 100 kroków przed sobą, jako szperaczy przednich ułanów Liszkę i Brodę (późniejszego rotmistrza 6 Pułku Strzelców Konnych zmarłego po wojnie). Nagle od jednego z zakrętów, pod który cały patrol się podsuwał, gruchnęły dwa strzały skierowane do dowódcy i zastępcy jadących w pierwszej dwójce. Spojrzałem w górę i zobaczyłem strzelających z zasadzki kozaków. W tej chwili gruchnęła cała salwa. Szperacze ruszyli galopem wprzód – patrol za nimi jadąc na przestrzeni 1,5 km. wśród gwizdu kul. Za następnym dopiero zakrętem zatrzymujemy się i liczymy. Brak ulana Madejewskiego, który jechał w ostatniej dwójce. Ppor. Ł próbuje z napotkanym patolem żandarmerii węgierskiej wrócić jeszcze raz w tył, ale Węgrzy odmawiają tego. Wracamy przy zapadającej już nocy do AlsoSinewer. Nazajutrz pluton piechoty chor. Romaniszyna przeprowadzający również rozpoznanie n tej samej drodze, znalazł ciało Madejewskiego oraz przepędził pluton kozacki z Brusztury. W naszym patrolu przestrzelonym przez brzuch okazał się jeszcze koń ppor. Ł.
        Omówienie.Czy patrol wykonał zadanie? Odpowiedź brzmi tak. W strefie kilkunastu kilometrów przed frontem nie stwierdził ruchów większych sił nieprzyjaciela. Teren do rozpoznania przez kawalerię był wyjątkowo trudny i przykry.Bardziej aktywne działanie w myśl propozycji ułana Liszki doprowadziło by zapewne do zagarnięcia koni kozackich i uzyskania lepszych informacji. Wpadnięcie w zasadzkę w tych warunkach było zawsze możliwe Była ona jednak źle zorganizowana gdyż rozebranie mostku na rzece przed miejscem ostrzelania utrudniło by jeszcze odwrót patrolu. Charakterystycznym dla niecelności ognia na wojnie jest fakt, że z kilkuset strzałów oddanych na bliską odległość i z ukrycia – jedynie trzy lub cztery były trafne. Pozostawienie towarzysza broni beż starań odbicia go, było z strony dowódcy patrolu dużym przewinieniem, które zostało bardzo surowo przez rotmistrza Wąsowicza wówczas osądzone.
        Opowiada mjr Jerzy Żuromski. Jedno z moich pierwszych spotkań z nieprzyjacielem rozegrało się nad Lipą, koło wsi Korsowa na Wołyniu. Wysłano mnie, jako młodego podporucznika 7 Pułku Ułanów pod wieczór z 9 ułanami na wysunięty patrol obserwacyjny nad rzekę. Na prawo i na lewo poszły inne patrole. Przed świtem łączność z nimi zerwała się, widocznie wycofały się, bez zawiadamiania mnie o tym. O godzinie 4 – tej rano nieprzyjaciel zaczął ostrzeliwać ogniem artylerii wieś zajmowana przez nas, wobec czego zarządziłem przesunięcie się w tył o 1 km. do kolonii Krasów. Miałem zamiar stamtąd dalej obserwować brzeg rzeki, gdyż rozkaz polecał pozostać na przedpolu aż do odwołania. Przemykając się dróżką polna z pod ognia artylerii zobaczyliśmy z lewej strony posuwającą się w naszą stronę tyraljerę piechoty nieprzyjacielskiej, dochodząc bliżej do Korasowa zauważyłem, że u ta wieś jest już obsadzono przez jakiś oddział.
       Położenie zrobiło się nieprzyjemne: z tyłu pękające granaty, z boku piechota, z przodu odcięty odwrót. Jednym wyjściem była próba przebicia się. Poderwałem odruchowo parol do galopu, dałem rozkaz „ szaszki dłoń!” i z okrzykiem „hurra!” rzuciliśmy się na wieś. W zagrodzie obok drogi stała przy koniach gromadka ułanów austriackich w niebieskich mundurach. Skręciliśmy w bok i, skacząc przez niski opłotek, zaszarżowaliśmy ich.
        Napad ten tak ich zaskoczył, ze podnieśli w górę ręce, rzucając broń. Było ich sześciu z plutonowym, w dalszej części wsi zagarnęliśmy jeszcze dalszych pięciu rozproszonych ułanów, a więc jak się potem okazało, cały ich patrol. Jeńców odesłałem do pułku, a z resztą moich ludzi pozostałem we wsi, by w myśl rozkazu obserwować dalsze posuwanie się piechoty nieprzyjacielskiej. Wkrótce dostałem rozkaz powrotu do pułku.
        Omówienie.
       Sytuacja wyglądająca bez nadziejnie, zmienia się momentalnie dzięki „odruchowej szarży, przez ploty do środka wsi. Na ćwiczeniach pokojowych tego rodzaju szarża ”teoretycznie” uchodziła by za niewykonalną. W praktyce wojennej dała piękny sukces bojowy.
        Ppłk. Jasiewicz opowiada: Jedno z pierwszych moich spotkań z Niemcami miało taki przebieg: W jesieni 1914 roku wysłany zostałem w ziemi Płockiej, jako dowódca plutonu 6-go Pułku Dragonów na patrol rozpoznawczy. Przy drodze z jednej ze wsi szperacze przedni wracają do mnie galopem i meldują, że zbliża się konny oddział nieprzyjacielskiej kawalerii. Podoficer mojego plutonu rzuca projekt urządzenia zasadzki. Ta odruchowa myśl była zapewne wynikiem dużej ilości ćwiczeń na temat zasadzek, jaki u nas w pułku w czasie pokojowym rozgrywaliśmy. Widząc, że warunki są rzeczywiście dogodne, chowam pluton w opłotkach i przepuszczam szperaczy niemieckich bez strzałów. Ku mojemu zdziwieniu patrol Niemców dojeżdża do wsi, przy pierwszych opłotkach zsiada spokojnie z koni na postój. Wykorzystujemy tę nierozwagę i wypadamy na nich. Zaskoczeni poddają się bez walki. Dowódcą był młody podporucznik, świeżo wypuszczony ze szkoły oficerskiej. Była to jego pierwsza samodzielna akcja bojowa. Jest w rozpaczy, że tak nieszczęśliwa. Przepuszczonych szperaczy bierzemy również do niewoli.
        Omówienie.
       O powodzeniu spotkania zdecydowało:
        a) dobre wyszkolenie szperaczy rosyjskich, którzy nie zdradzając własnej obecności odskoczyli galopem i szybko dali znać o ruchach nieprzyjaciela;
       b) szybkie zorganizowanie zasadzki, jako wynik dobrego szkolenie pokojowego;
        c) złe wyszkolenie podporucznika niemieckiego, który zatrzymał się u wjazdu do nie sprawdzonej jeszcze wsi i zarządził postój bez ubezpieczenia go;
       d) dobre wyszkolenie plutonu rosyjskiego w przejściu z potrawy obronnej do energicznego natarcia.
        Moje własneprzeżycie na pierwszym spotkaniu z nieprzyjacielem nie zawiera nic efektownego, a jednak dla psychologii żołnierza w boju ma pewne znaczenie. Należy, co prawda wziąć pod uwagę fakt, że przeżywający je legioniści byli zupełnie nie wyszkoleni wojskowo z tym samym wolni od zarówno od dodatnich skutków szkolenia, jak niemniej nie obciążeni żadnymi uprzedzeniami.
        Było to 22 października 1014 roku. Rtm. Dunin- Wąsowicz dowódca 2 szwadronu Ułanów Legionów Polskich wysłał do Rafajłowej patrol ppor. Ziembickiego w sile 12 koni w kierunku na Soltownię. Zadaniem jego było sprawdzenie wiadomości o nadciąganiu dużej jednostki kawalerii w kierunku na 2- Brygadę Legionów, debuszującą z Węgier na Stanisławów. Patrol ten odbyłem w skromnej jeszcze randze kaprala, są to, więc wspomnienia nie dowódcy, a szarego żołnierza.Składają się na nie wspomnienia późno w nocy wydawanego przez dowódcę szwadronu w wiejskiej chacie rozkazu, pobudki o 3 rano, stawienie się po prawie nie przespanej nocy przed kwatera dowódcy o godnie 5 i czkanie trzygodzinne na wymarsz wśród mokrej mgły, potem nadrabianie straconego czasu nogami końskimi, a wiec ostrym kłusem z bardzo słabym i jadącym za 100 kroków przed patrolem ubezpieczeniem przednim, wjazd do osady nafciarskiej Bitkowa, entuzjastyczne powitanie przez ludność, obsadzenie czujek przez samych robotników tak, że w pełnym składzie mogliśmy brać udział w wystawnym obiedzie, który przeciągnął się do wieczora i wygodnie spędzić noc na kwaterach. Na drugi dzień znowu dwu godzinne czekanie na deszczu i późniejszy wjazd do Soltowiny, gdzie nas witają jak wybawicieli. Spotykamy tam patrol z 20 strzelców, bodaj, że z 3 pułku Legionów. Dowódca patrolu pisze i wysyła meldunek i wprowadza nas z powrotem za miasto na górę. Manewrem tym jesteśmy zaniepokojeni. Wszak w mieście został patrol pieszy, który może ulec zagładzie, jakże to można opuszczać go w takiej chwili?! Do nas nie mających jeszcze żadnych uprzedzeń kawaleryjskich do piechoty, takie wycofanie się kłusem w chwili, gdy dzielni strzelcy rozwijali się w tyralierę i okopywali się, by ogniem powitać nieprzyjaciela –było po prostu upokarzające. Stanęliśmy zwartą grupą na górze przy szosie i patrzymy, co się tam na dole dziać będzie. Słychać strzały, widać piechota się broni. Wtem – o dziwo – nad nami gwizdnął rój kulek z lasu położonego w bok od nas. Robi się zamieszanie. Jeden z ułanów zeskakuje z konia i kładzie się na ziemi pod nim, inni tulą się odruchowo do szyj końskich jakby to mogło co pomóc. A kule gwiżdżą dalej. Ppor. Ziembicki robi piękny gest. Wyjeżdża na wzgórek bierze lornetkę do oczów i wesoło woła: ”Ślicznie nas kozaki obeszły, ale my ich teraz złapiemy!”. W tej chwili kule przestają gwizdać, robi się cisza. Ale wśród nas a raczej w nas rozgrała się doniosła psychiczna zmiana. Zanika pamięć o godzinach czekania przed kwaterą dowódcy na to, aż wstanie, zanika żal za to, że nas wyprowadził z miasta, budzi się zaufanie do dowódcy, bo choć jest śpioch i ostrożny, ale ma walor wielki: jest odważny i kule mu nie imponują. I tym jednym gestem zdobywa sobie nasz szacunek, prostujemy się na koniach, leżący ułan wstaje ostrożnie i gramoli się na siodło. ( Wieczorem zresztą zamelduje się on chory, zwolniony naturalnie bardzo chętnie w myśl zwyczajów legionowychze szwadronu wyjeżdża „do szpitala”, z którego już więcej na froncie się nie pokaże).Patrol na razie zostaje jeszcze chwile na wzgórzu, obserwuje wejście jakieś sotni kozaków do miasta i wreszcie wycofuje się w stronę Bitkowa, ale nie szosa, tylko na przełaj, błądząc potem po rożnych górskich ścieżkach do późnej nocy. Uchroniło go to może od odcięcia na głównej drodze, którą już obsadziły patrole kozackie na naszych tyłach.Na drugi dzień dołączamy do szwadronu z uczuciem, które nie jednemu wyda się dziwne. Oto czujemy się bardziej doświadczeni od naszych kolegów, byliśmy już na patrolu, byliśmy „ w ogniu” no – i jakoś żyjemy. Otaczają nas koledzy słuchają opowiadań.
        Nie stało się właściwie nic, bo stwierdziliśmy tylko meldunkami wieść o nadciągającej „dzikiej dywizji kawalerii”. Ale wewnętrznie przeżyliśmy nie jedno. Nauczyliśmy się, czym jest w ogniu dowódca i poznaliśmy naszych kolegów w ciągu tych dwóch dni lepiej, niż przez miesiąc wspólnego przebywania w szwadronie.
        ***
        Pinerole lub cavaletti rodzaj przeszkody z położonych na podwyższeniu poziomo jeden nad drugim drągów.
        Szaszka to pozbawiona jelca w niewielkim stopniu zakrzywiona szabla o otwartej rękojeści z rozdwojoną głowicą. Broń pochodzenia kaukaskiego powszechnie używana była przez oddziały kozackie i inne formacje armii Rosyjskiej, następnie w Armii Czerwonej. W okresie I wojny światowej w szaszki wyposażone były przejściowo niektóre pułki kawalerii Wojska Polskiego. W szaszki wyposażone były również pulki 1 Warszawskiej Samodzielnej Brygady Kawalerii LWP, którą W dniu 15 maja 1945 przeformowano w 1 Warszawską Dywizję Kawalerii istniejącą do 1947 roku.




SIŁA TRADYCJI.
OPŁATEK UŁAŃSKI NASZEGO STOWARZYSZENIA W STYCZNIU 2017 R.


        Spotkanie opłatkowe poprzedziło zebranie zarządu naszego Stowarzyszenia w grudniu 2016 r. Pani Hanna Różycka prezes Stowarzyszenia powitała przybyłe członkinie i przybyłych członków zarządu, a wśród nich panią Monikę Prochot- dyrektor Zespołu Szkół w Radości noszących imię 19 Pułku Ulanów Wołyńskich. Pani Prezes przedstawiła podsumowanie działalności w kończącym się roku i zarys planu na nowy rok.
        Wiceprezes Włodek Majdewicz omówił planowaną zawartość kolejnego 62 numeru Ułana. Zapowiedział, że w numerze będzie rozdział poświęcony zbliżającej się 150 rocznicy urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego, która przypadnie w dn. 5 grudnia br. oraz studium psychologiczne szarży kawaleryjskiej 2 szwadronu II Brygady Legionów Polskich 13 czerwca 1915 r. pod Rokitną, podczas I wojny światowej, opracowane przez generała Stanisława Roztworowskiego, zamordowanego w 1944 r. przez gestapo. Konrad Sierakowski przedstawił stan zasobów finansowych Stowarzyszenia oraz wpłat składek członkowskich.
       Poinformował o możliwości wpłat bezpośrednio na konto: BZ WBK 34 1090 2590 0000 0001 2343 9257.
       Zważywszy na czynny, bohaterski udział formacji kawaleryjskiej Feliksa Jaworskiego w bitwach z wojskami sowieckimi w 1920 r. Stefan Sarna przygotował i przedstawił informację o inicjatywie Towarzystwa Patriotycznego – fundacji Jana Pietrzaka, prowadzącej zbiórkę pieniędzy na budowę pomnika – Łuku Tryumfalnego Bitwy Warszawskiej (Nr konta Łuk Triumfalny: 60 10201068 0000 1102 0272 7360. W tytule przelewu należy podać adres do wysłania cegiełki lub wybrać wartość cegiełki: 50,100,500,…).
        Jako zarząd Stowarzyszenia skierowaliśmy wyrazy uznania do pani dyrektor Prochot za przygotowanie przez pedagogów szkolnych i młodzież niezwykle ciekawego programu artystycznego, przedstawionego podczas uroczystości święta Zespołu Szkól, obchodzonego 11 Listopada, a więc równocześnie z narodowym świętem odrodzenia państwowości.
        Na tradycyjne, rokroczne styczniowe spotkanie opłatkowe, organizowane przez zarząd Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, przybyło poza członkami zarządu zaproszone grono pedagogiczne Zespołu Szkół Nr 70 w Radości. Frekwencja na tym przyjacielskim spotkaniu wyjątkowo dopisała, choć pogoda tego styczniowego dnia była lodowata. Wśród zaproszonych nauczycieli przybyły panie Monika Prochot - dyrektor Zespołu Szkół oraz Aleksandra Orzeł –zastępczyni dyrektora, a jednocześnie członkinie zarządu Stowarzyszenia. Nasze Stowarzyszenie reprezentowali pani prezes Hanna Różycka, wiceprezes Włodzimierz Majdewicz oraz panie Danuta Litewska-Rudnicka – sekretarz zarządu i Jadwiga Grapich, jak i też panowie Franciszek Rataj, Konrad Sierakowski – skarbnik, rodzeństwo pani Krystyna Nowakowska i pan Mariusz Wiszniowscy dzieci mjr Eugeniusza Wiszniowskiego dowódcy Szwadronu Zapasowego 19 Pułku Ułanów Wołyńskich oraz autor tej notatki.
        Miejscem spotkania była siedziba Oddziału Stołecznego PTTK im. A. Janowskiego na ul. Kopernika 30 w Warszawie, tradycyjnie udostępniania naszemu Stowarzyszeniu na zebrania. Po części życzeniowej odbyło się otwarte posiedzenie zarządu, któremu przewodniczyła prezes Hanna Różycka. Przedstawiła informację o działalności Stowarzyszenia w roku ubiegłym oraz o planach na rok 2017. Przekazała zgromadzonym najnowszy, 59 numer Ułana Wołyńskiego, poświęcony m.in. świętu 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. To święto obchodzone jest 19 sierpnia każdego roku w kolejną rocznicę zwycięskich bitew pod Skrzeszewem i Frankopolem w 1920 r. gromiących najeźdźców sowieckich na Polskę przez Jazdę Ochotniczą majora Feliksa Jaworskiego. Właśnie ta formacja wojskowa zainicjowała utworzenie na kresach południowo-wschodnich (Wołyń) 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Zebranie przebiegało w świątecznej atmosferze przy suto zastawionym stole. Były na nim sałatki o różnych smakach, przygotowane przez uczestniczące panie, ponadto herbata ciasta i owoce. Nie zabrakło też napojów, jak też wina do toastów. Zgodnie z tradycją spotkanie rozpoczęła pani prezes Różycka dzieląc się opłatkiem i przekazując zebranym życzenia noworoczne. Następnie zgromadzeni na wzajem sobie życzyli szczęśliwego i zdrowego nowego roku 2017.Przyszła kolej na zbiorowe śpiewanie kolęd (były m.in. Bóg się rodzi, Tryumfy, Gdy śliczna panna) oraz okolicznościowe wspomnienia uczestników spotkania. Na zakończenie tego miłego spotkania pani Prezes zapowiedziała planowany termin kolejnego zebrania zarządu w czerwcu br.


SETNE URODZINY PANA PUŁKOWNIKA ZBIGNIEWA MAKOWIECKIEGO
Julita Prabucka


        Rok 2017 to rok setnych urodzin Pana Pułkownika Zbigniewa Makowieckiego. Ponieważ dzień urodzin 11.04.1907 w tym roku przypadł na wtorek Wielkiego Tygodnia to już w pierwszych dniach stycznia została ustalona data uroczystej, jubileuszowej gali na dzień 25 marca. Organizatorembył rtm. kawalerii ochotniczej Dariusz Waligórski i Szwadron Toporzysko w barwach Pułku 3 Strzelców Konnych im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego – kontynuatorzy tradycji bojowego pułku ppłk Zbigniewa Makowieckiego.
        Na początku marca na stronie internetowej został zamieszczony szczegółowy program Gali mającej się odbyć na Zamku Suskim w Suchej Beskidzkiej - będący zarazem zaproszeniem do udziału w niej. W programie Gali był Bal 100-lecia, więc była też informacja o udzielonej przez biskupa miejsca dyspensie dla Gości Gali. Trwały przygotowania do uroczystości - też w rodzinie Szanownego Jubilata, która zdecydowała przybyć na Galę z różnych miejsc w Anglii, Francji i Polsce. Czas mijał niepostrzeżenie i już 23 marca w godzinach popołudniowych, jako pierwszy a zarazem najważniejszy uczestnik uroczystości przyleciał z Londynu do Krakowa ppłk Zbigniew Makowiecki wraz z córką Krystyną. Tradycyjnie, jak już się przyjęło mówić przy różnych uroczystościach w Polsce, pan pułkownik przywiózł pogodę i im bliżej Toporzyska tym niebo było jaśniejsze.
       Jak zawsze serdecznym powitaniom w Toporzysku nie było końca – tu pan pułkownik wraca jak do domu. Córka mimo późnej pory wyruszyła na zwiedzanie Ośrodka i odwiedziła konie. W piątkowe przedpołudnie pan pułkownik poszedł przywitać się z końmi, częstując je marchewką. Takich przyjaciół nie ma na co dzień w Londynie. Wieczorem, gdy do Toporzyska przyjechała córka Ania z Mężem Stewartem i wszyscy Goście z Rodziny Jubilata była uroczysta rodzinna kolacja. No i nadszedł oczekiwany dzień Gali. Z Toporzyska Goście wyruszyli wcześniej do Zamku w Suchej Beskidzkiej. Tam, na dziedzińcu, wszyscy oczekiwali na przybycie pana pułkownika Makowieckiego. Z wybiciem godziny 18.00 – jest! W zamkową bramę wjeżdża samochód, z dwoma proporczykami w barwach P3SK na masce, w asyście strzelców na koniach.Na wprost stoją uczestnicy Gali, a nad nimi na krużgankach Zamku wisi polska flaga, a po bokach dwa duże proporce P3SK, na górnym poziomie są umieszczone proporce wszystkich pułków Kawalerii IIRP. Po lewej stronie stoją poczty sztandarowe i proporcowe oraz kompania honorowa Batalionu Dowodzenia Strzelców Konnych 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, po prawej stronie stoją ułani na koniach, a dalej uczestnicy Gali. Samochód wjeżdża na środek dziedzińca i wysiada Szanowny Jubilat, bardzo wzruszony już takim uroczystym wjazdem i nieoczekiwaną przez Niego ilością zebranych osób. W asyście strzelców konnych por. Mirosława Firsta i por. Bartłomieja Czecha z P3SK pułkownik Zbigniew Makowiecki podchodzi do mikrofonu. Rozpoczyna się powitanie – najpierw meldunek ppłk Wojciecha Łączyńskiego,potem Jubilat wita wojsko oraz zebranych gości, następnie rozlega się salwa honorowa a potem pan pułkownik odbiera defiladę, którą zamyka pluton kawalerii. Teraz Zacny Gość w asyście swoich adiutantów przechodzi przez dziedziniec - na tle frontowej, pięknie udekorowanej części krużganków jest wykonana pamiątkowa fotografia wszystkich uczestników uroczystości. Po „chwili dla fotoreporterów” następuje uroczyste wejście do Zamku - pan pułkownik wchodzi pod uniesionymi szablami szpaleru kawalerzystów, które lekko trącane o siebie dają dźwięk dzwonków rozlegający się po krużgankach. Zapełniają się zamkowe sale, goście /ok.250 osób/ zasiadają do stołów. Niektórzy wykorzystują ten czas na zrobienie indywidualnych fotografii z panem pułkownikiem. Teraz nadszedł czas na posiłek, po którym wszyscy przechodzą do dużej Sali Rycerskiej. Tu na scenie jest orkiestra, z boku stoi fortepian, na ścianie umieszczony jest ekran, na którym wyświetlane są fotografie z różnych okresów życia pana pułkownika, przeplatane ilustracjami do żurawiejek. Dla Zacnego Jubilata stoi specjalnie przygotowany fotel, w którym zasiada, a obok stoi asysta dwóch adiutantów.Pan rtm. Dariusz Waligórski rozpoczyna uroczystość, którą prowadzi wspólnie z panem rtm. Michałem Andrzejakiem. Następuje powitanie – wśród gości są dowódcy wojskowi - jest gen. dr Jarosław Gromadziński i ppłk Wojciech Łączyński z 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, są władze miast, z którymi najbardziej jest związany Jubilat /Prezydent Grudziądza Robert Malinowski, wójt Adamowa Sławomir Skwarek/, Starosta Suski Józef Bałos, Burmistrz Suchej Beskidzkiej Stanisław Lichosyt, mgr Karola Skowrońska - Prezes Zarządu Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej, przedstawiciele organizacji kawaleryjskich. Głos zabierają – najpierw pan pułkownik, który zeskromnością zaznacza, że nie zasługuje na takie uznanie i takie zaszczyty, ale przyjmuje je w imieniu Kolegów, którzy nawet byli lepsi od niego w walce, mieli większe zasługi, ale uprzedzili go w drodze do niebiańskich szwadronów, potem w imieniu rodziny–przemawia córka Krystyna, siostrzeniec prof. Jerzy Ostyk-Narbutt, kuzyn Marcin Makowiecki, anastępnie kolejni goście, których wystąpienia kończą się złożeniem życzeń i wręczeniem prezentów panu pułkownikowi. Prezenty najpierw odbierała córka, ale już po chwili były układane na fortepianie, a i tam już brakło miejsca. Między życzeniami solistki zespołu wraz z orkiestrą wykonują pieśni ułańskie, w śpiew których ochoczo włącza się Jubilat. Panowie prowadzący Galę wspominają różne anegdoty związane z przyjazdami pana pułkownika do Polski. Poszczególne części uroczystości poprzedza sygnał ułańskich trąbek. O godzinie 21-szej następuje przerwa w składaniu życzeń – Pan rtm Dariusz Waligórski ogłasza- „Poloneza czas zacząć!” i 250 osób rusza w tany pod kierunkiem pary wodzirejów. Po polonezie jeszcze kilka kolejnych tańców w rytmach lat 20 - tych. Jest też melodia „Umówiłem się z nią na 9-tą” – przypadek - czy zbieg okoliczności – o słowa tej piosenki prosił pan pułkownik parę tygodni wcześniej, żeby mógł przypomnieć sobie wszystkie zwrotki- spora część tekstu oczywiście pamiętał. Po tanecznej przerwie – powrót do życzeń i wręczania prezentów. Każdy z prezentów jest inny, niepowtarzalnyi na pewno przygotowany z sercem. Nie sposób wymienić wszystkich– na uwagę na pewno zasługuje buława marszałkowska od P3SK. Pomiędzy życzeniami wznoszone są liczne toasty.Pan Sławomir Skwarek i jeden z ułanów po złożeniu życzeń składa hołd, przyklęka przed Panem Pułkownikiem i całuje Jubilata w rękę w dowód szacunku i czci. Ksiądz płk Władysław Maciej Kozickidekoruje Pana Pułkownika medalem Milito Pro Christoprzyznanym przez Biskupa Polowego Wojska Polskiego Józefa Guzdka. Po zakończonych oficjalnych wystąpieniach podchodzą jeszcze osoby chcące indywidualnie złożyć życzenia Panu Pułkownikowi czy też korzystają z możliwości zrobienia wspólnego zdjęcia. Kolejny sygnał ułańskiej trąbki zapowiada wjeżdżający na salę tort z trzema palącymi się fontannami, na wierzchu nad napisem jest proporczyk w barwach P3SK. Fontanny gasną Pan Pułkownik wstaje, dostaje szablę, którą przecina tort. Następnie Szanowny Jubilat wchodzi na scenę w asyście adiutantów i wznosi toast „Za zdrowie Pań”, a ułani wręczają każdej Pani różyczkę, a wszystkim obecnym kartkę – podziękowanie od Pana Pułkownika za przybycie i udział w uroczystości Jego setnych urodzin. W dalszym ciągu kontynuowany jest bal. Do północy brakuje już tylko pół godziny, ale Pan Pułkownik opuszcza gości i udaje się do Toporzyska, by odpocząć przed powrotem do Londynu w niedzielny wieczór. O północy goście wychodzą na krużganki i dziedziniec, na którym pojawia się koń – czas na toast – zdrowie konia, potem żurawiejkii dalszy ciąg balu aż do świtu. Akurat na tę noc przypada zmiana czasu na letni, więc odpoczynek po balu też jest krótszy. W niedzielny ranek Pan Pułkownik idąc z pokoju do jadalni na śniadanie zatrzymuje się i podziwia pięknie przygotowaną wystawę prezentów, które otrzymał poprzedniego wieczoru. Wygląda to imponująco, domyśla się komu zawdzięcza taka niespodziankę. O godzinie 11.00 w kościele w Toporzysku ks.płk Władysław Maciej Kozicki odprawia w koncelebrze mszę św. w intencji Pana Pułkownika Zbigniewa Makowieckiego. Jest specjalnie przygotowany- pewno biskupi-fotel. Ksiądz przedstawia wiernym krótki życiorys dostojnego Jubilata. Podczas wyjścia z kościoła wiele osób chce chociaż uścisnąć rękę Pana Pułkownika. Jest też Pan, który przyjechał z Wilna i wręczył srebrny obrazek Matki Bożej Ostrobramskiej na drewnie. Wzbudziło to zainteresowanie osób stojących najbliżej. Po powrocie do Toporzyska, po obiedzie Jubilat ma jeszcze czas na spotkanie z Rodziną przybyłą z Francji. Czas biegnie nieubłaganie i o 17.00 trzeba już wyruszyć w drogę na lotnisko do Balic. Razem z Panem Pułkownikiem wraca córka Ania z Mężem. Samolot do Londynu odlatuje o 21.25 w domu są krótko przed północą. Pan Pułkownik wraca szczęśliwy, pełen wrażeń i emocji, ale też zmęczony /to przecież już sto lat/, a przede wszystkim jest zachwycony piękną uroczystością i jest pełen podziwu i uznania dla Organizatorów uroczystości. Rodzina Jubilata mogła pierwszy raz naocznie przekonać się jak wielką czcią, uznaniem i miłością cieszy się On wśród wszystkich przybyłych. Wspomnieniom długi czas nie będzie końca, zarówno w Londynie jak i w Polsce, w Rodzinie Pułkownika i w Kawalerii.
        W uroczystości uczestniczyła delegacja Stowarzyszenia Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich im.Gen.Edmunda Różyckiego z Opola z dowódcą rtm Piotrem Zdybowiczem. Najpierw można było zobaczyć na dziedzińcu poczet sztandarowy, a potem podczas składania życzeń i wręczania prezentów zwracał uwagę ogromny portret namalowany przez Pana Sławka na podstawie zdjęcia/zdjęcie to bardzo lubi Jubilat i zawsze podkreśla, że zawdzięcza zrobienie go przytomności swojej Matki, która mimo nerwowych przygotowań do zbliżającej się już wojny pomyślała o takiej pamiątce na przyszłość/ - przedstawiający Pana Pułkownika, ówcześnie jako porucznika,na krótko przed wybuchem II wojny światowej, już po decyzji o przeniesieniu z 1 Pułku Szwoleżerów do Pułku 3 Strzelców Konnych im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego w Wołkowysku.Oprócz obrazu Jubilat otrzymał też upominek przekazany w imieniu Szwadronu Kawalerii Ziemi Opolskiej w postaci metalowej patery z wygrawerowanymi życzeniami oraz płyty CD przedstawiające działalność Stowarzyszenia w ostatnich latach i oczywiście piękną wiązankę kwiatów.
        Podczas jubileuszowej Gali zostały odczytane a następnie przekazane życzenia nadesłane dla Pana Pułkownika przez Panią Hannę Rola Różycką - Prezesa Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich./treść życzeń w załączeniu/
        Toporzysko dnia 25 marca 2017 roku
        Wielce Szanowny,Czcigodny i Drogi Jubilacie ,Wielki Strażniku tradycji Polskiej Kawalerii, Nauczycielu i Wychowawco przyszłych pokoleń polskich kawalerzystów z ochotniczych oddziałów kawalerii i kół pulkowych kawalerii. Z okazji uroczystego Jubileuszu 100 Rocznicy Urodzin skladamy moc Najpiękniejszych Zyczeń dobrego zdrowia i wielu lat życia w atmosferze ciepła domu rodzinnego w Londynie,i miłości oraz życzliwości ze strony Przyjaciół w Polsce i wszystkich rozsianych po kraju ojczystym srodowisk kawaleryjskich.
        Z głębi serca kochamy Ciebie Drogi nasz Przyjacielu i jak najdłużej trwaj z nami Panie Pułkowniku. Twoja obecność wśród nas i młodziezy dodaje moc i siłę do działania na rzecz Chwały Polskiej Kawalerii.
        Z wyrazami miłości ,podziwu i ogromnego szacunku Prezes Hanna Irena Rola Rózycka w imieniu Stowarzyszenia Rodzina 19 Pulku Ułanów Wołyńskich z Warszawy Również życzenia przesłała Pani Anna Sas Jaworska z Kozienic, członek Rodziny Wołyńskiej, związana rodzinnie z mjr Feliksem Jaworskim – pierwszym dowódcą Jazdy Ochotniczej Majora Feliksa Jaworskiego, z której później powstał 19 Pułk Ułanów Wołyńskich.
      


ODSŁONIĘCIE TABLICYUPAMIĘTNIAJĄCEJPOŚWIĘCENIE SZTANDARU
12 PUŁKU UŁANÓW PODOLSKICH
Stefan Sarna


        Stefan Sarna ODSŁONIĘCIE TABLICY UPAMIĘTNIAJĄCEJ POŚWIĘCENIE SZTANDARU 12 PUŁKU UŁANÓW PODOLSKICH
        Uroczystość odsłonięcia odbyła się w kościele św. Anny w Wilanowie po mszy świętej w niedzielę 16 lipca 2017 r. w gronie licznych zaproszonych gości. Wcześniej zgromadzeni spotkali się na chwilę refleksji przy grobie Izabelli Radziwiłłowej - fundatorki pierwszego pułkowego sztandaru, której prochy spoczywają na pobliskim cmentarzu wilanowskim w grobie rodzinnym. Podczas mszy św. koncelebrujący ksiądz przedstawił historię pułku od jego powstania w 1919 r. w Białokrynicy koło Krzemieńca, lecz z tradycjami sięgającymi czasów Księstwa Warszawskiego, do tragicznego uwięzienia przez NKWD oficerów pułku w końcu września 1939 r. podczas przekraczania granicy z Rumunią i następnie zamordowanych w Starobielsku.
       Zarysował też kolejny etap -odrodzeniepułku w ramach 2 Korpusu gen. Władysława Andersa, jego czynnego udziału w maju 1944 r. w bitwie o Monte Casino. W 1939 r. pułk walczył pod Mokrą, Wolą Cyrusową i na innych polach bitewnych przemieszczając się w kierunku Warszawy - razem z ułanami 19 Pułku Ułanów Wołyńskich i 21 pułku Ułanów Nadwiślańskich w formacji Wołyńskiej Brygady Kawalerii, dowodzonej przez płk Juliana Filipowicza. Na pamiątkowej tablicy czytamy słowa podziękowania dedykowane fundatorce pierwszego sztandaru pułkowego i matce pułku Izabeli księżnej Radziwiłłowej oraz pozostałym współzałożycielom Pułku z rodów Grocholewskich i Brzozowskich oraz innych.
        Odsłonięta tablica, umieszczona w nawie bocznej kościoła, ufundowana została w części przez rodzinę Radziwiłłów. Liczni przedstawiciele z nestorką rodu księżną Radziwiłł przybyli na tę uroczystość z różnych stron świata. Fundatorami tablicy byli też Koło Żołnierzy 12 Pułku Ułanów Podolskich ze Szczecina oraz 12 Batalion Dowodzenia Ułanów Podolskich. Po tradycyjnym przecięciu wstęgi odsłaniającej tablicę odczytane zostały okolicznościowe adresy od Konstantego Radziwiłła – ministra zdrowia oraz od Michała Dworczyka – sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, których zapowiedział swój udział w 100 rocznicę erygacji sztandaru pułkowego. Ponadto okolicznościowe wystąpienia wygłosili pułkownik rezerwy Ryszard Wietrzychowski- Prezes Koła Żołnierzy 12 Pułku Ułanów Podolskich oraz major Sławomir Gawron z 12 Batalionu DowodzeniaUłanów Podolskich. Koło Żołnierzy 12 Pułku Ułanów Podolskich powołane zostało do życia w 1947 r. po rozformowani pułku na Zachodzie.
        Wspomniany batalion dowodzenia wspomaga procesy dowodzenia 12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Bolesława Krzywoustego zapewniając łączność taktyczną dywizji. Opuszczając uroczystość podziękowałem płk Wietrzychowskiemu za zaproszenie pani Prezes naszego Stowarzyszenia, którą reprezentowałem w tej podniosłej uroczystości patriotyczno-wojskowej.


Poczet sztandarowy Koła Żołnierzy 12 Pułku Ułanów Podolskich podczas mszy św. w dniu 16 lipca 2017r.


Tablica pamiątkowa


Przemawiający płk Ryszard Wietrzychowski – prezes Koła Żołnierzy 12 Pułku Ułanów Podolskich


Przedstawiciele Rodziny Radziwiłłów
Fotografie Stefan Sarna.


29 SPOTKANIE KAWALERZYSTÓW II RP,
ICH RODZIN I MIŁOŚNIKÓW KAWALERII
Hanna Irena Rola Różycka


        W Grudziądzu przedwojennej stolicy Polskiej Kawalerii w dniach 18 -20 sierpnia 2017 roku odbyło się 29 Spotkanie Kawalerzystów II RP oraz ich Rodzin i Sympatyków.
        Honorowym gościem,oczekiwanym przez wszystkich był płk Zbigniew Makowiecki, absolwent Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii, który z powodu choroby nie mógł przybyć z Londynu. Rolę honorowego gościa pełnił porucznik Józef Adamczyk z 7 Pułku Ułanów Lubelskich Armii Krajowej. Wśród zaproszonych gości obecni byli potomkowie,wnuki i prawnuki gen. Stefana de Castenodolo Kasprzyckiego. W skład naszej delegacji na spotkanie przybyły córka i wnuczka dowódcy 19 Pułku Ułanów Wołyńskich płk Dezyderiusza Zawistowskiego Hanna Zawistowska- Nowińska i Agnieszka Nowińska, prezes Stowarzyszenia Hanna Irena Rola Różycka, Włodzimierz Majdewicz wiceprezes i redaktor "Ułana Wołyńskiego" oraz Urszula Przywóska współzałożycielka Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie. Naszej delegacji towarzyszyła córka Pani Przywóskiej Iwona Lubańska zapewniając komfort przejazdu samochodem z Warszawy. Z Londynu przybyła wnuczka gen. Zygmunta Podhorskiego pani Anna Suzuki- Bobińska.
        U progu hotelu Bursa zostaliśmy powitani z ogromną serdecznością i życzliwością. Wkrótce pojawiła się Prezes Zarządu Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej pani Karola Skowrońska witając bardzo serdecznie przybyłych gości.



        O godz. 18 00 przed koszarami Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii przy ul. Chełmińskiej powitała uczestników Spotkania Prezes Zarządu Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej pani Karola Skowrońska. W asyście honorowej wojska oddaliśmy hołd, składając kwiaty przy obelisku upamiętniającym absolwentów SPRK,zapłonęły znicze.


Na Cmentarzu Garnizonowym okolicznościowe słowo wygłosiła pani Karola Skowrońska, dowódca Garnizonu Grudziądz płk Krzysztof Tokarczyk oraz uczniowie szkół w Grudziądzu.W asyście honorowej oddano hołd pierwszemu komendantowi Centrum Wyszkolenia Kawalerii generałowi Stefanowi de Castenodolo - Kasprzyckiemu oraz zmarłym z ran poniesionych w walkach 1920 roku żołnierzom.


Minutą ciszy uczczono pamięć poległych. Hołd oddali potomni generała, licznie przybywając na spotkanie do Grudziądza. Następnie uczestnicy Spotkania uczcili pamięć ks. prałata rotmistrza Zdzisława Peszkowskiego, cudem ocalonego jeńca z Kozielska, kapelana Rodzin Katyńskich składając kwiaty i znicz w 10 rocznicę śmierci przed pomnikiem ufundowanym przez społeczność Grudziądza.
        Po kolacji w Bursie pan Sławomir Ziętarski z Klubu Kawalerii 18 Pułku Ułanów Pomorskich zaprezentował archiwalną kolekcję zdjęć z komentarzem, związanych z historią i tradycjami 18 Pułku Ułanów Pomorskich oraz zaprezentował zdjęcia oficerów i dowódców pułku z krótkim przekazem biografii poszczególnych osób.
        W sobotę na Błoniach Nadwiślańskich odbyły się wspaniałe pokazy kawaleryjskie oraz piękne widowiskowo w wykonaniu Ochotniczego Reprezentacyjnego Oddziału Ułanów Miasta Poznania w barwach 15 Pułku Ułanów.Wrażenia z pokazów przekaże Pan Włodzimierz Majdewicz, ponieważ pisząca sprawozdanie z pobytu w Grudziądzu w tym czasie odbywała spotkanie rodzinne w Świeciu.
        W sobotnie przedpołudnie na Błoniach Nadwiślańskich obejrzeliśmy popis bojowej sprawności kawaleryjskiej. Regulaminowo umundurowany oddział ułanów wystąpił na świetnie utrzymanych i wyszkolonych kasztanach. Zaprezentowano musztrę konnego pododdziału. Indywidualne i w szyku trójkowym władanie szablą i lancą. Pokazano szermierkę spieszonych ułanów, podejmowanie z ziemi rannego przez dwóch konnych i wiele innych równie efektownych elementów bojowego wyszkolenia kawaleryjskiego. Uderzało doskonałe wyszkolenie koni w gęstej strzelaninie i zadymieniu sprawnie w szyku pokonujących skokiem płonące przeszkody. Na zakończenie pokazu z musztrą paradną wystąpiła świetna Toruńska Orkiestra Wojskowa w mundurach historycznych.





        W sobotę o godzinie 17:00 złożyliśmy wizytę koszarach CWK im. księcia Józefa Poniatowskiego w 8 Grudziądzkim Batalionie Walki Radioelektronicznej im gen. Zygmunta Podhorskiego. W uroczystej oprawie z ceremoniałem wojskowym zostaliśmy powitani przez dowódcę pana majora Wiesława Wychowaniaka. Wysłuchaliśmy przemówień pani Karoli Skowrońskiej i honorowego gościa pana porucznika Józefa Adamczyka. Liczne delegacje z wnuczką generała Zygmunta Podhorskiego panią Anną Suzuki - Bobińską na czele, złożyły wieńce przy obelisku Szkoły Podchorążych Kawalerii.



        Goście mieli okazję zwiedzić Salę Tradycji oraz Izbę Pamięci 8 Batalionu Walki Radioelektronicznej.Wieczorem odbyła się uroczysta kolacja w Bursie z prezydentem Grudziądza oraz dowódcą Garnizonu Grudziądz i dowódcami 8 Grudziądzkiego Batalionu. Wznoszono liczne toasty oraz składano wyrazy podziękowania pod adresem prezes Karoli Skowrońskiej, jednostek wojskowych stacjonujących w Grudziądzu oraz władz Grudziądza.
        W trzecim dniu Spotkania po śniadaniu przed obeliskiem ostatniego Komendanta Centrum Wyszkolenia Kawalerii gen.Tadeusza Bora Komorowskiego zgromadzeni goście wysłuchali wystąpienia pani Karoli Skowrońskiej i wystąpień młodzieży ze szkoły im 18 Pułku Ułanów Pomorskich, która pod kierunkiem nauczycieli historii i dyrektor pani Marii Kaczorowskiej opracowała i opowiedziała dzieje i działania słynnego generała. Od lat młodzież grudziądzkich szkół towarzyszy i uczestniczy czynnie w historycznych wydarzeniach, obchodzonych uroczyście w stolicy Polskiej Kawalerii.




        O godzinie 10 odprawiona została uroczysta Msza Św. z okolicznościową homilią. Mszę Św. w intencji kawalerzystów, poległych i zmarłych celebrował ks. infułat Tadeusz Nowicki.
        Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu złożyliśmy hołd pod pomnikiem wzniesionym na Jego cześć.



        Wcześniej na Rynku Starego Miasta uczciliśmy pamięć Żołnierza Polskiego,liczne delegacje złożyły wieńce i kwiaty pod monumentalnym pomnikiem. Tradycyjnie wykonane zostało tam pamiątkowe zbiorowe zdjęcie uczestników 29 Spotkania. Szczególnego omówienia wymaga nasza tegoroczna wizyta w Muzeum im ks. dr Władysława Łęgi w dawnym klasztorze sióstr Opatek. Odbyła się tam szczególnie poruszająca uroczystość pożegnania wieloletniego prezesa Rady Fundacji na Rzecz Tradycji jazdy Polskiej płk dr Jerzego Krzysia. Dr Jerzy Krzyś pełnił swą funkcję od 1990 roku.


Człowiek wielkiego formatu, społecznik, publicysta działający na rzecz miasta Grudziądz oraz na Chwałę Polskiej Kawalerii i 18 Pułku Ułanów Pomorskich.Publikuje on liczne materiały dotyczące historii Grudziądza i Grudziądzkiej Alma Mater oraz 18 Pułku Ułanów Pomorskich. Wygłoszona została wzruszająca laudacja. Przedstawiciel Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej pan Rafał Chylewski wręczył wspaniały dar -szablę i czapkę ułańską oficera. Postać dr Jerzego Krzysia oraz składane wyrazy podziękowania za działalność pana Prezesa pozostaną w naszej serdecznej pamięci i mieszkańców Grudziądza






        W podniosłej atmosferze przebiegała dalsza oficjalna część uroczystości uhonorowania osób, które swą działalnością przyczyniają się do rozpowszechniania historii i głoszenia chwały polskiej kawalerii. Kapituła Odznaki Honorowej Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej przyznała Honorowe Odznaki członkom rodzin absolwentów CWK i SPRK,przedstawicielom jednostek wojskowych stacjonujących w Grudziądzu,nauczycielom i wychowawcom młodzieży szkół, przedstawicielom stowarzyszeń kultywującym tradycje pułków kawalerii.Pragnę wymienić osoby, które poznałam osobiście panią Zofię Majsterek córkę absolwenta Grudziądzkiej Alma Mater, panią Tatianę Haak żonę oficera, panią Karen Gładysz –Gryffz Edynburga wielką patriotkę, która w wyniku wieloletnich poszukiwań dotarła i poznała swoje polskie korzenie ,oraz Pana Włodzimierza Majdewicza viceprezesa Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, redaktora „ Ułana Wołyńskiego" oraz osoby z wymienionych wyżej jednostek wojskowych i środowiska nauczycieli grudziądzkich szkół.Gratulacje i życzenia dla odznaczonych osób.
        Pani prezes Karola Skowrońska ogłaszając zakończenie części oficjalnej podziękowała uczestnikom za przybycie i pani Dyrektor Muzeum za gościnę oraz zapowiedziała część artystyczną. Był to niezapomniany koncert w wykonaniu Bydgoskich Solistów ARTE CON BRIO. Huczne oklaski publiczności i podziękowania dla wykonawców.
        Obiad w Bursie i oficjalne zakończenie 29 Spotkania w Grudziądzu. Gorące wyrazy podziękowania pani Karoli Skowrońskiej i współorganizatorom za poniesione trudy, doskonałe przygotowanie i sprawną organizację spotkania, okazywaną nam ogromną życzliwość. Długie chwile pożegnania do następnego roku.
        O godz. 15 30 rozpoczęły obrady Rady i Zarządu Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej z udziałem przedstawicielek naszego Stowarzyszenia Hanny Zawistowskiej Nowińskiej i Hanny Rola Różyckiej.
        Fotografie w tekście Włodzimierz Majdewicz



        Osoby zainteresowane historią i tradycją polskiej kawalerii
a szczególnie słynnym 19 Pułkiem Ułanów Wołyńskich
z Ostroga nad Horyniem pod adresem www.ulan-wolynski.org.pl
znajdą najnowsze i archiwalne materiały z „UŁANA WOŁYŃSKIEGO”
Piszemy o walkach 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w 1939 roku.
Przypominany walki ochotniczych formacji konnych legendarnego zagończyka majora Feliksa Jaworskiego.
Przypominamy szwadron 19 Pułku Ułanów odtworzony w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej
Wspominamy Jazdę Wołyńską w Powstaniach
Listopadowym 1830/1831 roku i Styczniowym 1863/1864 roku.
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Powołane zostało w dniu 8.10.1994 roku w celu konsolidacji środowiska oficerów, podoficerów i ułanów 19 Pułku Ułanów
oraz ich rodzin i sympatyków Pułku.


Adres i telefon kontaktowy:
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Prezes: HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA
tel. kontaktowy: 22/604 155 422
kontakt e-mail: office@ulan-wolynski.org.pl
ul. Bajkowa 17/21
04-855 Warszawa
tel. 022-813 66 45, 022 615 73 43
Nr konta bankowego:
BZ WBK 34 1090 2590 0000 0001 2343 9257

powrót na stronę główną