Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

Ułan Wołyński listopad 2016 rok Nr 59



Spis treści
ŚWIĘTO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH REDAKCJA
MÓJ PIERWSZY STRACH GEN. DYPL. STANISŁAW GRZMOT SKOTNICKI
PŁK ALEKSANDER PIOTRASZEWSKI STEFAN SARNA
POŻEGNANIE ELŻBIETY KOTARSKIEJ HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA
GRUDZIĄDZ 26-28 SIERPNIA 2016 HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA
GRUDZIĄDZKIE KAWALERYJSKIE SPOTKIE W OBIEKTYWIE MACIEJ SKINDER
ŚWIĘTO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH W "ZDYBOWISKU" TOMASZ SAWICKI


ŚWIĘTO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH



        19 sierpnia 1920 roku w zwycięskiej bitwie pod Skrzeszewem i Frankopolem major Feliks Jaworski na czele kilkuset ułanów stworzonej przez siebie Jazdy Ochotniczej dokonał rzeczy niebywałej. Doskonałym manewrem, popartym przemyślaną brawurą w wielogodzinnej walce rozgromił prące w ucieczce do przeprawy na Bugu sowieckie dywizje. Rocznica tego zwycięstwa - to Święto naszego 19 Pułku Ułanów Wołyńskich



       

MÓJ PIERWSZY STRACH

Gen. Bryg. Stanisław Grzmot Skotnicki (1894-1939) żołnierz Pierwszej Kompanii Kadrowej Józefa Piłsudskiego. Jeden z ułanów legendarnej „siódemki” .Służył w 1 Pułku Ułanów Legionów Polskich, dowodząc plutonem i szwadronem. W sierpniu 1920 roku dowodził VIII Brygadą Jazdy następnie 2 Dywizją Jazdy. We wrześniu 1939 dowodził Grupą Kawalerii „Czersk” i Pomorską Brygadą Kawalerii w składzie Armii „Pomorze”. Śmiertelnie ranny w Tułowicach na skraju Puszczy Kampinoskiej. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Wojennego Virtuti Militari (pośmiertnie), Krzyżem Srebrnym Orderu Wojskowego Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych, Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Prezentujemy kolejny archiwalny artykuł opublikowany w 1934 roku w „Przeglądzie Kawaleryjskim”


Gen. Bryg. Stanisław Grzmot Skotnicki

MÓJ PIERWSZY STRACH


        Nie bałem się wcale. Lęku nie rozumiałem. Czytałem nieraz o tchórzach i nieraz o tchórzach słuchałem opowiadań z ciekawością, jak o wszystkim ciekawym, ale bez odczucia i prawdziwego zrozumienia lęku. Ot tak, - ciekawe i paskudne bać się , - niby czego?! Śmiałem, się gdym w śliczną sierpniową noc z pierwszą siódemką Beliny przesadził szlaban graniczny rosyjsko-austriacki, skokiem tym wypowiadając Rosji wojnę, całej Rosji, nic a nic się nie bojąc. Śmiałem się gdym wespół z Dudzieńcem, nieboszczykiem, bronił Kieleckiego rynku , klęcząc u wylotu jednej z ulic, pełnej dragonów Nowikowa. I dziś już dokładnie nie pamiętam, czy śmiałem się więcej z uciechy myśliwskiej przy ostrzeliwaniu lepiej do strzału nadstawiających się kacapów, czy do ślicznych z rozdygotanych kielczanek i kwiatów, jakie spadły mi na głowę. A źe dragonów było 3 szwadrony a nas po dwóch na każdym rogu, dwunastu na kupę, - to i cóż ? tym weselej i zabawniej.
        Śmiałem się, gdym w cudny czerwcowy ranek już jako oficer i szwadronista ze srebrnym orłem na ułańskiej czapie, z fantazją na prawe ucho naciągniętej, na czele błękitnych plutonów, na harce rozsypanych w pozłocistej fali sandomierskiej rodzimej pszenicy, nagle gesty płot, jak z pod ziemi wyrosłej tyraliery rosyjskiej najechał i zaraz w nich uderzył, przez com kacapów odepchnął i majątek ciotki mojej wraz z ciotką zdobył.
        A na drugi dzień znowu śmiałem się, gdym w pieszym szturmie jeńców brał, tym samym sobie wiktorię dając, a ciotki majątek wraz z ciotką w moim ręku utrzymując. Śmiałem się do siebie i innych często, zawsze, czy w dzień, czy w nocy.
        Aż nagle … …Był dzień upalny, bez wiatru, kurz siedział wszędzie, na drodze, na drzewach, na zgliszczach dopiero co przez Moskali popalonych chałup, na siodle, za kołnierzem, na kwiatach przydrożnych, smutnie szaro do ziemi ciężarem kurzu pochylonych, w oczach w nosie. W tym kurzu szliśmy za nimi w ślad tuż, tuż…Zdawało się, że dzieli na tylko kurz. Tak za nimi i kurzem, po nich do Urzędowa w Lubelskim.
        W Urzędowie w połowie wsi opór – okopy- strzelają - my stop! Z koni i na piechotę w nich,- przez pole… chyłkiem …biegiem…byle do pierwszych opłotków. Za chwilę i ja razem z innymi, gdy od tyłu nadbiega ułan z rozkazem, by natychmiast stawić się u dowódcy 5 pułku piechoty Legionów. Oddałem dowództwo i sam biegiem przez las do Rysia, zwanego Królem Polskim. Tam w jakiejś ziemiance po Austriakach wysłuchałem wiele zawiłych kombinacji taktycznych, których w owe czasy nie wiele rozumiałem, poczem spiesznie do szwadronu, który może już zdobył, a może krwawi, a może już za Urzędowem w pościgu.
        Ze skraju lasu, dokąd doszedłem, przed sobą na polach, przed chwilą pełnych tyraliery ułańskiej- nic nie dostrzegłem. Doszli więc do wsi i we wsi się biją. Trzeba skręcić trochę w las, a potem szerokim gościńcem, pełnym kurzu, wprost do Urzędowa. Gościniec na lewo biegł wzdłuż błota porosłego dzikimi trawami i trzciną. Za błotem i szuwarem daleko moskale. Szedłem tam wesół i kontent, że już nasi we wsi, że zaraz będę z nimi … Tuż z lewej strony, gdzieś z szuwarów buchnął strzał, tak blisko i tak niespodziewanie, że odskoczyłem odruchowo w bok; jednocześnie kula świsnęła nad czakiem. Poczułem dokładnie jak mi serce bić przestało, -„do mnie” pomyślałem – „ i mierzy dobrze, trochę za wysoko, ale gdy powtórzy ?”… Gościniec był bez drzew, ja oddalony jednako od lasu w tyle i wsi na przedzie, dokąd szedłem i gdzie mnie oczekiwał szwadron. W tył ? do lasu? - nigdy, a gdzie fason?- Więc naprzód ! Skłębiona z tamtą inna myśl: „teraz repetuje, teraz mierzy i zaraz”... Drugi strzał prasnął równie blisko, głowę odrzuciło mi w tył, przez chwilę zdało mi się, że trafił mnie w nos, - na szczęście, tylko złudzenie – nos cały, ale strzeli zaraz trzeci raz jeszcze lepiej, już teraz na pewno prosto w łeb. A w tym łbie myśli jak huragan, wszystkie na raz skłębione, szybkie jak błyskawica i stłoczone niemiłosiernie: „Ot, taki mały w Soktnikach bawię się wojnę z Moskalami i jestem księciem Poniatowskim”, i jednocześnie – „ stawałeś do stumetrówek, a teraz leziesz powoli dla głupiego ułańskiego fasonu, że się niby nie boisz!” i już po niej „ masz Polskę, psiakrew! A mówiły ci sandomierskie endeki, żeby nie iść! a mówiły ci wszystkie żubry spokrewnione, że neutralność to grunt! masz teraz- a słuchać było starszych”.
        Tak z głową, jak kalejdoskop szedłem dalej. Na szczęcie od strony niewidzialnego przeciwnika wzdłuż gościńca zaczął się rów z niedostępna groblą, - ta przynajmniej zasłaniała mi nogi. Serce wstrzymane między pierwszym a drugim strzałem, odrabiało stracone chwile, waląc tak mocno i tak szybki, że czułem je w gardle i uszach… Może nie zdąży strzelić? O czterdzieści kroków ode mnie , po lewej stronie drogi, stał piec z kominem – zwykły piec chłopskiej chałupy, prze godziną spalonej ze sterczącym prosto w niebo kominem. Piec- pięść, myślę sobie, a komin –palec wskazujący, znaczy symboliczny wskaźnik, że za chwilę do Boga. Doszedłem do komina. Przy piecu siedziało dwóch dłubinosów z 5 pułku piechoty zasłoniętych od strony strzału. Grzali konserwy na zgliszczach. – Cześć. – Cześć ,obywatelu poruczniku, - niech obywatel porucznik nie wygląda z za komina, bo tu jakiś sukinsyn strzela; lepiej u poczekać. Rada praktyczna! Obowiązek nakazywał iść zaraz dalej, a wyjść z za komina straszno. Mylę: - teraz mierzy na wysokość głowy lub brzucha, - mierzy na kraj komina, - gdy wychylę się strzeli i trafi niechybnie, jak na strzelnicy do nieruchomej tarczy. Zacząłem rozmawiać z piechurami , tak o niczym, dla zbicia czasu, wstydziłem się sam przed sobą. - Cześć obywatele. - Cześć, ale ostrożnie obywatelu poruczniku.
        Ruszyłem. Tak jak przypuszczałem, strzelił. Kurz z tynku i cegły. Usłyszałem za sobą dwa klapnięcia. To moje leguny dla pewności zrobiły błyskawiczne „padnij” za piecem. Jeszcze dwa naboje w magazynku i jeszcze ze trzydzieści kroków do pierwszej chałupy wsi. Chałupa była biała, wydawała się najpiękniejsza ze wszystkich domów, jakie kiedykolwiek widziałem. Była domem zbawienia i taka śliczna w strukturze. Poczułem dziwny nieznany dotąd dreszcz na plecach. Pobiec! (kiedyś w szkole biegałem tak szybko). Jak to ? biec ?! od kul ? W oficerskim mundurze ułańskim ? Dłubinosy za piecem patrzą , a może moje ułany ze wsi patrzą ? – i ta cholera w szuwarach też patrzy !! Idę dalej krokiem, - tylko kolana lekko drżą i w ustach mi sucho… Strzelił tym razem źle, - nisko – kula zawadziła o groblę, narobiła kurzu i bzykotu i przestraszyła mnie okrutnie. Ale mnie nic. Jeszcze jedna kula w magazynku, a cudny, biały dom tak blisko… Zaciąłem się nie pobiegnę …Nich trafi. Nie pobiegnę! Może bym zdążył dobiec, nim wymierzy. Nie pobiegnę, bo fason jest rzeczą ważniejszą, niż mój niepokój, moje życie, moje wszystko. W głowie mi szumiało, coś w sercu zabolało i w uszach zadźwięczało. Lekko, ukrywając sam przed sobą, przyśpieszyłem kroku. Już tuż przy chałupie strzelił jeszcze raz – za wysoko. Kula poszła w pole. Byłem już za węgłem. Oparłem się plecami o ścianę. Przymknąłem oczy. Ciężko, głęboko oddychałem. Wzruszyłem się, - ucieszyłem się samym sobą. Żyję. Boże! Jak to przyjemnie. Co to było? – „strach”, odpowiedziało tętniące gorączkowo serce i szum w głowie.
        Potem często bywałem w ogniu i często się bałem.


Do redakcji Ułana Wołyńskiego wpłynął krótki list pani Bronisławy Duszyńskiej wraz z tekstem zawierającym wspomnienia zmobilizowanego w sierpniu 1939 roku ulana rezerwy Adolfa Czerw. Prezentujemy nadesłane wspomnienia w oryginalnym brzmieniu opatrując w pewnych miejscach koniecznymi przypisami.
Bronisława Duszyńska

WSPOMNIENIA OJCA


        Szanowny Panie, załączam wspomnienia Ojca. Spisał je 20.I.1979 Roku. „Bardzo mi jest przykro, że nie ma żadnej wzmianki o 27 Dywizji Wołyńskiej, która brała udział w walkach 1939 roku na Pomorzu.” Tak zaczynał swoje wspomnienia mój ś. p. tata Adolf Czerw. Myślę, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby te opisane przez Niego wydarzenia upublicznić.
        Od 14 sierpnia, kiedy został zmobilizowany we Włodzimierzu Wołyńskim i wraz z innymi młodymi mężczyznami jako Kadra 27 Dywizji Kawalerii dołączony do 19 Pułku Ułanów nie odpoczywał. Załadowano ich do wagonów i przywieziono do Bydgoszczy. 16 sierpnia ich szwadron zakwaterowano we wsi Łochowo, a 22 sierpnia pojechali do małej stacji Osieczno, gdzie rozładowali się i konno pojechali do wioski Borzechowo. Tam ich zakwaterowano. Rusznikarze wyostrzyli im szable i bagnety, otrzymali metryczki śmierci.
        Pierwszego września 1939 roku w nocy wyruszyli na front. Ich szwadron jako zwiad konny składał się z 250 szabel. Dowódcą szwadronu był major Ipochorski (lub Spochorski – nie potrafię odczytać). Mieli częste potyczki z Niemcami, którzy strzelali z ukrycia, gdyż zajmowali puste domostwa, stodoły lub kryli się w krzakach. Przez Pomorze i Kujawy dotarli do Sochaczewa, gdzie ich armia została rozbita. Każdy na własną rękę próbował wydostać się z kotła pod silnym ogniem niemieckiej broni maszynowej. Konno przepłynął Bzurę i pełnym galopem chciał się dostać do Puszczy Kampinoskiej. Niedaleko lasu koń dostał odłamkiem artyleryjskim w prawe udo. Padł. Ułan zeskoczył z konia i dobiegł do lasu. Siedząc pod grubą sosną rozmyślał, jaką poniósł stratę, nie tylko konia, o którego dbał tak bardzo, że sam głodny, konia karmił najpierw; ale jako palacz papierosów przypomniał sobie, że od taboryty w Toruniu dostał pomorskie papierosy, miał cały juk, ale pozostawił je przy siodle zabitego konia. A tak chciałby zapalić.
       Nagle zobaczył grupkę żołnierzy. Podszedł bliżej. W grupie był major, dziewięciu żołnierzy i cywil, który za 100 – złotowym wynagrodzeniem zobowiązał się polnymi ścieżkami zaprowadzić ich do Warszawy. Ułan zwrócił się do majora z prośbą: - Panie majorze, ja też pójdę. - Z jakiej formacji ? - spytał major. - Kawaleria. - O nie, nam potrzebni piechociarze. - Panie majorze, przecież my, ułani, jesteśmy przeszkoleni w walkach pieszych. - No, dobrze. Weźcie sobie jednego żołnierza. Będziecie szli pierwsi z bronią gotową do strzału. Za wami cywil, a na końcu my. Szli całą noc, nie mieli żadnych przeszkód i doszli do Warszawy. Na ulicach leżały ludzkie zwłoki i trupy koni, domy płonęły. Major pożegnał ich i poszedł w swoją stronę. Oni zostali, głód im bardzo dokuczał. Zapytali przechodnia, gdzie można kupić chleb. Cywil wskazał piekarnię i powiedział, że żołnierze mają prawo kupić chleb bez kolejki. Odnaleźli piekarnię i kupili po dwa bochenki półkilogramowego chleba. Nim wyszli z piekarni – każdy z nich już zjadł jeden bochenek. Dowiedzieli się, że w papierni organizują dywizję. Poszli tam. Na drugim piętrze budynku przydzielano drużyny. Otrzymał dwudziestu ludzi.
        W tym czasie przyszedł podporucznik z pytaniem, czy jest ktoś z Kadry Dywizyjnej. Zgłosił się. Dowiedział się, że ma z nim pójść, bo organizują szwadron kawalerii wypadowej w Łazienkach. Pożegnał się z drużyną i poszedł z podporucznikiem do Łazienek. Obraz był żałosny: śliczne kare konie były tak głodne, że zjadały miotły, bo co biedne konie miały jeść, jak dostały menażkę owsa spalonego na czarno. Wojsko też cierpiało głód.
        27 września otrzymali rozkaz zawieszenia broni, wydano im zaświadczenie o udziale w Bydgoszczy w walce z bandami niemieckimi. Zostali ostrzeżeni, aby to zaświadczenie nie dostało się w ręce Niemców, gdyż za to groziła śmierć. Do ostatniego dnia września chodzili w Warszawie z bronią. Niemców w Warszawie było już dużo, lecz byli bierni i spokojni. Pierwszego października otrzymali rozkaz złożenia broni i ustawienia się czwórkami. Droga, którą ich pędzono była obstawiona wojskiem niemieckim. W czasie marszu Niemcy źle się obchodzili z jeńcami. Gdy ktoś nie miał siły iść – strzelali do niego. Pędzili ich bardzo szybko. Jeńcy nie wiedzieli dokąd. Nagle zobaczyli łagry. W czystym polu, ogrodzone drutem kolczastym. Dwa metry od drutu leżała taśma. Wartownicy chodzili co 20 metrów poza taśmą. Pilnowali, żeby nikt nie uciekł z zagrodzenia. Czwartego października, zobaczywszy, że wartownik chodzi taki ospały, spróbował wejść za taśmę. Niemiec ocknął się, obejrzał się, zaczął krzyczeć, przybiegł do niego , bił go karabinem i kopał w głowę. Zazwyczaj Niemcy dowiedziawszy się, że ma na imię Adolf, nie bili go. Ten jednak o nic nie pytał. Minęło kilka dni, 13 października 1939 roku spróbował następnej ucieczki. Namówił też innego jeńca Władysława Winiarskiego. Padał deszcz, wartownicy zebrali się w grupę i wtedy wszedł za taśmę, rękoma pod drutami odgarnął piach. Przeczołgał się na drugą stronę. Za nim przeszedł Winiarski. Odeszli od łagru na bezpieczną odległość i zastanowili się, w którą stronę iść. Teren nieznany, noc ciemna, deszczowa. Postanowili iść na północ. Odeszli paręset metrów, napotkali rów, w którym płynęła woda. Zdjęli buty, boso weszli w gęstą wiklinę koszykarską. Postanowili poczekać do rana. Rano rybak szedł z wędkami na ryby. Chyłkiem podeszli do niego zapytać, w jaki sposób można się przedostać na drugą stronę Wisły. Odpowiedział, że mają iść przez tę wiklinę do ścieżki. Przy ścieżce prom przewożący ludzi z Kalwarii do Pogorzela za opłatą przewiezie ich na drugą stronę. Zziębnięci, zmoknięci, głodni poszli we wskazanym kierunku.
       Usiedli dziesięć metrów od ścieżki. Widoczność się poprawiła, wypogodziło się. Przypłynął prom. Z wikliny wybiegło czterech polskich żołnierzy, zdążając w kierunku promu. Od strony Kalwarii wyskoczyło trzech Niemców z okrzykiem: „ halt ”. Rybak odbił od brzegu, a Niemcy popędzili tych czterech żołnierzy do Kalwarii. Oni dwaj czekali na noc. Myśleli, że może rybak przywiezie kogoś nocą i z powrotem ich zabierze. Nadeszła noc. Podeszli bliżej Wisły. Co parę sekund Niemcy oświetlali Wisłę reflektorami. Rybak nie przypłynął. Wrócili w wiklinę, usiedli w tym samym miejscu zmęczeni, zmartwieni i głodni czekając ranka. Rozwidniło się. Od strony Pogorzeli kilkoro ludzi chodziło przy łodzi. Czekali, aż zaczną ładować. Potem pobiegli w kierunku łodzi, położyli się na dnie łodzi, rybak odbił od brzegu i powiedział: „jesteście już w domu”. Zapłacili rybakowi 24 złote i dali dwa pasy główne za przewiezienie. Na drugiej stronie stała grupka ludzi. Spytali ich, gdzie można kupić coś do jedzenia. Jeden z nich zapytał, czy będą jeść flaczki. Odpowiedzieli: tylko dużo. Zaprosił ich do domu, wlał dużą porcję flaczków i dał chleba do syta. Zapłacili i spytali, czy mogą dostać jakieś cywilne ubrania. Jeden z grupki zgodził się i poszli do tego gospodarza. Przyniósł im stare, bardzo zniszczone ubrania, które włożyli na siebie. Wyglądali jak nędzarze. Ich ubrania i płaszcze gospodarz włożył pod koryto , które leżało koło studni, przewrócone do góry dnem. Zaprosił ich do mieszkania. Miał żonę i 17-letniego syna. Chcieli iść dalej, ale gościnny gospodarz zaprosił ich. Poradził im, żeby wypoczęli, przenocowali, a rankiem udali się w dalszą drogę. Posłuchali dobrych rad pana Jabłońskiego i zmęczeni, utrudzeni położyli się spać, ale jeszcze rozmawiali przed zaśnięciem.
       Nagle reflektory zaświeciły w okna. Rozległ się łomot Niemców do drzwi. Gospodarz poszedł otworzyć. Wcześniej ułani poprosili gospodarza, żeby powiedział Niemcom, że są jego synami. Do izby weszło trzech Niemców. Spytali, wskazując ułanów: „ A to kto?” Gospodarz odpowiedział: „ Synowie.” Niemcy poinformowali, że będzie u niego stał tabor i w izbie będzie nocować trzech żołnierzy. Tabor wjechał na podwórze. Niemcy nanieśli słomy do izby i położyli się spać. Ułanów i gospodarzy sen się nie trzymał. Myśleli, co to będzie, gdy rano Niemiec podniesie koryto i zobaczy pod nim mundury i szynele wojskowe. Gdy zaczęło się rozwidniać Niemcy kazali panu Jabłońskiemu zaprząc do wozu konia i pojechać na forszpan. Gospodyni płakała, denerwowała się, ułani pocieszali ją, że mąż zaraz wróci; pomagali w gospodarstwie, wydoili krowę, dali jej szpulkę czarnych nici, a gdy oddział niemiecki opuścił wioskę – oni także, polami, lasami ruszyli w kierunku Włodzimierza, na Wołyń. Pieniądze mieli, lecz trudno było kupić coś do jedzenia. Gdy pytali o chleb, to słyszeli odpowiedź: - W tamtym, dziesiątym domu pieką chleb. Tam kupicie. Gdy z nadzieją dochodzili do wskazanego domu, znów słyszeli tę samą odpowiedź. W jednym domu trafili na świniobicie. Na stole leżał rozpołowiony wieprz. Pomyśleli, że tu się pożywią, ale się pomylili. Gdy tylko wspomnieli o jedzeniu, gospodarz wypchnął ich za drzwi i nazwał dziadami. To było w Garwolinie. Były wyznaczone godziny, w których wolno było chodzić, ale dni były coraz krótsze, więc zarywali godziny zakazane i szli naprzód. W Krasnymstawie wartownik niemiecki krzyknął do nich: „ halt i curyk”. Cofnęli się. Niedaleko stał nędzny szałasik. Podeszli do małego okienka, zapukali. Ktoś się odezwał, więc poprosili, żeby otworzył. Drzwi otworzył stary Żyd, powiedzieli mu, że Niemiec kazał ich przenocować. - Nu, proszę – powiedział - Ale gdzie ja was położę? Weszli do izby. Gospodarz zapalił świeczkę, okno zasłonił, dał im po szklance herbaty i kajzerce. Położyli się na słomie i spali do rana. Podziękowawszy za nocleg i ruszyli w dalszą drogę, rozmawiając o tym, że lubelski naród ma inne, lepsze serce niż ten chytry lud z Garwolina. Gdzie weszli znużeni wędrowcy, wszędzie ich gospodarze ugościli , nakarmili; a gdy chcieli płacić nie przyjmowali pieniędzy. Jeszcze na drogę dawali chleba z masłem. Szli dalej. Na Bugu był zerwany most. Wrócili z powrotem do Horodła. W Horodle mieli łódź. Popłynęli na drugą stronę Bugu. Do Włodzimierza mieli już tylko 12 kilometrów. Gdy weszli do miasta, byli tam sowieci. Zaczerpnęli informacji o zachowaniu się sowietów w stosunku do wracających na Wołyń polskich żołnierzy. Powiedziano im, że są traktowani jak szpiedzy i wywożeni na Sybir. Przez parę dni szukali pracy, dowiedzieli się, że nad Bugiem trwają prace przy budowie fortyfikacji i tam się zatrudnili. Na Wołyniu mieszkali do lipca 1943 roku, bo gdy Ukraińcy mordowali Polaków, uciekli i z częścią rodziny dwukrotnie próbowali przeprawić się za Bug. Pozostali członkowie rodu zostali bestialsko wymordowani podczas ludobójstwa przez Ukraińców, ich majątek rozkradziono, podpalono domy. Potem zrobiono tam kamieniołomy. Ciał zamordowanych Polaków nie pochowano. Nie wiadomo, gdzie są ich kości i prochy.
        Bronisława Duszyńska, córka Adolfa Czerw


PUŁKOWNIK ALEKSANDER PIOTRASZEWSKI
DOWÓDCA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
BOHATER WOJNY POLSKO – BOLSZEWICKIEJ 1919-1920
Hanna Irena Rola Różycka


        Zanim pułkownik Aleksander Piotraszewski objął odpowiedzialną służbę dowódcy pułku przebył długą i trudną lecz chlubną drogę żołnierską. Aleksander Piotraszewski urodził się 22 X 1890 r. we wsi Zofiówka na Ziemi Kijowskiej Nauka i służba w Armii Imperium Rosyjskiego
        W 1910 r. rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Kijowie, ale je przerwał, aby kontynuować studia później, z przerwami. Następnie wstąpił do wojska rosyjskiego do 9 Pułku Ułanów Bugskich w Białej Cerkwi jako jednoroczny ochotnik. Po odbyciu tej służby wojskowej wyjechał do Krakowa, gdzie w latach 1912 - 1914 studiował na Wydziale Rolniczym przy Uniwersytecie Jagiellońskim. W Krakowie, w 1912 r. wstąpił do Polskich Drużyn Strzeleckich - organizacji niepodległościowej, a w 1913 r. kontynuował swoją działalność w Związku Młodzieży Niepodległościowej w Białej Cerkwi przy Polskiej Korporacji Samokształcenia. W 1914 r. A. Piotraszewski został powołany jako chorąży rezerwy na ćwiczenia letnie do 9 Pułku Ułanów, a następnie, po wybuchu I wojny światowej, został wcielony w szeregi armii Imperium. W 1917 r. po wybuchu rewolucji październikowej nasz bohater został przewodniczącym Komisji Polskiej, wydzielającej żołnierzy Polaków z armii rosyjskiej do polskich formacji, powstających przy 5 Korpusie Jazdy. Jeszcze w tym samym roku służył w III Korpusie Polskim dowodzonym gen. Michaelisa na Ukrainie.
        We wspomnieniach Aleksandra Piotraszewskiego, udostępnionych przez pana Macieja Skindera, syn jego szwagra (Ułan Wołyńskich nr 52/2014) znajdujemy opis sytuacji społecznej na Ukrainie w 1918 r. opanowanej jeszcze przez wojska niemieckie i rodzącej się rewolucji, mające wpływ na jego życie. Przemieszczając się różnymi środkami transportu w celu dotarcia do oddziałów ochotniczych formowanych przez gen. Lucjana Żeligowskiego na południu Ukrainy w miejscowości Anańjewie został przez oddział Kozaków wzięty za szpiega. Podejrzenie to groziło mu wyrokiem śmierci. W jednym z fragmentów wspomnień opisujących to zdarzenie przytoczył rozmowę z dowódcą Kozaków atamanem Machno: „Co to za jeden? Zwrócił się do mnie. To nietutejszy człowiek, wtrącił jeden z konwojentów. Milczeć nie ciebie durniu pytam – odburknął Machno. Zgodnie z dokumentem w jaki zaopatrzył mnie Rakowski, powiedziałem, że jestem Polkiem i wracam do kraju. Polak, Polak – mamrotał pijany ataman. … Z Polakami to jeszcze nie wojowałem, chociaż u mnie to wojna wsiech protiw wsiem. Ale czy ty naprawdę Polak? Droga do Polski prowadzi na zachód, a nie na południe. Ty szpieg albo nasłany skrytobójca. Atamanie- odpowiedziałem krzywdzicie mnie niesłusznie, osądzając bezpodstawnie o szpiegostwo, szpiegiem nigdy nie byłem i nie jestem”. Z dalszej części wspomnień wynika, że ataman polecił dalsze śledztwo adiutantowi, który był Polakiem i on przesądził o ocaleniu życia Piotraszewskiego.
        Służba w Wojsku Polskim
        Nasz bohater, uwolniony z rąk Kozaków, dotarł do rejonu rekrutacji i wstąpił do dywizji gen. Lucjana Żeligowskiego. W służbie przejściowo pełnił obowiązki naczelnika etapu jazdy w Mikołajowie i Odessie. Awansowany, następnie został dowódcą 1 szwadronu 6 Pułku Ułanów gen. Żeligowskiego. Po powrocie do kraju na Wołyń, w 1919 r. na własną prośbę został przeniesiony do 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich. W wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. walczył w szeregach Jazdy Ochotniczej mjr Feliksa Jaworskiego – jednostki, która wykreowała powstanie 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Prawdopodobnie majora, wtedy rotmistrza Jaworskiego poznał w służąc w III Korpusie Polskim gen. Michaelisa. Z opisu działań Jazdy Ochotniczej, dowodzonej przez mjr Feliksa Jaworskiego, w dn. 19 sierpnia 1920 na Podlasiu dowiadujemy się o zadaniach jakie nasz bohater miał do wykonania jako dowódca 3 szwadronu Jazdy w bitwie pod Frankopolem i Skrzeszewem. W rezultacie skutecznego natarcia na oddziały Armii Czerwonej szwadron por. Piotraszewskiego, wzmocniony drużyną karabinów maszynowych, wziął do niewoli 2 kompanie wojska, tabory i 14 armat. W kolejnym natarciu czerwonoarmistów mjr Jaworski został ranny. Wówczas dowództwo Grupy Jazdy Ochotniczej przejął ppłk Szmidt, który dalsze prowadzenie boju pod Skrzeszewem powierzył por. Piotraszewskiemu. Jego 3 szwadron, spieszony, przeprowadził natarcie na bagnety. W rezultacie ułani wzięli do niewoli wielu żołnierzy wroga, karabiny maszynowe i armaty. Szwadron opanował strategiczne wzgórza pod Frankopolem otwierając w ten sposób pole obstrzału przeprawy przez Bug.
        Kończąc opis tego ważnego epizodu w życiorysie Aleksandra Piotraszewskiego, trzeba podkreślić, iż trudno o lepsze rekomendacje profesjonalnego prowadzenia walki przez naszego bohatera jako dowódcy szwadronu. Zasłużył sobie na najwyższe uznanie. Został odznaczony orderem wojennym Virtuti Militari i medalami wojennymi. Po wojnie przyszedł czas na podnoszenie kwalifikacji teoretycznych. W 1921 r. nasz bohater odbył kurs w Oficerskiej Szkole Przyfrontowej przy 2 Brygadzie Jazdy, a w latach 1922 -1923 r. przebywał na szkoleniu w Centralnej Szkole Kawalerii w Grudziądzu oraz w Doświadczalnym Centrum Wyszkolenia w Rembertowie. Rotmistrz Piotraszewski po awansie na majora z dniem1 lipca 1923 r. został w 1924 r. zastępcą dowódcy 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. W 1928 r. ukończył kurs dla oficerów sztabowych w Centralnej Szkole Strzelniczej w Toruniu. Na przełomie czerwca i lipca 1929 r. ukończył VI Kurs Oficerów Sztabowych Kawalerii w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. Dowództwo pułku objął 22 marca 1929 r.
        W dniu 1 stycznia 1933 r. został awansowany na stopień pułkownika. Pułkiem dowodził do 23 maja 1938 r. Następnie został przeniesiony na emeryturę. Po zakończeniu służby w 19 Pułku Ułanów przeszedł na emeryturę w 1937 r. Będąc na emeryturze płk Piotraszewski był szefem komisji remontowej tj. zakupu koni dla wojska.
        Lata powojenne
        Po II wojnie światowej w 1945 r. emerytowany płk Piotraszewski znalazł się w trudnej sytuacji materialnej. Dzięki Ryszardowi Wituszyńskiemu - dyrektorowi stadniny koni w Plękitach k/Ostródy na Mazurach płk Piotraszewski został zatrudniony w stadninie na stanowisku kierownika źrebięciarni Kanty. Wraz z żoną osiadł w Plękitach, gdzie przebywał do końca swojego życia. Tak więc doświadczenie profesjonalne i zamiłowanie do koni umożliwiły mu tę pracę w stadninie. Płk Piotraszewski zmarł w Plękitach 16 maja 1980 r. i został pochowany na cmentarzu w Morągu.
        Płk Aleksander Piotraszewski za zasługi na polach bitew o wolność Polski został odznaczony krzyżami: Krzyżem V klasy Orderu Wojennego Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych oraz medalami: "Za wojnę 1919 - 1921" i Médaille de la Victoire. Ponadto płk Piotraszewski był odznaczony Krzyżem Niepodległości i Złotym Krzyżem Zasługi, jak też medalami resortowymi: Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, Brązowym za "Długoletnią Służbę". Inicjatywa Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich Minęło ponad 35 lat od śmieci pułkownika Piotraszewskiego. Czynnik czasu spowodował, że płyty kamienne jego grobu uległy znacznej erozji. W tej sytuacji, zważywszy na historyczne zasługi naszego bohatera dla ciągłości państwowości polskiej Stowarzyszenie Rodzina 19 Pułku Ułanów poczuło się zobowiązane aby, wykorzystując własne skromne środki, przeprowadzić renowację groby pułkownika i jego małżonki. Zadanie to koledzy Maciej Skinder i Konrad Sierakowski powierzyli miejscowym rzemieślnikom. Wyniki tej renowacji ilustruje zdjęcie. Mamy nadzieję na docenienie naszej troski o mogiłę pułkownika przez społeczeństwo Morąga. Stefan Sarna – członek zarządu Stowarzyszenia - opracowane na podstawie informacji publikowanych wspomnień bohatera oraz osób Jego znających - Ułan Wołyński o numerach: 25/2005;28/2006; 33/2008; 52/2014); Wielka Księga Kawalerii Polskiej 1918- 1939 – 19 Pułk Ułanów, tom 22. Edipress 2012r. i innych



POŻEGNANIE ELŻBIETY KOTARSKIEJ

       


       
       



        Członkowie Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z żalem i smutkiem przyjęli wiadomość o śmierci Elżbiety Kotarskiej osoby związanej z naszym Stowarzyszeniem, niezwykle serdecznej, mającej niezwykłą potrzebę więzi i bliskich kontaktów z rodziną wołyńską. Pani Elżbieta mocno emocjonalnie była związana z rodzinami oficerów 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, była córką zastępcy dowódcy pułku ppłk. dypl. Władysława Kotarskiego.
        Miejscem postoju 19 Pułku Ułanów Wołyńskich im. gen Edmunda Różyckiego było miasto graniczne na Wołyniu Ostróg nad rzeką Horyń. Pani Hanna Zawistowska -Nowińska córka ppłk Dezyderiusza Jerzego Zawistowskiego wieloletniego oficera 19 Pułku Ułanów i jego dowódcy w latach 1937-1938 zapamiętała kilkuletnią, radosną Elżbietkę. Niedługo trwało szczęśliwe dzieciństwo czteroletniej dziewczynki. 1 września 1939 roku Niemcy dokonały napaści na Polskę, 17 września nastąpił zdradziecki napad Rosji Sowieckiej. „17 września zaszło słońce nad Horyniem”, tak zatytułował swoje wspomnienia kadet Józef Pętkowski syn dowódcy 19 Pułku Ułanów Wołyńskich ppłk dypl. Józefa Pętkowskiego.
        W połowie sierpnia 1939 roku pułk odjechał na miejsce mobilizacji Wołyńskiej Brygady Kawalerii w okolice Radomska i Częstochowy. W pierwszym dniu najazdu niemieckiego 19 Pułk stoczył ciężkie boje pod Mokrą z przeważającym siłami niemieckich wojsk pancernych. W archiwach wojskowych, opracowaniach historyków, a najważniejsze we wspomnieniach uczestników walk, bohaterskich ułanów i dowódców opisane są szarże pod Mokrą i Cyrusową Wolą na spieszone oddziały piechoty niemieckiej. Szczegółowe opisy zawarł w swych wspomnieniach rtm. Antoni Skiba w „Bojach 19 Pułku Ułanów Wołyńskich”. Podpułkownik Władysław Kotarski walczył do ostatnich dni września z niemieckim i sowieckim najeźdźcą. Większość kadry oficerskiej i podoficerskiej trafiła do niewoli sowieckiej. Zamordowani zostali w sowieckich więzieniach NKWD w Starobielsku, Charkowie i Lwowie oraz wielu innych miejscach na nieludzkiej ziemi.Żona ppłk. Kotarskiego pani Apolonia Kotarska z pięcioletnią córką po raz ostatni pożegnały idącego na wojnę pułkownika Kotarskiego w Ostrogu. Po kapitulacji ppłk Kotarski nie rezygnował z dalszej walki i we Lwowie rozwijał konspiracyjną działalność w Związku Walki Zbrojnej, zalążku przyszłej Armii Krajowej. Po wykryciu organizacji w wyniku zdrady członkowie tajnej organizacji zostali aresztowani w więzieniu we Lwowie. W 1941 roku ppłk Kotarski został skazany na karę śmierci i wyrok został wykonany.
        Okrutne represje dotknęły ludność polską na Wołyniu. Rodziny wojskowych, policjantów, urzędników państwowych w pierwszej wywózce 10 lutego 1940 roku trafiły do łagrów syberyjskich, lub na bezkresne stepy Kazachstanu. Ciężki los spotkał panią Apolonię i jej małą córkę. Pani Apolonia zmarła w Kazachstanie na tyfus w 1942 roku. Można wyobrazić sobie sieroce życie Elżbietki pozbawionej miłości matczynej i opieki w trudnych warunkach głodu i zimna. Dziecko zostało zabrane do ochronki, gdzie przebywało do 1946 roku. Odszukana i sprowadzona przez rodzinę Elżbieta Kotarska została oddana pod opiekę Sióstr Elżbietanek. Po otrzymaniu świadectwa dojrzałości ukończyła studia wyższe.
        Pani Elżbieta Kotarska odczuwała potrzebę i szukała kontaktu z rodziną wołyńską. W 2003 roku skontaktowała się z naszym Stowarzyszeniem w Warszawie i została zaproszona na zebranie nowo organizującego się Zarządu. Miało to miejsce w sali konferencyjnej Zarządu Głównego PTTK w Warszawie przy ulicy Senatorskiej.
        Na zebraniu byli obecni pan rtm. Tadeusz Bączkowski z Londynu, ostatni z żyjących oficerów 19 Pułku Ulanów, pani Halina Anna Ofrecht i pan Włodzimierz Majdewicz współzałożyciele Stowarzyszenia w 1994 roku, panie Hanna Zawistowska - Nowińska, wspomniana wcześniej i Hanna Irena Różycka prezes, oraz pan Franciszek Rataj. Elżbieta Kotarska nie figurowała na liście członków Stowarzyszenia, ale była z nami zapraszana na uroczystości związane z Patronem Szkoły im. 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie Radości, na tradycyjny Opłatek Ułański i Jajeczko.
        Pan rotmistrz Tadeusz Bączkowski zgłosił i zmobilizował naszą rodzinę kawaleryjską do udziału i uczestnictwa w Zjazdach Kawalerzystów II RP w Grudziądzu, organizowanych przez Panią Prezes Zarządu Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej w Grudziądzu rotmistrz Karolę Skowrońską. W naszej grupie znalazła się również pani Elżbieta Kotarska. Po spotkaniach grudziądzkich mieliśmy okazję aranżować spotkania z panem rotmistrzem Tadeuszem Bączkowskim odbywające się w Warszawie.
        Pani Kotarska, jako doświadczona publicystka próbowała wielokrotnie zmobilizować rotmistrza do udzielenia wywiadu na tematy związane z udziałem w kampanii wrześniowej i potem w walkach na Zachodzie. W tym okresie pan rotmistrz nie był skłonny wspominać wojennych czasów. Pewnie było to zbyt trudne dla niego. Do pewnego momentu utrzymywały się nasze kontakty telefoniczne, potem umilkły również telefony. O pani Elżbiecie wiedzieliśmy, że redagowała artykuły do poczytnych magazynów np. do „Kontynentów” magazynu reporterów - podróżników, zajmując się również problematyką społeczną. Pracowała z poświęceniem w organizacjach zajmujących się osobami zaginionymi. Poświęciła wiele swego czasu na przeprowadzanie wywiadów z osobami w trudnych sytuacjach życiowych. Na jednym z naszych spotkań rodziny ułańskiej pani Elżbieta Kotarska obdarowała mnie książką swojego autorstwa, zatytułowaną „Proces czternastu”, zaopatrzoną dedykacją. Książka wzbudziła wielkie zainteresowanie brzmieniem tytułu i treścią. Znany był społeczeństwu polskiemu po zakończeniu wojny sfingowany proces szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Elżbieta Kotarska opisuje proces prowadzony przez sowieckich oprawców NKWD przeciwko czternastu polskim patriotom, członkom ZWZ walczącym o Niepodległą Polskę w czasie sowieckiej okupacji. Wśród skazanych był jej ojciec ppłk Władysław Kotarski.
        Książka „Proces czternastu” jest ukoronowaniem pracowitego życia pani Elżbiety. Wzbudza zainteresowanie i uznanie historyków oraz czytelników. W latach dziewięćdziesiątych z ogromną odwagą i poświęceniem dotarła do chronionych, tajnych Archiwów NKWD we Lwowie i innych miejscach. Docierając do źródeł trudno dostępnych informacji zrobiła obszerne notatki, które wykorzystała jako dokumenty wagi historycznej w swojej książce. Prowadziła rozmowy, docierając do rodzin osób skazanych lub do niemych świadków wydarzeń. Odkrywała miejsca szczególnie dla Niej ważne we Lwowie i podążała śladami swego Ojca i pozostałych Przywódców podziemnej organizacji Związku Walki Zbrojnej, Ofiar zbrodni sowieckiego okupanta. Działaniom Pani Elżbiety, jak nam opowiadała, towarzyszyły głębokie osobiste przeżycia, które nie miały wpływu na rzetelne odkrywanie i przedstawianie prawdy historycznej.
        Zmarła śp. Elżbieta Kotarska pozostanie na zawsze we wdzięcznej pamięci członków Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
Warszawa, dnia 5 września 2016 r.


GRUDZIĄDZ 26 - 28 SIERPNIA 2016
HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA

        W dniach 26 - 28 sierpnia 2016 roku w 25 rocznicę powstania Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej oraz w 90 rocznicę powstania Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii odbyło się tradycyjne Spotkanie Kawalerzystów II RP oraz ich Rodzin. Ożywiła się stolica przedwojennej Kawalerii. Uroczystość uświetnił swą obecnością absolwent SPRK honorowy gość pułkownik Zbigniew Makowiecki oficer 3 Pułku Strzelców Konnych oraz pan Józef Adamczyk porucznik 7 Pułku Ułanów Armii Krajowej.
        Licznie przybyli z kraju i zagranicy zaproszeni goście. Przed wieczorem uroczyście oddaliśmy hołd pod Pomnikiem Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii przy ulicy Chęłmińskiej. Honorową wartę wystawił 8 Grudziądzki Batalion Walki Radioelektrycznej im. gen Zygmunta Podhorskiego. Oficjalne delegacje oraz organizatorzy i uczestnicy spotkania złożyli kwiaty i wieńce. Przemówiła pani prezes Fundacji Karola Skowrońska. Historię Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii przedstawił uczeń szkoły nr 2 imienia 18 Pułku Ułanów Pomorskich.
        O zmroku na Cmentarzu Garnizonowym zaciągnięta została warta honorowa, którą wystawiły jednostki wojskowe grudziądzkiego Garnizonu. Oddano hołd generałowi de Castenodolo Kasprzyckiemu oraz Poległym Bohaterom 1920 roku. Przemówienie wygłosił dowódca Garnizonu Grudziądz płk Krzysztof Tokarczyk oraz pani prezes Karola Skowrońska. Wystąpił uczeń Szkoły noszącej imię 18 Pułku Ułanów Pomorskich, przedstawiając Postać pierwszego dowódcy CWK w Grudziądzu gen. de Castenodolo Kasprzyckiego. Delegacje złożyły kwiaty przed pomnikiem rtm. ks. prał. Zdzisława Peszkowskiego, kapelana Rodziny Katyńskiej. Po powrocie do bursy wyświetlone zostały filmy o tematyce związanej z historią kawalerii oraz życiem codziennym i losami polonii po wojnie na emigracji w Londynie. Bardzo ciekawie rozpoczął się drugi dzień naszego pobytu na Cytadeli w Grudziądzu. Cytadela grudziądzka liczy już 240 lat i jest w doskonałym stanie , dzięki prowadzonym pracom konserwatorskim. Komendant 13 Wojskowego Oddziału Gospodarczego płk Wojciech Maglarczyk powitał bardzo uroczyście uczestników Spotkania Kawalerzystów II RP pana ppłk Zbigniewa Makowieckiego oraz por. Józefa Adamczyka Honorowych Gości oraz nas wszystkich. Po wystąpieniu komendanta przemówił rotmistrz Kawalerii Ochotniczej Tadeusz Kühn prezes Fundacji Kawalerii Ochotniczej. W swoim wystąpieniu rotmistrz przekazał nam historię, zakres działań, dotychczasowe osiągnięcia Federacji oraz dalsze plany działań na chwalę Polskiej Kawalerii. Przemówienie pana prezesa Kühna zostało przyjęte z dużym aplauzem.
        Zostaliśmy zaproszeni na pokazy i występy 26 pierwszych absolwentów Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej. Zanim to nastąpiło, bardzo miłym akcentem pierwszej części uroczystości na Cytadeli były wyrazy podziękowania złożone na ręce płk Wojciecha Maglarczyka przez Zarząd Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej wraz z upominkiem w formie proporca. Jeszcze nastąpił jeden uroczysty moment. Odchodzącemu ze Szwadronu Kawalerii Wojska Polskiego młodszemu chorążemu Piotrowi Bąkowi złożył podziękowanie wraz z upominkiem chor. rez. Andrzej Klimczuk i kapr. Podch. Rafał Chylewski. Tym miłym akcentem zakończyła się część pierwsza uroczystości. Goście zajęli dogodne miejsca w pełnym słońcu, lub do wyboru, w zacienionych miejscach pod murami i bastionami cytadeli.
        Rozpoczęły się uroczyste pokazy ułanów z Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej, pierwszych absolwentów szkoły. Całość pokazów poprowadził i przejął dowodzenie rotmistrz Kawalerii Ochotniczej pan Piotr Szakacz. Efektowna musztra i jeździectwo, władanie szablą i lancą znakomicie przygotowane w doskonałym wykonaniu widzowie oklaskiwali gromkimi brawami. W czasie trwania pokazów prowadzony był komentarz pana rtm. Tadeusza Kühna. Bardzo ważnym wydarzeniem, również o historycznym znaczeniu był fakt wręczenia proporca kawaleryjskiego Centrum Wyszkolenia Kawalerii Ochotniczej rtm. Tadeuszowi Kühnowi przez honorowego gościa ppłk Zbigniewa Makowieckiego, Honorowego Prezesa Kapituły Dawnej Broni i Barwy, w asyście pani rtm. Karoli Skowrońskiej.
        Po zakończonych pokazach goście mieli okazję do zwiedzenia Cytadeli oraz okolicznościowej wystawy. Był też poczęstunek ułański smaczna grochówka, napoje i słodycze. Po południu uczestnicy Spotkania złożyli tradycyjnie wizytę w koszarach CWK im. księcia Józefa Poniatowskiego przy ulicy Hallera. Gości powitał dowódca 8 Grudziądzkiego Batalionu Walki Radioelektronicznej płk Radzisław Smółkowski. Podobnie jak na Cytadeli, miało miejsce historyczne wydarzenie Po raz pierwszy odbyła się Promocja kawalerzystów trzech absolwentów, prymusów CW Kawalerii Ochotniczej. Promowani kawalerzyści Marcin Hubert, Jacek Iżykowski oraz Paweł Urban otrzymali stopień podporucznika kawalerii ochotniczej. Promocji dokonał ppłk Zbigniew Makowiecki w obecności dowódcy Garnizonu Grudziądz płka Krzysztofa Tokarczyka.
        Gratulacje, życzenia i brawa dla promowanych oficerów kawalerii ochotniczej. Gorące i specjalne wyrazy podziękowania złożone zostały pułkownikowi Radzisławowi Smólkowskiemu Gospodarzowi uroczystości w koszarach. Owacyjnie przyjęto wystąpienie ppłk Zbigniewa Makowieckiego oraz ciekawe programowe przemówienie rtm. Piotra Szakacza.
        Tradycyjnie, oficjalne delegacje złożyły kwiaty i wiązanki pod obeliskiem CWK. Jak zawsze były obecne wnuczki gen. Zygmunta Podhorskiego Jolanta Parol i Anna Bobińska – Suzuki. Mieliśmy okazję do zwiedzania Sali Tradycji częściowo będącej w przebudowie. Ogromną niespodzianką był niepowtarzalnie piękny, na wysokim poziomie artystycznym koncert Zespołu Regionalnego z Chojnic Kaszebe wraz z występami młodych talentów w programie tańca towarzyskiego. Wieczorem uczestniczyliśmy w uroczystej kolacji. W trzecim dniu Spotkania, w słoneczny niedzielny poranek pod obeliskiem gen. Tadeusza Bora - Komorowskiego i Armii Krajowej odbyło się złożenie kwiatów i wieńców przez oficjalne delegacje. Wartę honorową wystawił 8 Grudziądzki Batalion Walki Radioelektronicznej.
        Przy obelisku przemawiała pani prezes Karola Skowrońska. Postać generała Bora - Komorowskiego przedstawił uczeń grudziądzkiego Gimnazjum nr 2 im. 18 Pułku Ułanów Pomorskich. O godzinie 10 w grudziądzkiej Kolegiacie odprawił mszę św. ks. infułat Tadeusz Nowicki w asyście ks. Dariusza Kunickiego i kapelana Garnizonu Grudziądz ks. kpt. Artura Majorka. Ks. Dariusz Kunicki powitał uczestników i honorowych gości oraz władze centralne, które reprezentował płk Mateusz Lysek z Ministerstwa Obrony Narodowej oraz płk Zbigniew Krzywosz z Urzędu d/s Kombatantów i Osób Represjonowanych, Wojewodę województwa Kujawsko-Pomorskiego Józefa Ramlau, Prezydenta Grudziądza Roberta Malinowskiego oraz płk Krzysztofa Tokarczyka Dowódcę Garnizonu. Wystąpiły poczty sztandarowe 8 Grudziądzkiego Batalionu Walki Radioelektronicznej, Centrum Szkolenia Logistyki im. Króla Kazimierza Odnowiciela. Poczet sztandarowy z kopią historycznego sztandaru CWK oraz nowy proporzec CWKO. Okolicznościową homilię wygłosił kapelan Garnizonu ks. Artur Majorek. Po nabożeństwie udaliśmy się na Rynek, aby przy Pomniku Żołnierza Polskiego. Pod Pomnikiem złożone zostały wieńce i kwiaty. Tradycyjnie jeszcze pamiątkowa fotografia uczestników pod Pomnikiem i kwiaty pod Pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskiego.
        Wszyscy uczestnicy zostali zaproszeni do Muzeum im ks. Władysława Lęgi na uroczystość promocji Katalogu Kolekcji Aleksandra Kazimierza Wyrwińskiego. Pani Anna Wyrwińska realizując testament zmarłego męża podarowała na Rzecz Muzeum niezwykle cenną kolekcję dawnej broni. Dyrektor Muzeum Wioletta Pacuszka serdecznie powitała gości. Autorzy Katalogu Anna Wajler oraz Żebrowski zaprezentowali Katalog. Ciepłą i serdeczną atmosferę na sali wniosła osobowość pani dyrektor Muzeum. Okazją do radosnego przeżywania tych chwil był oczywiście Jubileusz 25 lecia działalności Rady Fundacji i Zarządu Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej oraz 28 letnia działalność prezes Zarządu Fundacji pani Karoli Skowrońskiej oraz dr Jerzego Krysia prezesa Rady Fundacji i wielu członków Rady Fundacji. Z tej okazji, uroczyste słowo wygłosił wraz z życzeniami z gratulacjami prezydent Grudziądza Robert Malinowski. Złożył też gorące podziękowania na ręce pani Karoli Skowrońskiej spiritus movens powstałej Fundacji, za wieloletnią jej działalność prezydent pogratulował sukcesów w działaniach na rzecz i chwałę Polskiej Kawalerii. W dalszej części uroczystości w Muzeum, Zarząd i Rada Fundacji skierowała szczególne wyrazy podziękowania osobom, władzom administracyjnym i samorządowym oraz instytucjom grudziądzkim za wieloletnią, 25 letnią współpracę oraz wieloletnie i wielokierunkowe wspieranie działań Fundacji, działającej na rzecz utrwalania historii, tradycji Jazdy Polskiej i przedwojennego ośrodka kształcenia oficerów kawalerii, Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, działającego od 1920 roku do wybuchu II wojny światowej.
        Pozwolę sobie zacytować nazwiska osób zasłużonych i wyróżnionych: ks. infułat Tadeusz Nowicki, płk Marian Michniewicz, ppłk Zbigniew Makowiecki, por Józef Adamczyk, Robert Malinowski prezydent Grudziądza, Wioletta Pacuszka dyrektor Muzeum, dyrektor Teatru pani Aleksandra Ciżnicka, płk Krzysztof Tokarczyk dowódca Garnizonu Grudziądz, płk Wojciech Maglarczyk z Centrum Szkolenia Logistyki, ppłk Radzisław Smołkowski dowódca 8 Batalionu Walki Radioelektronicznej, insp. Dariusz Knoff komendant Policji, kpt. Adam Molewski dowódca Szwadronu Kawalerii Wojska Polskiego, Paweł Mietliński por kaw. och., Piotr Chudy z Warszawy. Uchwalą Kapituły Fundacji przyznane zostały Odznaki Honorowe Fundacji dla osób szczególnie zasłużonych. Następujące osoby zostały uhonorowane Odznaką Fundacji:
        Wioletta Pacuszka dyrektor Muzeum,
       płk Krzysztof Tokarczyk dowódca Garnizonu Grudziądz,
       Zdzisław Walczak artysta malarz,
       mjr Tomasz Paprocki komendant Straży Pożarnej,
       rtm. kawalerii ochotniczej Tadeusz Kühn,
       rtm. kawalerii ochotniczej Piotr Szakacz,
       st. sierż. Edward Stronkowski, 8 Batalion Walki Radioelektronicznej,
       Zbigniew Szymański,
       kpt. Adam Molewski dowódca Szwadronu Kawalerii Wojska Polskiego,
       Dariusz Miller nauczyciel Gimnazjum Nr 7 im. gen. Tadeusza Bora Komorowskiego,
       Władysław Wojtaszek nauczyciel szkoły im. 18 Pułku Ułanów Pomorskich,
       Mirosław Zając nauczyciel informatyk członek Zarządu Fundacji,
       Jan Przeczewski komendant Straży Pożarnej w Grudziądzu.
        Ponadto zostali odznaczeni Odznaką Honorową panowie prezesi Miejskich Wodociągów i Kanalizacji, Przedsiębiorstwa OPEC, Ośrodka Jeździeckiego „Rywal”, Grudziądzkiej Spółdzielni Mieszkaniowej, „Nowości Grudziądzkich”, „Gazety Pomorskiej”.
        Uroczystość dobiegała końca. Z uwagą słuchaliśmy wypowiedzi płk Zbigniewa Makowieckiego. Wzruszająco przemówiła pani Prezes Zarządu Fundacji mgr Karola Skowrońska. Gości pożegnała serdecznie pani dyrektor Wioletta Pacuszka, jednocześnie podziękowała za wyrazy uznania ze strony Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej oraz złożyła podziękowanie za wsparcie i dar na rzecz Muzeum ppłk. Zbigniewowi Makowieckiemu.
        Wielkie brawa i ogromne uznanie dla dwudziestoośmioletniej działalności uroczej pani prezes mgr Karoli Skowrońskiej na rzecz Polskiej Kawalerii. Dzięki jej pełnej zaangażowania i poświęcenia pracy, stolica przedwojennej Polskiej Kawalerii miasto GRUDZIĄDZ oraz pamięć o Grudziądzkiej ALMA MATER CENTRUM WYSZKOLENIA KAWALERII żyje i przetrwa przez wiele, wiele lat... dla przyszłych pokoleń Polaków.
        Spotkanie Kawalerzystów II RP dobiegało końca. Z wyrazami szczerej wdzięczności i nadzieją na następne Spotkania za rok, serdecznie żegnamy Grudziądz i Organizatorów.


Grudziądzkie kawaleryjskie spotkanie w obiektywie Macieja Skindera


ŚWIĘTO 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH IM.GEN.EDMUNDA RÓŻYCKIEGO W „ZDYBOWISKU”
Tomasz Sawicki


        Ujeżdżenie, skoki, strzelanie oraz military – to cztery kategorie, w których mierzyli się ułani z Ochotniczego Szwadronu Kawalerii Ziemi Opolskiej podczas święta pułkowego 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Tradycyjnie już Stowarzyszenie Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z Opola pod dowództwem Piotra Zdybowicza zorganizowało w swojej siedzibie sierpniową imprezę, by uczcić pamięć „dziewiętnastki” i uświetnić obchody Święta Wojska Polskiego. 14 sierpnia do stajni „Zybowisko” w Opolu zjechali się wraz z końmi ułani pułków gospodarzy, 4. Ułanów Zaniemeńskich, 9. Ułanów Małopolskich, 17. Ułanów Wielkopolskich, zaprzyjaźniony Pluton Łączności - Stowarzyszenie Pamięci Kawalerii II RP oraz reprezentacja 11 Pułku Ułanów Legionowych. Poza zawodnikami pojawiło się wielu zaprzyjaźnionych z Ochotniczym Szwadronem Gości, sponsorzy i przedstawiciele lokalnych mediów. Gościem specjalnym był Szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego, podpułkownik dyplomowany Stanisław Maksymowicz.
        W każdej z konkurencji wzięło udział po kilkanaście koni i jeźdźców dlatego zawody trwały od rana do późnych godzin popołudniowych. Tym razem obowiązywał nieco inny regulamin, który przyznawał prym konkurencji militari. Zwycięzcą w klasyfikacji generalnej został Bartłomiej Bodzianny w barwach 4 PU Zaniemeńskich. Miejsce drugie zajęła Natalia Szynkler z 19 PU Wołyńskich z najwyżej ocenionym przejazdem ujeżdżeniowym. Trzecie miejsce zajął Cezary Szymczak z 11 PU Legionowych. Po zakończonych zawodach odbyła się impreza połączona z poprawinami wesela pary młodej związanej z „dziewiętnastką”.
        Następnego dnia wypadało Święto Wojska Polskiego. Przed południem ze Stajni Zdybowisko wyruszyło kilkunastu galowo umundurowanych ułanów oraz reprezentacja amazonek w pięknych, długich spódnicach. Uroczystości rozpoczęły się od mszy świętej w opolskiej katedrze. Stamtąd ułani przeparadowali na Plac Wolności, gdzie m.in. odczytano apel pamięci i odśpiewano hymn Polski. Uroczystości zwieńczyła salwa honorowa. Po południu odbyło się uroczyste podsumowanie zawodów. Bartłomiej Bodzianny odebrał puchar ufundowany przez Szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego oraz główną nagrodę w postaci szabli, której fundatorami byli rodzice „dziewiętnastkowej panny młodej”. Poza upominkami dla najlepszych jeźdźców wręczono również odznaki pułkowe oraz wyróżnienia za wkład organizację majówki kawaleryjskiej. Dzień zakończył się wieczornym spotkaniem przy akompaniamencie pieśni patriotycznych i fachowo przyrządzonym dziku.
        W tym roku czekają nas jeszcze kolejne imprezy: hubertusy, bale kawaleryjskie oraz Święto Niepodległości. Ku chwale Kawalerii.




        Osoby zainteresowane historią i tradycją polskiej kawalerii
a szczególnie słynnym 19 Pułkiem Ułanów Wołyńskich
z Ostroga nad Horyniem pod adresem www.ulan-wolynski.org.pl
znajdą najnowsze i archiwalne materiały z „UŁANA WOŁYŃSKIEGO”
Piszemy o walkach 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w 1939 roku.
Przypominany walki ochotniczych formacji konnych legendarnego zagończyka majora Feliksa Jaworskiego.
Przypominamy szwadron 19 Pułku Ułanów odtworzony w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej
Wspominamy Jazdę Wołyńską w Powstaniach
Listopadowym 1830/1831 roku i Styczniowym 1863/1864 roku.
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Powołane zostało w dniu 8.10.1994 roku w celu konsolidacji środowiska oficerów, podoficerów i ułanów 19 Pułku Ułanów
oraz ich rodzin i sympatyków Pułku.


Adres i telefon kontaktowy:
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
Prezes: HANNA IRENA ROLA RÓŻYCKA
tel. kontaktowy: 22/604 155 422
kontakt e-mail: office@ulan-wolynski.org.pl
ul. Bajkowa 17/21
04-855 Warszawa
tel. 022-813 66 45, 022 615 73 43
Nr konta bankowego:
BZ WBK 34 1090 2590 0000 0001 2343 9257

powrót na stronę główną