Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

Ułan Wołyński 43 rok 2011



Spis treści
1. Relacja Dowódcy Ośrodka Zapasowego Wołyńskiej Brygady kawalerii K.Halicki strona 1
2. Zjazd Kawalerzystów w Grudziądzu Julita Prabucka strona 10
Święto Kawalerii Polskiej Włodzimierz Majdewicz strona 20
4. Relacja z wizyty w Londynie Tadeusz Sawicki strona 27

Ułan Wołyński nr 43 rok 2011
Relacja Dowódcy Ośrodka Zapasowego Wołyńskiej Brygady kawalerii i Zgrupowania Kawalerii w Kampanii Wrześniowej
K. Halicki

Prezentujemy kolejną część relacji ppłk. Kazimierza Halickiego opublikowaną w 1961 roku w Londynie w III tomie „Przeglądu Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii”. Zachowujemy oryginalną pisownię i zastosowane przez autora skróty charakterystyczne dla języka raportów wojskowych z tamtego okresu.
Ppłk. Kazimierz Halicki
RELACJA DOWÓDCY OŚRODKA ZAPASOWEGO WOŁYŃSKIEJ BRYGADY KAWALERII I ZGRUPOWANIA KAWALERII W KAMPANII WRZEŚNIOWEJ

Zgrupowanie w składzie Grupy gen. Skuratowicza
        O godz.18-tej dnia 13.IX. otrzymałem następujący rozkaz od gen.Sawickiego:
        Moje zgrupowanie zostało podporządkowane Grupie gen.Skuratowicza (m.p. dowództwa Łuck). Ma ono przejść do rejonu Łuck w ciągu dzisiejszej nocy. Gros zgrupowania znajduje się w lesie na zachód od Rogoźno przy szosie Włodzimierz Wołyński – Łuck. Ja mam zameldować się osobiście u gen.skuratowicza, od którego otrzymam dalsze rozkazy. Szwadron 3/I z pod Kryłowa otrzymał już rozkaz o marszu na Łuck z dowództwa Grupy gen. Sawickiego.
        Po otrzymaniu tego rozkazu nakazałem obu szwadronom, które były w rejonie Poryck, samodzielny marsz podróżny do m.Torczyn, gdzie otrzymają dalsze rozkazy, a sam udałem się do m.p. zgrupowania. Tam dowiedziałem się, że zgrupowanie zostało zatrzymane osobiście przez gen.Sawickiego przy przemarszu przez Włodzimierz Wołyński w nocy z 11 na 12.IX i skierowane do obecnego m.p. jako odód grupy. Generał Sawicki powiedział, że nie potrzebują o tym do mnie meldować, gdyż sam mnie o tym zawiadomił. Żadnych rozkazów od gen.Sawickiego nie otrzymałem. Wysłałem rozkazy do marszu na Łuck i wjechałem do dowództwa grupy gen. Skuratowicza samochodem. Po zameldowaniu się u gen.Skuratowicza, po daniu mego O.de B. i zorientowaniu go w sytuacji zgrupowania, otrzymałem następujący rozkaz: Grupa gen.Skuratowicza ma za zadanie stworzenie linii rzeki Styr drugiej linii w złów ppanc., z Łuckiem jako podstawą. Zadaniem mego zgrupowania (bez dyonu pieszego) będzie z rejonu lasu kolonii Adamów Adamów c.244 w razie natarcia broni ppanc.na Łuck działania na jej tyły. Łączność z dowództwem grupy przez radiostację, którą mi gen. Skuratowicz przydziela. Dyon pieszy zgrupowania mam oddać do dyspozycji węzła ppanc.Łuck. Dnia 14.IX. o świcie zgrupowanie (bez dyonu pieszego) zajęło las c.244. Dyon pieszy udał się do Łucka i został użyty jako odwód węzła ppanc.Łuck.
        W lesie kolonii Adamów zgrupowanie stało do dnia 7.IX..godz.17-ta. Nieprzyjaciel nie niepokoił i poza patrolowaniem na południowy wschód żadnej pracy nie było. Czas ten został poświęcony na pracę organizacyjną, na wzajemne zapoznanie się i na, jakie takie, zwarcie wewnętrzne oddziałów.
        W dniu 17.IX. od rana zaczęły krążyć pogłoski o przekroczeniu granicy przez oddziały sowieckie. Oficer wysłany przeze mnie do gen.Skuratowicza celem wyjaśnienia sytuacji powrócił dopiero koło godz.17-tej z rozkazem: 1) oddziały sowieckie przekroczyły granicę i posuwają się w głąb Rzeczypospolitej. Cele i zamiary tego ruchu są nieznane. Żadnych rozkazów Naczelnego Dowództwa w tym względzie nie ma. 2) Grupa gen.Skuratowicza odchodzi na zachód. 3) Moje zgrupowanie przechodzi do dyspozycji gen.Sawickiego, który walczy we Włodzimierzu Wołyńskim z jakąś jednostką pancerną niemiecką. Z rozkazu gen.Sawickiego mam do świtu dnia 18.IX. stanąć w rejonie Zatanie-Siedlce, gdzie otrzymam dalsze rozkazy.
        W wykonaniu tego rozkazu z nadejściem zmroku ruszyłem droga przez Białósk – Sadów -Łokacze. W Kołacze. Kołacze dopędził mnie oficer z Dtwa Grupy gen.Skuraatowicza przywożąc nowy rozkaz:
1) podporządkowanie moje dwu grupy gen. Rawickiego zostało odwołane.
2) zgrupowanie moje przechodzi do m.Horchów, który mam ubezpieczyć i przygotować do obrony ze wszystkich stron.
3) o godz.1-tej odbędzie się odprawa u gen.Skuratowicza w Horchowie. W myśl tego rozkazu zawróciłem na Horchów. Marsz tej nocy był bardzo ciężki. Spadła ulewa i drogi stały się bardzo śliskie, co wyczerpało konie i zmordowało strasznie moich kolarzy. O świcie zgrupowanie osiągnęło Horchów, który stosownie do rozkazu przygotowany został do obrony.
        Na odprawie gen.Skuaratowicz zakomunikował mi: 1) Otrzymał on rozkaz rozwiązujący jego grupę. Sam ma się udać do Stanisławowa do M.s.Wojsk.
2) Od tej chwili staje się samodzielnym dowódcą i w moich poczynaniach mam kierować się tylko dobrem sprawy.
3) Co do sytuacji, to gen.Skuratowicz sam jej nie zna. Dotychczas nie wiadomo jaki cel mają wojska sowieckie, które ciągle choć powoli posuwają się w głąb kraju. Podobno nie należy z nimi walczyć. Jak wynika z nasłuchu radiowego Lwów skutecznie broni się przeciwko natarciom niemieckim. Wszędzie na prawym brzegu Wisły toczą walki poszczególne nasze oddziały, zorientować się jednak jest bardzo trudno w ogólnym przebiegu frontu. Nie ulega wątpliwości, że wojska nasze na zachodnim brzegu Wisły zostały mocno rozbite i teraz walka jest chaotyczna. Broni się też Warszawa z Gen.Rómlem na czele.
4) Jego (gen.Skuratowicza) zdaniem trzeba jak najwięcej oddziałów przeprowadzić za granicę do Rumunii lub Węgier, bo to stworzy możliwości dalszej walki. Rozkazów jednak żadnych w tym względzie on nie ma.
5) Co do wiadomości o najbliższych oddziałach własnych, to grupy płk.Hanki-Kuleszy z Dubna i gen. Strzemińskiego z Młynowa idą na zachód, wycofując się przed wojskami sowieckimi.
6) Gen.Skuratowicz przydziela do zgrupowania pół szwadronu ( 40 jeźdźców ze Szkoły Policyjnej w mostach, użyłem ich na uzupełnienie I dyonu).
Po pożegnaniu się ze mną gen.Skuratowicz ze swym sztabem wsiadł do samochodu i odjechał.
        Samodzielne działania Zgrupowania
        Po przybyciu z odprawy zacząłem analizować położenie gdyż trzeba było powziąć decyzję zasadniczą, będę dalej robił. Rozważywszy sytuację, w której się znalazłem, postanowiłem pójść pod Lwów. Decyzję moja oparłem na następujących przesłankach: 1) Walka trwa. Każdy dzień zbliża zapowiedziana interwencje naszych sojuszników.
2) Pozostać na miejscu to dać się rozbroić i internować wojskom sowieckim. Było by to czysta hańbą.
3) Przekradać się i przebijać za granicę kraju wtedy, gdy inni walczą- wygląda na dezercję.
4) Pozostaje tylko jedna możliwość iść i pomóc tym, co się biją. Wiadomo było, że bije się uporczywie w tej chwili Lwów i Warszawa. Do Lwowa bliżej – a więc iść na Lwów.
Ze względu na zmęczenie ludzi i koni poprzednim marszem i na opl. wymarsz wieczorem na Radziechów – Kamionkę Strumiłową, skąd działać zależnie od okoliczności.
Powziąwszy tę decyzje zwołałem odprawę dowódców dyonów i szwadronów i po zorientowaniu ich w położeniu wydałem rozkazy do marszu. Marsz był bardzo uciążliwy. Ze względu na zatarasowanie gościńca tysiącami różnych pojazdów tak, że dopiero o świcie osiągnąłem czołem m.Radziechów.
        Po wyjściu z Radziechowa na szosę do Kamionki Strumiłowej spotkałem jadący szybko samochód, w którym było kilku oficerów. Oficerowie ci poinformowali mnie, Że za nami idą szosą czołgi niemieckie (meldunek ten jak się po tym okazało był fałszywy). Spotkanie się z czołgami w biały dzień na otwartej szosie, przy braku broni ppanc., absolutnie mi nie odpowiadało. Wobec czego zadecydowałem wejść w lasy Toporowskie i przejść Bug w Busku. Po dojściu do m.Ochladów zarządziłem postój celem nakarmienia ludzi i koni. Wszystko było pomęczone. Kuchnie były w fatalnym stanie, gotować w nich było można tylko na postoju, chleba nie było – trzeba było postój przedłużyć, tak że dopiero pod wieczór można było maszerować dalej. Około południa zameldował się u mnie por. Osuchowski z Centrum Wyszkolenia Lotnictwa, który znalazł się w tym rejonie z eskadra szkolną R.W.D. (8 samolotów) i zaproponował mi współpracę. Od tej chwili współpracował ze mną bardzo wydatnie, pracując dużym poświęceniem i oddając mi znakomite usługi.
        O godz.14-tej wysłałem podjazd pod dowództwem rtm. Zawadzkiego w sile 3?II dyonu plus pluton ckm. z zadaniem uchwycenia przeprawy w m.Busk. O zmroku dnia 19.IX.rozpocząłem marsz przez Toporów na Busk. Toporów był zatarasowany taborami i samochodami tak, że ledwie mogłem przecisnąć się. Była to grupa gen.Strzemińskiego, składająca się z dużej ilości różnych oddziałków i pojedynczych oficerów, policjantów i ludności cywilnej. Z rozmowy z gen. Strzemińskim dowiedziałem się, że bić się nie ma czym. Że wśród jego ludzi przeważ nastrój kapitulacyjny, którego głównym rzecznikiem jest płk.dypl. Krasicki. Jeżeli mi się uda przepchać na Lwów przez Busk, to on ze mną pójdzie. W Toporowie otrzymałem meldunek od rtm.Zawadzkiego, że Busk jest wolny od nieprzyjaciela, a według wiadomości od miejscowej ludności zbliżają się do niego wojaka sowieckie od Złoczowa. Z meldunku wynikało, że rtm. Zawadzki zatrzymał podjazd pod Buskiem i że ma w Busku tylko jeden pluton; wysłałem więc naprzód 1/I dyonu plus ckm. pod dowództwem rtm.Rybickiego z zadaniem zapewnienie mi wyjścia z m.Busk.
        Dnia 20 IX.o brzasku osiągnąłem Busk. Rtm. Rybicki zameldował mi, że stacja Krasne była zajęta przez oddziały zmotoryzowane sowieckie, z którymi pluton jego szwadronu miał potyczkę, wyrzucając oddział piechoty zmotoryzowanej w sile około kompanii, który udało się zaskoczyć, lecz po tym podeszły 3 czołgi alka trwa. Dowódca plutonu melduje, że jednemu z tych czołgów uszkodził gąsienicę i że czołg ten stoi unieruchomiony na jego przedpolu, a dwa pozostałe cofnęły się i ostrzeliwują z rzadka. Jednocześnie rtm.Rybicki zameldował mi, że zameldowało się u niego kilku naszych żołnierzy i jeden oficer (ppor. rez. Załuski z 12P.Uł.), pochodzących z oddziałów rozbrojonych przez wojska sowieckie. Z rozmowy z nimi dowiedziałem się, że wojska sowieckie rozbrajają nasze oddziały i z reguły szeregowców zwalniają, a zatrzymują oficerów i podoficerów K.O.P . u rozstrzeliwują na miejscu.
        Ludność ukraińska zbiera się w uzbrojone bandy, które obdzierają zwolnionych żołnierzy, zdejmują im buty i ubranie ( wszyscy moi rozmówcy byli bez butów i mieli nogi poowijane w jakieś szmaty). Ppor.Załuski był w ośrodku zapasowym po czym służył w sformowanym dyonie rtm.Murasika. Zostali oni zaskoczeni przez czołgi sowieckie na postoju w rejonie Złoczowa. Oficerów i podoficerów od razu oddzielono, a ułanów zwolniono. Ppor.Załuski udając ułana wymknął się z tłumem zwolnionych żołnierzy. Po drodze jakiś żołnierz bolszewicki zrabował mu buty. Co się stało z jego kolegami oficerami i podoficerami nie wie, bo bał się długo zatrzymywać w okolicy. Stosunek większości wsi ukraińskich do naszych żołnierzy wrogi.
        W trakcie tej rozmowy przybyło na placówkę kilku oficerów z pułkownikiem dyplomowanym Szwarcenberg - Czernym, dowódcą 24 Dywizji Piechoty. Uciekli oni z niewoli sowieckiej, do której wzięci byli w lasach Janowskich pod Lwowem. Byli oni w grupie gen.Sosnkowskiego. Płk Szwarceberg - Czerny opowiadał o brutalnym tratowaniu naszych oficerów przez wojska sowieckie. Poza tym powiedział mi, że Lwów kapituluje. Wiadomość tę za chwile potwierdził komunikat radiowy. Tymczasem patrole rtm. Rybickiego zaczęły donosić o zbliżaniu się wojsk sowieckich o Złoczowa. Rozpoznanie lotnicze na tym kierunku doniosło o marszu oddziałów pancernych i zmotoryzowanych szosą Złoczów – Krasne – Busk (jeden samolot R.W.D. został zestrzelony przez nieprzyjaciela, pilot dołączył na piechotę).
        W tej sytuacji należało powziąć nową decyzję. Trzeba było zapewnić sobie czas na spokojne zastanowienie się nad położeniem i nowymi możliwościami. W tym celu nakazałem: 1) Dyon pierwszy obsadzi Busk i broni go.
2) Rtm.Rybicki ze swym szwadronem pozostaje wysunięty przed Busk jako ubezpieczenie. W razie natarcia nieprzyjaciela wycofuje się do gros zgrupowania.
3) Gros zgrupowania w lesie 3 kilometry na płn. od Buska przy szosie na Toporów.
4) Moje m.p. przy gros zgrupowania na szosie.
Około godz. 11-tej zgłosił się do rtm.Rybickiego mjr. Sowiecki z jednym oficerem jako parlamentariuszem. Chcieli rozmawiać ze mną. Kazałem odpowiedzieć, że parlamentariuszy nie przyjmuję. Około godz.13-tej zaznaczyła się aktywność sowieckich oddziałów rozpoznawczych. Pod ich naciskiem rtm.Rybicki około godz.15- tej wycofał się z przedpola. Rozpoznanie lotnicze (znowu jeden samolot zestrzelony przez nieprzyjaciela) wykazało silne ugrupowanie wojsk zmotoryzowanych i czołgów w rejonie Krasne, oraz piechotę z niewielką ilością czołgów na samym przedpolu Busk. Wszystko wskazywało na to, że nieprzyjaciel wkrótce uderzy.
        I rzeczywiście. O godz.16.15 ruszyło natarcie nieprzyjaciela, przy czym mjr.Wiśniowski (dowódca dyonu 4-go Zgrupowania) prawie bez walki wycofał się z Buska, tracąc jednego zabitego. Tłumaczył się prze de mną, że strzelano z okien domów do jego ułanów i że nie mógł bronić miejscowości, mając przed sobą silniejszego nieprzyjaciela, a wewnątrz swego ugrupowania wroga. Nakazałem majorowi Walczyńskiemu, dowódcy 1-go dyonu konnego, by nie pozwolił wyjść nieprzyjacielowi z miejscowości Busk. Nieprzyjaciel zaczął pokazywać się na północ skraju miejscowości Busk dopiero około godz. 17.30, lecz po ostrzelaniu go nie przejawiał żadnej aktywności.
        W międzyczasie powziąłem poważna decyzję co do dalszych mych działań, którą o godz.15-tej zakomunikowałem na odprawie podległym dowódcom oraz wydałem stosowne rozkazy. Zważywszy, że: 1) Lwów kapitulował i wojska sowieckie są w jego rejonie,
2) Według nie sprawdzonych wiadomości wojska niemieckie wycofały się od Lwowa na zachód,
3) Wyście z Buska zamykają mi oddziały sowieckie i musiałbym się przez nie przebijać.
4) Według posiadanych wiadomości m. Kamionka Strumiłowa jest zajęta przez oddziały pancerne niemieckie.
5) Nie są mi znane stosunki niemiecko-sowieckie. Trudno przypuszczać, by były wrogie, gdyż wtedy inny byłby stosunek wojsk sowieckich do naszych oddziałów.
Z drugiej strony wroga wzajemna propaganda musiała urobić takie nastroje, że trudno jest przypuszczać aby wojska sowieckie i niemieckie mogły połączyć się bez obawy jakichś grubszych incydentów. Należy się więc spodziewać, że musi być między nimi pozostawiony pas neutralny. Wskazuje na to chociażby zachowanie się Niemców pod Lwowem.
6) Wojnę w Polsce przegraliśmy. Bije się jeszcze Warszawa i wiele leśnych grup.
7) W tych warunkach są dwie drogi:
a) iść bić się do ostatka dla honoru imienia żołnierskiego,
b) Przebijać się na Węgry w nadziei, że będzie można z czasem Wziąć rewanż na wrogu. Z tych dwóch ewentualności druga jest korzystniejsza. 8) Morale moich żołnierzy jest bardzo wysokie. Widok rozbitków i dezorganizacji nie gasi ich ducha bojowego. Chcą się bić. 9) Muszę liczyć się z tym, że nie mam żadnej broni ppanc. ani pplotn., poza niewielką zresztą ilością amunicji do ckm., a wszędzie wiem, że mam przed sobą broń pancerną.
W tych warunkach w terenie otwartym nie mam żądnych szans powodzenia. Muszę szukać terenu pokrytego, który by mnie możliwie chronił przez lotnikiem i czołgiem nieprzyjacielskim.
10)Walki trzeba unikać, raczej przemykać się. Przebijać się tylko wtedy, gdy inaczej przejść nie można. Zdecydowałem się: przebijać się na Węgry. W tym celu pod osłoną nocy oderwać się od nieprzyjaciela i przejść Bug pomiędzy Kamionką Strumiłową a Buskiem gdzieś w okolicy m.Turki, po czym przejść możliwie lasami, gdzieś do lasów Janowskich, a dalej działać zależnie od okoliczności.
Na odprawie zakomunikowałem dowódcom moją decyzję i szczegółowo omówiłem z nimi nasza sytuację i plany na przyszłość, oraz poleciłem zaznajomić z tym żołnierzy wszystkich stopni.
Po czym wydałem następujący rozkaz wykonawczy(mapa 1:100.000):
1) z nastaniem zmroku kolumna w porządku: dowództwo zgrupowania, drugi dyon konny, szwadrony pionierów i łączności, dyon pieszy, baon strzelców granicznych, tabory – ruszy przez Adamów do m.Turki.
2) pluton szwadronu pionierów rozpozna i wytyczy brody przez Bug w rejonie Turki.
3) I dyon konny o godz.22-ej oderwie się niepostrzeżenie od nieprzyjaciela i dopędzi gros zgrupowania.
4) ja na czele II dyonu konnego.
Rzęsisty deszcz zmusił mnie do trzech godzinnego postoju w rejonie Rudy-Wołosz-Sobaszki, po czym o świcie dotarłem czołem do m.Turki. Rozpoznanie brodów było gotowe. Zarządziłem więc postój w lesie Stebne Bagno.


Grafika z londyńskiego wdania relacji ppłk K. Halickiego

Ułan Wołyński nr 43 rok 2011
Zjazd Kawalerzystów w Grudziądzu
Julita Prabucka


        Pani Julita Prabucka – autorka relacji z XXIII Zjazdu Kawalerzystów II RP w Grudziądzu jest córką Tadeusza Prabuckiego absolwenta Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu, ppor. 8 Pułku Ułanów ks. Józefa Poniatowskiego, i 3 Pułku Ułanów Śląskich, oraz Weroniki z domu Brzeskiej sanitariuszki Powstania Warszawskiego w Śródmieściu. Od 23 lat ma kontakt z Fundacją na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej poprzez związki rodzinne, który kontynuuje i kultywuje. Pani Julita Prabucka ma 31 letni staż w Dziekanacie Wydziału Lekarskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Zabrzu. Jest sympatykiem Stowarzyszenia „Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich” i na prośbę Zarządu opisując ciekawie przebieg Zjazdu – odtworzyła wiernie jego niepowtarzalną atmosferę.
       
        XXIII Zjazd Kawalerzystów II RP w 85. rocznicę utworzenia Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii - w ramach Centrum Wyszkolenia Kawalerii i 20 rocznicy utworzenia w Grudziądzu Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej. 19 sierpnia 2011r.
        Piątkowy świt- wschodzące słońce i opadająca w dół mgła, widziane z pociągu w drodze do Warszawy zapowiadały piękny dzień. Teraz ważne było żeby samolot z Londynu, którym przybędą Pan rtm Tadeusz Bączkowski i Pan mjr Zbigniew Makowiecki wylądował o czasie tj.14.05 i wtedy zdążymy do Grudziądza na 18.30 na rozpoczęcie XXIII Zjazdu Kawalerzystów RP. Na lotnisku czekał już Bratanek Pana Rotmistrza, Pan Wojciech, który pierwszy raz przyjechał na Zjazd, by zawieźć tam swego Wujka. Samolot wyładował nawet chwilę przed czasem, ale Panowie Kawalerzyści po załatwieniu formalności po przylocie wyszli dopiero ok.15.00. Natychmiast udaliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy - Na Grudziądz! Telefonicznie zameldowaliśmy Pani Rotmistrz Karoli Skowrońskiej, że po szczęśliwym locie już jedziemy. O tej porze trzeba było przedrzeć się przez korki przez całą Warszawę, gdy to się udało już na obrzeżach stolicy dopadła nas nawałnica – wycieraczki nie nadążały z czyszczeniem szyby mimo to jechaliśmy dalej, ale zdecydowanie wolniej. Burza przeszła, a następne deszcze na trasie były niczym w porównaniu do tego.
        Jechaliśmy trasą Wyszogród, Płock, Włocławek, Toruń, Grudziądz. W okolicach Wyszogrodu musiała przed nami przejść kolejna nawałnica bo leżały powalone drzewa, jedno przygniotło jakiś samochód, straż pożarna dopiero oczyszczała drogę. Znów ta sytuacja opóźniała nas dojazd, ale cały czas mieliśmy nadzieję, że jeszcze zdążymy na rozpoczęcie. Za Włocławkiem wiedzieliśmy, że chyba się nie uda. W Toruniu sprawdziliśmy telefonicznie – wszyscy są na Cmentarzu Garnizonowym, a przed nami jeszcze około godziny drogi. Było nam żal, że nie zdążymy, ale rozsądek i bezpieczeństwo w tych warunkach wzięły górę. Im bliżej Grudziądza tym pogoda była lepsza, jak zwykle Niebiański Szwadron zadbał o pogodę. Złożenie kwiatów przy obelisku upamiętniającym absolwentów Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii przy ul. Chełmińskiej, a także na Cmentarzu Garnizonowym na grobie gen. Stefana de Castenedolo Kasprzyckiego, pierwszego komendanta Centralnej Szkoły Kawalerii, w 75 rocznicę śmierci odbyło się niestety bez nas. Grudziądz powitał nas już nie zachodzącym słońcem, a zapadającym zmrokiem - dojechaliśmy około 21.00 do Bursy. W drodze z parkingu do wejścia Bursy Pan Rotmistrz idąc energicznym krokiem przypominał nam słowa ułańskiej piosenki. Widać, że jest tak szczęśliwy, jakby wracał do rodzinnego domu.
        Natomiast w momencie wejścia do Bursy na powitanie obu Panów Kawalerzystów rozległy się gromkie oklaski, a potem nie było końca radosnym przywitaniom - najpierw z Panią Karolą Skowrońską, a dalej ze wszystkimi, którzy byli w holu i czekali na Ich przyjazd. Panowie Kawalerzyści po szybkiej kolacji udali się na odpoczynek, byli cały czas w drodze od godz.6 rano, bo w Londynie jeszcze musieli dojechać wcześniej na lotnisko. Jeszcze później dojechał Pan Piotr Chudy z płk Marianem Michniewiczem, płk Antonim Ławrynowiczem i por. Józefem Adamczykiem.
        20 sierpnia 2011r. Ranek był chłodny, ale słoneczny. Już przy śniadaniu można było zauważyć, że dojechało bardzo wiele osób. Do Grudziądza – stolicy polskiej kawalerii na XXIII Zjazd Kawalerzystów przybyli: por. Józef Adamczyk z 7 Pułku Ułanów Lubelskich AK, rtm. Tadeusz Bączkowski z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, rtm. Jerzy Brzozowski z Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich, płk Antoni Ławrynowicz z 3 Pułku Strzelców Konnych, mjr Zbigniew Makowiecki z 1Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego i 3 Pułku Strzelców Konnych, Prezes Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii w Londynie, płk Marian Michniewicz z 5 Pułku Ułanów Zasławskich i por. Wacław Werenczuk z 18 Pułku Ułanów Pomorskich. Uroczystości rozpoczęły się o godz.9.30 w pobliżu Bursy złożeniem kwiatów przy obelisku gen. Tadeusza Bora Komorowskiego, ostatniego komendanta Centrum Wyszkolenia Kawalerii, w 45 rocznicę śmierci Generała. Następnie wszyscy uczestnicy Zjazdu udali się do Koszar im. Księcia Józefa Poniatowskiego, gdzie obecnie mieści się 8 Grudziądzki Batalion Walki Radioelektronicznej im. gen. bryg. Zygmunta Podhorskiego. Po przemówieniach Szef Zarządu Rozpoznania i Walki Elektronicznej Dowództwa Wojsk Lądowych płk Krzysztof Olszak oraz dowódca 8 Batalionu Walki Radioelektronicznej ppłk Zbigniew Nowak wręczyli Kawalerzystom Odznaki Pamiątkowe 8 Grudziądzkiego Batalionu Walki Radioelektronicznej. Pamiątki otrzymały też Wnuczki Generała Podhorskiego. Po złożeniu kwiatów pod tablicą, dla upamiętnienia tegorocznego spotkania zasadzono symboliczny dąb. Tu, przy nim, zostało zrobione pamiątkowe zdjęcie wszystkich uczestników Zjazdu. Po oficjalnej części uroczystości był czas na zwiedzanie Izby Pamięci, koszar, zabytkowych stajni, wystawy zdjęć. Przygrywała wojskowa orkiestra i podawano kawę i herbatę. Był to wymarzony czas dla fotoreporterów i redaktorów, którzy każdą wolna chwilę wykorzystywali na przeprowadzenie wywiadów i na utrwalenie wspomnień Panów Kawalerzystów. Z koszar wróciliśmy do Bursy na obiad, po którym na godz.14.30 wyruszyliśmy autobusami na Błonia Nadwiślańskie, żeby zobaczyć inscenizację historyczną -„Potyczki wrześniowe 1939 roku” z udziałem kawalerii, artylerii i piechoty. Oprócz Kawalerzystów i uczestników Zjazdu widowisko oglądali licznie zgromadzeni mieszkańcy Grudziądza. Równocześnie odbyła się też Promocja Narodowych Sił Rezerwowych. Największą radość z możliwości obejrzenia z bliska i wewnątrz pojazdów wojskowych miały dzieci. Inscenizacja przedstawiała różnego rodzaju akcje z pola bitwy: m. in. płonęły zabudowania, wybuchały pociski, i to tak realistycznie, że jako widownia zostaliśmy włączeni w akcję raz po raz obrywając grudkami ziemi po wybuchach. Nie oszczędzono także polowego studia TV, do którego proszono kolejno Panią Karolę Skowrońską, Kawalerzystów jak i nie kwestionowanego znawcę kawalerii Pana Lesława Kukawskiego. Na zakończenie, oddając honory przed Kawalerzystami przedefilowały oddziały biorące udział w inscenizacji - zarówno ułani jak i piechurzy. Po inscenizacji wróciliśmy na chwilę do Bursy, by wyruszyć dalej do Teatru na godz.17.30
       W Centrum Kultury -Teatr z okazji jubileuszu 20-lecia Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej zorganizowano uroczystą galę. W części oficjalnej Dyrektor Narodowego Banku Polskiego Waldemar Szostak zaprezentował monetę „Ułan II Rzeczpospolitej”, ostatnią z serii „Historia Jazdy Polskiej” przygotowaną przez NBP oraz wręczył egzemplarze tych monet Kawalerzystom. W tej części uroczystości zostały wręczone odznaczenia i wyróżnienia i tak m.in. w imieniu Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego odznaczenia państwowe wręczył Wicewojewoda Zbigniew Ostrowski: mjr Zbigniewowi Makowieckiemu – Krzyż Kawaleryjski Orderu Odrodzenia Polski, Annie Wajler – Złoty Krzyż Zasługi, Rafałowi Chylewskiemu – Srebrny Krzyż Zasługi. Z kolei Kierownik Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych przyznał Medal „Pro Memoria” płk Jerzemu Krzysiowi oraz Zespołowi Szkół Ogólnokształcących nr 2 im. 18. Pułku Ułanów Pomorskich. Prezydent Grudziądza przyznał wyróżnienia: Pani Karoli Skowrońskiej, Przewodniczącej Zarządu Fundacji (wręczył Jej list gratulacyjny), Jerzemu Krzysiowi, Przewodniczącemu Rady Fundacji, Andrzejowi Wiśniewskiemu, Przewodniczącemu Rady Fundacji w latach 1991-2000, Annie Wajler, sekretarzowi Rady Fundacji, członkom Rady Fundacji: Andrzejowi Skoradzkiemu, Andrzejowi Makowskiemu, Marii Kaczorowskiej i Aleksandrze Boryń oraz Rafałowi Chylewskiemu, członkowi Zarządu Fundacji, Zofii Sołtys, księgowej, Bożenie Michalskiej-Kaczor, członkini Zarządu w latach 1991-2008, a także Jadwidze Walczak, przewodniczącej Komisji Rewizyjnej i członkom Komisji: Aleksandrze Szymczyk i Romanowi Nowakowi. (Informacja o powyższych odznaczeniach podana za Biurem Prezydenta- cytowana ze strony Urzędu Miejskiego w Grudziądzu) Z okazji 20-lecia istnienia Fundacji Pani Karola Skowrońska otrzymała wiele gratulacji i podziękowań za przewodniczenie Zarządowi Fundacji i tak wspaniałe rozsławianie Polskiej Kawalerii. Następnie na scenie pojawili się soliści - Zbigniew Kulwicki i trzej tenorzy Waldemar Bączyk, Marcin Pomykała i Łukasz Wroński z Opery Bałtyckiej w Gdańsku, pod kierunkiem artystycznym Barbary Żurowskiej – Sutt, którzy zaśpiewali „Koncert z kawaleryjską fantazją”. W ramach koncertu zaśpiewano parę pieśni ułańskich i słynne wielkie arie takie jak: O sole mio, Wróć do Sorrento, La donna e mobile, Wielka sława to żart. Z. Kulwicki śpiewał m.in. Kramu tego król, Tę uliczkę znam. Po koncercie, na I piętrze Teatru odbył się uroczysty raut, po zakończeniu którego wróciliśmy autobusami do Bursy, gdzie do późna trwały jeszcze spotkania, rozmowy i śpiewy.
        21 sierpnia 2011r.
        Po śniadaniu na godz.10:00 wyjechaliśmy do grudziądzkiej Bazyliki Kolegiackiej na Mszę Św. Koncelebrowaną. Przed rozpoczęciem Mszy św.płk Antoni Ławrynowicz powitał księży w imieniu Kawalerzystów. Po zakończonej mszy św. i wyprowadzeniu sztandarów wyszliśmy na Rynek, by o godz.11.30 złożyć kwiaty przy pomniku Żołnierza Polskiego. Na Rynku na uroczystość oczekiwało już sporo mieszkańców. W czasie gdy Panowie Kawalerzyści na chwilę usiedli na ławeczce podchodzili mieszkańcy, by zrobić sobie z Nimi pamiątkowe zdjęcia, albo do zdjęć ustawiali dzieci. Następnie wszyscy przeszli na Plac Niepodległości, by tam złożyć kwiaty przy pomniku Marszałka Józefa Piłsudskiego. Po uroczystości znów była „chwila dla fotoreporterów” i pamiątkowe zdjęcia - sami Kawalerzyści, współcześni ułani, i wszyscy uczestnicy Zjazdu.
        Na godz. 12.00 było zaplanowane spotkanie na Dziedzińcu Muzeum, Panowie Kawalerzyści zostali przewiezieni autami, a wszyscy uczestnicy przeszli pieszo do ul. Wodnej 3/5 do Muzeum im. ks. dra Władysława Łęgi, Tu zaczęła się uroczystość, której głównym bohaterem był Pan rtm Tadeusz Bączkowski. Na dziedzińcu stał już na sztalugach zakryty granatowym suknem duży obraz i na stoliku na wręczenie czekał „Medzio”- rzeźba głowy konia, nagroda przechodnia ufundowana przez Pana Rotmistrza dla szkoły wygrywającej konkurs dotyczący wiedzy o kawalerii – tym razem był to temat: „Koń przyjacielem Kawalerzysty”.


        Po wystąpieniu Pani Karoli Skowrońskiej prezentującym dar, Pan Rotmistrz odsłonił obraz, który ofiarował do ułańskich zbiorów Muzeum i wszyscy ujrzeliśmy obraz „Patrol” autorstwa Leszka Piaseckiego przedstawiający w zimowej scenerii chatę, przy niej stojące konie, z boku oddział ułański, w tle brzozowy lasek, a na pierwszym planie ułan na galopującym koniu ułani są w strojach granatowych z wysokimi czakami.

Rozległy się oklaski zgromadzonych, a Pan Rotmistrz stał szczęśliwy obok swego daru i podniesieniem ręki dziękował i pozdrawiał gości. Następnie podeszła Pani mgr Maria Kaczorowska, wicedyrektor Gimnazjum nr 2, dr Jerzy Krzyś przewodniczący Jury konkursu, wraz z uczennicami, które wygrały konkurs kawaleryjski: Zuzanną Czarnecką i Oliwią Lisiewicz i Pan Rotmistrz przekazał im „Medzia”. Znów rozległy się oklaski i Pan Rotmistrz tym samym gestem wzniesionej ręki dziękował, po czym wygłosił krótką mowę. Następnym darem, przekazanym przez ułana KO Marka Holaka, prezesa Polskiego Klubu Kawaleryjskiego, na ręce Pani mgr Małgorzaty Kurzyńskiej był orzeł do drzewca kopii sztandaru 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich, którego udało się zdobyć po latach, a którego miejsce jest na sztandarze znajdującym się już w zbiorach Muzeum. Ta część uroczystości zakończyła się zrobieniem wielu pamiątkowych zdjęć z Panem Rotmistrzem przy obrazie i z „Medziem”. Następnie uczestnicy Zjazdu udali się na zwiedzanie wystaw- stałych ekspozycji i nowej „Józef Piłsudski.
        W 90 rocznicę wizyty Marszałka w Grudziądzu". Podczas, gdy wszyscy zwiedzali poszczególne muzealne sale, Pan Rotmistrz Tadeusz Bączkowski udzielał długiego wywiadu dla lokalnej TV. Z Muzeum wróciliśmy do Bursy na pożegnalny obiad. Po obiedzie odbyło się jeszcze posiedzenie Rady Fundacji.
        Teraz nastąpiły pożegnania i odjazdy, zapewnienia - do zobaczenia w przyszłym roku. Pan Rotmistrz Tadeusz Bączkowski i Pan Major Zbigniew Makowiecki zostali jeszcze do poniedziałkowego poranka, by wcześnie wyjechać do Warszawy, skąd o 15- tej odlatywał do Londynu szczęśliwy i pełen wrażeń rtm Tadeusz Bączkowski, a mjr Zbigniew Makowiecki udawał się w dalszą kawaleryjską podróż - do Kozienic i Garbatki Letniska, gdzie nadawał prawo noszenia barw pułkowych Kawalerzystom ze Stowarzyszenia - Grupy Rekonstrukcji Historycznej 22 Pułku Ułanów Podkarpackich, a potem – do Komarowa na II Święto Kawalerii Polskiej - manewry i rekonstrukcję szarży z 1920 roku. I tak XXIII Zjazd Kawalerzystów RP przeszedł do historii, a wiele osób wyjeżdżało z uczuciem, w myśl tego co w wywiadzie powiedział Pan Płk Antoni Ławrynowicz – jak wyjeżdża ze Zjazdu to już czeka na następny.
<\center>

        W Zjeździe, który odbył się od 19 do 21 sierpnia, wzięli udział absolwenci Centrum Wyszkolenia Kawalerii: 7 kawalerzystów (można by powiedzieć parafrazując historię –Siódemka nie Byliny, a Siódemka Karoli), ich rodziny i przyjaciele, a także Prezydent Grudziądza Robert Malinowski, Wicewojewoda Kujawsko- Pomorski Zbigniew Ostrowski, Przewodniczący Rady Miejskiej Arkadiusz Goszka, przedstawiciele wojska, samorządu grudziądzkiego oraz instytucji kultury, delegacja Szwadronu Wojska Polskiego, Kół i Stowarzyszeń Pułkowych Kawalerii, członkowie i sympatycy Fundacji. (Informacja o uczestnikach z Władz Lokalnych podana za Biurem Prezydenta - cytowana ze strony Urzędu Miejskiego w Grudziądzu)
        Fotografie w tekście wykonała Julita Prabucka.
        W dniu 15 lipca 2011 r. Narodowy Bank Polski wprowadził do obiegu monety upamiętniające Ułana II Rzeczypospolitej


Ułan Wołyński nr 43 rok
ŚWIĘTO KAWALERII POLSKIEJ
Włodzimierz Majdewicz


               ŚWIĘTO KAWALERII POLSKIEJ

        W dniach 3-4 września 2011 roku odbyły się w Warszawie uroczyste obchody Święta Kawalerii Polskiej w rocznicę słynnej zwycięskiej bitwy pod Komarowem. Po raz pierwszy Święto Kawalerii Polskiej obchodzono w stołecznym garnizonie. Patronat nad obchodami objął prezydent RP. W dniu 31 sierpnia 1920 roku Pod Komarowem starły się bolszewicka 1 Armia Konna Budionnego z polską 1 Dywizją Jazdy dowodzoną przez gen. Juliusza Rómmla. Była to największa bitwa konnicy w wojnie polsko-bolszewickiej, bitwa ta uznana została przez historyków za największą bitwę kawalerii od 1813 r. Pod Komarowem polscy kawalerzyści rozbili kilkakrotnie silniejszą liczebnie 1 Armię Konną Budionnego idącą z odsieczą wojskom Tuchaczewskiego. Z liczącej ponad 20 tysięcy Armii Konnej pozostało tylko koło 3 tysięcy żołnierzy zdolnych do dalszej walki. Pod Komarowem 1Armia Konna Budionnego straciła swą siłę bojową i została wycofana z frontu polskiego. Straty strony polskiej to około 300 poległych i rannych (20% stanu bojowego) i 500 koni.
        W sobotę, 3 września 2011 r. na Placu marszałka J. Piłsudskiego, przed Grobem Nieznanego Żołnierza, oddano hołd szwoleżerom, ułanom i strzelcom konnym, którzy walczyli i ginęli za wolną i niepodległą Polskę. W uroczystości uczestniczyli sekretarz stanu w MON i sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP oraz przedstawiciele władz województwa mazowieckiego i stolicy. Po odegraniu przez Orkiestrę Reprezentacyjną Wojska Polskiego hymnu państwowego, odbyła się ceremonia wręczenia Odznak Pamiątkowych Szwadronu Kawalerii Wojska Polskiego. Następnie dowódca Garnizonu Warszawa gen. bryg. Wiesław Grudziński, nawiązał do genezy święta, mówiąc o tysiącletnich tradycjach jazdy polskiej i świetności kawalerii II Rzeczypospolitej o jej doskonałym wyszkoleniu bojowym i międzynarodowych sukcesach sportowych polskich kawalerzystów.
        Pamięć kawalerzystów uczczono złożeniem wieńców pod Grobem Nieznanego Żołnierza na placu Piłsudskiego w Warszawie. Delegacji żołnierzy przewodniczył sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Czesław Mroczek, asystowali mu przedstawiciele dowództw rodzajów Sił Zbrojnych. Przewodniczącą delegacji Formacji Kawalerii Ochotniczej była Karola Skowrońska.
       

Kawalerzyści na Hipodromie „Legia –Kozielska”

       
Pierwszy dzień obchodów zakończyła defilada pododdziałów, którą otwierali żołnierze Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego, Szwadron Reprezentacyjny Wojska Polskiego i pododdziały Federacji Kawalerii Ochotniczej w barwach 1, 2 i 3 Pułk Szwoleżerów, 3 Pułk Strzelców Konnych, 8 Pułk Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego, 10 Pułk Ułanów Litewskich, 12 Pułk Ułanów Podolskich, 13 Pułk Ułanów Wileńskich oraz poczty sztandarowe jednostek wojskowych, które przejęły tradycje kawalerii.
        Niemałą atrakcją dla mieszkańców Warszawy był w sobotę dwukrotny przemarsz kawalerii ulicami stolicy. Z Hipodromu na ulicy Kozielskiej na Plac Józefa Piłsudskiego i z powrotem na Kozielską przemaszerowało ponad 130 kawalerzystów z barwnymi proporcami pułkowymi na lancach, buńczukiem i sekcją konnych trębaczy. Przechodnie bili barwa podziwiając dziarską postawę jeźdźców mundury i piękne konie.
       

Szwadron Reprezentacyjny Wojska Polskiego

        W niedzielę 4 września na terenie obiektu wojskowego „Legia – Kozielska” w Warszawie, kawalerzyści uczestniczyli w mszy polowej, celebrowanej przez ks. prałata płk Jana Domiana z Warszawskiego Dekanatu Wojskowego. W południe rozpoczął się festyn kawaleryjski, na który przybyli – szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. prof. Stanisław Koziej i szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Cieniuch oraz przedstawiciele instytucji państwowych, wojska i władz stolicy. Gospodarzem uroczystości był dowódca Garnizonu Warszawa gen. bryg. Wiesław Grudziński. Po prezentacji pododdziałów kawaleryjskich, odbył się pokaz wyszkolenia z elementami musztry paradnej w wykonaniu Szwadronu Kawalerii WP.
       Następnie przeprowadzono konkurs „Kawaleryjskie Militari” zaprezentowano - skoki, władanie szablą i lancą wszystko według regulaminu z okresu międzywojennego. Pierwsze trzy miejsca zdobyli ułani ze Szwadronu Kawalerii WP.
       

Ciecie łóz

        W dalszej części festynu widzowie podziwiali i oklaskiwali niezwykle widowiskowy pokaz woltyżerki polskiej w XVII – wiecznym stylu i kostiumach w ramach Akademii Umiejętności Jeździeckich prowadzonej przez Karolinę Wajdę. Ostatnim punktem programu festynu kawaleryjskiego był Memoriał Armii Krajowej, czyli konkurs skoków z udziałem reprezentantów kadry narodowej, zorganizowany przez Polski Związek Jeździecki.
        Przez cały czas trwania uroczystości pokazów w sąsiedztwie hipodromu odbywały inne festynowe atrakcje. Zorganizowano plac zabaw z różnymi atrakcjami oraz konkursy wiedzy o tematyce kawaleryjskiej, konkurs plastyczny, prezentacja kawaleryjskich rzędów końskich oraz stoiska promujące Narodowe Siły Rezerwowe. W namiotach oczekiwała na wszystkich uczestników festynu wyborna wojskowa grochówka.
        W uroczystych obchodach Święta Kawalerii Polskiej w sobotę na Palcu Józefa Piłsudskiego i w niedzielę na hipodromie „Legia –Kozielska „uczestniczyła kilkuosobowa reprezentacja Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z panią prezes Hanną Ireną Różyczką naczelne.
       

Hanna Irena Różycka i Włodzimierz Majdewicz w rozmowie z gen. Wiesławem Grudzińskim na placu Józefa Piłsudskiego

        Warto nadmienić, że barwy i tradycje pułków kawalerii przejęły i kontynuują w Wojsku Polskim: 11 Dywizja Kawalerii Pancernej, 34 Brygada Kawalerii Pancernej z Żagania, 10 Brygada Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa, 25 Brygada Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego oraz pododdziały (śmigłowce) w Nowym Glinniku i Leźnicy Wielkiej. Wymienione pododdziały Wojska Polskiego podczas święta wystawiły swoje poczty sztandarowe.

Parada oddziału kawalerii Wojska Polskiego na Palcu J. Piłsudskiego 11.11.2011 r.
Ułan Wołyński nr 43 rok 2011
WIZYTA W LONDYNIE
Tomasz Sawicki

Tomasz Sawicki
               WIZYTA W LONDYNIE

        W dniach 23-27.03.2011 czterech przedstawicieli Stowarzyszenia Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Opolu, z Prezesem Piotrem Zdybowiczem na czele, udało się w podróż historyczną i odwiedziny do ułanów z Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii II RP w Londynie. Pierwotnie planowali odwiedzić Pana Majora Zbigniewa Makowieckiego, Prezesa Zrzeszenia, u którego mieli też nocować, Pana Rotmistrza Tadeusza Bączkowskiego i Pana Rotmistrza Leszka Czernickiego, oficerów 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Ostrogu nad Horyniem. Jednakże na tydzień przed wyjazdem do Londynu dotarła do Polski smutna wiadomość o śmierci Pana Rotmistrza Czernickiego i informacja, że pogrzeb odbędzie sie akurat w czasie pobytu delegacji Stowarzyszenia w Londynie. Członkowie delegacji postanowili, że wezmą ze sobą mundury i w czasie nabożeństwa pogrzebowego zaciągną wartę honorową przy trumnie Pana Rotmistrza.
        Pierwszego dnia wyprawy, po krótkiej podróży samolotem, goście z Polski zostali powitani przez Pana Majora Zbigniewa Makowieckiego, Prezesa Zrzeszenia, który przyjechał po nich na lotnisko Stansted samochodem! Pełni podziwu dla sprawności Pana Majora, który w wieku 94 lat jeszcze prowadzi samochód, ułani z Opola udali się z pierwszą, podczas swego pobytu, wizytą u Pana Rotmistrza Tadeusza Bączkowskiego. Mieszkający obecnie w Kolbe House, zasłużonym dla powojennej emigracji ośrodku, Pan Rotmistrz przyjął przybyszy z wielkim entuzjazmem i radością.
        Opowieściom, wspomnieniom i pytaniom nie było końca. Gdyby nie czas na kolację, Prezes Zdybowicz wraz z kolegami nie opuściłby Pana Rotmistrza do późnego wieczora. Dalsze opowieści i wspomnienia nastąpiły w domu Pana Majora. Tu, wspaniale ugoszczeni przez Panią Krystynę, córkę Pana Majora, do późnych godzin nocnych zebrani snuli opowieści i wspomnienia z dawniejszych i nie tak odległych czasów. Opolanie zazdrościli Panu Majorowi, że mógł po tym wszystkim szybko zasnąć, oni sami byli tak pełni wrażeń, że - jak małe dzieci - jeszcze długo przewracali się w swoich łóżkach ponownie przeżywając historie zasłyszane od Pana Rotmistrza i Pana Majora.
              

Spotkanie u Rotmistrza Bączkowskiego

        Następnego dnia emocje zostały jeszcze bardziej podkręcone. Po kolejnym spotkaniu z Rotmistrzem Bączkowskim Pan Major zabrał swoich gości na tzw. viewing, czyli pożegnanie ze zmarłym. Wizyta w domu pogrzebowym była poruszająca, oto w trumnie leżał polski bohater, z którym delegacja chciała się spotkać i porozmawiać, a zamiast tego przyszła Go żegnać. Zapytani przy wyjściu czy któryś z nich chciałby szklankę wody, dzielni ułani odpowiedzieli „No. Thank you. We are fine”, ale w gardłach jednak zaschło.
        Jeszcze tego samego dnia delegacja z Opola wybrała się do Instytutu Polskiego i Muzeum im gen. W.Sikorskiego, gdzie zostali przyjęci z wielkim szacunkiem i oprowadzeni po Instytucie w sposób nadzwyczaj profesjonalny (pomimo tego, że gospodarz mówił o sobie - „nie jestem historykiem tylko amatorem i miłośnikiem historii”). Muzeum zrobiło na zwiedzających wielkie wrażenie, eksponaty stały się uzupełnieniem posiadanej wiedzy i pomogły w zrozumieniu historii Polski oraz Emigracji. Resztę dnia czwórka z Opola spędziła na zwiedzaniu miasta.
        Trzeci dzień pobytu to głównie uroczystość pożegnania Rotmistrza. Przed przyjazdem do kościoła delegacja ułanów z kraju odebrała zamówioną dzień wcześniej wiązankę kwiatów z szarfą „19 Pułk Ułanów Wołyńskich”.

               Wizyta w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego

        Na widok munduru polskiego właścicielka kwiaciarni zarumieniła się, a oczy zabłyszczały jej dość filuternie pomimo tego, że mogłaby być córką każdego z naszych dzielnych ułanów. Potem przed wejściem do kościoła, do którego delegacja dotarła znacznie przed czasem, przechodnie-mieszkańcy dzielnicy polskiej mówili do siebie „Patrz, nasi żołnierze!” „Ty, to nasi!” albo „Hej, to Polskie wojsko!”. Na dwadzieścia minut przed rozpoczęciem ceremonii została zaciągnięta warta w miejscu, gdzie miała stanąć trumna z ciałem rotmistrza. Schodzący się do kościoła goście nie kryli wyraźnego zdziwienia, a jednocześnie wzruszenia. Gdy została wniesiona trumna, warta przyjęła postawę „Baczność!” i całą ceremonię spędziła w tej pozycji godnej oddania czci jednemu z ostatnich ułanów 19 Pułku.

Przed domem Majora Makowieckiego wraz z gospodarzem

        Mowa wypowiedziana przez Pana Majora Makowieckiego podczas uroczystości w kościele uzmysłowiła ułanom opolskim jak ważną była ich posługa w formie warty honorowej zaciągniętej przy trumnie Pana Rotmistrza. Ów gest był pierwszą od siedemdziesięciu lat taką wartą, był honorem oddanym wszystkim dzielnym żołnierzom II Wojny Światowej, ułanom, pancerniakom, marynarzom czy lotnikom, którzy nie mogli wrócić do kraju, przez ludzi z Polski, którzy przyjechali po to, aby oddać hołd bohaterom żyjącym w Londynie, ale także tym, którzy już odeszli. I nieważne, że świadkami była już tylko garstka osób, ważne, że to się zdarzyło i stało się wzorem na przyszłość.
       

Pożegnanie Rotmistrza Czernickiego
Nieliczna grupa kombatantów i wdów po kombatantach wzruszyła się do łez podczas mowy Pana Majora, a oczy ułanów z Opola zabłyszczały emocją. Uroczystości pogrzebowe zakończyły się poczęstunkiem w klubie obok kościoła. Dla gości z Opola była to szczególna okazja do poznania osób, które były bohaterami II Wojny Światowej, ich rodzin i następnego pokolenia. Nie zabrakło kolejnych wspomnień i opowieści.
        W atmosferze następnych przypowieści i wspominek ułani ze Stowarzyszenia Pamięci 19 Pułku Ułanów spędzili cały wieczór z Panem Majorem i Panią Krystyną. Nie zabrakło wesołych ułańskich historyjek i nowych informacji na temat życia na emigracji ludzi, którzy zostali bez ojczyzny. Tego wieczora do grona rozmówców dołączyła znajoma Pana Majora, która zaproponowała gościom wizytę następnego dnia u Pana Piotra Kalinowskiego w Studium Podziemia Polski.
              

W domu Majora Makowieckiego z Panem Majorem i Panią Krystyną

        Czwarty dzień rozpoczął się wizytą u Pana Rotmistrza Bączkowskiego. Po dwóch godzinach spędzonych u Pana Rotmistrza, którego spotkanie tym razem trochę wyczerpało, Opolanie udali się do Ealing Common, gdzie odwiedzili Pana Kalinowskiego. Przyjęci w sposób niezwykle miły zostali obdarowani opowieściami pancernymi. Najbardziej poruszającą okazała się przypowieść na temat czołgu, który podciągany na wzgórze „Widmo”, a prowadzony przez Pana Piotra, nie zmieścił się na drodze z mijaną ciężarówką i spadł ze skarpy tuż obok niemieckiego czołgu, który wcześniej uległ podobnemu wypadkowi. W odróżnieniu od czołgu niemieckiego, w którym zginęli wszyscy członkowie załogi, polskiej załodze nic poważnego się nie stało. Oprócz opowieści i anegdot, którymi uraczył ułanów z Polski Pan Piotr, goście mieli okazję zobaczyć archiwum AK i niebywałą kolekcję fiszek z rejestrem wszystkich jednostek armii Napoleona, wraz z nazwiskami oficerów i żołnierzy.
        Po tak niesamowitych doświadczeniach i dużym ładunku emocjonalnym, panowie ruszyli na zwiedzanie sławnych miejsc świata, od Buckingham Palace po Piccadilly Circus.
        Ostatniego dnia, już po śniadaniu, czwórka z Opola pożegnała Pana Majora i pozostawiwszy bagaże w przechowalni na dworcu Victoria ostatni dzień poświęciła na poznawaniu różnych zakątków miasta, by pod wieczór trafić do Camden Town gdzie, w niesamowitej lokalizacji w całości zachowanych dziewiętnastowiecznych stajni koni transportowych, ulokowano jedno z najciekawszych targowisk Europy. Boksy, w których kiedyś stały konie, zostały zachowane w nietkniętej formie i dziś służą w naturalny sposób jako stoiska z różnymi towarami. Znajdują się tu antyki, ubrania, towary kolonialne i artykuły spożywcze. Pomiędzy tym wszystkim znajdują się naturalnej wielkości pomniki z brązu koni z zaprzęgami, dla ułanów to szczególnie przyjazne otoczenie!

Z Panem Piotrem Kalinowskim w Studium Podziemia Polski

        Powrót do Polski to tylko parę godzin obejmujących przejazd autobusem na lotnisko i przelot do Wrocławia. Podróż minęła ułanom wręcz błyskawicznie. Owe pięć dni podróży złożyło się na prawdziwie sentymentalno-historyczną przygodę. Uczestnicy wyjazdu zdobyli wiedzę, której nigdy by nie posiedli tylko czytając o rzeczach, o których usłyszeli bezpośrednio od świadków tamtych czasów, uczestników wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości. To bezcenne doświadczenie...
       
Relację z marcowego pobytu w Londynie delegacji Stowarzyszenia Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich nadesłał pan Tomasz Sawicki z Opola.
Ułan Wołyński nr 43 2011 rok
Powołane w dniu 8 października 1994
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
prowadzi działalność statutową której celem jest konsolidacja
środowiska oficerów, podoficerów i ułanów 19 Pułku Ułanów, ich rodzin i sympatyków Pułku.
Adres korespondencyjny:
Zespół Szkół nr 70
04-855 Warszawa, ul Bajkowa 17/21
telefon: +48 22 615 73 43
kontakt e-mail: office@ulan-wolynski.org.pl

powrót na stronę główną