Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

Ułan Wołyński nr 39 2010 rok



Spis treści
1.Pomnik Polskich Sił Zbrojnych w Londynie Włodzimierz Majdewicz strona 1
2. Włodzimierz i Irena K. Pilecki strona 13
3. Konny trębacz 19 Pułku Ułanów Wołyńskich Hanna Różycka strona 17
4. Wspomnienie o majorze Anna Sas-Jaworska strona 21
5. Listopadowe Święto Hanna Różycka strona 27
6. Rondo Wołyńskiej Brygady Kawalerii Włodzimierz Majdewicz strona 17

Ułan Wołyński nr 39. Rok 2010
1. Pomnik Polskich Sił Zbrojnych w Londynie
Włodzimierz Majdewicz


                 Pomnik Polskich Sił Zbrojnych
                 Polish Armed Forces Memorial
      W sobotę 19 września 2009 roku o godzinie 13.00 w Brytyjskim Arboretum Narodowym (National Memorial Arboretum) w Alrewas (hrabstwo Staffordshire)w odsłonięto pomnik upamiętniający polskich żołnierzy, Polish Armed Forces Memorial, walczących w II. wojnie światowej. Aktu odsłonięcia pomnika dokonał Książę Kentu Edward - Zwierzchnik Sił Zbrojnych w Zjednoczonym Krolestwie Wielkiej Brytanii w obecności ambasador Polski pani Barbary Krystyny Tuge-Erecińskiej, oraz towarzyszącej mu generalicji polskiej i brytyjskiej. Przybyli, książę Westminsteru, mieszkający obecnie w USA wnuk Winstona Churchilla, były szef sztabu lord Guthrie, minister stanu ds. Europy baronessa Kinnock, znany autor książek sensacyjnych Frederick Forsyth, i inne z osobistości. W uroczystości uczestniczyło ponad 1,5 tysiąca gości w tym liczni kombatanci.
      Z okazji uroczystego odsłonięcia pomnika okolicznościowe przesłanie do zebranych wystosowała królowa Elżbieta II, podkreśliła w nim fakt, że Polacy w czasie drugiej wojny światowej wykazali się bohaterstwem wynikającym z umiłowania wolności, które jest odwiecznego pragnienia człowieka.
      Premier Gordon Brown w swoim okolicznościowym przesłaniu napisał, że "pomnik jest wyrazem hołdu dla polskich żołnierzy wszystkich formacji walczących w służbie brytyjskiej". W dalszej części tekstu zapewnił "Będą oni uznani, pamiętani i honorowani z dumą i wdzięcznością".
      Była premier Margaret Thatcher przypomniała i podkreśliła, że "Polska była sojusznikiem Wielkiej Brytanii od pierwszego dnia wojny do ostatniego".
      A były minister handlu w jej rządzie Cecil Parkinson oświadczył, że ten pomnik jest świadectwem pamięci Brytyjczyków o wkładzie Polaków w zwycięstwo nad Hitlerem.
      Zadbano o szczególnie uroczystą oprawę tej podniosłej uroczystości Specjalnie na odsłonięcie pomnika sprowadzono flagę RP, obok niej znajdował sztandar honorowy armii brytyjskiej sprowadzony z Afganistanu. Przybyły poczty sztandarowe różnych oddziałów Polskich Sił Zbrojnych oraz Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Uroczystość uświetniała reprezentacyjna orkiestra Królewskich Sił Lotniczych (RAF). Patriotyczne pieśni wykonał znany polski chór Ave Verum z Londynu. Służbę porządkową powierzono polskim harcerzom.
      Pod pomnikiem wieniec złożył ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, który stał na czele Komitetu Honorowego Odsłonięcia Pomnika. Kolejny wieniec złożył wiceminister obrony Stanisław Komorowski.
      Pomnik poświęcił i modlitwę za poległych i zmarłych żołnierzy odmówił duszpasterz emigracji polskiej, arcybiskup Szczepan Wesoły. W trakcie uroczystości nad pomnikiem przeleciały historyczne samoloty typu Spitfire i Hurricane. Na takich maszynach w czasie II Wojny Światowej polscy lotnicy wykonywali loty bojowe w bitwie o Wielką Brytanię, miedzy innymi w obronie Londynu.
      Pomnik jest dziełem pomnik mieszkającego w Paryżu architekta i rzeźbiarza Roberta Sobocińskiego. Monument ma 6 metrów wysokości jest to jeden z największych polskich pomników w Wielkiej Brytanii.
     Odlana z brązu kompozycja przedstawia cztery symboliczne postacie polskich żołnierzy. Są to dwumetrowej wysokości figury, lotnika dywizjonu 303, marynarza - uczestnika bitwy o Atlantyk, łączniczkę-żołnierza Armii Krajowej z Powstania Warszawskiego oraz żołnierza spod Monte Cassino. Postacie te otaczają obelisk symbolizujący ruiny Warszawy zburzonej w powstaniu 1944 roku. Nad nimi na szczycie obelisku usytuowany jest potężny orzeł w koronie zrywający się do lotu.


           Pomnik Polskich Sił Zbrojnych - Polish Armed Forces Memorial
      Realizując to monumentalne rzeźbiarskie dzieło autor z dużym pietyzmem potraktował realia historyczne, n.p. łączniczka Armii Krajowej ma na piersi krzyż harcerski, żołnierz w charakterystycznym płaskim brytyjskim hełmie uzbrojony jest w pistolet maszynowy Sten.
      Pomnik ustawiony jest na cokole, w formie potężnego bloku z polerowanego granitu. Pomnik znajduje się w centralnym punkcie 18-metrowego wyłożonego twardymi płytami kręgu, na którego obwodzie ustawiono 16 granitowych płyt - tablic zgrupowanych po cztery i zwróconych napisami do wewnątrz kręgu. Każdą z nich wieńczy prostokątna brązowa plakieta z orłem wojskowym. Na tablicach umieszczono napisy upamiętniające i przypominające polski czyn zbrojny w II Wojnie Światowej we wszystkich jego formach i na wszystkich frontach od północnej Afryki po północną Europę. Jest tam również tablica upamiętniająca polskich oficerów zamordowanych w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Całość tej imponującej rozmiarami przestrzennej kompozycji plastycznej obejmuje powierzchnię 314 metrów kwadratowych. Wszystkie odlewy z brązu na podstawie gipsowych figur wykonano w Poznaniu, tam wykonano również wspomniane granitowe tablice.
      Pomnik Polskich Sił Zbrojnych - Polish Armed Forces Memorial Jest hołdem dla żołnierzy polskich walczących w II wojnie światowej. Pojęciem Polskich Sił Zbrojnych obejmuje się przede wszystkim Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie organizowane od jesieni 1939 roku poza granicami kraju, na podstawie sojuszniczych umów wojskowych z Francją i Wielką Brytanią, także Armię Polską powstałą w ZSRR w latach 1941 – 1942 pod dowództwem generała Władysława Andersa. Polskie Siły Zbrojne pod dowództwem brytyjskim w czasie drugiej wojny światowej liczyły 120 tys. żołnierzy. Najliczniejszą formacją był II Korpus gen. Władysława Andersa sformowany z polskich więźniów gułagów, który uczestniczył w kampanii włoskiej. Do Polskich Sił Zbrojnych należeli również żołnierze Państwa Podziemnego Armii Krajowej.
      Polskie Siły Zbrojne to również polscy żołnierze, którzy z łagrów i zsyłek sowieckich nie zdążyli dotrzeć na czas do Armii generała Andersa i zagarnięci przez falę historii składali ofiarę tej samej polskiej krwi walcząc za Ojczyznę tam, gdzie rzucił ich los.
      Idea budowy pomnika upamiętniającego wkład Polaków i Polskich Sił Zbrojnych w drugą wojnę światową wyszła od polskiej społeczności, szczególnie od pozostałych na emigracji weteranów oraz ich potomków. Inicjatorami i sponsorami projektu pomnika są polscy członkowie Zakonu Maltańskiego z Wielkiej Brytanii. Pomnik kosztował 300 000 funtów. W zbiórkę pieniędzy, która trwała lata, zaangażowane były dzieci i wnuki polskich żołnierzy walczących na różnych frontach drugiej wojny światowej. Koszty budowy pokryły Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, Stowarzyszenia Lotników Polskich, oficerowie i chorążowie Marynarki Wojennej RP z Kwatery NATO w Northwood, Fundacja z Brzezia Lanckorońskich, Związek Polskiej Młodzieży Chrześcijańskiej – Polska YMCA. oraz indywidualna zbiórka w różnych krajach.
      Na utrzymanie i bieżącą konserwację pomnika wraz jego otoczeniem przeznaczony zostanie dochód uzyskany między innymi ze sprzedaży książki "First to Fight" ("Polska była pierwsza"), która 1 września 2009 roku trafiła na brytyjski rynek. Książka ta spotkała się z dużym zainteresowaniem, przygotowywane jest aktualnie drugie, rozszerzone wydanie. W książce „First to Fight” to opowieść sześcioletniej walce Polski w latach 1939-1945. Znalazły się tam ważne historyczne wątki takie jak: po raz pierwszy publikowane angielskie tłumaczenie podpisanego przez Stalina rozkazu egzekucji Polskich Oficerów w lasach Katyńskich w 1940 roku.
      Publikacja ta opowiada o dramatycznych losach żołnierzy Polaków. Książkę zadedykowano 500,000 żołnierzom Polskich Sił Zbrojnych, którzy walczyli w powietrzu, na lądzie i na morzu niemal wszystkich frontach II wojny światowej. W książce "First to Fight" znalazły się znamienne słowa Generała Lorda Guthrie, byłego szef Sztabu Obrony „Wiele zawdzięczamy Polakom, którzy przyłączyli się do naszej walki. W pewnym momencie jedynym sprzymierzeńcem Brytyjskiej Wspólnoty byli tylko Polacy i wielu z nich poległo w walce z dala od swojego kraju. Mamy prawo do pamiętania o tych dzielnych kobietach i mężczyznach, którzy w tak trudnych chwilach w historii naszych Narodów byli naszymi przyjaciółmi i sprzymierzeńcami.”
      Brytyjskie Arboretum Narodowe to odwiedzane przez około 5 tysięcy osób rocznie miejsce pamięci o poległych w konfliktach zbrojnych XX wieku. Miejsce to wzorowane jest na Arlington w USA. Znajduje się tam pomnik brytyjskich sił zbrojnych (Armed Forced Memorial) z nazwiskami 48 tysięcy osób, które zginęły w drugiej wojnie światowej. Znajduje się tam również około 130 innych pomników wojennych, lecz do tej pory nie było żadnego symbolu poświęconego Polakom. Odsłonięcie Pomnika Polskich Sił Zbrojnych oraz publikacja książki „First to Fight” to bardzo ważne wydarzenia dla ostatnich kombatantów, ale również dla nas wszystkich. Pozwalają one mieć nadzieję, że przyszłe pokolenia Polaków rozsianych po świecie i tych w kraju będą pamiętały o bezprzykładnej ofierze męstwa ojców, dziadków i pradziadków którzy wywalczyli im Polskę.
     Źródła: Relacje z portali internetowych i prasy polonijnej. Fotografia pomnika i informacje przekazane przez pana rotmistrza Tadeusza Bączkowskiego

Ułan Wołyński nr 39. Rok 2010
2. Włodzimierz i Irena
K. Pilecki


      Dzięki uprzejmości pana Konstantego Pileckiego drukujemy jego tekst związany z postacią por. Włodzimierza Poziemskiego oficera służby stałej 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.We wrześniu 1939 roku por. Włodzimierz Poziemski był dowódcą szwadronu kolarzy No.2 w 3 Dyonie Kombinowanym dowodzonym przez mjr. Eugeniusza Wiszniowskiego w Zgrupowaniu Kawalerii ppłk. Kazimierza Halickiego sformowanym w Ośrodku Zapasowym Wołyńskiej Brygady Kawalerii w Hrubieszowie.
          Konstanty Pilecki "WŁODZIMIERZ I IRENA"
          
ON

      Włodzimierz Poziemski urodził się w Moskwie. Tu do Rewolucji mieszkali jego rodzice. Wczesne dzieciństwo musiał mieć beztroskie i szczęśliwe. Dobrze sytuowana, wielopokoleniowa rodzina2 oraz stała obecność matki i ojca sprzyjały rozwojowi dziecka. Szczególny klimat domowego ogniska tworzyło harmonijne współżycie dwóch tak różnych osobowości, jakimi byli rodzice. Ojciec, człowiek niezwykle pogodny, zawsze wesoły i uśmiechnięty, pełen optymizmu i wiary w przyszłość, potrafił tak prowadzić sprawy familijne, by dać pod ten optymizm realne podstawy. Matka natomiast miała osobowość bardziej złożoną, można by nawet rzec – wyrafinowaną. Bardzo młoda i dobrze jak na owe czasy wykształcona, posiadająca liczne talenty, dbała o rozwój duchowy dzieci. Z natury romantyczka, prócz tego niepoprawna idealistka, miała na Włodzimierza ogromny wpływ.
     Można bez przesady powiedzieć, że te cechy charakteru, które ujawniły się u niego w wieku dojrzałym, przekazane zostały z mlekiem matki. W życiu jednak, nawet najszczęśliwszym, zawsze pojawiają się też chwile smutne, często tragiczne. Takimi – dla małego Włodzimierza – były z pewnością śmierć dziadka Azariasza oraz nieuleczalna choroba i śmierć malutkiego braciszka.
      Wybuch Rewolucji zmienił wszystko. W 1918 r. matka z dziećmi powróciła do Trok. Po pewnym czasie dołączył do nich również ojciec. Zamieszkali w Nowej Wilejce. Szczęśliwe i beztroskie lata moskiewskie stały się przeszłością. Cały dobytek przepadł. Ogólnie, sytuacja w odrodzonym państwie polskim była ciężka. Póki żył ojciec, rodzina miała zapewniony byt. Jego przedwczesna śmierć pogorszyła znacznie sprawę. Gdy Włodzimierz ukończył gimnazjum, stanął przed koniecznością wyboru zawodu. Zamierzał studiować prawo. Jednak o wyborze zadecydowała rada wuja, który sugerował, że w sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie rodzina, najrozsądniej będzie wybrać zawód wojskowego, gwarantujący szybką stabilizację.
      Włodzimierz ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty w Komorowie. Marzyli mu się jednak ułani. Dopiął swego. Po przejściu przeszkolenia dostał się do kawalerii. Ostatni przydział to porucznik w 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, stacjonującym w Ostrogu nad Horyniem. Z kolei ostatni pewny ślad to list do narzeczonej, datowany na dzień 29 sierpnia 1939 r., wysłany z Ostrogu.
      Co do dalszych losów Włodzimierza brak absolutnej pewności. W początkowej fazie wojny jego pułk brał udział w walkach nad Wisłą, niedaleko Warszawy. Tam mógł polec. Jednak rodzina przyjęła za prawdopodobny inny ślad, prowadzący na Wołyń. Według opowiadań jednego z ocalałych podoficerów oddział, w skład którego wchodził Włodzimierz, został rozbrojony przez Ukraińców. Od kadry miano zażądać zdarcia oficerskich szlifów. Ci, którzy tak postąpili, ocaleli. Włodzimierz był wśród pozostałych. Wyżej od wolności ocenił honor.
          
ONA

      Irena przyszła na świat w 1918 r. w Wyborgu, gdzie jej matka, razem z pierworodnym synem, schroniła się przed pożogą wojenną i bolszewicką rebelią. Wcześniej rodzice mieszkali w Petersburgu. Ojciec był oficerem carskiej, a potem białej armii. Matka studiowała stomatologię. Po jakimś czasie matka z dziećmi, nie mogąc już powrócić do swojego – spalonego przez Rosjan – rodzinnego gniazda na Łotwie, przeniosła się do teściów mieszkających w Kozakiszkach, w powiecie trockim. Później cała rodzina zamieszkała w Wilnie. Matka Ireny pracowała tu jako dentystka, ojciec początkowo w banku, a później jako urzędnik na kolei. Po wybudowaniu domu rodzina Rukszto przeniosła się do Nowej Wilejki.
      Prócz starszego brata Irena miała dwoje młodszego rodzeństwa. Na atmosferę panującą w rodzinie decydujący wpływ wywierał autorytarny charakter ojca. Pracująca zawodowo matka, w wymiarze przekraczającym jej nadwątlone chorobą siły, nie miała możliwości tchnąć nieco ciepła w domowe ognisko. Uwaga rodziców skupiała się na synach, córki były ledwo tolerowane. Wydaje się, że emocjonalnych braków nie był w stanie wyrównać niewątpliwy materialny dostatek.
      Irena ukończyła gimnazjum w Nowej Wilejce. Po maturze wysłana została do szkoły pielęgniarek w Warszawie. Mieszkała tu w internacie, praktykowała w Szpitalu Dzieciątka Jezus. Wydarzenia września 1939 r. pokrzyżowały jej wszystkie plany, zawodowe i osobiste. Powróciła do Wilna, do rodziców. Tutaj spędziła czas wojny.
      W 1940 r. wyszła za mąż. Niedługo przyszły dzieci. Po „wyzwoleniu” rodzina repatriowała się do Polski i osiadła na Dolnym Śląsku. Irena prowadziła dom i wychowywała potomstwo. Dożyła sędziwego wieku. W pamięci swoich bliskich zapisała się jako osoba, która zawsze gotowa jest podporządkować materialną sferę życia wartościom wyższym – tak, jakby chciała wyrównać rachunek z przeszłością.
          
ONI

      Poznali się w Nowej Wilejce. Ona, młodziutka uczennica gimnazjum, która jeszcze nie całkiem pożegnała się z okresem dzieciństwa. On, dojrzały już mężczyzna, starszy o dziewięć lat oficer Wojska Polskiego. Ona spragniona ciepła i czułego wsparcia kogoś bliskiego; on romantyk, od dzieciństwa karmiony ideałami męstwa i rycerskości. Jakie towarzyszyły temu okoliczności, nie wiemy. Być może pośrednią przyczyną znajomości był ból zęba, który zawiódł go do wojskowej dentystki. Jeżeli tak, to mimo że ząb został wyleczony, ból naznaczył dalszy bieg wydarzeń.
      Czy miłość ich wybuchła od razu, czy też zawiązana na początku nić sympatii z czasem zamieniła się w głębokie, dojrzałe uczucie? Tego też nie wiemy. Czasu było dość, ich znajomość trwała ponad pięć lat. I nie był to okres stałej radości. Włodzimierza źle widziano w domu Ireny. Bardzo ambitny, o mocno wykształconym poczuciu własnej wartości, musiał przeżywać tam ciężkie chwile. Czym mogła być spowodowana niechęć ojca Ireny do młodego człowieka, starającego się o jej względy? Może dla rodziny katolickiej Karaim był nie do przyjęcia? Może decydował tu odmienny status materialny obojga młodych? Może wreszcie zaważyły jeszcze inne względy?
      Również ze strony własnego otoczenia, szczególnie matki, Włodzimierz nie mógł oczekiwać wsparcia. Był świadom tego, że następstwem małżeństwa z nie - Karaimką stanie się konieczność odejścia od własnej społeczności. Z pewnością wiedział, jakim to będzie ciosem dla jego bliskich.
      Kto wie, czy sytuacja Ireny nie była jeszcze gorsza. Zależna od rodziców, nie decydując się na zerwanie z nimi stosunków skazana była na uległość. Musiała zaakceptować fakt, że oświadczyny o jej rękę zostały odrzucone i poddać się decyzji ojca wysyłającego ją na naukę do Warszawy.
      Pięć lat to długi czas. Nie był usłany różami, lecz z pewnością nie zabrakło w nim i pachnących konwalii. Młodzi spotykali się często, snuli wspólne marzenia. Nie wiele o tym można teraz powiedzieć, ponieważ będąc blisko siebie nie pisali listów, nie pozostawili trwałych śladów. Jedyne pamiątki, jakie się zachowały, to wspólne zdjęcie z jakiejś wycieczki – oczywiście w towarzystwie młodszego rodzeństwa Ireny, podarowana na gwiazdkę książka z dedykacją, stary patefon...
      Pisać do siebie zaczęli dopiero w lecie 1939 r., gdy Włodzimierza przeniesiono na Wołyń. Przepadły listy Ireny. Natomiast w korespondencji adresowanej do niej jest wiele troski o ukochaną kobietę oraz ból spowodowany rozłąką. W sierpniu 1939 r. Włodzimierz śle z Ostroga jeszcze dwa listy. Pierwszy, pełen ciepła i serdeczności do – przebywającej w sanatorium – matki Ireny oraz drugi, niezwykle w swej treści dramatyczny, do jej ojca. W tym ostatnim wypomina pasmo przykrości i upokorzeń, jakich w ciągu pięciu lat doświadczał ze strony rodziców ukochanej, zapewnia o stałości swych uczuć i całkowitej bezinteresowności, wreszcie ponawia prośbę o rękę Ireny. Jakież jest jego zdziwienie i radość, gdy po przedłużającym się w niepewności oczekiwaniu przychodzi odpowiedź pozytywna.
      Ślub przewidziano na wrzesień 1939 r. Wybuch wojny przekreśla wszystko. W pierwszych dniach września zawieszone zostają zajęcia w warszawskiej szkole pielęgniarek, słuchaczki zwalniane są do domów. Irena wraca do Wilna. Jedyny pociąg, którym można wydostać się z Warszawy, zmierza na Wołyń – przynajmniej taka jest wersja oficjalna. Irena jedzie do Równego. W drodze doświadcza wszystkich okropności wojny: bombardowanie pociągu, zabici ludzie i konie, pożary i zgliszcza. Oczywiście nie znajduje już Włodzimierza. Nocuje u gospodyni, która dawała mu kwaterę, zdaje się, że w tym samym pokoju. Tu zaskakuje ją pamiętny 17 września. Nie może wrócić do domu. Jest świadkiem i uczestniczką tragicznych wydarzeń, jakie mają miejsce. Po pewnym czasie udaje jej się przedostać do Wilna. Powraca do rodziny.
      Po otrzymaniu wiadomości o zaginięciu Włodzimierza Irena widzi się pierwszy i ostatni raz z jego matką. Ma to miejsce w Wilnie. W spotkaniu uczestniczą także dwie siostry Włodzimierza.
          
Po latach

      Jest upalne lato 2006 r. Przez Troki przewalają się tłumy wycieczkowiczów. Wśród nich jest turystka z Polski. Jej pobyt na Wileńszczyźnie to podróż sentymentalna. Tropi ślady przeszłości. Nowa Wilejka, Wilno – tam żyli jej przodkowie, tam również ona przyszła na świat. Troki natomiast pojawiają się na szlaku z uwagi na walory turystyczne, z tym miejscem nie wiąże żadnych szczególnych wspomnień.
      Jak wielu zwiedzających trafia również do kienesy, po której oprowadza pan Michał Zajączkowski. Opowiadając o Karaimach wtrąca on również uwagę o ich wojskowych tradycjach. W tym momencie wyłaniają się z pamięci turystki fragmenty zasłyszanych w dzieciństwie rozmów, stare – niedawno odnalezione – listy. Rzuca zdanie, że jej matka miała przed wojną narzeczonego Karaima, który był zawodowym oficerem, nazywał się Poziemski. – Włodzimierz – bez chwili namysłu odpowiada oprowadzający. Turystce w tym momencie ciarki przechodzą po plecach. Minęło blisko siedemdziesiąt lat od tych wydarzeń, ich bohaterów nie ma już na świecie, a tu nagle, w miejscu i czasie tak nieoczekiwanym…
      Wywiązuje się rozmowa. Gospodarz kienesy zapewne wspomina czasy, gdy przyjeżdżający na święta Włodzimierz modlił się w tym miejscu. Opowiada, jakie wrażenie na obserwujących go karaimskich chłopcach robił mundur oficera ułanów i szabla. Wychodzą na zewnątrz. Pan Michał pokazuje dom rodzinny Łobanosów, gdzie zatrzymywał się odwiedzający matkę Włodzimierz. Turystka poddana jest kolejnym wzruszającym emocjom. Uświadamia sobie, że jej matka, która spędzała po wojnie wakacje w Trokach, przechodząc obok tego domu, nie była świadoma faktu, że przez wiele lat mieszkała w nim matka byłego narzeczonego.
* * * * *

      Wydarzenie, jakie miało miejsce w Trokach, wydało nieoczekiwany plon. Składają się nań listy, fotografie, bilet wizytowy porucznika 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, a przede wszystkim – wspomnienia.
      Listy do narzeczonej, pisane z Ostrogu i z poligonu, wysyłane były co 5-6 dni (taki rytm nadawała zapewne poczta: 2-3 dni w jedną stronę i tyleż z powrotem). Ostatni datowany jest na dzień 29 sierpnia 1939 r. – pisany musiał być późnym wieczorem, bo Włodek tłumaczy się, że jest zbyt późno by kupić atrament i dlatego pisze ołówkiem. Jak żywy staje przed oczyma obraz – poprzedzających wybuch wojny – dni spędzanych w małym wołyńskim miasteczku. Dokładny opis pokoju – szafa, stół, lustro… Pogoda – nieznośny żar lub gwałtowne ulewy. Imię klaczy i wypadek na poligonie, gdy Elita zaczepiła o przeszkodę i wywracając się zrzuciła Włodka, powodując jego niezłe poturbowanie. A wszystko przepojone wielką tęsknotą za ukochaną, bólem wywołanym rozstaniem oraz troską o jej zdrowie i los. Włodek oczywiście wie, że do wybuchu wojny pozostały zaledwie dni albo godziny. Spodziewa się, iż lada chwila brygada zostanie skierowana pod Gdańsk. Dlatego w każdym liście wielokrotnie powtarzane są prośby, by narzeczona przyjechała go odwiedzić, choćby na jeden dzień.
      Stale wspomina, że strasznym ciosem byłoby dla niego wyruszyć na wojnę bez pożegnania, i że nie dopuszcza do siebie myśli, że może polec nie widząc jej wcześniej. Nie traci jednak nadziei i optymizmu. Przecież wspólnie wymarzone szczęście jest już tak blisko. Pisze, że skoro przez minione pięć lat cierpieli tak bardzo, to pewnie po to, by dalsze życie mogło być niewymiernym szczęściem. W swojej nieświadomości przekonuje ją również, iż w razie wybuchu wojny, najbezpieczniej będzie na Wołyniu, z dala od niemieckiej granicy.
      Niestety, na Wołyń Irena dotarła zbyt późno. Ich trwającą osiem miesięcy rozłąkę opatrzność przedłużyła ponad wszelką miarę. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna wydarzeń, na użytek rodziny. Gdy jednak dokładniej wczytamy się w treść listów pisanych przez Włodka zrozumiemy, że do spotkania tych dwojga na Wołyniu jednak doszło. Gdzieś przed lipcem 1939 r. Irena musiała bez wiedzy rodziców odwiedzić narzeczonego. Być może pośród konwalii zakwitła na krótko i róża…
      Pisane ręką Ireny listy przepadły. Sadzę jednak, że o jej uczuciu świadczą niektóre fakty. Ciągnęło ją do Trok. Długo po opisanych wydarzeniach pamięć o Włodku była w jej domu ciągle żywa. Przez ponad sześćdziesiąt lat przechowywała pieczołowicie wszystkie pamiątki. Gdy w 1945 r. NKWD zaczęło interesować się jej ojcem i rodzina w pośpiechu opuszczała Wilno, nie omieszkała zabrać ze sobą śladów przeszłości, łącznie z darowanym przez Włodka patefonem. Ten patefon zachował się w jej rodzinie do dzisiaj, choć pęknięta sprężyna nie pozwoli mu już nigdy odegrać dawno przebrzmiałych melodii.
     Konstanty Pilecki Gdańsk
      Autor dziękuje pani Annie Piasecznej, która udostępniła listy i fotografie, oraz podzieliła się wspomnieniami dotyczącymi Ireny Ruksztówny.
      Przypisy

1. Włodzimierz Poziemski (1909-1939?).
2. Pozostałą część rodziny, zamieszkującej w domu przy ul. Pawłowskiej – oprócz rodziców – stanowili: dziadkowie Azariasz i Anna z Abkowiczów Poziemscy, starsze siostry Natalia i Ludmiła oraz młodszy brat Konstanty. Najmłodsza siostra Irena urodziła się już w Polsce.
3. Alfred Elifas Poziemski (1876-1930)
4. Lidia z Łobanosów Poziemska (1886-1952) – patrz: Cień z przeszłości, Awazymyz 1(4)/2000.
5. Mowa tu o Eliaszu Jutkiewiczu, znanym w latach międzywojennych prawniku wileńskim.
6. Te same względy zadecydowały o tym, że najstarsza z rodzeństwa, Natalia, musiała zrezygnować z marzeń o medycynie i pójść do szkoły położnych.
7. Absolwent z roku 1934.
8. Prawdopodobnie w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu.
9. Na Wołyń został przeniesiony kilka miesięcy przed wybuchem wojny. Wcześniej mieszkał w Nowej Wilejce, co mogłoby wskazywać na 13 Pułk Ułanów Wileńskich.
10. Obecnie trudno jest ustalić, czy był on naocznym świadkiem tych wydarzeń, czy tylko powtarzał zasłyszane wiadomości.
11. Wydaje się, że nie ma tu sprzeczności. W pułku miały miejsce przegrupowania. Po odejściu podstawowego składu na teren operacyjny, w garnizonie w Ostrogu pozostał szwadron zapasowy oraz nadwyżki mobilizacyjne. Por. Włodzimierz Poziemski (WP), który przygotowywał się do kursu dowódców szwadronów (kurs ten miał rozpocząć w połowie września w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu), pozostał w garnizonie, gdzie zajmował się szkoleniem rezerw pułku (pełnił tutaj funkcję zastępcy dowódcy, którym był mjr Daniłło-Gąsiewicz). Na przełomie sierpnia i września obsada garnizonu została przeniesiona z Ostrogu do Hrubieszowa i weszła w skład Oddziału Zapasowego Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Gdy z O.Z. zostało wydzielone tzw. Zgrupowanie Kawalerii ppłk Halickiego, WP znalazł się w jego składzie i otrzymał funkcję dowódcy szwadronu. Następnie uczestniczył we wszystkich działaniach bojowych Zgrupowania, do natarcia na Rawę Ruską włącznie (24 września). Prawdopodobnie był wśród żywych, gdy następnego dnia płk Hanka-Kulesza podpisywał kapitulację przed Niemcami.
      W czasie składania broni część oficerów skorzystała z wolnej ręki, jaką dał im ppłk Halicki, i nie poszła w niewolę, lecz opuściła Zgrupowanie z zamiarem przedarcia się na Węgry. Według wszelkiego prawdopodobieństwa znalazł się w niej także WP.
12. Irena Ruksztówna (1918-2004)
13. W tym czasie Wyborg leżał na obszarze Finlandii.
14. Wiktor Rukszto, pochodził z Wileńszczyzny.
15. Jadwiga Rukszto, wywodziła się z osiadłego w Inflantach szwedzkiego rodu von Zigiern-Korn.
16. Jadwiga Rukszto była jedną z pierwszych kobiet, które ukończyły w Petersburgu sudia stomatologiczne.
17. Jadwiga Rukszto miała etat w wojsku, w Nowej Wilejce.
18. Ojciec w tym czasie już nie żył.
19. List do ojca Ireny datowany jest na dzień 4 sierpnia 1939 r., odpowiedź nadeszła 11 sierpnia tegoż roku.

      Konstanty Pilecki, Gdańsk
      =================================
      Powyższe opracowanie opublikowane zostało w 2006 roku na łamach internetowej edycji Pisma historyczno –społeczno - kulturalnego AWAZYMYZ awazymyz@karaimi.org wydawanego przez Związek Karaimów Polskich w R.P.

Ułan Wołyński nr 39 Rok 2010
Konny trębacz 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
Włodzimierz Majdewicz


      Konny trębacz z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich ulubiony rysunek rotmistrza Włodzimierza Bernarda
     

W roku 1988 na kilka lat przed powołaniem Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów wołyńskich w czasie jednej z moich wizyt u rotmistrza Włodzimierza Bernarda w Radości oglądałem eksponaty, dokumenty i fotografie tworzonej przez gospodarza Izby Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Rotmistrz pokazywał mi z dumą i widoczną satysfakcją, wykonany piórkiem rysunek konnego trębacza 19 pułku Ułanów Wołyńskich. Rysunek ten sygnowany podpisem J.Wielhorski 1962 wykonany był na niewielkim kartonie zbliżonym formatem do A4. Już po kilku zdaniach rozmowy z rotmistrzem zorientowałem się, że ma on do tego rysunku szczególny stosunek. Podkreślał, że autorem tego rysunku jest mieszkający na emigracji rtm. Janusz Wielhorski jego starszy kolega z Podchorążówki w Grudziądzu. Z rozmowy wynikało, że rysunek ten powstał z inspiracji i na prośbę rtm. Włodzimierza Bernarda. Z tym samym tematem zetknąłem się jeszcze raz. Ten rysunek sam motyw graficzny wykonany w formie akwareli sygnowany podpisem autora z datą 1961 znajduje się na ostatniej stronie książki płk. Antoniego Skiby BOJE 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH w KAMPANII WRZEŚNIOWEJ wydrukowanej przez Wydawnictwo” Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej” w 1971 roku w Londynie.
      Po latach konny trębacz „19-tki” za pojawił okładce UŁANA WOŁYŃSKIEGO nr.2 z sierpnia 1995 roku. Numer ten wydano z okazji Święta 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
      Odtąd przez dwa kolejne lata trębacz powracał na okładce świątecznych –sierpniowych wydań Ułana Wołyńskiego w latach 1996 i 1997. Później w formie mało czytelnej miniaturki tkwił obok winietki tytułowej naszego kwartalnika od nr.12 z 1988 roku do nr.20 z marca 2000 roku.
      Konny trębacz Janusza Wielhorskiego przetworzony w postaci barwnego haftu znajduje się również na sztandarach szkól noszących imię 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie-Radości i w Skrzeszewie nad Bugiem. A wszystko to za sprawą rotmistrza Włodzimierza Bernarda i jego sentymentu do tego rysunku.
      Warto przybliżyć autora tego rysunku, bo była to postać nieprzeciętna. Rotmistrz Janusz Wielhorski (1911-1994) studiował w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu w latach 1934-1935..Był to IX Rocznik SPRK. Z książki „Zarys Historii Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu 1926-1939”autorstwa Stanisława Radomskiego wydanej w 1992 roku przez Oficynę Wydawniczą „Ajaks” w Pruszkowie dowiadujemy się, że Janusz Wielhorski ukończył SPRK w stopniu plutonowego podchorążego rezerwy kawalerii i uzyskał przydział do 13 Pułku Ułanów Wileńskich.
      Pułk ten do września 1939 roku stacjonował w Nowej Wilejce i wchodził w skład Wileńskiej Brygady Kawalerii. Po odbyciu wymaganych praktyk w pułku podchorąży Janusz Wielhorski w 1937 roku został awansowany na stopień podporucznika rezerwy kawalerii. W ramach mobilizacji we wrześniu 1939 roku ppor. Janusz Wielhorski powołany został do102 Rezerwowego Pułku Kawalerii (Rezerwowa Brygada Kawalerii Wołkowysk) utworzonego z resztek 2 Pułku Ułanów i I szwadronu marszowego Wileńskiej Brygady Kawalerii tam dowodził 3 plutonem w II szwadronie.
      Ułani 102 Rezerwowego Pułku walczyli głównie z wrogiem ze wschodu. Wielokrotnie przyszło im zmierzyć się z oddziałami sowieckim, wspierając obrońców Grodna do chwili, gdy na rozkaz generała Przeździeckiego, oddziały polskie opuściły Grodno.
      Po walkach wrześniowych ppor. Janusz Wielhorski uniknął niewoli. Udało mu się przedostać do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
      Po zakończeniu wojny pozostał na emigracji. Z dala od kraju zajmował się historią polskiej wojskowości. W zakresie zainteresowań i badań historycznych rtm. Janusza Wielhorskiego znalazły się głownie bronie jezdne.
      Rotmistrz Janusz Wielhorski znany jako autor wielu cenionych specjalistycznych opracowań z zakresu historii wojskowości. Długa jest lista tych publikacji wspomnę jedynie te ważniejsze. Były to specjalistyczne artykuły i książki najczęściej bogato okraszone barwnymi planszami z rysunkami autora.
      Rtm. Janusz Wielhorski był autorem interesującej serii złożonej z pięciu artykułów na temat organizacji pułku kawalerii wg etatu mobilizacyjnego z września 1939. Opracowania te ukazały w latach 1959 - 1968 w piśmie "Przegląd Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii" znanego w późniejszych latach jako "Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej” .
      Rtm Janusz Wielhorski ma w swoim dorobku badacza, historyka wojskowości i cenionego rysownika wiele cenionych pozycji. Prace Janusza Wielhorskiego publikowane były również w kraju. Do takich należy poszukiwany album DAWNE WOJSKO POLSKIE W RYSUNKACH ROTMISTRZA JANUSZA WIELHORSKIEGO w opracowaniu Rafała E. Stolarskiego, Marka Wronskiego który ukazał się w 1999 roku nakładem Wydawnictwa Instytutu Tarnogórskiego. W tej samej oficynie wydano cenioną przez historyków książkę Janusza Wielhorskiego „SZABLE W DŁOŃ” .Autor zawarł tam przyczynki do rodowodów koronnej jazdy polskiego autoramentu, jazdy narodowej koronnej jej O. de B., ciągłość oddziałową, filiacje, nazewnictwo, numerację oraz wykazy dowódców. Pracę tę uzupełniają liczne tablice z ilustracjami.
      Janusz Wielhorski badał również dzieje uzbrojenie i ubioru wojskowego szczególnie polskiego. Dzięki niemu wiemy, że polska kurtka mundurowa tak zwana „ułanka” zrobiła na przestrzeni wieków olbrzymią karierę wykraczając daleko poza formacje Wojska Polskiego. Stała się charakterystycznym elementem munduru ułańskiego. Spopularyzowali ją nasi szwoleżerowie gwardii napoleońskiej i lansjerzy Legii Nadwiślańskiej. Wzorowały się na niej armie całej Europy XIX wieku. Zawędrowała do Egiptu, Indii, Ameryki Łacińskiej, pojawiła się również na dworze japońskiego Mikada. Przetrwała w wojsku polskim i w innych armiach do XX-wieku. W roku 1979 Zrzeszenie Ko´ł Pułkowych Kawalerii w Londynie publikowało książkę „ Kawaleria Polska i bronie towarzysza?ce w Kampanii Wrzes´niowej 1939 roku” Ordre de Bataille i obsady personalne. Jest to jedno z ważniejszych opracowań rtm. Janusza Wielhorskiego. Powstało ono przy współpracy rtm. Ryszarda Dembińskiego. Przedstawiono tam pełną obsadę personalna na szczeblu dowódczym większości pułków polskiej kawalerii w ramach jednostek bojowych na dzień 1 września 1939 roku, z uwzględnieniem ośrodków zapasowych kawalerii w szczytowej fazie organizacyjnej wraz z nazwiskami oficerów, którzy zasilili szeregi pułków w już w czasie trwającej kampanii. Uwzględniono tam również nazwiska i przydziały oficerów odkomenderowanych poza jednostki macierzyste.
      Autor kieruje tam do czytelników następujące słowa:
      ….” Na zakończenie, pozwalamy sobie wyrazić nadzieję, że stare rycerskie tradycje szabli, lancy i konia – na których wyrosło jeszcze nasze pokolenie – zawsze pozostaną żywe w sercach Polaków; wierzymy również, że nad kartami tej księgi z okresu łabędziego śpiewu Jazdy Polskiej, pochylą się głowy tych, co zechcą tu szukać nazwisk i imion swych naddziadów, co więcej może informacje te w niejednym młodym sercu rozpalą światło! Jeśli tak się stanie istotnie, zadanie nasze będzie spełnione – a trud przez nas poniesiony wynagrodzony stokrotnie.”
     Mam wrażenie, że te zdania mogą mottem całej twórczości badawczej i artystycznej rtm. Janusza Wielhorskiego.

Ułan Wołyński nr 39 Rok 2010
Wspomnienie o majorze
Anna Sas-Jaworska


     Anna Sas Jaworska
     WSPOMNIENIE O MAJORZE Marianie Fabrycym
      Zachęcona przeczytanym listem Andrzeja Osadińskiego do Redaktora ”Konia Polskiego” pisze parę moich prywatnych wspomnień o człowieku znanym w szerokich kręgach kawalerzystów, koniarzy i ludzi związanych z końmi – o majorze Marianie Fabrycym. Opiszę mały epizod dotyczący osoby tego zasłużonego jeźdźca, organizatora wielu wspaniałych pułkowych biegów myśliwskich, o których czytałam w „Jeźdźcu i Hodowcy” z lat dawnych.
      Major Fabrycy niezrażony wieloma trudnymi dniami, które były jego udziałem, znowu dosiadał konia. Uznano „niech sobie jeździ – przecież nikomu nie przeszkadza” – o zaczął jeździć.
      Były to lata 50-te. Zorganizował sekcję, jeździecką miał zapaloną młodzież: żadnej pomocy, żądnej dotacji (stare buty z cholewami zdobywał i reperował na własny koszt). Zapałem i wytrwałością zarażał młodzież. Wyrywał się z domu, gdzie miła wiele obowiązków rowerem dojeżdżał na treningi do stadniny. Bez względu na porę roku i pogodę trenował chętnych - pracował społecznie – szkolił i wychowywał młodzież. Zapłatą była osobista satysfakcja. Pokonywał uparcie wszystkie trudności, przeżywał każdy transport wielu świetnie zapowiadających się koni na rzeź.
      Raz przez zupełny przypadek uratował chudą klacz, która jadąc do Chornówka (baza koni rzeźnych) pokaleczyła się, a ponieważ i kondycji była kiepskiej (po treningu na wyścigach) więc wróciła do macierzystej stadniny. Gdy się już wylizała i poprawiła, Pan Major zobaczył ją brykająca po padoku. Wówczas włożył na nią siodło, a po próbnej jeździe wróżył jej dobrą przyszłość, mimo iż na torze biegała kiepsko. Ułożyło się wszystko pomyślnie i mała niepozorna klaczka z biała skarpetką na prawej nodze nie pojechała już do Chornowka. W parę lat potem w Akwizgranie i Olsztynie wielotysięczne tłumy skandowały Vita Vitae - bo o nią to właśnie chodzi.
      Uroczy major Fabrycy był postacią, której się nie zapomina. Z wielkim zadowoleniem i wzruszeniem przyjął wiadomość, że władze odrzuciły atrakcyjną ofertę dewizową i klacz zostanie w Polsce. Odpłaciła się za to potem wielokrotnie, przynosząc sławę polskiemu jeździectwu. Pan Major prowadził trening w wojskowym drylu – rugał, krzyczał d… w siodle!- jak siedzisz łamago?! Itp., itd., ale zaraz potem przepraszał obecne panie, „rozprężał się” i z groźnego trenera, zmieniał się w uroczego, szarmanckiego i ujmującego człowieka ze starej, ale dobrej szkoły.
      Często takiej specjalnie zruganej adeptce przywoził kwiatki z własnego ogródka, który był drugą pasja Majora, przepraszał, lecz z chwilą rozpoczęcia treningu wszystko zaczynało się od początku, i znowu kwiatki, itp., itd. Młodzież bardzo lubiła Pana Majora. Pamiętam plenery studentów Akademii Sztuk Pięknych z Warszawy i mocne więzi przyjaźni utrzymywane potem przez lata. Zbliżał się dzień św. Huberta. A ponieważ z tymi tradycjami bywało różnie, zatem Major zarządził, że wszyscy lepiej jeżdżący jadą jutro dłuższą trasą, by w ten sposób uczcić patrona jeździectwa. Opowiadał nam wtedy ciekawie jak to było dawniej, gdy organizował Huberta w pułku. Nasłuchawszy się tych opowieści, a zawsze ciągnie mnie do tradycji, postanowiłam coś tu zadziałać. Zbadawszy moje finansowe możliwości, szybko zrobiłam zakupy, w spiżarni były dobre marynowane grzybki. Postanowiłam Panu Majorowi zrobić niespodziankę. Umówiliśmy się z Koniuszym, że pojedziemy do lasu i w pięknym miejscu, obok gościńca królewskiego zrobimy ognisko z tradycyjnym kieliszkiem, kiełbasa i grzybkami, wszystko w sekrecie przed Majorem. Był rudy lisek wypchany jak żywy, z przeznaczeniem na kołnierz po biegu – miał podnieść atrakcyjność naszego spotkania. Jadąca w grupie jeźdźców praktykująca pani B.Wirkijowska, umówiona ze mną wiedziała gdzie czekamy. Miała poprowadzić pana Majora – o ja naiwna! – gdy pani Basia odezwała się proponując jazdę traktem królewskim, posłyszała „Milczeć ja prowadzę”. Biedna dziewczyna znowu „zebrała się w sobie” i po raz drugi odezwała, ale pan Major znowu ja ofuknął. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza, bo zmrok zapadał, konie były chyba zmęczone a kierunek nie ten. Grupa czekająca w lesie zmarznięta i zaniepokojona przykładała ucho do ziemi oczekując jeźdźców i koni. I gdyby nie dzielna pani Basia, która prawie z płaczem wykrztusiła „tam czeka pani Hanka!” pewno byśmy się nie zobaczyli tego dnia. Usłyszawszy to pan Major krzyknął „Za mną” i pomknął co koń wyskoczy w kierunku traktu. Radość nasza była ogromna, gdy ujrzeliśmy pędzącą kawalkadę. Pierwszy wpadł pan Major osadził konia miejscu i rugnął organizatorkę „Co za pomysł utrzymywać w tajemnicy przede mną! – ja prowadzę !” itd… Łzy zakręciły mi siew oczach, marynowane grzybki na wykałaczkach rozhuśtały się i w drżących rękach i wróciły tam gdzie rosły. To trwało chwilę, bo Major był gwałtowny i groźny, ale z gołębim sercem i prawym charakterem. Wszystko skończyło się bardzo miło. Major przepraszał ja się rozchmurzyłam, gdy osłupiali jeźdźcy i goście odzyskali głos. Grzybki pozbieraliśmy znowu i w uroczym nastroju na parujących koniach wróciliśmy do stadniny. Tego Huberta nie zapomnę nigdy, a było ich od tego czasu wiele. Następnego dnia dostałam piękne nasturcje, które dostawałam potem przez długie lata, aż do ostatnich chwil życia Pana Majora. Pan Major zmarł w sierpniu 1973 roku w Kozienicach.
      Szliśmy tłumnie za trumną na miejscowy cmentarz. Za trumną i najbliższą rodziną szła pod siodłem przykrytym czarnym całunem Via Vitae, która właśnie Majorowi Fabrycemu nieświadoma zawdzięczała długie życie.
      Często łapię się na tym, że przecież mam nasturcje w ogródku. Taka okazja do rewanżu. Cmentarz tak niedaleko - ale tempo życia jest takie, że ani rusz czasu na zbieranie nasturcji wygospodarować nie mogę.
      A Pan Major zawsze znajdował czas dla wszystkich i na wszystko.

Ułan Wołyński nr 39 Rok 2010
Listopadowe Święto
Hanna Irena Różycka

Listopadowe Święto w Radości
      W przeddzień 91rocznicy Święta Niepodległości oraz z okazji przypadającego Święta Szkoły Podstawowej Nr 204 im. 19 Pułku Ułanów Wołyńskich i Zespołu Szkół Nr 70 w Warszawie – Radości zostały zorganizowane uroczyste obchody rocznicowe.
      Na tę okoliczność zaproszeni zostali członkowie Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, którzy licznie tam przybyli z panem rtm. Tadeuszem Bączkowskim oficerem 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, Wice Prezesem Zrzeszenia Kół Pułowych Kawalerii w Londynie na czele, Honorowym Członkiem naszego Stowarzyszenia, na czele. Uroczyste obchody zainaugurowała Msza Święta odprawiona w Kościele parafialnym w Radości, koncelebrowana przez ks.Józefa Kozłowskiego – syna Jaworczyka wraz z miejscowym proboszczem. W tym roku bardzo liczna grupa młodzieży przemaszerowała ulicami Radości ze Szkoły do Kościoła. Wystąpiły poczty sztandarowe ze Szkół w Radości, Wawrze i Dębem Wielkim. Ksiądz celebrans w okolicznościowej homilii nawiązał do Święta Niepodległości raz bohaterskich czynów patrona Szkoły. Po mszy świętej delegacje młodzieży złożyły kwiaty pod tablicą memoratywną w kościele, poświęconą pamięci Ochotniczej Jazdy mjr. Feliksa Jaworskiego i 19 Pułku Ułanów Wołyńskich im.gen. Edmunda Różyckiego.
      Dalsza część uroczystości odbyła się na dziedzińcu Szkoły przy ulicy Bajkowej pod Pomnikiem Chwały 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Po odśpiewaniu Hymnu Narodowego, delegacje władz lokalnych oraz młodzieży złożyły kwiaty zapalone zostały znicze.
      W ten sposób z najgłębsza czcią wspólnie oddaliśmy hołd bohaterskim żołnierzom i ich dowódca poległym na polu chwały, którzy przelewali krew w obronie niepodległości Polski, honoru i godności Polaków.Następnie zabrzmiały słowa znanej pieśni wojennej Śpij Kolego … Dalsza część Święta odbywała się w auli szkolnej, gdzie powitała przybyłych gości pani dyrektor Szkoły Monika Prochot.
      Ogromnie ważne i wzruszające było wystąpienie pana rtm. Tadeusza Bączkowskiego, który wspomniał drogi swojego życia z historyczne kresowego miasta Brzeżany do Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu i przydział do Ostroga gdzie stacjonował 10 Pułku Ułanów Wołyńskich. Nakreślił też swój udział w Kampanii Września 1939 roku oraz w walkach na Zachodzie w I Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Rzęsiste brawa były wyrazem wdzięczności za te słowa i wspomnienia.
      Prezes Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w krótkim wystąpieniu przedstawiła pełne trudu i bohaterstwa nasze drogi do Niepodległości, począwszy od Powstań Narodowych 1831 i 1863 roku, poprzez udział Ochotniczej Jazdy mjr. Feliksa Jaworskiego w walkach na Wołyniu w latach 1917-1920 i w wojnie polsko – bolszewickiej aż po walki 19 Pułku Ułanów Wołyńskich we wrześniu 1939 roku. Podkreśliła też bohaterski udział w Powstaniu Warszawskim 1944 roku oraz tragiczne losy kraju po oddaniu Polski pod wpływy Związku Sowieckiego po zakończeniu wojny. W imieniu Zarządu Stowarzyszenia podziękowała za zaproszenie, złożyła życzenia skierowane do młodzieży, apelując o poszanowanie naszych tradycji narodowych w zjednoczonej Europie!
      W dalszej części obchodów Święta Niepodległości i Święta Szkoły młodzież pod kierunkiem nauczycieli przygotowała interesujący program nawiązujący do narodowej historii. Piękne opracowanie tematu i wysokie walory artystyczne spektaklu wywołały głębokie wzruszenie w naszych sercach. I w takim nastroju opuszczaliśmy aulę.
      Tradycyjnie zostaliśmy zaproszeni przez gospodarzy – Dyrekcję Szkoły i Grono Pedagogiczne oraz Rodziców na poczęstunek. Podano tradycyjne pierogi i pyszne ciasta. Gorąco dziękujemy za wspólne przeżycia, okazywaną nam życzliwość i zawsze serdeczne przyjęcie.
     Do następnego spotkania.
Ułan Wołyński nr 39 Rok 2010
Rondo Wołyńskiej Brygady Kawalerii
Włodzimierz Majdewicz

RONDO WOŁYŃSKIEJ BRYGADY KAWALERII
      We wsi Stojadła położonej w województwie mazowieckim, w powiecie mińskim znajduje się ważny nowoczesny węzeł dróg krajowych DK50 i DK2 (E30). Od 14 września 2009 roku miejsce to nosi nazwę Rondo im. WOŁYŃSKIEJ BRYGADY KAWALERII.


      W uroczystym odsłonięciu i poświęceniu tablicy z nazwą ronda udział wzięły poczty sztandarowe, przedstawiciele organizacji społecznych, mieszkańcy oraz rodzina płk dypl. Juliana Filipowicza dowódcy Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Wójt Gminy Sylwester Dąbrowski, Z-ca Wójta Lech Sędek oraz Przewodniczący Rady Gminy Waldemar Padzik, złożyli wieniec od społeczności i władz samorządowych gminy.
      Uroczystego poświęcenia ronda dokonał ks. Andrzej Wąsowski z kościoła p.w. Św. Antoniego z Padwy w Mińsku Mazowieckim.
      Aktem tym upamiętniono walki stoczone ta tym terenie przez Wołyńską Brygadę Kawalerii, która po przejściu przez Puszczę Kampinoską, i przeprawie przez Wisłę w rejonie Kazunia weszła w skład Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Władysława Andersa.
      W dniu 13 września 1939 roku o godz. 9.00 Wołyńska Brygada Kawalerii z rejonu Dębego Wielkiego rozpoczęła uderzenie na 3 Armię niemiecką, która kierowała się ku Warszawie. Idący w pierwszym rzucie pod dowództwem ppłk dypl. Józefa Pętkowskiego 19 Pułk Ułanów Wołyńskich nacierał czterema szwadronami w dwóch rzutach na Mińsk Mazowiecki, wzdłuż ulicy Warszawskiej w Stojadłach. 19 Pułk Ułanów Wołyńskich opanował Choszczówkę. Walczono na linii Choszczówka –Cyganka. Do walki weszły dwa bataliony piechoty mjr Stanisława Hankiewicza nacierając po osi szosy brzeskiej.Natarcie piechoty wspierane przez baterię artylerii konnej, początkowo osiągnęło powodzenie, wyparto Niemców poza tor kolejowy Tłuszcz-Pilawa. Trwały ciężkie walki z przeważającymi siłami wroga. Dowódca 4 szwadronu 19 Pułku Ułanów Wołyńskich por. Wojciech Gumiński na obrzeżach miasta trafił na nierozpoznany wcześniej bagnisty teren, konie grzęzły w błocie, ułani ginęli od ognia broni maszynowej. Straty 4 szwadronu były olbrzymie, Poległ d-ca I-plutonu ppor. Włodzimierz Tokarski. Ciężko ranny por. Wojciech Gumiński odebrał sobie życie. Ocalał tylko d-ca III-plutonu p.por Eugeniusz Rzewuski, jeden podchorąży i 7 ułanów. Był to jeden z tragiczniejszych epizodów w historii 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Straty Wołyńskiej Brygady Kawalerii w tej ciężkiej całodziennej bitwie dochodziły do 70% stanów wyjściowych.
      Bitwa pod Mińskiem Mazowieckim była jednym z największych starć we wrzeniu 1939 roku, w którym uczestniczyły trzy brygady kawalerii. W wyniku całodziennych walk Wołyńskiej Brygady Kawalerii pod Mińskiem Mazowieckim niemieckie natarcie poniosło klęskę. Postawa Wołyńskiej Brygady Kawalerii o całą dobę opóźniła natarcie niemieckie na Warszawę. Pozwoliło to zyskać na czasie i zorganizować obronę stolicy od wschodu. Na wniosek Towarzystwa Pamięci 7 Pułku Ułanów Lubelskich i Powiatowej Rady ds. Kombatantów radni Gminy Mińsk Mazowiecki na XXVII sesji , podjęli decyzję o nadaniu rondu w Stojadłach imienia Wołyńskiej Brygady Kawalerii.

Powołane w dniu 8 października 1994
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
prowadzi działalność statutową której celem jest konsolidacja
środowiska oficerów, podoficerów i ułanów 19 Pułku Ułanów, ich rodzin i sympatyków Pułku.
Adres korespondencyjny:
Zespół Szkół nr 70
04-855 Warszawa, ul Bajkowa 17/21
kontakt e-mail: office@ulan-wolynski.org.pl

powrót na stronę główną