Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

Ułan Wołyński nr 37 sierpień 2009 rok



Spis treści
1. Wspomnienia żołnierzy z 1831 roku
        z pod komendy Karola Różyckiego
        na podstawie relacji Ezechiela Berzewiczego
H. Różycka s. 1
2. Wypad do Skrzeszewa H. Różycka s. 11
3. Powojenne dzieje rodziny Skibów A. Konieczna s. 13
4. Wspomnienie o św. p. Andrzeju Różyckim H. Różycka s. 17
5. Kwietniowy list z Kozienic H. Sas-Jaworska s. 20
6. Jajeczko ułańskie 2009 H. Różycka s. 21
7. Most na Bugu Wł. Majdewicz s. 22

Ułan Wołyński nr 37 sierpień 2009 rok
H. Różycka
Wspomnienia żołnierzy z 1831 roku z pod komendy płk Karola Różyckiego na podstawie relacji Ezechiela Berzewiczego
Wspomnienia żołnierzy z 1831 r. z pod Komendy płk Karola Różyckiego – pierwszego Patrona 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
        Autorem, który zebrał wspomnienia o Karolu Różyckim dowódcy Jazdy Wołyńskiej z 1831 r. w stopniu pułkownika i opublikował je był Ezechiel Berzewiczy z Oddziału Różyckiego.
        Zebrane wspomnienia E. Berzewiczy zatytułował „Wieczory Starego Żołnierza”, a zadedykował Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu jako hołd Starego żołnierza z 1831 r. z pod Komendy Karola Różyckiego.
        Wydana z okazji Jubileuszu J.I. Kraszewskiego książeczka liczy 266 stron, zaopatrzona jest przedmową autora oraz wydawcy. Autorem opowiadań „Bitwa pod Uchaniami” oraz „Bitwa pod Lipskiem” jest Seweryn Ostaszewski. Adiutant Karola Różyckiego – Antoni Szaszkiewicz jest autorem Pt. „Opowiadanie”.
        Wspomniani wyżej weterani 1831 roku zebrali się na Zjeździe w Bołszowcu 15 lutego 1877 roku. Wspomnienia towarzyszy broni z kampanii wołyńskiej zebrane przez Ezechiela Berzewiczego zostały autoryzowane, a następnie wydane w 1878 roku.

        Opisane zdarzenia mają ogromną wartość historyczną i stanowią dokument tamtych czasów i dziejów Jazdy Wołyńskiej w okresie Powstania 1831 roku na Wołyniu. Swoje opowieści snują autentyczni uczestnicy wydarzeń. Są to relacje z pojedynczych epizodów walk, żywo opisywane przez biorących w nich udział żołnierzy, którzy choć z pewną dozą emocji, widzą te sprawy niejednokrotnie pełniej i barwniej niż analizy dokonywane przez historyków i autorów haseł w słownikach biograficznych.
        Podjecie tego tematu jest zadośćuczynieniem bohaterom Powstań Narodowych i tym, którzy je wspierali, a wiec kresowemu ziemiaństwu – zamieszkującemu polskie dwory, służbie leśnej oraz wielu światłym obywatelom. Ukazane jest również tło historyczne tych zdarzeń i czasów.
        Rzetelna i wszechstronna wiedza na temat nie była na tyle znana i rozpowszechniana, aby społeczeństwo mogło wyrobić sobie zdanie i uzyskać pełen obraz zdarzeń, dokonać właściwej oceny zrywu wolnościowego na Wołyniu, który miał wspierać walki w Królestwie Polskim.
        Wystawy okolicznościowe w muzeach niewiele mówią o organizacji walk powstańczych na Wołyniu i na Litwie. W latach 1998 i 1999 w naszym biuletynie „Ułan Wołyński” publikowany był tekst o udziale Jazdy Wołyńskiej w Powstaniu 1831 r.
        Tematem opowiadania Antoniego Szaszkiewicza był przemarsz oddziału K. Różyckiego z okolic Łucka do Królestwa z przekroczeniem rzeki Bug i dojściem do twierdzy w Zamościu. Przekazany jest dokładny opis bitwy pod Uchaniem. Przechwycona została depesza Lewaszowa do Rudigera o przechodzeniu oddziału „miateżników” pod dowództwem Karola Różyckiego do Królestwa, zawierająca rozkaz „schwytania, skucia w kajdany i przystawienia do guberskiego miasta Żytomierza”.
        Z informacji uzyskanych od szpiegów wynikało, że oddziały moskiewskie zostaną wysłane nad Bug, a magazyny w Łucku pełne są zapasów broni i żywności. Pułkownik Karol Różycki użył zręcznego fortelu przeprowadzenia niepostrzeżenie swego oddziału nad rzekę. W sekrecie zdradza „zaufanemu” żydowi, że w przedniej straży jest 8 tysięcy wojska, które zmierza do Łucka w celu zdobycia magazynów. Jednocześnie przekazuje Żydowi 1200 rubli na zakup żywności dla wojska i paszy dla koni. Przewidywał, że Żyd powiadomi Moskali w Łucku i ci ściągną swe wojska z nad Bugu do Łucka. W ten sposób przeprawa oddziału odbędzie się bez strat.
        Tymczasem gen. Rudiger stacjonujący w Krasnymstawie został powiadomiony o przechodzeniu oddziałów płk Różyckiego w kierunku Zamościa. Rozlokowane oddziały moskiewskie miały uniemożliwić dojście Jazdy Wołyńskiej do twierdzy w Zamościu.
        Dwa szwadrony Rudigera, pułk Kozaków i dywizja huzarów stanęły pod Uchaniem, na drodze przemarszu K. Różyckiego. Płk Karol Różycki podjął decyzję zaatakowania obozu moskiewskiego. Hasło „Sława Bohu” wydawane przez dowódcę Wołyńców jako komenda do ataku, wyrażało wiarę w zwycięstwo.
        Walki trwały całą noc, do świtu. Wielu z obozu nieprzyjacielskiego było rannych i poległych, wzięto do niewoli jeńców i rannego dowódcę oddziału pułkownika Bohdanowicza przekazanego następnie adiutantowi pułku Antoniemu Szaszkiewiczowi. Zdobyto konie, broń i zapasy żywności oraz kosze pełne wiktuałów i przednich trunków.
        Po stoczonej bitwie oddział powstańczy nękany po drodze przez nacierających kozaków zbliżał się do potężnej twierdzy w Zamościu, gdzie stacjonował gen. Chrzanowski z 8 tysięczną armią. Generał powiadomiony o nadejściu oddziałów z Wołynia wysłał znaczny oddział wojska 5 Pułk Ułanów i 1 Pułk Piechoty Liniowej, w pełni umundurowany, w paradnych mundurach, co wywołało ogromne wrażenie na przybywających „Trzeba było widzieć to wojsko, podobnego mu nie było i nie będzie na świecie.” Na spotkanie z Wołyńcami przybyło wielu ziemian z brykami wypełnionymi koszami przysmaków, win i mięsiwa „…jak rzuca się nasi wołyńscy na to – to także widok był nie lada…” więc „gdy nasz śpiew narodowy Jeszcze Polska nie zginęła zabrzmiał w powietrzu – to szczyt marzeń!”.
        Wołyńcy po raz pierwszy zobaczyli wojsko polskie i usłyszeli w polskim języku komendę, ponieważ „do nas zabranych prowincji nigdy go nie wysyłano.” Inne opowiadanie – to wrażenia adiutanta stojącego zawsze przy boku dowódcy wtajemniczonego nie tylko z bitwy pod Uchaniami, również z urzędu w sytuację polityczną.
        Antoni Szaszkiewicz zwraca uwagę na niekorzystny rozwój wypadków: Generał Kołyszko został pobity pod Boremlem, wypierany przez dwa nieprzyjacielskie korpusy, wraca do Galicji. Pułkownik Różycki podejmuje decyzję rozpoczęcia walki gdy „silne Powstanie Ukraińskie” pobite zostaje przez korpus moskiewski generała Rotta. „Na koń Wołyńce i niech nasze hasło bojowe ”Sława Bohu” zamiast hura zagrzmi za Bugiem i Bóg sprzyja dobrej sprawie!”. Zanim oddział Jazdy Wołyńskiej dotarł do Międzyrzeca Koreckiego do majątku zacnej rodziny Józefa Steckiego, zwiad na czele z adiutantem pułku zasięgnął języka w miasteczku Kilikijowie o pozycji moskali i o sotniach kozackich, które nieustannie atakowały na drodze przemarszu. Przy okazji można dowiedzieć się jak wyglądała organizacja przemarszu – za oddziałem wojska szła kasa pułkowa, za nią furgony z prochem, wielkie zapasy jagieł (kaszy), słoniny i innego prowiantu, a na końcu fury imitujące ambulanse dla chorych na cholerę. Pod Tyszycą nieprzyjaciel napadł na ostatnie wozy – „rąbali słabych i bezbronnych, lecz kasa i amunicja została uratowana”. Wizyta we dworze Steckich zapewniła oddziałowi pomoc materialną, uzupełnione zostały zapasy żywności.
        Na trzęsawiskach Polesia za wspomnianą Tyszycą pułkownik Różycki urządził zasadzkę na Moskali. Na czele szwadronu jegrów stał pułkownik Peters, który zmuszony został do ucieczki. Całkowicie został rozbity pułk strzelców konnych, wzięto 70 żołnierzy do niewoli, sztab i oficerowie wyższej rangi uciekli do Berezyny.
        Oddział Karola Różyckiego kroczył w kierunku Kowala. Po drodze zatrzymał się w majątku pana Kaszewskiego, który rozwiązał problem jeńców. Zaopatrzył ich w żywność i pod strażą wysłał w stronę Pińska. Jeńcy otrzymali też ruble na drogę i po szklance spirytusu. Była świadomość, że część uwolnionych jeńców wróci do moskali. Cześć z nich wyraziła chęć służby w szeregach Wołyńców, ale płk Różycki podziękował im słowami: „My mamy dosyć żołnierza swego, o milę stoi nasza artyleria i kilkanaście tysięcy wojska …Wracajcie z Bogiem rozpowiadajcie wszystkim, że my bijąc się za naszą i waszą wolność nienawiści do narodu moskiewskiego nie mamy…”.Po drodze oddział Różyckiego rozwijał się liczebnie. Dołączyli oficerowie Stanisław Worcel, Erazm Zakrzewski i wielu z rozbitych oddziałów.
        Hrabia Plater ofiarował oddziałowi z własnej fabryki granatowe i białe sukno na mundury dla 1000 ludzi. Oczekiwano, że Rząd Narodowy wyda postanowienie o kolorze i kroju mundurów.
        Ciekawe było spotkanie w Lubomlu w majątku Branickich, gdzie zamieszkiwała babka Branicka z 15 letnim wnukiem Ksawerym. Ów 15 letni hrabia Branicki wysłał podkoniuszego swej babki do pułkownika Różyckiego – „Pan hrabia Branicki wysłał mnie do Jaśnie Wielmożnego Jenerała z zawiadomieniem, że i on chce brać udział w wojnie polskiej” Różycki odpowiedział, że bardzo chętnie przyjmie ale ”a kiedy jest przez babkę zamknięty na pierwszym piętrze i to pod silną strażą…”. Jak dalej mówił koniuszy: „chodzi o to żeby Jaśnie Wielmożny Pan otoczył pałac, jakim bądź zbrojnym oddziałem, a my z młodym hrabią zaciągniemy się wszyscy. Oficyialiści, służba dworska jest gotowa, koni mamy pod dostatkiem!”.
        Pułkownik Karol Różycki był potajemnie przyjmowany na salonach przez dawnego Jenerała Wojsk Polskich z 1812 roku gen. Suchowolskiego. Otrzymałem szereg cennych informacji o położeniu obozu Siewierskiego pułku w Uchaniu. Z nakreślonymi szkicami terenu, z oznakowaniem wsi i grobli na trzęsawiskach. Pod Uchaniami Różycki użył podobnego fortelu jak pod Łuckiem, szerząc nieprawidłowe wiadomości o polskim oddziale, który ruszał do Uchania. Doszło tam do starcia z 4 Uralskim Pułkiem Kozaków, który został rozproszony. Zdobyczą oddziału były konie maści kasztanowej, na których Wołyńcy siedzieli do końca wojny.
        Autor opowiadania przytoczył dysputę o pułkowniku Różyckim na przyjęciu u generała - gubernatora, którą przekazał mu hrabia Henryk Rzewuski: „podziwiano jego talenta wojskowe, jego nieustraszoną odwagę, która mu pozwoliła z garstką młodzieży przejść pomiędzy licznymi regularnymi wojskami nieprzyjacielskimi z nad Teterewy do Królestwa, wszędzie zwycięsko i wszędzie szczęśliwie, omijając niebezpieczeństwa i myląc nieprzyjaciół…” …Zresztą musiał być niezwykły człowiek, skoro Najjaśniejszy Pan kazał sobie zrobić dokładny plan, jakimi szedł drogami i wiele stoczył bitew w tym swoim marszu do Zamościa.” Hrabia Rzewuski też wspomina, że z polecenia cara jenerał gubernator miał odszukać małoletnich synów pułkownika Różyckiego. Z polecenia jernerała gubernatora Lewaszowa został pojmany najmłodszy syn Karola Różyckiego – Edmund – późniejszy generał Powstania na Rusi i na Wołyniu w 1863 roku. Jako dziecko poddany był procesowi rusyfikacji – ale bezskutecznie.
        Będąc sąsiadem Różyckiego w Cudnowie hr. Rzewuski mówi...”do dziś go z uszanowaniem wspominamy, bo to był obywatel rzadkich cnót, tak w prywatnym i publicznym życiu. Żadnej chęci wyniesienia się, żadnej pychy nie miał w sobie, owszem, prostota i wrodzona słodycz charakteru …temu ci go tym chętniej wybrali ziemianie na rozjemcę sporów sąsiedzkich, polubownego sędziego …To świadczy jak wielkie zachowanie posiadał u współobywateli.”
        Jeszcze jeden szczegół ze wspomnień o pułkowniku Różyckim – jest to opis powitania Oddziału Jazdy Wołyńskiej przez Generała Chrzanowskiego po dotarciu do twierdzy w Zamościu. „Różycki prowadził szwadrony małym stępem gen. Chrzanowskiego oddał swój oddział pod Jego rozkazy.” Zapytany przez generała o służbę w wojsku „w 2 Pułku Ułanów jako oficer odbyłem kampanię 1812 roku” następnie przedstawił swego adiutanta i zdobycze na nieprzyjacielu. „Niech żyje Chrzanowski, Niech żyje Różycki” brzmiały radosne okrzyki. „Różycki przez cała drogę (do twierdzy) zarzucany był pytaniami jenerała, jechał obok niego i pozyskał go sobie tak, że w Zamościu aż do wymarszu obejść się bez niego nie mógł”.
        Z fortecy w Zamościu wyjechały naprzeciw Wołyńcom osobistości z wyższych sfer, którym gen. Chrzanowski przedstawił pułkownika. Wznoszono okrzyki: „Niech żyją Wołyńce, niech żyje ich Dowódca”. Gorąco powitał przybyłych również komendant twierdzy Zamość – gen. Krysiński. „Do Rządu Narodowego wysłane zostały raporty obydwóch jenerałów o wejściu do fortecy pułku Jazdy Wołyńskiej pod komendą Karola Różyckiego”.
        Na koniec mała anegdotka o Stanisławie Worcelu – żołnierzu o drobnej sylwetce, ale odważnym i wykształconym, późniejszym pośle z Wołynia, który był jednym z pierwszych, którzy podpisali detronizacje Cara Mikołaja.
        Otóż w czasie szarży pod Uchaniami spadł z konia i przesiedział w baraku cała bitwę razem z moskiewskim oficerem dragonów, dając mu propozycję: siedzimy cicho póki się bój nie ukończy …bez jednego żołnierza bitwa obyć się może…”
        Opracowała Hanna Różycka na podstawie publikacji Ezechiela Berzewiczego – wydanej w 1878 roku.
Ułan Wołyński nr 37 Sierpień 2009 rok
Hanna Różycka
Wypad do Skrzeszewa

WYPAD DO SKRZESZEWA

        W dniu 12 maja 2009 roku Zarząd Stowarzyszenie rodzina 19 Pułku Ułanów wołyńskich zorganizował okolicznościowy wyjazd do Skrzeszewa i Frankopola - miejsc związanych z chwalebnymi tradycjami pułku – Patrona Szkoły Podstawowej w Skrzeszewie.
        W sierpniu 1920 roku Oddziały Jazdy Ochotniczej majora Feliksa Jaworskiego stoczyły zwycięską bitwę z wojskami bolszewickimi, liczebnością znacznie przewyższającymi polskie oddziały. Zacięte boje toczyły się dniem i nocą, zdobywając dwukrotnie wieś Skrzeszew polskie oddziały majora Jaworskiego broniły dostępu do bardzo ważnego ze strategicznego punktu widzenia punktu, jakim był most na Bugu pod Frankopolem. Setki bolszewików zostało wziętych do niewoli, zdobyto nieprzyjacielskie sztandary, broń i amunicję.
        Zwycięska bitwa pod mila miejsce w nocy z 18 /19 sierpnia 1920 roku i data została Dniem Święta Pułkowego 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Organizatorem wyjazdu był Zarząd Stowarzyszenia oraz Dyrekcja Zespołu Szkół nr 70 w Warszawie – Radości, termin ustalono wspólnie z Dyrekcją Zespołu Szkół w Skrzeszewie. Zostaliśmy zaproszeni przez Panią Dyrektor mgr Halinę Getler do złożenia wizyty w Szkole. W tej historycznej wyprawie uczestniczyła grupa młodzieży ze Szkoły w Radości oraz Pani vice Dyrektor Katarzyna Borkowska, Pani Grażyna Sierakowska Kierownictwo nad naszą wyprawą objął Pan Włodzimierz Majdewicz , który przygotował specjalny program wyjazdu tematycznie związany z wydarzeniami z przez 89 lat. Celem naszego wyjazdu było dotarcie na cmentarz parafialny w Skrzeszewie pod pomnik Dowódcy majora Feliksa Jaworskiego oraz na mogiły poległych w walce bohaterskich ułanów by uczcić ich pamięć i złożyć im należny hołd.
        Delegacja młodzieży złożyła kwiaty i zapaliła znicze pod pomnikiem Dowódcy i na mogiłach poległych żołnierzy. Udaliśmy się w kierunku przeprawy mostowej pod Frankopolem. Tam na czele niewielkiego oddziału ułanów porucznik Zenon Sierżycki okrążony przez bolszewików skutecznie bronił mostu, a następnie po wykonaniu zadania zdołał wydobyć się z okrążenia wraz ze swym oddziałem. O fakcie tym opowiadał zebranym pan Włodzimierz Majdewicz, co wywołało ogromne poruszenie wszystkich uczestników wyprawy. Przeżywała to z nami obecna na wycieczce córka por (późniejszego majora) Zenona Sierżyckiego pani Halina Ofrecht Anna Ofrecht – współzałożycielka naszego Stowarzyszenia w 1994 roku.
        Serdecznie dziękujemy pani Halinie Getler Dyrektor Zespołu Szkół w Skrzeszewie za gościnne przyjęcie naszej grupy w progach Szkoły. Zostaliśmy tam ugoszczeni smakowitym obiadem przyrządzonym w szkolnej kuchni. Mieliśmy okazję zwiedzić Gmach Szkoły oraz Izbę Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.

Ułan Wołyński nr 37 sierpień 2009 rok
Hanna Różycka
Powojenne dzieje rodziny Skibów

Powojenne dzieje rodziny Skibów

        Po opublikowaniu w poprzednim numerze Ułana Wołyńskiego ( Nr36 z marca 2009) artykułu Włodzimierza Majdewicza zatytułowanego „Ułan, lotnik i marynarz”, w którym przypomniano wojenne losy braci Skibów, nadszedł do naszej redakcji list z Andrychowa napisany przez panią Alicję Konieczną. Ponieważ w liście tym zawarto szereg istotnych informacji związanych z dalszymi losami rodziny Skibów po uzyskaniu zgody autorki przytaczamy go w całości.
        Andrychów dn. 7.07.2009
        Szanowni Państwo!
        Z ogromnym zadowoleniem przyjęliśmy wiadomość o ukazaniu się wspomnień dotyczących członków naszej rodziny - oficerów armii polskiej- zamieszczonych przez Stowarzyszenie 19 Pułku Ułanów Wołyńskich ( Wł.Majdewicz- Ułan Wołyński Nr36 z marca 2009-„Wojenne losy braci Skibów”) Wiadomość pozyskaliśmy z Internetu. Tekst opracowany przez Pana Majdewicza nieznacznie różni się od naszych wspomnień zamieszczonych w dodatku krakowskim G.W. Różnicę uznajemy za pozytywną, bowiem uzupełnia ona pewne zdarzenia, o których nie mieliśmy pełnych wiadomości. Np. o działaniach ORP ”Ryś” w pierwszych dniach II Wojny i konieczności internowania okrętu w Szwecji.
        Korzystając z okazji nawiązanie kontaktu z państwem pozwalamy sobie opisać w dużym skrócie powojenne losy nie żyjących już braci Skibów.
        1. Antoni Skiba: po wojnie sprowadził do Anglii żonę Marię i syna Wojciecha ur.1938 r w Ciechanowie. Wojtek uczył się w szkołach angielskich, w których uzyskał tytuł inżyniera. Ożenił się z Angielką, z tego związku urodziła się córka. Wojtek po ciężkiej chorobie zmarł w Anglii w roku 1987. Jego żona Susan i córka Holly mieszkają w Anglii. Mamy adres, ale nie utrzymujemy kontaktów. Maria Skiba również nie żyje pochowana jest w Anglii. Tylko Ona odwiedzała Polskę.
        2. Franciszek Skiba: Jeszcze w czasie wojny ożenił się w Anglii z Polka, która przywędrowała do Londynu z armią Andersa z Syberii przez Bliski Wschód. Kresowianka wysiedlona wywieziona na Sybir z naszych kresów wschodnich. Ze związku Franciszek i Zofia urodziła się córka Barbara, bardzo uzdolniona, jest absolwentką Uniwersytetu w Cambridge. Mieszka i prowadzi Interesy w RFN.
        3. Ignacy Skiba: Po powrocie z internowania w roku 1945 na pokładzie ORP ”Ryś” został przyjęty do służby dla tego ,że był doskonałym fachowcem w zakresie budowy i eksploatacji okrętów podwodnych. Otrzymał to samo mieszkanie w którym mieszkał przed wojną. Sprowadził z Rzeszowa dzieci i babcię, która opiekowała się nimi w czasie wojny. Wkrótce przyjechała do Gdyni wdowa po koledze J. Skiby, który zmarł w czasie internowania w Szwecji. Wdowa pani Majewska zatrzymała się czasowo u p.Skiby, a potem okazało ,okazało się że na zawsze pobrali się bowiem w 1947 roku. Po pewnym czasie babcia, a wkrótce jej młodszy wnuk (z bliźniaków) wyprowadzili się do Wrocławia do siostry babci. W roku 1948 kpt. J. Skiba został aresztowany pod spreparowanym zarzutem szpiegostwa, po prawie rocznym pobycie w areszcie zestal zwolniony i zrehabilitowany. Wielu jego kolegów i przełożonych z przedwojennej kadry - po sławnych procesach straciło życie. Po opuszczeniu więzienia J. Skiba nie został przyjęty do marynarki i znalazł zatrudnieni e w przedsiębiorstwie rybołówstwa „Arka” w Gdyni. Ponieważ groziła mu utrata mieszkania w bloku oficerskim na Oksywiu, postanowił wybudować dom na działce kupionej przed wojną w Rumii. Nadludzkim wysiłkiem, trudnym do opisania dokonał tego Dzieła. Zmarł w swoim skromnym domku w Rumii w roku 1956 nie doczekał matury swoich bliźniaków, którą zdawali kilka miesięcy później. Był by dumy ze swoich dzieci i wnuków, którzy pomimo biedy ukończyli wyższe szkoły są szlachetnymi i porządnymi ludżmi. Wielką zasługę w wychowaniu dzieci oprócz babci miała ich druga matka, zmarła niedawno i pochowana została u boku męża na cmentarzu w Rumii.
        Zdumieni jesteśmy piękną działalnością Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Pułku w którym niepoślednia rolę grał nasz ś.p. Wuj ppłk Antoni Skiba. Jesteśmy oddanymi sympatykami Stowarzyszenia. Alicja Konieczna(z d. Skiba)
P.S. Mój najstarszy brat mgr inż. Juliusz Skiba (emeryt) mieszka w Bystrzycy Kłodzkiej. Dom rodzinny w Rumii odziedziczyła moja córka mgr Grażyna Bursa gdzie mieszka z mężem i wnuczką.
        Łączę serdeczne pozdrowienia.
        A. Konieczna
        Do listu dołączono kopię nekrologu płk Antoniego Skiby zamieszczonego w prasie migracyjnej. Z ciekawą adnotacją na odwrocie wykonaną odręcznie przez tę samą autorkę. ( tutaj grafika )
       „ Najstarszy z rodu Skibów- żył najdłużej od pozostałych z 6 osobowego rodzeństwa. Bardzo chciał odwiedzić Polskę i rodzinę w kraju, ale bardzo bał się tego kroku zwłaszcza, że jego obawy były uzasadnione w pewnym okresie. Mimo zapewnień mojego męża, który kilkakrotnie bywał w Anglii – że nic mu nie grozi nie dal się namówić, argumentując, że kiedyś wystąpił w Radio Wolna Europa.
       Alicja
       Ze znalezionej w kopercie wizytówki wynika, że autorka tego listu pani mgr inż. Alicja Konieczna prawie całe życie zawodowe poświęciła szkolnictwu zawodowemu w Andrychowie.

Ułan Wołyński nr 37 sierpień 2009 rok
Hanna Różycka
Wspomnienie o św. p. Andrzeju Różyckim

Wspomnienie o śp. Andrzeju Różyckim

       W dniu 4 lipca 2009 roku zmarł w Warszawie nasz drogi brat stryjeczny śp. Andrzej Jan Różycki urodzony na Wołyniu.
        Nabożeństwo żałobne zostało odprawione w dniu 14 lipca 2009 roku w Kościele p.w. Św. Karola Boromeusza na Startych Powązkach w Warszawie. Mszę św. Celebrowali Ojcowie ze zgromadzenia OO. Franciszkanów z Warszawy. W wygłoszonej homilii przybliżona została osoba zmarłego.
        Nad grobem żegnali śp. Andrzeja Jana Bracia ze Zgromadzenia Franciszkanów, Siostry i Bracia III Zakonu Św. Franciszka oraz Siostry ze zgromadzenia SS. Albertynem z Krakowa, najbliższa rodzina i przyjaciele.
        Andrzej Jan Różycki urodził się 25 listopada 1936 roku w Równem na Wołyniu, był ostatnim potomkiem linii wołyńskiej Rola – Różyckich urodzonym na Wołyniu. Ojciec zmarłego Bolesław mgr filozofii i historii po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim im. Józefa Piłsudskiego w 1931 roku powrócił na Wołyń i w 1932 roku podjął prace nauczyciela przedmiotów ogólnokształcących szkole Rzemieślniczo-Przemysłowej Polskiej Macierzy Szkolnej w Sarnach oraz od 1934 roku w szkole Dokształcającej Zawodowej jako nauczyciel historii i języka polskiego. W 1936 roku objął stanowisko kierownika Publicznej Szkoły Dokształcającej w Równem.
        W 1939 roku po wkroczeniu wojsk sowieckich osaczony przez NKWD został aresztowany jako polski inteligent i oficer rezerwy, uciekł w drodze na wywózkę na Wschód. W marcu 1943 roku został uprowadzony i zamordowany przez nacjonalistów OUN-UPA. Pochowany w maju 1943 roku na cmentarzu rzymsko-katolickim w Szpakowie, parafia Hruszelnica. Osierocony przez ojca Bolesława Andrzej Jan Różycki wraz z mamą Stefanią przedostał się do Lublina, gdzie spędził młodość, ukończył szkołę średnią i Studium Medyczne. W 1963 roku podjął prace zawodową w II Klinice Chorób Wewnętrznych. Następnie od 1976 roku zawodowo był związany z Instytutem Matki i Dziecka w Warszawie oraz z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
        Śp. Andrzej Jan Różycki mój stryjeczny brat był współautorem genalogii rodu Rola- Różyckich, a także przyczynił się do upamiętnienia martyrologii rodziny Różyckich na tablicach zamieszczonych na murach Kościoła Św. Karola Boromeusza w Warszawie na Powązkach. Był autorem niepublikowanych materiałów do monografii o rodzie Różyckich herbu Rola-„Wpisani w dzieje Polski”, 1994 Warszawa i autorem artykułu „ O Ojcu moim Bolesławie Różyckim” w Biuletynie „Ostróg”, Rok 7.Nr.24. Ś.p. Andrzej Jan Różycki był Bratem III Zakonu Św. Franciszka. O jego aktywnym udziale w życiu Świeckiej Wspólnoty Św. Franciszka i o dużym wkładzie we wzbogacenie w duchowe treści Braci tego Zakonu wiele powiedziano nad grobem zmarłego. Z łaski Bożej Opatrzności w sercu zmarłego skupiły się idee franciszkańskiego dobra, pokoju i miłości oraz idee Zgromadzenia Sióstr Albertynem – wspierania i niesienia pomocy. Tym najbardziej potrzebującym w imię miłości Boga. Drogę franciszkańska rozpoczął Andrzej w1996 roku wstępując do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich (III Zakon św. Franciszka), w którym profesję wieczystą złożył w dniu 2 lutego 1998 roku. We wspólnocie miejscowej FZŚ przy parafii Matki Bożej Anielskiej w Warszawie, ul. Modzelewskiego 98 A, prowadzonej przez Zakon Braci Mniejszych (Mniejszych O.O. Franciszkanie), pełnił urząd Przełożonego Wspólnoty i Mistrza Formacji. W latach 1999 – 2002 był członkiem zespołu redakcyjnego Drogi Franciszkańskiej, kwartalnika Regionu Warszawskiego FZŚ Matki Bożej Łaskawej, w którym publikował artykuły prezentujące sylwetkę św. Brata Alberta Chmielowskiego.
        Był też wieloletnim członkiem Komisji Formacyjno-Wydawniczej Rady Narodowej FZŚ w Polsce. Zgłębiając życie św. Brata Alberta nie ograniczał się do dokumentów znajdujących się w krakowskim archiwum Zgromadzenia Sióstr Albertynem Posługujących Ubogim (S.S. Albertynki), lecz prowadził badanie we własnym zakresie, dzięki czemu stał się najwybitniejszym znawcą Brata Alberta w Polsce. Ukoronowaniem tych prac była wydana przez Wydawnictwo M w Krakowie w 2003 roku monografia Brata Alberta pod tytułem „Adam Chmielowski - Św. Brat Albert”. W fazie końcowej były przygotowania do publikacji poprawionego i uzupełnionego II wydania książki. Mimo tych wszystkich zajęć znalazł czas na wieloletnia współpracę ze Zgromadzeniem Synów Matki Bożej Bolesnej (Bracia Doloryści), w czasie której w sposób profesjonalny zorganizował archiwum Zgromadzenia.
        W latach 2002-2007 współpracował też ze Zgromadzeniem św. Michała Archanioła (Księża Michalici) przy inicjatywie budowy pomnika Anioła Stróża Polski w i michalickim Sanktuarium św. Michała Archanioła i Błogosławionego Bronisława Markiewicza w Miejscu Piastowym.
        Andrzej Różycki z racji swego pochodzenia wrażliwy była wszelkie informacje związane z Kresami. Na wiadomość o istnieniu Izby Pamięci 19 Pułku Ułanów Wołyńskich z Ostroga, następnie przekształconej w Muzeum w Radości nawiązał kontakt ze śp. panem rotmistrzem Włodzimierzem Bernardem, a następnie ułatwił ten kontakt siostrze stryjecznej Hannie Irenie Różyckiej.
        Był członkiem Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. wielokrotnie uczestniczył w uroczystych spotkaniach organizowanych przez nasze Stowarzyszenie.

Ułan Wołyński nr 37 sierpień 2009 rok
Hanna Sas-Jaworska
Kwietniowy list z Kozienic

Kwietniowy list z Kozienic 29.VI.2009

                Do Redakcji Ułana Wołyńskiego
        Nie mogę odmówić sobie przyjemności by „na piśmie” raz jeszcze podziękować za spotkanie „Jajeczko ułańskie” w gościnnych progach PTTK na Senatorskiej. Wiem, że rodzina to jest to, co się ma i co się ceni. Gdy dorosłe dzieci „wyfruną” z gniazdka, gdzie ukochane wnuki daleko, a ktoś bardzo dobry i kochany odchodzi na zawsze - gdy tak trudno po ludzku zrozumieć, dla czego?
        Kiedy nie mogę zdecydować się na Powązki, a siedzę w pokoju mego Męża, gdzie wszystko jest jak było za życia, brakuje ułamanego przez syna „nieśmiertelnika”, okularów i zegarka, które zostały dane właścicielowi. Zaproszenie przez Rodzinę Ułańską 19 Pułku, spotkanie z miłymi osobami jest znowu przeżyciem, choć żal w sercu dlaczego tylko ja – ja sama a nie my razem ?
        Miłe rozmowy, spotkania znajomych osób pozwala, choć na krótko oderwać się myślami od codzienności smutnej. Dziękuję za te spotkania, wszystkim, którzy ściągnęli zewsząd na Senatorską.
        Specjalnie gorące podziękowania kieruję na Pani Anny Ofrecht i Pana Włodzimierza Majdewicza za to, że Im chce się chcieć! Że dbają o stare polskie tradycje specjalnie cenne dziś, gdy „wchłania” nas Europa. Dziękuję Pani Ani Różyckiej, dziękuję wszystkim, których spotkałam Jak pusto i smutno tym więcej ceni się spotkania rodzinne, które wzbogacają i dają pewność, że rodzina to potęga wielka, cenne tradycje to 19 Pułk Ułanów Wołyńskich.
        Dzięki za wszystko.
        P.S. Panu Wł. Majdewiczowi dziękuje za piękne pożegnanie mego Męża i mimo ogromnego zimna uczestniczenie „Rodziny” w ostatniej drodze mego Męża, w kondukcie na Powązkach.

Ułan Wołyński nr 37 sierpień 2009 rok
Hanna Różycka
Jajeczko ułańskie 2009

Jajeczko Ułańskie 2009

        W Dniu 17 kwietnia 2009 roku obyło się tradycyjnie organizowane ułańskie spotkanie Wielkanocne Jajeczko.
        Grono członków i sympatyków Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich na czele z przybyłym z Londynu panem rotmistrzem Tadeuszem Bączkowskim zebrało się w gościnnych progach Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego przy ulicy Senatorskiej w Warszawie. Ze strony gospodarzy powitał nas Przewodniczący Komisji Turystyki Pieszej Zarządu Głównego PTTK pan Włodzimierz Majdewicz. Obecny był również Prezes Zarządu Oddziału Stołecznego PTTK pan Tadeusz Martusewicz. Po wielu latch przybył na spotkanie pan Jerzy Demczuk z Kalisza. W części oficjalnej spotkania pan rotmistrz Tadeusz Bączkowski wraz z Prezes Stowarzyszenia panią Hanna Irena Różycką wręczył Oficerskie Odznaki Pułkowe w dowód uznania za całokształt działalności na rzecz chwały, tradycji oraz historii 19 Pułku Ułanów Wołyńskich im. gen. Edmunda Różyckiego.
        Oficerskie Odznaki Pułkowe otrzymali:
pani Hanna Zawistowska – Nowińska,
pani Jadwiga Garapich,
pani Grażyna Sierakowska
pan Stefan Sarna.
        Gratulacje dla uhonorowanych osób.
        Ponadto wręczone zostały legitymacje członka Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich pani Urszuli Przywóskiej oraz pani Agnieszce Nowińskiej.
        Miły nastrój przy świątecznym stole sprzyjał serdecznym rozmowom i wspomnieniom.
        Pan Stefan Sarna w prezentacji multimedialnej przedstawił ciekawe przez siebie opracowane materiały na temat udziału 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w ramach Wołyńskiej Brygady Kawalerii w walkach Września 1939 roku. Spotkanie zakończono z nadzieją na następne.

Ułan Wołyński nr 37 sierpień 2009 rok
Włodzimierz Majdewicz
Most na Bugu

Most na Bugu

        Głównym celem naszej majowej wizyty w Skrzeszcie nad Bugiem było przede wszystkim zacieśnienie i ożywienie nawiązanych przed laty kontaktów między dwiema Szkołami mającymi tego samego patrona czyli słynny 19 Pułk Ułanów Wołyńskich. Pomysł wyprawy do Skrzeszewa narodził się dość dawno, jednak jego realizacja z różnych mniej lub bardziej ważnych powodów długo nie mogła dojść do skutku. Zrealizowano ją właściwie dzięki determinacji pani Hanny Ofrecht we wtorek 12 maja 2009 roku. Od rana była piękna słoneczna pogoda. Jadąc w kierunku Bugu podziwialiśmy piękno mijanych okolic. Zbliżaliśmy się do granic Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego na którego obrzeżach znajduję się cel naszej wyprawy Skrzeszew.
        Skrzeszew to stara wieś oddalona od Sokołowa o 18 kilometrów, położona przy szosie Sokołów - Drohiczyn. Pierwsza wzmianka o Skrzeszewie pochodzi z roku 1428, kiedy to Witold, Wielki Książe Litewski nadał Skrzeszew biskupom łuckim. (Łuck – na Wołyniu) W ich posiadaniu (ponad 350 lat) wieś pozostawała do końca XVIII w.
        Ważnym momentem zaplanowanej w szczegółach eskapady była wizyta na parafialnym cmentarzu w Skrzeszewie założonym około 1853 roku. W centralnym punkcie cmentarza wznosi się okazały pomnik poświęcony majorowi Feliksowi Jaworskiemu. W pewnym oddaleniu od pomnika w kierunku pn. - wsch., usytuowana jest kwatera żołnierzy poległych na tych polach w sierpniu 1920 r. Zwiedzając to miejsce można odczytać zachowaną inskrypcję: „ Ś.P / FELIKS MONTAK/ UR. 23.V. 1894 W WARSZAWIE/ UŁAN/ POLEGŁ W OBRONIE OJCZYZNY/W SKRZESZEWIE 16.VIII.1920 R/ POKÓJ JEGO DUSZY".
        Pod pomnikiem majora Feliksa Jaworskiego oraz na żołnierskich mogiłach przed kilkunastu laty ocalonych od zapomnienia i zagłady przez niestrudzonego rotmistrza Włodzimierza Bernarda. Młodzież ze Szkoły w Radości zapaliła znicze i złożyła kwiaty.
        Z tego miejsca patrzyliśmy na zabudowania Skrzeszewa z górującą znad nimi bryłą barokowo-klasycystycznego kościoła wzniesionego w pierwszej połowie XVIII wieku. To najstarszy na terenie gminy Repki obiekt sakralny ma bogate wyposażenie wnętrza i warto go zwiedzić. Ten widok wydał mi się znajomy. Przypomniałem wtedy sobie podobne spojrzenie na Skrzeszew. Utrwalone przez artystę na olejnym obrazie w prywatnym Muzeum 19 Pułku Ułanów Wołyńskich u rotmistrza Bernarda w Radości. Tam z podobnego kierunku nacierała polami w kierunku wsi przedstawiona na płótnie tyraliera spieszonych ułanów. Przed tamtymi żołnierzami w oddali widoczne były podobne dachy domostw i te same wieże kościoła. W tym terenie rozegrała się bitwa, jej rezultatem było największe zwycięstwo Jazdy Ochotniczej majora Feliksa Jaworskiego. Na czele kilkuset ułanów Jaworski zmusił znaczne siły sowieckie wycofujące się na wschód po przegranej Bitwie Warszawskiej do zmiany drogi odwrotu. Trzy dywizje prące do mostu na Bugu częściowo rozbito i zawrócono. Wzięto do niewoli ponad 1000 jeńców, zdobyto cztery sztandary, 15 armat, 9 karabinów maszynowych przy nieporównywalnie mniejszych stratach własnych.
        Data zwycięstwa w dniu 19 sierpnia 1920 roku na polach Skrzeszewa i Frankopola ustanowiona została Świętem 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Gdy pod pomnikiem snułem opowieść o bitwie zerwał się niespodziewanie niezwykle silny wiatr. Zmusiło to nas do szybszego niż planowaliśmy opuszczenia tego miejsca.
        Pojechaliśmy w kierunku Bugu. Dotarliśmy do stalowego długiego mostu. Stał tu kiedyś drewniany most przerzucony nad staro rzeczami, rozlewiskami i głównym korytem rzeki. W poszczególnych fazach wielogodzinnej bitwy i zmieniających się ogniskach gwałtownych starć most na Bugu odegrał niezwykle ważną rolę. Był celem uciekających na wschód bolszewickich dywizji. Z obiektem tym wiąże się postać majora Zenona Sierżyckiego wówczas młodego porucznika. Urodzony 22 września 1896 w czasie bitwy pod Skrzeszewem miał niespełna 24 lata. W tym czasie dowodził I Lubelskim Szwadronem Jazdy Ochotniczej mjr. Feliksa Jaworskiego. Tamtej nocy otrzymał zadanie szczególnej wagi. Na czele niewielkiego oddziału miał zająć i utrzymać most do momentu nadejścia głównych sił Jazdy Ochotniczej majora Jaworskiego.
        W brawurowym ataku zajął most przeganiając z niego przeprawiających się bolszewików. Najtrudniejszą częścią zadania było utrzymanie przeprawy. Oddziały bolszewickie, które już przeprawiły się na drugi brzeg Bugu po początkowo panicznej ucieczce przegrupowały się i przystąpiły do kontrataku. Tymczasem od strony Sokołowa napływały ciągle świeże siły nieprzyjaciela. Oddział porucznika Sierzyckiego znalazł się w pełnym okrążeniu. Mimo to porucznik Sierzycki zdołał utrzymać pozycję od godz.22.30 18 sierpnia do dnia 19 sierpnia. To trudne do uwierzenia, ale tamtej nocy Sierżycki dysponował tylko garstką 17 ułanów i jednym karabinem maszynowym. Ustawicznie atakowany z obu stron zdecydowanie odpierał ataki. Aby ukryć szczupłość sił własnych trzy razy przechodził do kontrataku, brał jeńców i odrzucał bolszewików zadając im dotkliwe straty. Po wykonaniu zadania wyprowadził oddział z okrążenia. Straty polskie w tym epizodzie bitwy to 6 zabitych i jeden ranny. Za tę akcję mundur porucznika Zenona Sierżyckiego ozdobił Krzyż Virtuti Militari.*
        Tam obok mostu na Bugu starałem się przybliżyć wydarzenia z 1920 roku i osadzić je w realiach terenowych. Czas nie pozwalał jednak na analizę boju ani na wędrówkę z mapą po okolicznych polach i pagórkach. Wśród słuchaczy był pewna osoba, której obecność w tym miejscu wywoływała we mnie szczególne refleksje i wzruszenie. Składając Jej symboliczny ukłon podzieliłem się swymi odczuciami z uczestnikami wypadu do Skrzeszewa. Była wśród nas pani Hanna Ofrecht córka bohatera walk o most majora Zenona Sierżyckiego.
        * Na wniosku o odznaczenie por. Zenona Sierżyckiego znalazła się adnotacja. Otrzymał wstążeczkę do orderu „VM” V klasy w myśl Rozk.Nr.1515/I. z dnia 31/VIII.1920 r. nr. legitymacji orderu 2734

Ułan Wołyński nr 37 2009 rok
Powołane w dniu 8 października 1994
STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
prowadzi działalność statutową której celem jest konsolidacja
środowiska oficerów, podoficerów i ułanów 19 Pułku Ułanów, ich rodzin i sympatyków Pułku.
Adres korespondencyjny:
Zespół Szkół nr 70
04-855 Warszawa, ul Bajkowa 17/21
kontakt e-mail: office@ulan-wolynski.org.pl

powrót na stronę główną