Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
1. Katyń pamiętamy | H. I. Różycka |
2.Oficerowie 19 Pułku Ułanów zamordowani przez NKWD | Wł. Majdewicz |
3.Katyń | Marian Hemar |
4. Mój wrzesień 1939 roku i ucieczka z Ostroga | Z. Piasecki |
5. XIX Zjazd Kawalerzystów II RP Grudziądz 2007 | H. I. Różycka |
6. Całe życie z koniem | Wł. Majdewicz |
7. List z Kozienic | A. Sas-Jaworska |
8. Opłatek ułański 2007 | H. I. Różycka |
9. Pomnik Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej | Wł. Majdewicz |
Hanna Irena Różycka
1. Katyń pamiętamy
KATYŃ PAMIĘTAMY - to ważne przesłanie do narodu.
W tym duchu w dniach od 9 do 10 listopada 2007 roku odbyły się w Warszawie, na Placu Józefa Piłsudskiego niezwykle podniosłe uroczystości państwowe, które poprzedziły obchody Święta Niepodległości.
Z pełnym ceremoniałem wojskowym z udziałem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej- Zwierzchnika Sił Zbrojnych, Ministra Obrony Narodowej oraz Wojska Polskiego uroczyście zostały nadane wyższe stopnie wojskowe OFIAROM zbrodni katyńskiej – oficerom, podoficerom i szeregowym Wojska Polskiego, Korpusu Ochrony Pogranicza, funkcjonariuszom Policji Państwowej, Straży Granicznej oraz Straży Więziennej – jeńcom stalinowskich obozów w Kozielsku, Starobielsku, Ostaszkowie, na Ukrainie i Białorusi – bestialsko zamordowanym w 1940 roku przez sowieckich oprawców a pochowanych w Katyniu, Charkowie, Miednoje oraz w Bykowi i Kuropatwach.
Hanna Irena Różycka
2. OFICEROWIE 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH im. gen. Edmunda Różyckiego z Ostroga nad Horyniem
ZAMORDOWANI W Katyniu
Ppłk dypl. Józef PĘTKOWSKI dowódca 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
Ppłk Władysław KOTARSKI zastępca dowódcy 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
Mjr Edward Alfons DANIŁŁO-GĄSIEWICZ Ośrodek Zapasowy Wołyńskiej Brygady Kawalerii
Mjr Eugeniusz WISZNIOWSKI Ośrodek Zapasowy Wołyńskiej Brygady Kawalerii
dowódca 3 Dyonu Kombinowanego
Rtm. Konstanty GALIMSKI dowódca szwadronu CKM
Rtm. Ryszard Józef KAWKA adiutant
Rtm. Edmund KRZYŻANOWSKI Dyon KOP Niewiarków
Kpt. intendentury Ignacy MALINOWSKI Płatnik
Rtm. Bohdan RYŁO przydział nie znany
Rtm. w st. sp. Edmund SARNECKI przydział nie znany
Rtm. Jerzy SKINDER Ośrodek Zapasowy Wołyńskiej Brygady Kawalerii
2 Dyon Konny dowódca 1 szwadronu
Rtm. Władysław WICHERT Ośrodek Zapasowy Wołyńskiej Brygady Kawalerii
3 Dyon Kombinowany dowódca szwadronu CKM
Rtm. Jerzy WISZNIOWSKI dowódca 2 szwadronu
Rtm. w st. sp. Kazimierz ŻUROMSKI przydział nie znany
Por. Stanisław GÓRECKI dowódca 3 szwadronu
Por. lek.wet. Stanisław KALMAN lekarz weterynarii
Por. rez. Jerzy LIGĘZIEWICZ dowódca I plutonu w 2 szwadronie
Por. rez. Władysław PRECZKOWSKI przydział nie znany
Ppor. Stefan GAUGUSZ dowódca I plutonu w 3 szwadronie
Ppor. Wacław JAHOŁKOWSKI dowódca I plutonu w 1 szwadronie
Ppor. rez. Jan Mieczysław SACZYŃSKI przydział nie znany
Ppor. Zdzisław Gracjan SKLIWA dowódca II plutonu w 3 szwadronie
Ppor. rez. Stanisław WYSOKI przydział nie znany
Ppor. rez.Eugeniusz RZEWUSKI Dowódca III plutonu w 4 szwadronie
Chor. Wacław PIASECKI sztab dowódcy pułku
Marian Hemar
Tej nocy zgładzono Wolność
W katyńskim lesie...
Zdradzieckim strzałem w czaszkę
Pokwitowano Wrzesień.
Związano do tyłu ręce,
By w obecności kata
Nie mogła ich wznieść błagalnie
Do Boga i do świata.
Zakneblowano usta,
By w tej katyńskiej nocy
Nie mogła błagać o litość,
Ni wezwać znikąd pomocy.
W podartym jenieckim płaszczu
Martwą do rowu zepchnięto
I zasypano ziemią
Krwią na wskroś przesiąkniętą.
By zmartwychwstać nie mogła,
Ni dać znaku o sobie
I na zawsze zsostała
W leśnym katyńskim grobie.
Pod śmiertelnym całunem
Zwiędłych katynskich liści,
By nikt się nie doszukał,
By nikt się nie domyślił
Tej samotnej mogiły,
Tych prochów i tych kości-
Świadectwa największej hańby
I największej podłości.
Tej nocy zgładzono Prawdę
W katyńskim lesie,
Bo nawet wiatr, choć był świadkiem,
Po świecie jej nie rozniesie...
Bo tylko księżyc niemowa,
Płynąc nad smutna mogiłą,
Mógłby zaświadczyć poświatą
Jak to naprawdę było...
Bo tylko świt, który wstawał
Na kształt różowej pochodni
Mógłby wyjawić światu
Sekret ponurej zbrodni...
Bo tylko drzewa nad grobem
Stojące niby gromnice
Mogłyby liści szelestem
Wyszumieć te tajemnicę...
Bo tylko ziemia milcząca,
Kryjąca jenieckie ciała,
Wyznać okrutną prawdę
Mogłaby – gdyby umiała.
Tej nocy sprawiedliwość
Zgładzono w katyńskim lesie...
Bo która to już wiosna?
Która zima i jesień
Minęły od tego czasu,
Od owych chwil straszliwych?
a sprawiedliwość milczy.
Nie ma jej widać wśród żywych.
Widać we wspólnym grobie
Legła przeszyta kulami –
Jak inni – z kneblem na ustach,
Z zawiązanymi oczami.
Bo jeśli jej nie zabrała,
Nie skryła katyńska gleba,
Gdy żywa – czemu nie woła,
Nie krzyczy o pomstę do nieba?
Czemu- jeśli istnieje-
Nie wstrząśnie sumieniem świata?
Czemu nie tropi, nie ściga,
Nie sądzi, nie karze kata?
Zgładzono sprawiedliwość,
Prawdę i wolność zgładzono
Zdradziecko w katyńskim lesie
Pod obcej nocy osłoną...
Dziś jeno ptaki smutku
W lesie zawodzą żałośnie,
Jak gdyby pamiętały
O tej katynskiej wiośnie.
Jakby wypatrywały
Wśród leśnego poszycia
Śladów jenieckiej śmierci,
Oznak byłego życia.
Czy spod dębowych liści
Albo sosnowych igiełek
Nie błyśnie szlif oficerski
Lub zardzewiały orzełek,
Strzep zielonego munduru,
Kartka z notesu wydarta
Albo baretka spłowiała,
Pleśnią katyńską przeżarta.
I tylko p a m i ę ć została
Po tej katyńskiej nocy...
Pamięć n i e d a ł a się zgasić,
Nie chciała ulec przemocy
I woła o s p r a w i e d l i w o ś ć
I p r a w d ę po świecie niesie-
Prawdę o jeńców tysiącach
Zgładzonych w katyńskim lesie
Zbigniew Piasecki
4. MÓJ WRZESIEŃ 1939 ROKU I UCIECZKA Z OSTROGA
Na podstawie wywiadu opracowała Barbara Domieniczak
Ostróg – miasteczko położone nad rzeką Horyń, która tworzyła linię graniczną polsko – sowiecką (od1920 do 1939 roku). W latach międzywojennych stacjonował tam19 Pułk Ułanów i 11 Batalion Korpusu Ochrony Pogranicza. W społeczności miejskiej – wielonarodowej - wojsko stanowiło odrębną grupę uczestnicząca w życiu mieszkańców organizując różne imprezy kulturalne i sportowe, a przede wszystkim zapewniało bezpieczeństwo. W sierpniu 1939 roku ostrogski garnizon został odtransportowany koleją na zachód w celu koncentracji jednostek wojskowych bliżej granicy niemieckiej – w rejonie obszaru częstochowskiego. Mobilizacja ta była spowodowana przez agresywne ośrodki władz hitlerowskich.
Nadszedł 1 września, a wiec wojna. Zbrojne dywizje niemieckie wkraczają na nasze ziemie. Poszczególne oddziały wojska polskiego walczą, broniąc się w marszu odwrotowym. Ulegają przewadze sił armii niemieckiej – jednostkom świetnie wyposażonym w broń pancerną i oddziały zmotoryzowane.
Z dużym zainteresowaniem czytałem wówczas gazety i słuchałem radia. Umysłem dziecka oceniałem wydarzenia frontowe, wierząc w nasze wojsko, które tak ładnie prezentowało się na defiladach i defiladach wyczynach sportowych.
17 września bez wypowiedzenia wojny wkroczyło do Ostroga wojsko sowieckie. Najeźdźcy wkrótce zajęli całe Kresy Wschodnie – od północy do południa. Władze sowieckie z miejsca przystąpiły do nowych porządków. Zaczęły się represje wobec Polaków. Wielu rodzinom groziła deportacja głąb ZSRR. Według wcześniej sporządzonych przez miejscowych agentów NKWD list przygotowano wywózkę na Sybir.
Przypadkowo byłem świadkiem aresztowania wojskowych, co boleśnie utkwiło w mojej pamięci. 18 września już świadomy dramatu, jaki mógł dotknąć wszystkich Polaków. Wieczorem nie mogłem zasnąć, a sen był przerywany i pełen koszmarnych wizji.
W ciągu dnia chodziłem przygnębiony. Podczas obiadu oparłem głowę o stół i z płaczem głośno powtarzałem; „ Nie mamy tatusia".
Nie ma już naszej Polski”. Mama czule tuliła mnie do siebie i wypowiadała słowa pocieszenia, że to się wszystko wkrótce zmieni ojciec powróci. Obok siedziała babcia ( mama ojca). Patrzyła na nas i w milczeniu ocierała łzy, płynące po policzkach.
Po pierwszym tygodniu września kazano nam opuścić miejsce zamieszkania w blokach na terenie koszar. Wozy konne ze skromnym dobytkiem ruszyły kolumną od bramy wyjazdowej w kierunku miasta. Przy bramie stała pokażna osób (około kilkadziesiąt), która demonstracyjnie wznosiła złośliwe okrzyki, m.in. „waszej Polski już nie ma! Wyjeżdżajcie stąd do ...!”.
Po kilku dniach stopniowo zacząłem przyzwyczajać się do otaczającej mnie rzeczywistości. Nieujawniony bunt spowodował, że stałem się bardziej odporny na upokorzenia jakich niemało doświadczałem i kłopoty dnia codziennego, spowodowane przez władze sowieckie i nieprzyjaznych nam ludzi, należących do mniejszości narodowych. Wraz z kolegami pragnąłem, wzorując się na bohaterach narodowych i literackich, dokonać czegoś ważnego. Przystąpiliśmy do zaopatrywania w żywność naszych żołnierzy – jeńców ( kilkanaście tysięcy), których sprowadzano na plac apelowy na terenie koszar 19 Pułku Ułanów. Nosiliśmy im chleb, owoce, słoninę i inne produkty kupowane za pieniądze otrzymywane od naszych matek. Były to moje pierwsze działania, czasem bardzo ryzykowne, bo mogły zakończyć się represjami. Za każdym razem strażnicy pilnujący jeńców odpędzali nas od ogrodzenia.
Krótki okres niesienia pomocy jeńcom wojennym skłonił nas (byłych harcerzy w eieku12-13 lat) do założenia tajnego zastępu Z.H.P. któremu przewodził i był inicjatorem syn burmistrza miasta Ostroga Antoni Żurakowski (ur.1923). wywieziony później wraz z całą rodziną w głąb ZSRR. Po dramatycznych przeżyciach na zesłaniu dotarł do organizującego się Wojska Polskiego na Bliskim Wschodzie.
W korpusie gen. Andersa brał udział w kampanii włoskiej, poległ na rzece Chienti 22.06.1944 r.
Pierwsze trzy miesiące okupacji sowieckiej przetrwałem z mama i babcią, dzięki naszemu wujkowi (brat mamy), osadnikowi wojskowemu, który posiadał gospodarstwo rolne, znajdujące się osiem kilometrów od Ostroga, w gminie Chorów. Troszczył się o nasze warunki bytowania, zaopatrywał w żywność, był naszym „aniołem pocieszenia”. Wtedy do Ostroga niezauważeni wrócili do swych rodzin dawaj starsi doświadczeni podoficerowie 19 Pułku Ułanów (wachmistrz Kuchta i starszy wachmistrz Dobrowolski), którym udało się uniknąć niewoli.
W ukryciu przystąpili do organizowania ucieczki, to jest nielegalnego przejścia przez granicę do Generalnej Guberni. Dotyczyło to osób zagrożonych, szczególnie rodzin wojskowych i policyjnych. Ci dwaj życzliwi koledzy pułkowi ojca stwierdzili, że ze względna zawód taty nasza rodzina może być w pierwszej kolejności zesłana do ZSRR. Radzili mamie, by skorzystała z ich usług. Mama z wdzięcznością przyjęła propozycję. Powstał jednak problem, ponieważ babcia liczyła siedemdziesiąt sześć lat i nie nadawała się do ryzykownej ucieczki, jak również wysiłku fizycznego.
Po wkroczeniu armii sowieckiej władze okupacyjne dążyły do wcielenia zajętych ziem II Rzeczypospolitej doi swego obszaru. Już w pierwszych miesiącach dokonywano indywidualnych aresztowań, często skazując na śmierć zasłużone osoby z elit rządzących. Władze NKWD zaplanowały cztery wielkie deportacje obywateli (około1,7 milionów, w tym 60% Polaków). Istocie celem było zniewolenie, wynarodowienie i wyniszczenie intelektualnej czołówki Polaków.
W lutym 1940 roku dokonano pierwszej deportacji, która objęła urzędników państwowych, samorządowych oraz osadników wojskowych. Nie ominęła ona również mieszkańców Ostroga i okolic. Rozpoczęły się aresztowania całych rodzin, kierowanych do transportu kolejowego na Wschód. Tam też trafiła rodzina mego wujka – matka, żona, dwoje dzieci i babcia. Babcia w czasie tej akcji broniła się, gdy siłą prowadzono ja do wagonu towarowego.
Nie chciała jechać w nieznane. Jej opór okazał się nadaremny.
Pociąg ruszył, jednak na stacji Szepietówka sowiecki konwojent, zirytowany płaczem zrozpaczonej staruszki, wypuścił ja ze słowami: ”Idi, ty i tak padachniosz”. Gdy siedziała przerażona na stacji dworcowej, nieznajomy, prawdopodobnie Polak, zaopiekował się nią i odwiózł pociągiem z powrotem do Ostroga. Nie żyła już długo, zadręczał ją lęk o wywieziona rodzinę. Obawy babci były uzasadnione. Mój wujek, przeżył (trafił do Armii Andersa i z nią przeszedł cały szlak bojowy, między innymi brał udzie w bitwie pod Monte Ciasno), ale jego żona i dwoje dzieci zmarli z głodu u chorób na zesłaniu.
Los mamy i mój potoczył się inaczej.
Już w grudniu 1939 roku byliśmy przygotowani do ucieczki na teren Generalnej Guberni. Wtedy wujek, którego Odyseja rodzinna miała się wkrótce zacząć, odwiózł nas na miejsce spotkania poza miasto.
Tam czekała już przygotowana do drogi spora grupa uciekinierów. Saniami kolejno opuszczali osadę. Ruszyliśmy i my w podróż, która trwała cztery dni. Jadąc od świtu do nocy ( około 60 km. dziennie) przemieszczaliśmy się bez komplikacji od wioski do wioski, zmieniając tylko przewodników i woźniców. Towarzyszył nam żal, iż opuszczamy rodzinne miasto, zostawiając cały dobytek na pastwę losu. Wyjeżdżając wraz z matka z Ostroga nie przypuszczałem, że już nigdy nie zobaczę rodzinnych stron, po wojnie nie było powrotu do miejsca mojego dzieciństwa.
Oddalając się coraz bardziej od ojczystego domu niepokoiliśmy się o to, co będzie dalej. Na szczęście przewodnicy wiedzieli jak omijać sowieckie placówki, więc dotarliśmy bez przeszkód do pasa granicznego pod Małkinią. Dalszy etap naszej (mamy i mojej) podróży miał określony cel – dotarcie do rodziny mieszkającej w Tomaszowie Lubelskim. Gdy nocowałem w ostatnim postoju w przygranicznej wiosce, wojenne piekło wtargnęło w moje życie.
Rano budząc się w tej scenerii, słyszę szczekanie psów.
Podchodzę do okna i widzę na wozie zwłoki pomordowanych.
Obraz ich zakrwawionych rąk i ubrań wstrząsnął mną do głębi. Dowiedziałem się, że byli to pechowi uciekinierzy, którzy próbowali przemknąć się na teren Generalnej Guberni.
Dramatyczne przeżycie towarzyszyło mi bez przerwy, gdy wraz z grupą (około 30 ludzi) szedłem przez las w kierunku granicy, a przewodnicy otuleni w białe prześcieradła ( by nie byli widoczni na śniegu) wyglądali jak widma. Miałem wtedy trzynaście lat. Byłem drobny a wyobrażnia osłabiła moje siły tak, że nie nadążałem za sznurem ludzi idących gęsiego przez obcy las. Zgubiliśmy się z mamą w jego gęstwinie.
Organizator ucieczki starszy wachmistrz Dobrowolski zorientował się, że nas brakuje. Zatrzymał grupę i cierpliwie penetrował teren, aż nas odnalazł. Nie miałem sił, by brnąc dalej przez śnieg, więc wziął mnie na plecy i niósł, aż do przejścia przez pas graniczny. Choć to nie była krótka droga, z duszą na ramieniu, ale szczęśliwie przekroczyliśmy pilnie strzeżona granicę.
A teraz zastanawiam się nad tym jak precyzyjny był plan przeprowadzenia zagrożonych rodzin poza zasięg władzy sowieckiej.
Do dziś nie mogę dowiedzieć się, czy tę akcję zorganizowali ludzie dobrej woli, czy było to działanie powstającego Polskiego Państwa Podziemnego. Najważniejsze, że mama i ja oraz wiele innych osób zawdzięczają im uratowanie przed deportacją na Syberię.
Gdy wspominam tamte czasy również z dużym uznaniem wspominam tych wspaniałych przewodników, którzy narażając swoje życie pomagali w ucieczkach prześladowanym rodakom.
Hanna Irena Różycka
Tradycyjnie w dniach 17-18 sierpnia 2007 odbył się XIX Zjazd kawalerzystów w Grudziądzu przedwojennej stolicy polskiej kawalerii. Dzięki wieloletnim działaniom Prezes Fundacji na Rzecz Tradycji Jazdy Polskiej pani mgr Karoli Skowrońskiej miano stolicy kawalerii przetrwało do dziś a panowie oficerowie odczuwają pełną satysfakcję, że te tradycje można kontynuować.
Nadal na Zjazdy przybywają oficerowie z odległych zakątków świata, aczkolwiek coraz mniej licznie...,aby spotkać się i wspominać dawne dzieje, czasy swej młodości.
W tym roku atmosferę Zjazdu okryła żałoba z powodu odejścia na wieczną wartę w dniu 10 sierpnia mjr Władysława Janiszewskiego, absolwenta Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii, bohatera walk września 1939 roku, żołnierza Armii Krajowej, inicjatora i współzałożyciela Fundacji w Grudziądzu w 1991 roku.
Na Zjazd Kawalerzystów przybyli: płk Emil Mentel, ppłk Antoni Ławrynowicz, mjr Jerzy Sas- Jaworski, mjr Zbigniew Makowiecki, rtm. Henryk Solawa, por. Józef Adamczyk, por. Antoni Baszowski, por.Jerzy Brzozowski oraz por.Tadeusz Próchniaki. W Zjeżdzie uczestniczyli potomkowie kawalerzystów Anglii, Francji, USA, Kanady, Szkocji i Litwy. Wystąpiły Kluby Jeździeckie oraz Jednostki wojska Polskiego, które przejęły tradycje przedwojennych pułków kawalerii. W tym roku wyjątkowo nie mógł nie mógł przybyć do Grudziądza nasz rotmistrz Tadeusz Bączkowski.
W pierwszym dniu Zjazdu delegacje złożyły kwiaty przy obelisku Armii Krajowej i gen. Bora Komorowskiego, ostatniego komendanta Centrum Wyszkolenia Kawalerii. Następnie złożyliśmy hołd poległym i zmarłym absolwentom Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii przy obelisku na ul.Chełmińskiej. Zapłonęły znicze i złożono uroczyście wiązanki kwiatów.
Autokarami dotarliśmy na cmentarz garnizonowy, gdzie spoczywa gen. Stefan Castendolo - Kasprzycki. W południe czekała uczestników Zjazdu niespodzianka – wizyta w Stadninie w Nowych Jankowicach. Mieliśmy okazję do zwiedzenia nowoczesnej hodowli koni zimnokrwistych. Zostaliśmy zaproszeni na uroczysty poczęstunek pod namiotami w zabytkowym parku. Spędziliśmy kilka godzin w miłej atmosferze. Na koniec obdarowani chlebem z żołnierskiej kuchni, wdzięczni za gościnę pożegnaliśmy gospodarzy.
Po południu odbyło się posiedzenie Rady Fundacji, na którym zapadła decyzja o terminie Jubileuszowego XX Zjazdu Kawalerzystów ( 22-24 sierpnia 2008 r.) Następnie złożyliśmy wizytę w 8 Grudziądzkim
Batalionie Walki Radio Radioelektronicznej im. gen. Zygmunta Podhorskiego, rozlokowanym w dawnych koszarach im. Księcia Józefa Poniatowskiego. Poczym odbył się bardzo ciekawy koncert zespołu folklorystycznego „Kaszebe” z Chojnic. Wieczorem odbyła się uroczysta kolacja przy świecach w Bursie na ul. Hallera.
W drugim dniu Zjazdu ks. infułat Tadeusz Nowicki odprawił uroczystą mszę świętą w Grudziądzkiej Kolegiacie w intencji kawalerzystów poległych i zamordowanych przez NKWD i koncentracyjnych obozach hitlerowskich, także zmarłych w tym
mjr. Władysława Janiszewskiego.
Wzruszające było przesłanie zmarłego skierowane do weteranów kawalerii i uczestników Zjazdu, odczytane w czasie mszy.
Tradycyjnie złożyliśmy kwiaty i oddaliśmy hołd poległym pod Pomnikiem Żołnierza Polskiego na Rynku i Marszałka Józefa Piłsudskiego na Placu Niepodległości.
W drugim dniu Zjazdu Grudziądz gościł dowódcę Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypaczka. Na uroczystości na Błoniach pod tablicę upamiętniającą konie kawaleryjskie przybyły Władze Grudziądza, dowódca Wojsk Lądowych oraz licznie mieszkańcy grodu. Zostały posadzone drzewka w pobliżu tablicy przez kawalerzystów w asyście młodzieży szkolnej Grudziądza. Pieczę nad tym miejscem powierzono młodemu pokoleniu Grudziądzan.
Na dziedzińcu muzeum pan gen. Waldemar Skrzypczak w swoim wystąpieniu nawiązał do historycznych tradycji kawalerii i przyjął i podziękował za zaproszenie na XX Jubileuszowy Zjazd.
W Muzeum została otwarta wystawa – „Kawaleria w akwarelach S. Gepnera i M. Hernika”. W Salach Tradycji Jazdy Polskiej nastąpił historyczny akt przekazania kopii Buńczuka Tatarskiego, symbolu Szwadronu Tatarskiego Tatarskiego 13 Pułku Ułanów Wileńskich kieleckiemu Ochotniczemu Szwadronowi Kawalerii im. 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Aktu przekazania Buńczuka dokonał Związek Tatarów Rzeczypospolitej Polskiej.
Major Zbigniew Makowiecki z Londynu, Vice Prezes Zrzeszenia Kół Pułkowych kawalerii wręczył Klubowi Jazdy „Joker” dekret o prawach dziedziczenia tradycji 8 Pułku Strzelców Konnych z
Chełmna. Pan mgr Lesław Kukawski wręczył swą książkę „Grudziądz Stolica Kawalerii Polskiej” gimnazjalistom ze szkół Grudziądza.
Po tradycyjnym obiedzie w Bursie nastąpiło zakończenie XIX Zjazdu.
Dla młodzieży bardzo licznie biorącej, udział w Zjeżdzie, dla potomnych absolwentów prześwietnej Szkoły Kawalerii z kraju i z zagranicy, dla młodzieży z klubów Jeżdieckich, spotkanie z niezwykłymi ludżmi – to prawdziwa lekcja historii, czego dowodem jest przejmowanie tradycji przedwojennych pułków kawaleryjskich.
Dla drogich panów oficerów – absolwentów absolwentów C.W.K. to miejsce i czas na dzielenie się wspomnieniami z innymi, a dla pozostałych uczestników to wielki zaszczyt przebywania w tak szlachetnym gronie.
Za to wszystko dziękujemy naszej Drogiej Pani Prezes Karoli Skowrońskiej i pozostałym współpracownikom i fundatorom – Władzom Grudziądza i Garnizonowi Grudziądz.
Życzymy dużo dalszych sukcesów w realizacji tak ambitnych przedsięwzięć ku Chwale Polskiej Kawalerii.
Włodzimierz Majdewicz
Coraz mniej w naszym gronie tych, którzy w końskim siodle rozpoczynali wojnę ruszając na front we wrześniu 1939 roku.
Jednym z nich jest wieloletni członek naszego Stowarzyszenia Rodzina19 Pułku Ułanów Wołyńskich oficer kawalerii pan major Jerzy Sas – Jaworski potomek starej ziemiańskiej rodziny o patriotycznych tradycjach. Tradycją tej rodziny było to, że mężczyźni poświęcali się służbie wojskowej, zostając oficerami.
Osierocony przez wcześnie zmarłą matkę Jerzy Sas-Jaworski wychowywał się u babki w Szczebrzeszynie.
Ukończył gimnazjum w Zamościu. Babka była wdową po pułkowniku Stanisławie Sas- Jaworskim, który zginął na terenie Rosji w czasie rewolucyjnej zawieruchy w 1917 roku. Jego najstarszy syn również Stanisław był ojcem pana Jerzego. Służył on jako kwatermistrz stopniu majora w 23 Pułku Piechoty im płk. Leopolda Lisa-Kuli we Włodzimierzu Wołyńskim. Kawaler Krzyża Walecznych ze swym pułkiem wyruszył na front, ranny we wrześniu 1939 roku.
Stryj major kawalerii Romuald Sas - Jaworski za walki z bolszewikami w 1920 roku odznaczony był Krzyżem Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych. Ranny we wrześniu 1939 ze swym 7 Pułkiem Ułanów Lubelskich walczył w rejonie Zamościa i pod Krasnobrodem. Dostał się do sowieckiej niewoli, był w Starobielsku, w 1940 roku został zamordowany przez NKWD w Katyniu.
Artylerzystą konnym był por. Eugeniusz Sas – Jaworski, służył w 8 Dywizjonie Artylerii Konnej w Białymstoku potem w dywizjonie ćwiczebnym pociągów pancernych w Wilnie. Ciężko ranny podczas katastrofy pociągu pancernego zmarł w1924 roku.
Por. Tomasz Sas - Jaworski służył w 6 Pułku Piechoty Legionów w Wilnie. W 1939 roku dowodził kompanią, odznaczony został Krzyżem Walecznych. Dostał się do niewoli niemieckiej całą wojnę spędził oflagu. Był w grupie polskich oficerów jeńców przywiezionych przez Niemców do Katynia aby obserwowali prace ekshumacyjne prowadzone przez specjalną ekipę Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Najmłodszy Kazimierz Sas – Jaworski służył w lotnictwie.
Zgodnie z rodową tradycją w ślady ojca i stryjów podążył Jerzy Sas – Jaworski. Dostał się do słynnej Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. Latem 1939 roku odbywał praktykę w 22 Pułku Ułanów Podkarpackich, który do wojny stacjonował w Kraśniku. Praktyka 19 letniego podchorążego przerwana została wybuchem wojny i udziałem w kampanii wrześniowej 1939. Uniknął niewoli potem walczył w szeregach Armii Krajowej na Lubelszczyźnie i Polesiu. Po wkroczeniu Armii Czerwonej zagrożony aresztowaniem jak wielu młodych wstąpił na ochotnika do Ludowego Wojska Polskiego. Służył w 7 Pułku Piechoty przebywając od tego momentu jego szlak bojowy, jako kawalerzysta został dowódcą zwiadu konnego. W ustawicznych walkach na pierwszej linii frontu dotarł aż pod Berlin gdzie został ciężko ranny.
Po wyleczeniu otrzymał nowy przydział do 1 Pułku Ułanów w ramach I-Warszawskiej Dywizji Kawalerii, którą w 1945 roku sformowano na bazie I-Samodzielnej Warszawskiej Brygady Kawalerii. I-Warszawska Dywizja Kawalerii była ostatnią w historii Polski dużą jednostką kawalerii w dosłownym znaczeniu tego słowa. Dywizja ta stacjonowała na Pomorzu i należała do Pomorskiego Okręgu Wojskowego.
Nowo sformowany1 Pułku Ułanów stacjonował wtedy w Trzebiatowie. 2 Pułk Ułanów stacjonował w Sławnie a 3 Pułk Ułanów wraz z dowództwem Dywizji i innymi w chodzącymi w jej skład jednostkami i służbami stacjonował w Koszalinie.
Rozkazem z dnia 27 stycznia 1947 roku I-Warszawską Dywizję Kawalerii rozwiązano. Pozostawiono jedynie złożony ze stu ułanów szwadron przeznaczony do celów reprezentacyjnych . Szwadron ten rozformowano w połowie 1948 roku. Porucznik Jerzy Sas - Jaworski rozstał się z koniem w roku 1947 kiedy zlikwidowano kawalerię.
Wśród rodzinnych pamiątek zachowało się zdjęcie pana Jerzego Sas- Jaworskiego, na którym widzimy młodego, eleganckiego porucznika kawalerii z Krzyżem Virtuti Militari, baretką Krzyża Walecznych i wieloma baretkami innych odznaczeń bojowych. Nad nimi pozioma wstążeczka z trzema gwiazdkami odznaka za wielokrotne rany otrzymane na polu walki.
Po rozstaniu z koniem por. Jerzy Sas – Jaworski nie pozostał długo w wojsku. Z uwagi na swe ziemiańskie pochodzenie a tym samym „niepewną postawę polityczną” został zwolniony z wojska.
Jednak w przypadku pana Jerzego Sas - Jaworskiego całkowite pożegnanie się z końmi okazało się niemożliwe. Przez 40 lat był Dyrektorem znanej w kraju i poza granicami Państwowej Stadniny Koni w Kozienicach. Stadnina w Kozienicach stała się słynna a wywodzące się z niej konie osiągały olśniewające sukcesy.
Warto przypomnieć, choć kilka z nich: WIZJER, CEDRIC, SOLALI, CZERKIES, SKUNKS I CHRYSTON, zwyciężały w nagrodach Derby, w tym SOLALI i CZERKIES, jako trójkoronowani. Zadaniem stadniny w Kozienicach i głównym jej celem jest produkowanie materiału hodowlanego na potrzeby krajowej hodowli
pełnej krwi i półkrwi. W hodowli pełnej krwi wyraźnie zaznaczyły się takie reproduktory hodowli kozienickiej, jak SKARB i jego syn SOLALI, SURMACZ, GRYS, SUPER, SKUNKS, CZUBARYK. Duże osiągnięcia hodowlane Stadniny w Kozienicach są wynikiem pracy hodowlanej realizowanej przez jej drektora Jerzego Sas-Jaworskiego. Trzeba jeszcze nadmienić, że zorganizowana została własna stajnia treningowa. W ciągu 5 lat stajnia wygrała 111 gonitw.
Z dniem 10.02.2000 roku postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej za wybitne zasługi w hodowli koni Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski odznaczony został pan Jerzy Sas-Jaworski. Przy tej okazji padły następujące słowa
„Kozienice ze zrujnowanego doszczętnie po wojnie gospodarstwa, stały się czołową stadniną koni pełnej krwi angielskiej.
Polskie konie z polskiej hodowli na przestrzeni wielu lat były widoczne, odnosiły sukcesy na torach wyścigowych Europy: Niemiec, Włoch, Skandynawii, Francji, Austrii”.
Anna Sas-Jaworska
Ten komunikat zatrzymał mnie w domu i telefony „Mama nie narażaj zdrowia”.
Prawie miesiąc bezczynności, patrzenia w sufit i plany, co będę robić gdy minie uporczywy kaszel.
Tak to bywa, że nie zawsze żyje się według planu.
Niespodziewany telefon – zmarł Ryszard Wituszyński, zawiadamia Andrzej Orłoś dzwoniąc po całej Polsce.
Decyduję się wziąć udział w pogrzebie, opłatki będą jak zdrowie pozwoli, a pogrzebem nikt czekać nie może.
Dlaczego dziś o tym piszę? ....
Ta smutna uroczystość związana jest pośrednio z 19 Pułkiem Ułanów Wołyńskich.
Jest zwyczaj w naszej „rodzinie” hodowców – koniarzy, że jedzie się na te ostanie ziemskie spotkanie.
Pogrzeb w Kielcach na Tarczówce, Tarczówce kościele św. Wincentego.
W tych stronach urodził się ś.p. Ryszard Wituszyński, tu spoczął w grobie rodzinnym obok swej Matki – miała 99 lat – odznaczona za swoją piękną działalność patriotyczną – wyjaśniła się sprawa odwagi w czasie pokoju Jej Syna.
Otóż dyrektor stadniny koni Plenkity wyciągnął pomocną dłoń do pułkownika Piotraszewskiego – zastępcy Feliksa Sas-Jaworskiego, późniejszego dowódcy 19 Pułku Ułanów.
Pułkownik Aleksander Piotraszewski związany z moja rodziną, znalazł się w bardzo trudnej sytuacji materialnej. ś.p. Ryszard Wituszyński zatrudnił go u siebie na stanowisku koniuszego, koniuszego żrebięciarni, gdzie Wój Oleś do końca życia mógł być zdala od ludzi, wśród umiłowanych koni.
Pułkownik Piotraszewski po zakończeniu służby wojskowej, był szefem komisji remontowej(tzn. zakupu koni dla wojska).
Świętej pamięci Ryszard Witaszyński odważył się zorganizować pogrzeb żołnierski – dziś to może dziwić, ale w minionych czasach wymagało to wielkiej odwagi, można było stracić prace, a jakby się ktoś uparł nawet posiedzieć.
Stojąc obok grobu rodzinnego stało się dla mnie jasne, że Syn takiej Matki nie mógł postąpić inaczej.
Jadąc z kościoła na odległy cmentarz obok młodego księdza zdziwionego numeracja samochodów opowiedziałam mu w paru słowach, dlaczego tu zjechaliśmy - zorientowałam się, że nie bardzo „kuma”- zdecydowałam się nas grobem wziąć mikrofon, choć drżał mi głos powiadomić zebranych o tym odważnym czynie w czasach pokoju.
Hanna Irena Różycka
W dniu 22 stycznia 2008 roku w Sali Konferencyjnej Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Turystyczno – Krajoznawczego przy ulicy Senatorskiej w Warszawie spotkaliśmy się tradycyjnie na dorocznym spotkaniu opłatkowym organizowanym przez Zarząd Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
W imieniu gospodarzy powitał nas w gościnnych progach Przewodniczący Komisji Turystyki Pieszej ZG PTTK, a jednocześnie nasz kolega Włodzimierz Majdewicz. Uroczysty charakter wystroju Sali podkreślał powagę i atmosferę naszego spotkania.
Pożegnaliśmy odchodzący 2007 rok, w którym tak wiele wydarzyło się. Trzeba przyznać, że były chwile dla nas szczególnie trudne, i z tym należało pogodzić się również.
Minutą ciszy uczciliśmy pamięć zmarłego w dniu 20 grudnia śp. Jana Ofrechta, wieloletniego członka naszego Stowarzyszenia.
Pan Jan Ofrecht z pełnym oddaniem i bardzo aktywnie wspierał działania swojej małżonki pani Haliny Anny Ofrecht, obecnej dziś z nami na rzecz utrwalania historii i tradycji 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Ostatnio śp. pan Jan Ofrecht zajmował się korektą publikacji Stowarzyszenia pod tytułem „ Chwalebne tradycje 19 Pułku Ułanów Wołyńskich”.
W życzliwej atmosferze rodziny ułańskiej podzieliliśmy się opłatkiem – symbolem Chleba i Miłości, życząc wzajemnie zdrowia i sił oraz wszelkiej pomyślności w działaniach społecznych i zawodowych na rzecz wspólnego dobra – Ojczyzny, wychowania następnych pokoleń Polaków w duchu poszanowania naszej historii i tradycji, w trosce o przyszłe dobro narodu i na rzecz chwały naszego 19 Pułku Ułanów z Ostroga.
Chociaż wielu członków Stowarzyszenia nie mogło przybyć na naszą uroczystość, czuliśmy ich obecność w naszych sercach. Pamiętał o naszym spotkaniu pan rotmistrz Tadeusz Bączkowski śląc życzenia z Londynu, podobnie pani Nowińska – Zawistowska z
Krakowa, państwo Sas – Jaworscy z Kozienic, ze Szczecina nasz kolega Zbigniew Piaseczki rodem z Ostroga, pani Elżbieta Kotarska i państwo Grażyna i Konrad Sierakowscy.
Do naszego grona dołączyła pani mgr. Monika Prochot, dyrektor Zespołu Szkół nr.70 w tym Szkoły nr. 204 im. 19 pułku Ułanów Wołyńskich z Radości, przybyła w towarzystwie pani vice dyrektor.
Przy świątecznie nakrytym stole, w blasku świec toczyły się rozmowy, wspomnienia, śpiewaliśmy kolędy i pieśni ułańskie. Dobrze nam było w gronie naszej ułańskiej rodziny.
Wydobyty z archiwum domowego pana śp. wachmistrza Edwarda Sarny utwór wierszowany na temat walk pod Mokrą został odczytany przez jego syna pana Stefana Sarnę i przekazany do archiwum naszego Stowarzyszenia. Była tez okazja by gorąco wesprzeć inicjatywę i starania Dyrekcji o nadanie imienia 19 Pułku Ułanów Wołyńskich całemu Zespołowi Szkół nr 70 w Warszawie Radości.
Od 1994 roku 19 Pułk Ułanów Wołyńskich jest patronem szkoły Podstawowej nr 204. Tradycje i historia patrona przekazywana i kultywowana jest tam od wielu lat. Na dziedzińcu szkolnym przy ul. Bajkowej wznosi się pomnik 19 Pułku Ułanów z inskrypcją
„ A wy winniście im cześć - Adam Asnyk „
„Żołnierzom 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
1917 Polski Szturmowy Szwadron Huzarów
1920 Zwycięska Bitwa pod Skrzeszewem
1939 Odznaczenie Pułku Krzyżem Virtuti Militari”
Nasz czas spotkania dobiegał końca i trzeba było pożegnać się do następnego razu.
Dosiego roku!
Włodzimierz Majdewicz
Ten starszy i mało znany pomnik odsłonięty został uroczyście w dniu 22 czerwca 1983 roku w 300 - rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej.
Wyprawa wiedeńska króla Jana III Sobieskiego jak wiemy z kart historii zakończyła się znamienitym zwycięstwem przysparzającym chwały polskiemu orężu i zwycięskiemu wodzowi.
Punktem kulminacyjnym tej wielkiej z rozmachem i po mistrzowsku przeprowadzonej operacji wojskowej była słynna szarża polskiej jazdy.
Ta wspaniała brawurowa szarża przeprowadzona została siłami ponad 20 000 jezdnych w tym 3000 husarzy, którzy stanowili główny trzon uderzeniowy wojsk Jana III Sobieskiego i całej armii sprzymierzonych oddanej pod jego dowództwo.
Historycy uznali, że była to największa szarża kawalerii w historii Europy.
Dysponowaliśmy w tamtych czasach husarią, niezwykle groźną w boju ciężką a jednocześnie szybką jazdą.
Potęga Wschodu niezwyciężona dotąd ponad 110 000 tysięczna armia dowodzona przez Wielkiego wezyra Kara Mustafę pod niezwykle potężnym i gwałtownym uderzeniem naszych pancernych poszła w rozsypkę.
Dalszy złowrogi i triumfalny marsz otomańskiego imperium na podbój Europy został definitywnie wstrzymany.
Kara Mustafa uchodził w niesławie, jego potęga nigdy już nie została odbudowana a plany i marzenia podboju kolejnych państw legły w gruzach.
Polski oręż uratował wtedy Europę z jej kulturą i religią po raz pierwszy i jak pokazała potem historia nie po raz ostatni.
Wydarzyło się to 12 września 1683 roku pod Wiedniem i właśnie
to ogromniej wagi wydarzenie historyczne z inicjatywy weteranów kawalerii i artylerii konnej II Rzeczypospolitej, bezpośrednich spadkobierców chwały husarzy z pod Wiednia upamiętniono pomnikiem - epitafium.
Tego zapomnianego a przecież tak ważnego pomnika nie trzeba szukać gdzieś w odległych dzielnicach czy na obrzeżach Warszawy.
Pomnik ten znajduje się, bowiem w części miasta często i chętnie odwiedzanej przez mieszkańców Warszawy i obowiązkowo przez liczne przybywające do Stolicy wycieczki i grupy indywidualnych turystów krajowych i zagranicznych.
Aby go obejrzeć trzeba udać się na Stare Miasto tam gdzie Krakowskie Przedmieście łączy się z Placem Zamkowym i odwiedzić szacowne mury kościoła akademickiego pod wezwaniem Świętej Anny.
Po przekroczeniu progu świątyni, gdy oswoimy się przepychem barokowego wystroju, aby stanąć przed obiektem naszych poszukiwań, należy z głównej nawy kościoła skierować się wzdłuż zachodniej ściany do kaplicy Matki Boskiej Loretańskiej.
Klasycystyczna kaplica dobudowana została do bryły kościoła
w 1837 roku według projektu znanego i zasłużonego dla Warszawy architekta Henryka Marconiego.
Kaplica ta została całkowicie zniszczona już w pierwszych dniach wojny podczas oblężenia Warszawy we wrześniu 1939 roku.
Odbudowana po wojnie, posiada ceramiczny kasetonowy strop i ołtarz z polnych kamieni. Nad ołtarzem umieszczono figurę Matki Boskiej Loretańskiej.
Na ścianach tej kaplicy umieszczono wiele tablic pamiątkowych, zwraca uwagę piękne i okazałe epitafium polskich i angielskich lotników.
Na jednej ze ścian wmurowano tablicę pamiątkową ku czci pomordowanych w czasie II-wojny światowej wychowawców i nauczycieli warszawskich szkół średnich i wykładowców wyższych uczelni.
W tej samej kaplicy znajduje się również tablica poświęcona architekt Beacie Trylińskiej zasłużonej dla powojennej odbudowy zabytków wśród nich kościoła pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na ulicy Przyrynek, Kościoła Wszystkich Świętych na Placu Grzybowskim oraz Kościoła Świętej Anny.
Inż. arch. Beata Trylińska jako opiekun i konserwator związana była z kościołem Świętej Anny od 1933 roku aż do swej śmierci w1973 roku.
Znajduje się tam wiele niezwykle ciekawych i cennych tablic przy, których warto zatrzymać się na chwile zadumy.
Znajdują się tam również urny a prochami polskich oficerów zamordowanych przez NKWD w Charkowie i Miednoje.
Gdy już znajdziemy się w kaplicy Matki Boskiej Loretańskiej skierujmy się w lewo.
Tam na zachodniej ścianie znajduje się monumentalne - epitafium pokrywające całą jej powierzchnię - to właśnie jest obiekt naszych poszukiwań,
    POMNIK CHWAŁY KAWALERII I ARTYLERII KONNEJ.
Pomnik uroczyście odsłaniali ks. prałat Tadeusz Uszyński - ówczesny rektor kościoła akademickiego, szef i twórca zarazem
Duszpasterstwa Weteranów Kawalerii i Artylerii Konnej w asyście księży eks - kawalerzystów Jana Sikory i Władysława Szczepanika. Towarzyszyli im oficerowie września 1939 roku, dziś już postacie historyczne płk dypl. Zygmunt Walter- Janke, oficer
7 Dywizjonu Artylerii Konnej, służący potem w Sztabie Kresowej Brygady Kawalerii, a w czasie okupacji hitlerowskiej komendant Śląskiego Okręgu Armii Krajowej oraz ppłk Henryk Leliwa -Roycewicz z 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich, odnoszący przed wojną sukcesy w sporcie jeździeckim, członek polskiej ekipy, która zdobyła srebrny medal na olimpiadzie w Berlinie we Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego w 1936 roku. W czasie Powstania Warszawskiego 1944 roku wtedy jeszcze rotmistrz „Leliwa” był dowódcą Batalionu Armii Krajowej "Kiliński " wsławionego zdobyciem gmachu "Pasty".
Większość z tego szacownego grona niestety odeszła już na wieczną wartę.
Zrealizowanie tego pomnika w znacznym stopniu zawdzięczać należy inicjatywie, osobistemu zaangażowaniu i odwadze księdza prałata pułkownika Tadeusza Uszyńskiego, który w tamtych trudnych latach stanu wojennego gospodarzył w Kościele św. Anny.
Warto przy tej okazji przypomnieć, że Ksiądz Tadeusz Uszyński związany był ściśle ze Stowarzyszeniem Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Był przy „narodzeniu” się naszego Stowarzyszenia a potem już zawsze towarzyszył nam we wszystkich ważnych dla nas wydarzeniach.
Bywał honorowym gościem na naszych uroczyście obchodzonych Świętach Pułku. Przypinał wtedy do sutanny Odznakę Oficerską 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, którą zosta uhonorowany za zasługi dla pamięci Pułku i naszego Stowarzyszenia.
Pamiętamy jego przyjazny, ciepły uśmiech z naszych spotkań z okazji Opłatka czy „Ułańskiego Jajeczka” organizowanych w Klubie Oddziału Stołecznego Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Czuł tam się świetnie przecież był od kilkudziesięciu lat członkiem PTTK, posiadał tytuł Honorowego Przodownika Turystyki Pieszej.
Wracając do pomnika Okazuje się, że trudno dziś po latach odtworzyć pełne imiona i nazwiska twórców tego monumentu.
Udało mi się jedynie ustalić, że autorem ogólnej koncepcji pomnika był artysta plastyk Kadlewicz, pięknego wykutego w miedzi orła z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej na piersiach, który jest istotną częścią tej kompozycji wykonał profesor Knobluch.
Przepiękne marmurowe kilkumetrowej wysokości skrzydła husarskie wykonał artysta kamieniarz Tarnowski. W górnej części skrzydeł wyryto złote słowa „BÓG – HONOR I OJCZYZNA”.
Między zwieńczeniem skrzydeł u góry na środku zawieszono miedziany Krzyż Virtuti Militari.
Tuż pod wspomnianym pięknym, pokaźnych rozmiarów miedzianym orłem - centralnym akcentem kompozycji znajduje się właściwie do niedawna znajdował piękny hełm typu francuskiego (wzór.1915 tak, zwany "Adrian" od nazwiska płk Adriana który, go zaprojektował).
Chełmy tego rodzaju powszechne były w wojsku
polskim czasie pierwszej wojny światowej.
Te charakterystyczne grzebieniaste hełmy miały wiele zalet i przetrwały do II wojny światowej jako wyposażenie broni jezdnych. Zrosły się one w pamięci starszych pokoleń z sylwetką polskiego kawalerzysty w oporządzeniu bojowym.
Na hełmie tym mieszczono rodzaj otoku, który tworzyły metalowe emaliowane barwne proporce wszystkich pułków szwoleżerów, ułanów, strzelców i artylerzystów konnych.
Chełm umocowano na graniastosłupie, który przez ukośne umieszczenie pasów białych i czerwonych nasuwa skojarzenie ze słupem granicznym.
Chełm ten ma swoją ciekawą historię zanim stał się elementem pomnika - epitafium został ofiarowany Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski w1979 roku przez weteranów kawalerii.
Papież Jan Paweł II ze wzruszeniem przyjął ten żołnierski dar i przekazał go następnie do zbiorów Duszpasterstwa Weteranów Kawalerii I Artylerii Konnej, które miało w tym czasie swą siedzibę w Sali Rycerskiej znajdującej się na jednej z wyższych kondygnacji wieży kościoła Świętej Anny.
Kilka lat temu zauważyłem, że z hełmu skradziono żołnierskiego orła, zostały tylko, otwory po nitach, którymi był przymocowany.
Obecnie z postumentu sterczy jedynie skręcony metalowy płaskownik, który stanowił podstawę hełmu. Pod tym kikutem pozostała jedynie mosiężna tabliczka z grawerowanym napisem.
„W HOŁDZIE OJCU ŚWIĘTEMU JANOWI PAWŁOWI II
Z MIŁOSCIĄ, WIARĄ I NADZIEJĄ
WETERANI KAWALERII I ARTYLERII KONNEJ
ZGRUPOWANI W DUSZPASTERSTWIE
PRZY KOŚCIELE ŚWIĘTEJ ANNY W WARSZAWIE”
WARSZAWA CZERWIEC A.D.1979
Wypada mieć nadzieję, że ten kawaleryjski hełm jest jedynie w konserwacji i powróci z czasem na swoje miejsce.
Husarskie skrzydła z białego marmuru stanowią rodzaj ramy dla centralnej części kompozycji. Obramowują one ścianę, którą w dolnej
części wykonano z czerwonego chropawego piaskowca w górnej części z cegieł.
Ta ściana jest tłem dla obelisku i orła na niej rozrzucono nazwy pół bitewnych CEDYNIA,GRUNWALD, KIRCHOM, WIEDEŃ, KOMARÓW i innych na, których okryła się chwałą jazda polska.
Białe marmurowe podstawy każdego z olbrzymich husarskich skrzydeł zdobią złocone napisy na lewej
” POLONIA SEMPER FIDELIS”
na prawej
„POMNIK CHWAŁY KAWALERII I ARTYLERII KONNEJ”
Pionowym pasem umieszczone na tle białego marmuru złożone z brązowych liter napisy to – kolejne miejsca słynnych bitew kawalerii artylerii konnej.
Poniżej przymocowano dwie skrzyżowane autentyczne szable ułańskie (typu wz.34 słynne ludwikówki).
Po prawej stronie na takim samym pasie i takimi samymi literami uwieczniono nazwiska słynnych wodzów, hetmanów i dowódców polskiej jazdy począwszy od konnych wojów aż po wiek XX, gdy w czasie II wojny światowej wierni tradycji i barwom swych pułków polscy kawalerzyści przesiedli się na czołgi.